Marek Bartoszek dla Goal.pl: ten mecz dla Puszczy wszystko zmienił [WYWIAD]

Puszcza Niepołomice ma za sobą premierową rundę w PKO BP Ekstraklasie. Jak beniaminek przystosował się do warunków panujących w elicie? Kluczowy dla losów pierwszej odsłony sezonu był... przegrany mecz z Pogonią. Co stoi za sukcesem podopiecznych trenera Tomasza Tułacza i dlaczego nie przyjął on oferty z elity, gdy jego drużyna rywalizowała poziom niżej? "Mit założycielski", "rewolucyjne" zmiany po dwóch meczach, pomnik w Niepołomicach, gra w Krakowie, profesor Filipiak, Kewin Komar - to wszystko w rozmowie portalu Goal.pl z prezesem zarządu Puszczy, Markiem Bartoszkiem.

Puszcza Niepołomice: Muris mesanović, Artur Craciun, Marek Bartoszek
Obserwuj nas w
PressFocus/ Marek Bartoszek (X) Na zdjęciu: Puszcza Niepołomice: Muris mesanović, Artur Craciun, Marek Bartoszek
  • Różnice między poziomami rozgrywek są duże – “Ekstraklasa nie wybacza błędów”, mówi Marek Bartoszek
  • Jak Puszcza Niepołomice przystosowała się do rywalizacji w elicie? “Wtedy zaczęliśmy grać nieco inaczej”
  • Pożegnanie trenera Tomasza Tułacza w tej rundzie było możliwe? “Jak teraz mielibyśmy karać za nieoczekiwany sukces?”
  • Oferta z Ekstraklasy. “Trener bliski odejścia był tylko raz”
  • “Ma papiery na poważne granie, to naprawdę utalentowany zawodnik” – Kewin Komar może liczyć na ogromne wsparcie ze strony klubu
  • Po meczu z Legią do drzwi szatni rozległo się pukanie – “macie nowego kibica”

Puszcza i Ekstraklasa. “Jakość ofensywy jest większa. Ta liga nie wybacza błędów”

Michał Stompór: Ekstraklasa nie jest taka straszna? Czy straszna przestała być dopiero po meczu z Wartą, którym rozpoczęliście serie spotkań bez porażki?

Marek Bartoszek: Fortuna 1 Liga i PKO BP Ekstraklasa to ogromny przeskok organizacyjny i sportowy. Tak naprawdę w każdym elemencie to zupełnie inne rozgrywki. Oczywiście w ciągu ostatnich lat nastąpiła zauważalna profesjonalizacja zaplecza krajowej elity i coraz więcej jest jej w mediach, ale jednak przeskok jest bardzo widoczny.

Cały czas jestem w kontakcie z trenerem Tomaszem Tułaczem i pytam go o aspekt sportowy. Gdybym miał wyszczególnić najważniejszą różnicę, to powiedziałbym, że Ekstraklasa nie wybacza błędów. W pierwszej lidze zdarza się, że nawet jeżeli traci się piłkę na własnej połowie czy blisko własnego pola karnego, to jednak zwykle istnieje jeszcze szansa, żeby uratować taką sytuację. Natomiast jakość zawodników w Ekstraklasie, zwłaszcza ofensywnych, i szybkość ich gry powodują, że na tym poziomie już trudno liczyć na taryfę ulgową. I to obrazuje liczba straconych przez nas goli. W pierwszej lidze bazowaliśmy na defensywie i stałych fragmentach gry, niektóre mecze byliśmy w stanie “przepchać” 1:0, ale teraz już nie jest tak łatwo to kontynuować, właśnie z powodu większej jakości napastników rywali.

Po tych kilkunastu spotkaniach mogę powiedzieć, że zdążyliśmy okrzepnąć w Ekstraklasie i dostosowaliśmy się do warunków, które tutaj panują. Dlatego nasze ostatnie wyniki prezentują się zdecydowanie lepiej.

Po tak udanej serii Puszcza Niepołomice niekoniecznie jest zadowolona z przerwy zimowej, prawda?

