Olkiewicz w środę #28. Krytyka Lecha i pochwały dla Rakowa – czy na pewno niesprawiedliwe?

Lech Poznań - Raków Częstochowa
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Lech Poznań - Raków Częstochowa

Raków Częstochowa w ostatnich dniach przegrał rewanżowe spotkanie ze Slavią Praga ostatecznie wylatując z europejskich pucharów, a następnie poprawił porażką 0:3 z Cracovią w lidze, co zepchnęło częstochowian na szóste miejsce w tabeli. Lech Poznań z kolei wygrał trzy kolejne starcia w Ekstraklasie, nie stracił przy tym ani jednego gola, a po drodze zdołał jeszcze zaklepać sobie awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Gdzie są teraz ci, którzy tak gorliwie chwalili Raków i tak bezkompromisowo atakowali Lecha Poznań? – zakrzyknęło sporo osób, zwłaszcza z Wielkopolski.

Cóż, nieśmiało muszę podnieść rękę – tutaj jesteśmy i co więcej – nie ze wszystkich swoich sądów musimy się rakiem wycofywać.

Zacznijmy od… Lechii

Najgłośniejszy temat ostatnich dni to bez wątpienia Lechia Gdańsk, jej piłkarskie ciężary z rozegraniem przynajmniej jednego przyzwoitego meczu, ale też organizacyjny bajzel, który skutkuje kolejnymi transferami wychodzącymi ze ścisłej klubowej wierchuszki. Gdzieś w tle naturalnie dramatyczny spadek frekwencji, gdzieś w tle zwolnienie Tomasza Kaczmarka, gdzieś w tle wciąż pełzający temat przejęcia przez nowego właściciela. Do tego dochodzi aspekt humorystyczny w postaci prześmiesznych anegdot o tym, jak pracownicy Lechii Gdańsk powoli tonęli w wirze pracoholizmu, a gdy starali się z wiru wypłynąć – zazwyczaj wypływali też pozbawieni roboty. Lechia, która rozwiązuje ze względów ekonomicznych rezerwy i sprawia, że gromada uzdolnionej dzieciarni zaczyna wędrówkę po Polsce, Lechia, której frekwencja skacze od 4 do 28 tysięcy widzów, Lechia, która nie zdążyła w latach prosperity zbudować czegokolwiek trwałego – to jest Lechia 2022. I sukcesy Lechii 2022 – jak np. całkiem fajny dwumecz w Europie czy 4. miejsce w lidze – to sukcesy przede wszystkim drużyny, zespołu Lechii Gdańsk. Tak, uważam, że warto dostrzegać różnicę pomiędzy sukcesami, które wynikają z pracy, funkcjonowania i wizji całego klubu oraz sukcesami, które funduje przede wszystkim drużyna, czasem może nawet wbrew temu, co się w klubie wyrabia.

Dlaczego tak uważam w przypadku Lechii Gdańsk? Cóż, to dość proste – wystarczy prześledzić, jak wyglądała kadra gdańszczan w momencie wykonywania tego zuchwałego napadu na 4. miejsce i w konsekwencji możliwość gry w Europie. Trochę z Leszkiem Milewskim umemowiamy postacie Dusana Kuciaka, Flavio Paixao, maści na stawy Dusana Kuciaka i maści na stawy Flavio Paixao. Ale jednak – filarami zespołu byli ludzie, którzy już zdążyli odebrać pamiątkowe patery. Doskonałą formę złapali ci, od których trudno było się tego spodziewać. Wypalił trener nieoczywisty, do tego pewnie pomogła też niemoc głównych rywali do 4. miejsca. Weźmy nawet ten kluczowy, jak się miało później okazać, remis z Pogonią. Lechia broniła w nim Malocą i Nalepą, atakowała Clemensem. Są sukcesy jak wygranie I ligi przez Miedź Legnica – gdzie widać, że Wojciech Łobodziński dostał cały zestaw narzędzi łącznie z najlepszymi zawodnikami na swoich pozycjach w całej I lidze. A są takie sukcesy jak ten Lechii, przy których bukmacherzy patrzą i nie dowierzają.

