Konflikt z Szulczkiem i odejście dyrektora? Prawda wygląda inaczej

Od awansu do Ekstraklasy Warta Poznań miała już pięciu dyrektorów sportowych, wkrótce będzie miała szóstego. Z klubem pożegnał się bowiem Tomasz Pasieczny. Dlaczego kolejny szef pionu sportowego odszedł z poznańskiego klubu? O co chodzi w środowiskowych plotkach, które głoszą, że Dawid Szulczek staje się "małym Papszunem" i ile w nich prawdy? Kto może zostać nowym dyrektorem sportowym Warty?

Dawid Szulczek i Bartłomiej Farjaszewski (Warta Poznań)
Obserwuj nas w
Dawid Szulczek i Bartłomiej Farjaszewski (Warta Poznań) Na zdjęciu: Dawid Szulczek i Bartłomiej Farjaszewski (Warta Poznań)
  • Warta daje sobie miesiąc na znalezienie nowego dyrektora sportowego
  • Głównym powodem rozstania się z Pasiecznym był fakt, że ten pracował w klubie zdalnie, ale generalnie “Zieloni” byli zadowoleni z jego pracy
  • Nowy dyrektor będzie szóstą osobą na tym stanowisku od momentu awansu Warty do Ekstraklasy

Kim jest dyrektor sportowy?

W niewielu klubach Ekstraklasy posada dyrektora sportowego jest czymś, wokół czego kręci sie długofalowa wizja budowania pionu sportowego. Ostatnie lata nieco zmieniają rynek dyrektorów sportowych w Polsce, trwa drugi już kurs dyrektorów prowadzony przez PZPN, w niektórych zespołach widzimy stabilizację na tym stanowisku, ale wciąż panuje przekonania, że dyrektor sportowy to “pan od transferów”.

A tymczasem ludzie zatrudnieni na tym stanowisku w teorii powinni mieć dużo szersze kompetencje. Dyrektor sportowy to tak naprawdę szef całego działu sportowego – powinien odpowiadać za zatrudnianie, weryfikacje i zwalnianie trenera. W jego rękach spoczywać powinien obowiązek budowania kadry – od transferów do klubu, przez przedłużenia kontraktów i transfer zawodników z akademii, po negocjowanie odejść z klubu. Dyrektor sportowy w świecie idealnym powinien być kluczową osobą, która łączy interesy i oczekiwania działu finansów, trenera, prezesa, szefa akademii, by na koniec odpowiadać przed radą nadzorczą.

POLECAMY TAKŻE

Intensywna rotacja na tym stanowisku przeważnie nie kończy się niczym dobrym. Prowadzi do tego, że kadra drużyny jest potworkiem powstającym w wyniku łączenia wizji kilku ludzi po sobie. Jeden dyrektor chce krótkoterminowych wypożyczeń zawodników zagranicznych, jego następca chciałby stawiać na młodzież, a ten trzeci podpisuje kontrakty z doświadczonymi Polakami. Brakuje wówczas spójności. Cierpią na tym też procesy budowania struktur – jeden chce skautingu wideo, drugi chciałby wysyłać skautów w teren, a trzeci wolałby polegać na poleceniach ze strony menadżerów. Szwankuje też długofalowa ocena pracy trenera, bo jeśli szkoleniowiec “przeżywa” jednego, drugiego i trzeciego dyrektora sportowego, to raczej on może przyglądać się ich pracy, a nie oni rozwojowi lub regresowi trenera.

Czy wobec tego Warta Poznań – choć często jest stawiana jako wzór stabilizacji sportowej budowanej w ograniczonych finansowo warunkach – jest zagrożona wewnętrznym bałaganem? Od awansu do Ekstraklasy minęły trzy lata, a funkcję dyrektora sportowego pełniło w niej już pięć osób. A wkrótce będzie i szósta, bo Tomasz Pasieczny też rozstał się z klubem.

Dlaczego Warta często zmienia dyrektorów sportowych?