I tak, i nie. Nie da się ukryć, że od meczu z Wartą Poznań prezentujemy się wyjątkowo solidnie i tę serię moglibyśmy kontynuować. Ale w ostatnich spotkaniach także mieliśmy swoje problemy, zresztą jak większość drużyn w stawce – kartki czy kontuzje. Oczywiście, jak się wygrywa, to chce się grać dalej, a jak się przegrywa, to marzy się o przerwie. Natomiast gdybyśmy teraz mieli dokończyć przerwane starcie z Piastem, który złapał wiatr w żagle i wygrał dwa ostatnie pojedynki ligowe, to nie mamy żadnej gwarancji, że udałoby nam się wywalczyć korzystny wynik.

Tradycyjnie czeka nas wytężona praca w zimie. Analizując ostatnie sezony, na wiosnę zwykle prezentujemy się lepiej. Czasem zdarza się, że w meczach otwierających zmagania nie wyglądamy najlepiej, co jest efektem mocnego obozu przygotowawczego…

To problem znany wielu polskim ekipom…

…ale później już wchodzimy na właściwe obroty, które utrzymujemy do końca sezonu. Uważam, że baraże rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść przede wszystkim dlatego, że potrafiliśmy się zregenerować w decydującym momencie, pomiędzy meczami z Wisłą Kraków i Termalicą. W dogrywce prezentowaliśmy się naprawdę dobrze pod względem fizycznym, lepiej od naszych rywali.

Jakim słowem lub zdaniem można podsumować całą rundę?

Rewelacyjna. Gdyby ktoś przed sezonem powiedział mi, że będziemy mieli na koncie 20 punktów lub zajmowali 13. czy 14. miejsce, to chyba bym mu nie uwierzył. Na pewno zimę spędzimy nad strefą spadkową, co już samo w sobie jest dużym osiągnięciem, jeżeli weźmiemy pod uwagę to, jak zwykli prezentować się beniaminkowie czy jak prezentują się teraz. Na dodatek gramy na obcym boisku. Oczywiście w Krakowie przyjęto nas znakomicie, ale mimo wszystko to nie jest nasz obiekt, na którym świetnie punktowaliśmy ligę niżej. Trudno, żeby od drużyny wymagać więcej.

Opowiem Panu ciekawostkę. Jeszcze na fali euforii związanej z wywalczeniem awansu na stulecie klubu, trener Tułacz chciał spróbować w pierwszych spotkaniach Ekstraklasy ustawić zespół tak, jak w barażach, czyli wysoko i odważnie. W tych najważniejszych meczach poprzedniego sezonu część bramek zdobyliśmy dzięki temu, że przeciwnicy nie byli w stanie wyjść spod naszego pressingu i zmuszaliśmy ich do błędów blisko pola karnego, dzięki czemu w pojedynkach z Wisłą i Termalicą strzeliliśmy łącznie siedem goli. Taki sam plan mieliśmy na potyczki z Widzewem i Jagiellonią, co “zaowocowało” zerem po stronie punktów i tym, że nasz bramkarz aż siedmiokrotnie sięgał do siatki.

Cóż, nie da się ukryć, że w piłce nożnej ta pierwsza statystyka jest szczególnie ważna. Dlatego od trzeciego meczu zaczęliśmy grać nieco inaczej. Wywalczyliśmy trzy punkty w spotkaniu ze Stalą, później przyszedł remis z Legią czy wygrana z ŁKS-em. Niestety, zaliczyliśmy także serię bez zwycięstw. Ale w końcu udało nam się przełamać. To wszystko pozwoliło nam dojść do wniosku, że jako beniaminek musimy uwypuklać swoje największe atuty, a styl wcale nie jest najważniejszy, przynajmniej nie w tej chwili. To, co robimy teraz, przynosi pożądane skutki i po prostu jest skuteczne.

“Po tym meczu bałem się, że Ekstraklasa to mogą być dla nas zbyt wysokie progi”

Najtrudniejszy moment pierwszej połowy sezonu?

Przegrana z Pogonią. Jeżeli z takim rywalem grasz przez 60 minut w przewadze, to nie masz prawa przegrać. Możesz zremisować. Ale my przegraliśmy. I to na własne życzenie. Po tym spotkaniu bałem się, że jeżeli w takich okolicznościach tracimy punkty, to może Ekstraklasa to dla nas zbyt wysokie progi. Skoro przez godzinę było nas o jednego więcej, a nie mamy wywalczyliśmy nawet oczka, to chyba faktycznie jednak tutaj nie pasujemy.