Dlatego sądzę, że boiskowa postawa Lechii nieco zamaskowała marazm na wszystkich pozostałych poziomach w tym klubie, momentami pewnie stawała się usprawiedliwieniem i wymówką. I dlatego też sądzę, że czasami ocenę pracę klubu – również w kwestii pomocy dla pionu sportowego – trzeba oddzielić od oceny pracy samego zespołu.

Problemy, które mogą wrócić

I tu zbliżam się do Rakowa i Lecha Poznań. Na murawie już doskonale widać, że to nie będzie tak gigantyczna przepaść, jak można było sądzić po niektórych meczach z pierwszych tygodni sezonu, gdy Lech do partnerowania Pingotowi w środku obrony zapraszał kibiców z Kotła, a Raków z ławki wprowadzał sobie gwiazdy ligi. Ale właśnie – czy to, co dzieje się na boisku, na pewno usprawiedliwia bądź unieważnia wszystko to, co wydarzyło się przed paroma tygodniami?

Z jednej strony trzeba przyznać rację Piotrowi Rutkowskiemu, który w swoim obszernym wywiadzie dla kanału Meczyki przekonywał, że dużo w Lechu zmieni się, gdy zaczną powracać do zdrowia kontuzjowani zawodnicy, zwłaszcza stoperzy. Tę odmianę, ten jakościowy skok faktycznie widać – nawet pod kątem statystyk, nie tylko samych goli, ale też celnych strzałów i expected goals. Co więcej – znów języczkiem u wagi potrafią być ci zawodnicy, którzy dopinali ubiegłoroczne mistrzostwo. Z Widzewem robotę zrobił m.in. błysk Amarala w dwójkowej akcji z Ishakiem i pewne wykończenie tego drugiego. Wydawać by się wobec tego mogło, że cała recepta na problemy Kolejorza to powrót do zdrowia stoperów i przebudzenie dwóch gwiazd z przodu. Z tego zaś prosty wniosek – do dobrej gry, punktowania, zachowywania czystych kont i łapania kolejnych pewnych zwycięstw wystarczyło Lechowi to, co już miał. Idąc o krok dalej – czemu krytykować okienko, skoro wszystko hula?

Ale to tuszowanie problemów, które po pierwsze rzeczywiście istniały – i wciąż są dostępne w postaci skrótów ze spotkań przeciw Śląskowi czy Stali Mielec. Po drugie – problemów, które w każdej chwili mogą wrócić. Lech przecież długimi fragmentami meczów wciąż oszczędza swoją wyjściową kapelę, i w tych długich fragmentach meczów nie jest najbardziej przekonującym zespołem w historii futbolu. Za moment czeka ich sześć bonusowych meczów w stosunku do stawki i naprawdę: bardzo się cieszę z tych ostatnich zwycięstw Lecha, bo jest szansa, że nie dojdzie do repety sprzed dwóch lat, gdy Dejewski grał w Lizbonie, bo pierwszy garnitur oszczędzano na Podbeskidzie. Ale czy to na pewno zasługa klubu? Tomasza Rząsy, Piotra Rutkowskiego? Obaj podsumowali okienko transferowe, obaj przyznali, jak wyglądała sytuacja z Michałem Helikiem, z Damianem Kądziorem i Dawidem Kownackim. Tomasz Rząsa w dość rozbrajający sposób zapewnił, że są przecież nadal zawodnicy bez kontraktu.

Ja nie neguję, że Lech może wypaść jesienią świetnie. Nie neguję, że pierwszy zespół stać na stworzenie wielkich widowisk w Europie, a przy pomyślnych wiatrach, kto wie, nawet zimowanie w fotelu lidera Ekstraklasy. Futbol widział 53-letniego Paixao prowadzącego Lechię do Europy, czemu miałby nie zobaczyć lidera w Poznaniu. Neguję, że należą się za to pochwały zarządowi, że należy odszczekać i odwołać słowa krytyki wobec polityki transferowej, że należy wytatuować sobie tabelę po wewnęrznej stronie powiek i zamknąć oczy na rzeczywistość. A ta nadal skrzeczy, gdy próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądałby rezerwowy skład w weekend, gdyby w Lidze Konferencji Lech zagrał 90 minut na najwyższych obrotach. Zresztą – bardzo pocieszające i krzepiące dla sympatyków Lecha Poznań były słowa Piotra Rutkowskiego ze wspomnianego wywiadu. On występował jako człowiek świadomy, że “to okienko nie układa się dla nich najlepiej”, występował jako człowiek trzymający kontakt ze światem – i widzący, że trzy fronty dla tak wąskiej kadry mogą być wyniszczające.