Chronologia pracy dyrektorów sportowych w Warcie wygląda następująco:

  • Robert Graf – wprowadzenie klubu do Ekstraklasy, odszedł po wykupieniu go przez Raków Częstochowa
  • Radosław Mozyrko – ściągnął Szulczka, przeprowadził udane zimowe okno i został wykupiony przez Legię Warszawa
  • Piotr Barłóg – odszedł po wygaśnięciu umowy
  • Tadeusz Fajfer – pracy de facto nie rozpoczął z uwagi na problemy zdrowotne
  • Tomasz Pasieczny – był przedstawicielem rady nadzorczej, ale wskoczył za Fajfra i spędził na tym stanowisku półtora roku

Gołym okiem widać, że choć dynamika pracy na tym stanowisku w ekipie “Zielonych” jest duża, to… Warta całkiem nieźle potrafi dyrektorów promować. Graf na tyle sprawnie działał w Poznaniu, że został bodaj jako pierwszy dyrektor sportowy w Polsce wykupiony – i to przez Raków, który uchodzi za klub z dobrym okiem do ludzi w kadrach zarządzających. Mozyrko też zanotował awans, bo został dyrektorem skautingu w Legii Warszawa i warszawski klub również wykupił go z Warty. To naprawdę rzadkość w Polsce, że kluby decydują się to podobne podkupywanie pracowników ze swojej ligowej konkurencji.

Trzeba oddać Warcie, że w obu przypadkach miała nosa. Graf ma zasługi, bo to za jego kadencji klub awansował do Ekstraklasy i następnie się w niej utrzymał, a przecież nie był do tej pory mocnym nazwiskiem na rynku dyrektorskich. Mozyrko? Jego nazwisko nie było anonimowe, ale nie pracował w tej roli – tymczasem stoi za nim zatrudnienie nieoczywistego trenera w postaci Dawida Szulczka, następnie bardzo udane okno zimowe, które ostatecznie pozwoliło na spokojne utrzymanie.

Barłóg? To były pracownik Lecha, później działał w FIFA, natomiast nie miał odpowiedniego doświadczenia w kwestiach stricte sportowych. W Warcie zdiagnozowano, że nie daje odpowiedniej jakości w kwestii doboru piłkarzy, zarządzania kadrą, ale odnalazłby się w w kadrze zarządzającej. Chociażby przy ewoluującej akademii. Ale ostatecznie ten pomysł zaniechano i Barłóg definitywnie rozstał się z Wartą.

Doświadczony Fajfer miał skupić się na kwestiach sportowych. Transfer, skauting, przedłużenia kontraktów, współpraca ze sztabem pierwszej drużyny, akademia. Plany były ambitne, ale problemy zdrowotnego byłego piłkarza nie pozwoliły mu tak naprawdę na rozpoczęcie pracy. Trzeba było szukać rozwiązania tymczasowego, które… przerodziło sie w rozwiązanie długofalowe.

Tomasz Pasieczny – dlaczego odszedł z Warty?

Pasieczny to m.in. długoletni skaut Arsenalu. W Polsce w przeszłości był dyrektorem sportowym Cracovii, a później Wisły Kraków, gdzie został zwolniony po ostatnim okienku przed spadkiem “Białej Gwiazdy” do 1. ligi. Kierował też pierwszym kursem na dyrektora sportowego organizowanego przez PZPN. W Warcie początkowo był przedstawicielem rady nadzorczej do spraw sportu – chciał go Bartłomiej Farjaszewski, właściciel klubu. Pasieczny miał być prawą ręką Farjaszewskiego, by weryfikować to, co dzieje się w klubie w kwestiach sportowych. Miał pilnować tego, by wizja właściciela była realizowana i klub nie rozjechał sie w swoich założeniach.

Ale wobec stanu zdrowia Fajfra uznano, że Pasieczny może pomóc klubowi w innej roli. De facto to on był dyrektorem sportowym. Ale był nim na odległość – pracował z Krakowa. Jak słyszymy w klubie – to utrudniało kilka kwestii. Chociażby bieżącą ocenę dyspozycji zawodników na treningach, ściślejsza współpracę ze sztabem i trenerem, komplikowało też niektóre formalności. Klub nie obrażał sie na taką formę współpracy, bo ostatecznie był zadowolony z efektów pracy Pasiecznego, który ma rozległe kontakty zagraniczne, duże doświadczenie z pracy ze skautingiem oraz analizą danych.