Wtedy coś się w drużynie zmieniło. Przeprowadziliśmy kilka mocniejszych rozmów. To był moment, w którym stwierdziliśmy, że wszyscy próbujemy wziąć odpowiedzialność za nasz los w tej lidze, ponieważ to może być dla nas, przynajmniej dla niektórych, jedyna okazja na grę na najwyższym szczeblu. Albo zrobimy to razem, albo nie zrobimy tego wcale. Trener dokonał kilku zmian, pojechaliśmy na Wartę i faktycznie ruszyliśmy do przodu. Do tamtego momentu funkcjonowaliśmy na fali awansu, z której wyrwała nas porażka z Pogonią.

Naszą zaletą jest także to, że znamy swój potencjał i wiemy, jak ogromną pracę wykonał trener Tułacz. Dlatego nawet w przypadku szybkiego powrotu do pierwszej ligi mielibyśmy i mamy świadomość, że to nie tutaj leży problem, nie w metodach treningowych.

Temat pożegnania trenera nie został poruszony w żadnym momencie tej rundy?

Dwa lata temu, a więc rok przed awansem, walczyliśmy o utrzymanie. Udało nam się dopiero w przedostatniej kolejce. To poniekąd oczywiste, że w takich sytuacjach człowiek ma różne myśli. Jednak stwierdziliśmy, że największą głupotą byłoby zwalniać trenera na wiosnę, w momencie, w którym trwa walka o ligowy byt. Nikomu bardziej niż jemu nie zależało, by utrzymać Puszczę w lidze. Zresztą teraz jest podobnie. A wtedy, po sześciu latach pracy, chyba nikt nie wyobrażał sobie, że trener Tułacz miałby zamknąć tę przygodę spadkiem.

Rok później wszyscy zapowiadali, że teraz na pewno spadniemy – w końcu w stawce nie brakowało mocnych ekip. Być może nawet była to najmocniejsza pierwsza liga w historii. Ale awansowaliśmy. Więc jak teraz mielibyśmy karać trenera za nieoczekiwany sukces? Gdybyśmy dalej rywalizowali szczebel niżej i balansowali w środku tabeli, nikt nie zadawałby pytania, czy myślimy o zmianach. Teraz jesteśmy na bezpiecznej pozycji w krajowej elicie, natomiast naszym podstawowym celem wcześniej było utrzymanie się, ale w… pierwszej lidze.

Nie ukrywamy, że w tej chwili nasze ambicje są większe – zaczęliśmy dobrze punktować i liczę na to, że w drugiej połowie rozgrywek dołożymy wystarczającą liczbę oczek. Musimy twardo stąpać po ziemi. Jesteśmy najmniejszym i zapewne także najbiedniejszym klubem Ekstraklasy, więc jeżeli pozostaniemy na szczycie, to nasza sytuacja na pewno się ustabilizuje. Część sponsorów płaci nam większe kwoty niż w pierwszej lidze.

Korzyści są większe, ale i wydatki rosną.

A do tego dochodzą koszty wynajęcia stadionu. Ponadto z wszystkimi kluczowymi zawodnikami podpisaliśmy kontrakty, w których zawarto opcję podwyższenia wynagrodzenia w przypadku awansu, ponieważ w taki sposób mogliśmy im pokazać, że poważnie walczymy o Ekstraklasę. Część piłkarzy ma zarobki zależne od poziomu ligowego, na którym występują, z niektórymi automatycznie przedłużymy współpracę, jeżeli się utrzymamy. Nie mogliśmy ryzykować i podpisywać “ekstraklasowych” umów na dłuższy okres, ponieważ nie udźwignęlibyśmy tego w przypadku niepowodzenia sportowego. Podobnie jest ze sponsorami. Tak, gramy w elicie, co oznacza większą ekspozycję, ale co jeżeli zdobylibyśmy tylko kilka punktów i spadli? Ci, którzy wsparli nas w większym stopniu, teraz mogą odczuwać satysfakcję, ponieważ prezentujemy się przyzwoicie. Gdybyśmy grali u siebie, to także wiele by zmieniło.