Dlatego chwalić zespół Lecha, odnotować odbicie Johna van den Broma, zauważyć powrót do formy paru zawodników – tak. Odwoływać słowa krytyki wobec całęgo Lecha, jako klubu, firmy i organizacji? Otóż nie i chyba nie oczekiwałby tego nawet sam Piotr Rutkowski. To nie czas na triumfalizm, bo w lidze udało się zmniejszyć stratę do zespołów z czuba.

Poniżej oczekiwań, ale bez paniki

Analogicznie – podobnie trzeba traktować Raków Częstochowa. Oceniamy zespół, który miewa mecze słabe, albo i fatalne – bo ten z Cracovią chyba złapałby się do drugiej grupy. Oceniamy zespół, który niemiłosiernie napuchnął w końcówce starcia ze Slavią, oceniamy drużynę, która chwilami nie jest w stanie potwierdzić swojej oczywistej wyższości jeśli chodzi o jakość piłkarską. I tak, z tej pozycji nadmierne zachwyty nie są w pełni uzasadnione. Raków gra dobrze, punktuje nieźle – i to jest całokształt, który można spuentować jako “poniżej oczekiwań”, ale i “bez paniki”.

Natomiast Raków jako klub? Raków jako klub doprowadził do sytuacji, gdy w jednej potrójnej zmianie meldują się na boisku Nowak, Tudor i Gutkovskis. Jako klub doprowadził do sytuacji, że Rundicia, Stavrosa i Arsenicia mogą zastąpić Racovitan i Niewulis, a po wyleczeniu też Tudor. Tutaj Koczerchina i Lopeza podmieniają Wdowiak i Nowak, a przecież zapomniałem jeszcze o Cebuli. Nie twierdzę naturalnie, że Raków to zespół kompletny, że nie ma wad, że na każdej pozycji występują najlepsi piłkarze w całej Europie Środkowej. Ale zestawiając podejście do budowania kadry – naprawdę pochwały w kierunku Rakowa nie są przesadzone, naprawdę głosy rozczarowania wokół Lecha nie są na wyrost. I tu raz jeszcze pojawia się stara piłkarska prawda krzewiona przez menedżerów – transfery należy oceniać w momencie ich dokonania, z perspektywy rzeczywistośći panującej w chwili składania podpisu na dokumentach. Podobnie z klubami – ich budowę moim zdaniem należy oceniać w momencie zamykania okienka, gdy wybrany przez klub trener zostaje w towarzystwie wybranych przez klub zawodników. Dalej już wszystko zależy od nich, mogą zamaskować wcześniejsze błędy zarządu, mogą z kolei pokazać, że nawet najlepsze referencje i CV nic nie znaczą, gdy na boisku nie ma chemii. Ale to, co wydarzy się po opuszczeniu portu przez te okręty – nie może już mieć wpływu na ocenę ludzi w stoczni.

Dlatego ciesząc się jako sympatyk Lecha Poznań z jego sukcesów sportowych – pozostaję sceptyczny wobec dalszej części sezonu oraz rozczarowany latem w jego wykonaniu. I dlatego ciesząc się jako człowiek mały i zawistny z pewnych potknięć Rakowa – pozostaję pełen podziwu dla jego ruchów z ostatnich miesięcy, czy właściwie: z ostatnich lat.

Na koniec ligi liczy się tabela rozgrywek, na koniec meczu – liczba strzelonych i straconych goli. Ale w jednym i drugim wypadku możesz zrobić wiele, by zwiększyć swoje szanse. Nie zapominajmy o tym, gdy będziemy mieszać oceny działań klubu i oceny gry zespołu.

Komentarze