Kluczowy był jednak aspekt pracy na miejscu. Pasieczny w Krakowie ma rodzinę i zakładał przy wiązaniu sie z Wartą, że będzie tylko doradzał z posady w radzie nadzorczej. Gdy przyszło do zastąpienia Fajfra, to sytuacja zrobiła się bardziej zagmatwana. – Tomek pracował dobrze, byliśmy zadowoleni z tych efektów, podobały nam się transfery i zrozumienie warunków Warty. Ale dłużej tak się nie dało – słyszymy w klubie.

Latem wygasała jego umowa z klubem. Ale ani klub, ani Pasieczny nie chcieli jej przedłużać. Doszło do pokojowego rozstania. Ale dlaczego Pasieczny też nie chciał dłużej pracować w Warcie? Wszak po tym, jak spadek z Wisłą niejako ciągnął się za nim, w ekipie “Zielonych” mógł odkuć się na polskim rynku. Zbudowany przez niego zespól spokojnie się utrzymał w poprzednim sezonie, teraz wydaje sie drużyna została wzmocniona jeśli chodzi o formacje ofensywne.

Dawid Szulczek jak Marek Papszun w Rakowie?

“Raków nie potrzebuje dyrektora sportowego, bo ma Papszuna i Świerczewskiego” – mówiło się swego czasu w środowisku ekstraklasowym. Oczywiście było to lekkie ironizowanie, bo Raków potrzebował kogoś, kto będzie kontaktował się z agentami, kto zepnie całą pracę pionu sportowego, ale ogromną decyzyjność miał były już trener Rakowa, który był w tym wspierany przez właściciela klubu.

Teraz po środowisku coraz częściej rozchodzi się głos, że “Szulczek staje się małym Papszunem”. Mówi się, że pomija dyrektorów sportowych w pracach nad transferami, że publicznie narzeka na stan kadry (ergo – podkopuje pracę dyrektora), że nie nierealne oczekiwania wobec budowania kadry. I że po dobrych wynikach z Wartą jego pozycja w klubie jest tak mocna, że łatwiej pożegnać się z dyrektorem niż z trenerem.

A jaka jest prawda? Cóż, Pasieczny i Szulczek nie byli najlepszymi przyjaciółmi, ale też nie łypali na siebie spod byka. Zresztą ich kontakt był ograniczony z uwagi na to, że jeden był w Poznaniu, a drugi w Krakowie. Trener zgłaszał oczekiwania, dyrektor “pilnował wizji” i “realizował budżet”, obaj starali się, by Warta była mocniejsza. Właściwie jedyną istotną kością niezgody między nimi był transfer środkowego obrońcy podczas letniego okna transferowego. Szulczek – wobec spodziewanego odejścia Ivanova i planowanego zabiegu Stavropoulosa – chciał stopera jak najszybciej. Najlepiej na początek obozu przygotowawczego. Pasieczny twierdził, że lepiej poczekać, bo w sierpniu na rynku są najlepsze okazje i wtedy można dostać świetnego zawodnika za małe pieniądze, co jest dość istotnym czynnikiem przy klubie z jednym z najmniejszych budżetów w lidze.

Warta była bliska m.in. zakontraktowania Frana Veleza. Były stoper Wisły, później kapitan Arisu Saloniki, przez moment też kapitan Panathinaikosu, ostatnio grający w arabskim Al Fateh. Hiszpan już był dogadany z Wartą, już wsiadał do samolotu, ale ostatecznie… kontakt się z nim urwał i zamiast w Poznaniu, to wylądował znów w Grecji. Podobne tematy wysypywały się na finiszu okna, Szulczek był coraz bardziej zirytowany, ostatecznie udało sie rzutem na taśmę ściągnąć Bogdana Tiru.

I kwestii mocniejszych tarć na linii Szulczek-Pasieczny to właściwie tyle. Były drobne spory, ale oparte na zasadzie ustawienia pewnych priorytetów na pozycjach czy doboru odpowiednich piłkarzy. To nic nadzwyczajnego w jakimkolwiek klubie – trener chce mocną kadrę zmontowaną możliwie jak najwcześniej, dyrektora ograniczają kwestie budżetowe i stara się też zaplanować ruchy na przyszłość. Każdy ciągnie linę w swoją stronę.