W takim razie zapytam – czy gra na stadionie w Niepołomicach jest możliwa jeszcze w tym sezonie?

Trwają pewne procedury, także te administracyjne. Problem dotyczy zwłaszcza podestów na kamery, ponieważ nie jesteśmy właścicielem całego terenu. Z racji tego, że Puszcza to klub miejski, budowa wymaga przetargu, a to wszystko wymaga czasu. Jeżeli uda się utrzymać, to myślę, że w drugiej lub trzeciej kolejce sezonu powinniśmy już grać u siebie.

W utrzymaniu powinien, a przynajmniej może pomóc Puszczy mecz z Jagiellonią. O niektórych spotkaniach mówi się jako o “mitach założycielskich” – scenariusz starcia z ekipą Adriana Siemieńca ma szansę zapisać się w niezwykle pozytywny sposób w historii drużyny trenera Tułacza.

Czy ten mecz okazał się mitem założycielskim, to powiem Panu w maju. Ale już teraz mogę powiedzieć, że dał nam nieprawdopodobnie dużo w kwestii mentalnej. Podnieść się z 0:3 w pojedynku z zespołem, który walczy o mistrzostwo Polski? To naprawdę wielka sztuka. Wprawdzie mieliśmy o jednego zawodnika więcej, ale z Pogonią także graliśmy w przewadze, a przegraliśmy. Na dodatek w rywalizacji z Jagiellonią w drugiej połowie byliśmy w stanie w pełni kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń.

W kontekście tego meczu mówi się też o pewnych kontrowersjach.

Ma Pan na myśli jedenastkę podyktowaną po faulu na Romanie Jakubie? Wychodzę z założenia, że rzut karny jest wtedy, kiedy sędzia go odgwizda.

Dzieli Pan ten sam cytat ze Zbigniewem Bońkiem.

W tej kwestii się zgadzamy. Jednak jeżeli miałbym oceniać pracę arbitrów w Ekstraklasie, to nie mam zastrzeżeń. Tutaj sędziowie mają ogromny autorytet. Każdy popełnia błędy, ale nie przypominam sobie, by na najwyższym szczeblu ktokolwiek nas skrzywdził.

“Historia Puszczy jest zbyt cukierkowa”

Wróćmy do postaci trenera. Może spać spokojnie bez względu na wynik sezonu?

W naszym klubie były lepsze i gorsze momenty, ale jeżeli spojrzymy na naszą współpracę, to jest to właściwie nieustanny rozwój. Trener bez przerwy motywuje wszystkich do tego, by kontynuować ten proces. Gdy zaczynaliśmy tę przygodę, mieliśmy pół boiska treningowego. Teraz mamy obiekt w Podgrabiu, na wiosnę rozpoczniemy budowę kolejnego pełnowymiarowego boiska, od dwóch lat mamy złotą gwiazdkę w systemie certyfikacji PZPN, powiększyliśmy sztab, wyszukujemy zawodników w niższych ligach, wypożyczamy tych, których chcemy rozwinąć. Awansowaliśmy do Ekstraklasy i planujemy to w pełni wykorzystać. Sprawić, by coś po tym pozostało.

Dziesięć lat temu Puszcza po raz pierwszy zameldowała się na zapleczu Ekstraklasy. Gdyby ktoś wtedy nam powiedział, że na 100-lecie klubu awansujemy do krajowej elity, to wątpię, by ktokolwiek w to uwierzył. Cały czas musimy się nakręcać. Ale w zdrowy sposób. Nie planowaliśmy rewolucji w strukturach – w tym środowisku stawiamy na rodzinne zasady, zaufanie, stabilizację. Jestem tutaj właściwie 11 lat, z półtoraroczną przerwą na “wypożyczenie” do Termaliki, prezes Jarosław Pieprzyca i prezes Janusz Karasiński pracują tutaj już 15 lat, wykładają na to swoje pieniądze, burmistrz jest zakochany w Puszczy, a miasto pomaga na tyle, na ile może.

Uważam, że nasz klub to swego rodzaju fenomen społeczny. Staliśmy się elementem, który wiąże mieszkańców. Ludzie wspólnie jeżdżą na mecze, jeżeli ktoś ma wolne miejsce w samochodzie, to ogłasza to na grupie. Do Niecieczy wybraliśmy się w 700 osób. To świadczy o wielkim sukcesie tego projektu. Gdyby ktoś napisał o tym książkę lub nakręcił film, to chyba by się to nie sprzedało, bo ta historia jest zbyt cukierkowa.

Wydaje się, że Puszcza nikomu się źle nie kojarzy. Nawet mimo sytuacji z sierpnia.

To był dla nas naprawdę trudny moment. W niedzielę rano mieliśmy trening, na który Kewin przyjechał w gipsie. Opowiedział nam swoją wersję, którą później przedstawił też w wywiadzie. Nie mieliśmy powodów, by mu nie wierzyć. Ale też nie mogliśmy go kontrolować, nie mogliśmy dementować każdej plotki. Cały czas byłem w kontakcie z prezesem Jarosławem Królewskim. Nigdy jako klub nie oskarżyliśmy kogokolwiek o nic. W tej sprawie niestety każdy jest poszkodowany. Puszcza i Wisła także.

Jaka będzie przyszłość Kewina Komara?

Wrócił do treningów. To młody, 19-letni chłopak, dla którego jest to pierwszy sezon w Ekstraklasie i tak naprawdę drugi sezon w seniorskim futbolu. Czytałem, że powinniśmy się od niego odciąć. Ale nie mieliśmy nic takiego w planach. Nie jesteśmy sędziami w sprawach prawnych. Na wiosnę Kewin będzie rywalizował z Oliwierem o miejsce w bramce. Na początku na pewno nie będzie miał łatwo. Zakładam, że zmierzy się z okrzykami z trybun. Jednak już teraz z tym nad nim pracujemy. Jeżeli chce kontynuować profesjonalną karierę, musi wytrzymać psychicznie. Ma papiery na poważne granie, to naprawdę utalentowany zawodnik.

A trenera Tułacza? Pojawiły się zapytania z innych klubów?

Gdy jakiś klub z Ekstraklasy żegna swojego szkoleniowca, trener Tułacz zwykle jest wymieniany w gronie potencjalnych kandydatów. Ale bliski odejścia był tylko raz. Mogę powiedzieć, że jedną nogą był już w ekipie, która wówczas rywalizowała na najwyższym szczeblu. Przez lata prezes Karasiński i prezes Pieprzyca wypracowali z nim właściwie pełne zaufanie, co przełożyło się na dżentelmeńską umowę – zakładała ona, że jeżeli zgłosi się zespół grający w elicie, to trener otrzyma pozwolenie na odejście. Na szczęście teraz sami tutaj jesteśmy, więc to porozumienie niejako wygasło.

Gdzie miał przejść trener?

Do Podbeskidzia. Ale ostatecznie nie zdecydował się na zmianę i chyba dobrze na tym wyszedł.

Każda ze stron dobrze na tym wyszła, oczywiście mam na myśli trenera i Puszczę.

Tak się złożyło, że wszyscy do siebie pasują, mówię także o władzach klubu. Wszyscy chcemy grać do jednej bramki, a nasza współpraca oparta jest na pełnym zaufaniu. Nikt nie szuka drugiego dna, nikt nie zastanawia się, czemu wyjściowa jedenastka na ten mecz jest akurat taka, ponieważ zawsze szansę otrzymują najlepsi. Nie ma sytuacji, w których drużyna powie, że za mocno trenuje i będzie próbowała zwolnić trenera. Ma on ogromny autorytet. I to wszystko razem przynosi efekt.

Po utrzymaniu w Ekstraklasie trener otrzyma swój pomnik?

Myślę, że on sam by tego nie chciał. Wpisał się w historię klubu i napisał jej najpiękniejsze karty, a tego już nikt mu nie zabierze. Jego siłą jest sztab i zaufanie, które łączy tę grupę. Jeżeli ktoś ma inne zdanie niż trener, może je przedstawić, pojawia się dyskusja. Potrafi słuchać. A na pomniki jeszcze przyjdzie czas. Może osiągnąć jeszcze bardzo wiele.

Czemu Kałuży, a nie Reymonta? “Nasz projekt bardzo się mu spodobał”

Jak przyjęła Was Cracovia?