Dlatego zbyt daleko idącym wnioskiem byłoby robienie z Szulczka czarnego charakteru, który zwalnia dyrektorów jednym skinieniem ręki. Jest wymagający, walczy o swoje priorytety, ale daleko mu do tego, by dzwonił do właściciela klubu i mówił “słuchaj, a może byśmy tak wyczyścili pion sportowy z ludzi, którzy mi nie przytakują…”.

Warta przeczesuje rynek w poszukiwaniu dyrektora sportowego

W Warcie trwa obecnie proces szukania nowego dyrektora sportowego. Klub ma sporo wniosków z kadencji poprzedników. Pasieczny miał dobry kontakt z rynkiem, ale nie było go na miejscu. Mozyrko i Graf zostali wykupieni. Barłóg nie dawał odpowiedniej jakości w kwestiach stricte sportowych. Fajfrowi nie dopisało zdrowie. Nowy dyrektor musi zatem: być na miejscu, być zdrowy, a jego odejście w przypadku wykupienia przez inny klubu nie może rozsypać pionu sportowego, ponadto musi mieć bardzo dobre kontakty na rynku polskim i zagranicznym.

Zadanie poszukiwania nowego dyrektora sportowego spoczywa w dużej mierze na barkach Marcina Janickiego, przewodniczącego rady nadzorczej. Do klubu spływają zapytania i gotowe CV, sama Warta też rozgląda się na rynku. Po rozstaniem z Rakowem wolny jest Robert Graf, natomiast trudno sobie wyobrazić, by ten po posmakowaniu wielkiego świata w ekipie mistrza Polski chciał robić – było, nie było – krok wstecz do Warty, z której wypłynął na wielkie wody. Temat Fajfra jest zamknięty z uwagi na kwestie zdrowotne, a ponadto ten współpracuje teraz ze skautingiem młodzieżowym Legii. Ciekawym rozwiązaniem jest człowiek, który był wcześniej bliski zatrudnienia w Warcie. Chodzi o Piotra Kasprzaka, polskiego skauta Rangers FC, który wcześniej pracował w Southampton.

Warta rozważa też awans wewnętrzny Rafała Grodzickiego, który jest obecnie menadżerem do spraw sportu. Jego rola w klubie skupiała się na załatwianiu spraw bieżących, był bardziej wsparciem dla kierownika drużyny niż dla Pasiecznego. Ale Grodzicki nie ukrywa, że widziałby się w przyszłości w roli dyrektora sportowego. W Warcie jednak ścierają się dwie opcje. Z jednej strony to człowiek, który poznał już Wartę, współpracuje ze sztabem, zna mocne i słabe strony kluby. Ale z drugiej – nie ma doświadczenia w roli szefa pionu sportowego, ma pewne ograniczenia językowe przy kontakcie z rynkiem zagranicznym.

Ciekawą opcją byłoby współdziałanie trio Grodzicki-Szulczek-Kamowski. Ten ostatni to obecnie szef rekrutacji w Warcie, były wieloletni skaut Lecha. W tym wypadku Grodzicki zajmowałby się bieżącą działalnością w Poznaniu, Kamowski miałby dużo do powiedzenia w kwestiach transferowych i byłby takim operacyjnym skrzydłem tego trio, a Szulczek opiniowałby piłkarzy ze szczególnym uwzględnieniem rynku polskich graczy.

Ale tu – jak słyszymy – sprawa wciąż jest otwarta. Warta dala sobie miesiąc na to, by na nowo zdefiniować pracę działu sportu. A w tle toczą się problemy pierwszej drużyny, gdzie zespół jest tuż nad strefą spadkową, ma kłopoty zdrowotne i wypuszcza punkty w końcówkach meczów, jak w Radomiu czy ostatnio w Kielcach. Sytuacja nie jest łatwa, ale jeszcze od czasów II i III ligi w Poznaniu powstała teza, że “w Warcie im gorzej, tym lepiej”, a trudne sytuacje wyłaniają nowych liderów. Jak będzie tym razem?

Komentarze