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że ze stadionu Wisły nikt nas nie wyrzucił. Nawet po finale baraży mieliśmy gwarancję od prezesa Królewskiego, że w tej kwestii nic się nie zmieniło. Ale ostatecznie wybraliśmy obiekt Cracovii. Co stało za naszą decyzją? Na pewno terminarz, nasz i Wisły, który nie ułatwiał organizacji meczów. Także branding stadionowy – w pierwszej lidze bandy ledowe przyjeżdżają razem z telewizją, natomiast w Ekstraklasie zapewnia je klub. To powodowałoby zbyt dużo problemów organizacyjnych.

Kolejną kwestią jest to, że w przypadku Wisły, właścicielem obiektu jest miasto, a murawy Biała Gwiazda, natomiast przy Kałuży operatorem całości są Pasy. Szybko otrzymaliśmy zielone światło od świętej pamięci profesora Janusza Filipiaka i wszystko załatwiliśmy błyskawicznie. Nasz projekt bardzo się mu spodobał i sprawił, że czuliśmy się jak w domu. Oczywiście nie oznacza to, że przy Reymonta byłoby inaczej. Tylko dla Puszczy ten stadion mógłby okazać się nieco zbyt duży.

A jak wspomina Pan Profesora?

Człowiek z ogromną klasą i charyzmą. Cracovia była jego ogromną miłością i bez wątpienia dzięki niemu sięgnęła po Puchar Polski i Superpuchar. Natomiast moje bezpośrednie wspomnienie, związane z profesorem i Puszczą, wiąże się z awansem. Profesor pogratulował nam sukcesu, a ja zapytałem go, czy pojawi się na naszym meczu. Odwiedził nas przy okazji starcia z Legią. Po ostatnim gwizdku przyszedł do szatni, pogratulował drużynie gry w Ekstraklasie i samego spotkania z Legią, ponieważ wtedy udało nam się zatrzymać Wojskowych. Powiedział, że “mamy w nim nowego kibica”.

Zakładam, że zimowe okno transferowe nie zakłada rewolucji.

Odszedł już Marcel Pięczek, który trafi do Korony, dlatego chcemy wzmocnić pozycję lewego obrońcy. Do końca roku powinniśmy ogłosić sprowadzenie dwóch zawodników – jeden z nich już grał w Ekstraklasie, natomiast drugi to piłkarz zagraniczny. Cały czas szukamy napastnika, ale myślę, że w tej kwestii nie różnimy się od większości polskich klubów. Dodatkowo trenował będzie z nami Lucjan Klisiewicz, który był wypożyczony do Stali Stalowa Wola. Niewykluczone, że kolejną rundę spędzi już w Ekstraklasie.

Klub otrzymał oficjalne oferty za Artura Craciuna?

Oferty się pojawiły. Nawet finansowo lepsze dla niego niż to, co możemy mu zaproponować. Ale czuje się tutaj bardzo dobrze, więc nic nie wskazuje na to, że opuści nas w zimie. Oczywiście jeżeli nie pojawi się jakaś niesamowita oferta. W czerwcu zastanowimy się, co dalej.

A jak prezentuje się sytuacja klubu pod względem finansowym?

Jest dobra. Na bieżąco wypłacamy wynagrodzenia, nie ma żadnych opóźnień. Potencjalne utrzymanie może w pełni ustabilizować nasz budżet. Na razie jest on dosyć mocno obciążany przez konieczność wynajmowania stadionu. Nie mamy większych długów.

Na ten sezon istnieją dwa scenariusze?

Tak. I na każdy jesteśmy przygotowani w aspekcie finansowym. Celem jest oczywiście utrzymanie w Ekstraklasie, ale bierzemy pod uwagę także powrót do pierwszej ligi. Spadek nie zachwieje budżetem. Zadbaliśmy o to także poprzez odpowiednie zapisy w kontraktach.

Klub prowadzi rozmowy z nowymi sponsorami?

Aktualnie trwają rozmowy z partnerem, który – jeżeli pozostaniemy w elicie – ma stać się jednym z głównych sponsorów, jeżeli nie sponsorem strategicznym. Ale wiele zależy od wyników sportowych. Oczywiście walczymy o jak najlepszą lokatę na koniec sezonu. Każde miejsce wyżej daje nam solidny zastrzyk gotówki.

POLECAMY TAKŻE

Komentarze