Olkiewicz w środę #99. Przeprosiny, których nigdy nie usłyszymy

Nie jest to szczególnie wyszukany eksperyment socjologiczny, ale po upływie sześciu tygodni od wyjazdu kibiców Legii Warszawa do Birmingham postanowiłem sprawdzić, na jakim etapie odsiadywania drastycznych wyroków jest ta chuligańska banda. Wpisałem w jedną z popularnych internetowych wyszukiwarek zbitkę "zarzuty legioniści" i poczułem się naprawdę przerażony - wiele wskazuje na to, że dzika horda pozostaje bezkarna nawet w tak miłującym porządek miejscu jak Zjednoczone Królestwo.

Kibice Legii w Birmingham
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Kibice Legii w Birmingham
  • Po sześciu tygodniach od krzykliwych nagłówków angielskiej prasy o ponad 40 zatrzymanych chuliganach, zarzuty otrzymał co siódmy z nich, faktyczną karę – na ten moment jeden.
  • Do dziś próbując odnaleźć informację o samym procesie legionistów, o tym co im grozi i z jakich przyczyn, łatwiej znaleźć mrożące krew w żyłach relacje z początku grudnia, niż informację o oddaleniu zarzutów z początku stycznia.
  • Dodając do tej sytuacji również wątek kolejnego terminu rozprawy Radovana Pankova możemy w jasny sposób zobaczyć, jak pochopne są momentami analizy na gorąco, naszpikowane środkami stylistycznymi, a niekoniecznie faktami.

39 kompletnie niesłusznie wyzywanych kibiców

“Zarzuty legioniści”, “Legia Warszawa zarzuty”, jakkolwiek zbić słowa w skojarzenie z meczem przeciw Aston Villi, wyniki są podobne. Jeden z pierwszych linków, które wypluwa Google to cały czas świetnie wypozycjonowany Eurosport, który już w nagłówku krzyczy o 46 kibicach zatrzymanych po zamieszkach w Birmingham. W artykule poza opisem obrażeń policjantów a nawet psów policyjnych mamy groźną zapowiedź, że kibice już w sobotę, 2 grudnia, mają stanąć przed sądem.

Sportowe Fakty z bardzo podobnym artykułem, ale poszerzonym o mocne frazy: “brytyjskie służby postanowiły podjąć radykalne kroki”, “w trybie ekspresowym, kilkadziesiąt godzin po skandalicznych wydarzeniach w Birmingham, kibice staną przed sądem”. Nie brakuje połączenia – w efekcie starć pod stadionem, do aresztu trafiło wielu kibiców. Zaglądam tam, gdzie zaglądać nigdy się nie powinno – do sekcji komentarzy. “Przestępców należy eliminować ze społeczeństwa”. “To bandyci, przestępcy, powinni siedzieć w więzieniu, najlepiej w Rosji”. “To zwykli bandyci stadionowi, nie nazywajmy ich kibicami”.

Jak się można było domyślać od początku – a jak na pewno wiedział każdy, kto zetknął się z łapankami wśród kibiców – żaden sąd po kilkudziesięciu godzinach nie nastąpił. Ukarano jakiegoś pojedynczego kibica grzywną za posiadanie nielegalnych substancji, ale w temacie bezpośredniej kary za burdy pod stadionem nie udało się “zadziałać ekspresowo”, ani tym bardziej “radykalnie”. Ani w sobotę, trzy dni po meczu, ani w kolejnym tygodniu, ani nawet w całym grudniu nie udało się postawić krwiożerczych chuliganów przed sądem, co jest o tyle dziwne, że było ich przecież aż 46. Prawie pół setki bandytów, monitoring na ulicach, pokrzywdzeni policjanci w szpitalach, pokrzywdzone psy policyjne u weterynarzy, a sprawa się odwlekała. Na początku stycznia, tuż przed rozprawą, Wielka Brytania poinformowała – 39 spośród 46 kibiców nie stanie przed sądem, oddalono wobec nich wszystkie zarzuty, umorzono postępowania, bo ich winy w żaden sposób nie dało się udowodnić.

  • Zobacz również wideo: Legia Warszawa w Europie – where amazing happens

“W Anglii się z chuliganami nie pieszczą, narozrabiasz, to trafiasz do więzienia, a stadion oglądasz co najwyżej na pocztówkach” – słyszałem nie raz i nie dwa. A jednak, nawet zatrzymanie 46 osób nie wystarczyło, by w miesiąc wymierzyć jakąkolwiek karę choćby kilku najbardziej agresywnym. Czy można na tej podstawie wysnuć wniosek, że zatrzymano wcale nie tych najbardziej agresywnych, a tych najwolniej biegnących? Tych, którzy siedzieli w pubach, snuli się gdzieś po ulicach szukając miejsca do obejrzenia meczu? Tych, którzy po prostu byli pod ręką, i to akurat bez kominiarki i racy w dłoni? Nie wiem, nie jestem dobry w wyciąganiu wniosków, w ogóle w niczym innym też nie jestem dobry. Ale za to wiem, że jeśli 2 grudnia krzyczysz z nagłówków, że 46 chuliganów zatrzymanych, a ostatecznie jedyna faktyczna kara to jakaś grzywna dla pojedynczego kibica – to coś tu bardzo mocno nie gra.

Oczywiście, bez sensu byłoby się oburzać, że niezbyt ciekawa prawda na zimno klika się trochę gorzej niż dobrze zbudowana narracja na gorąco. Sam lubię czasem poddymić w czasie rzeczywistym, bo przecież obecne życie w Internecie składa się przede wszystkim z komentowania “that current thing”. Ledwo skończyliśmy internetowe wojny w tematach medycyny, a połowa z nas stała się ekspertami od czołgów, jeszcze do końca czołgi nie wyruszyły w teren, a debatujemy na temat pokoleniowych inwestycji. Prostowanie własnych błędów sprzed miesiąca nie jest szczególnie popularne, bo przecież mamy już nową “current thing” do komentowania, do bycia całym sercem za “current thing”, albo do pełnoskalowej walki “against current thing”. Natomiast zastanawiam się nad tymi bandytami. Przestępcami. Nad tym “bydłem”, nad tymi “zwierzętami”. Nad tymi wszystkimi epitetami, które przeczytało i usłyszało pod swoim adresem 39 spośród 46 kibiców, którzy nie otrzymali nawet jednego zarzutu. Po prostu, byli w złym miejscu, w złym czasie, więc przez okrągły miesiąc czytali na swój temat wyzwiska, wraz z propozycjami najbardziej wymyślnych kar.

Legia odpowiada na zarzuty Aston Villi. “Wojskowi” zrzucają winę na Anglików
Zamieszki przed Villa Park

Aston Villa złoży skargę do UEFA. Legia Warszawa reaguje W czwartkowy wieczór odbyło się spotkanie Legii Warszawa z Aston Villą w Lidze Konferencji. Rywalizacja ostatecznie zakończyła się na korzyść Anglików (2:1), jednak mecz zszedł na dalszy plan. Przed Villa Park bowiem kibice stołecznego klubu starli się z policją, a powodem tego była kwestia wpuszczania fanów

Czytaj dalej…

Jeden z takich kibiców napisał zresztą do mnie po zaledwie tweecie, który napisałem w reakcji na stanowisko Brytyjczyków. Z podziękowaniem, że ktoś o tych ludziach wspomniał – ludziach wyklętych jako chuligani i przestępcy, a którzy obecnie będą się ubiegać o odszkodowania za niesłuszne zatrzymanie – z wielkimi szansami na wywalczenie rekompensat za ten stracony czas.

Za tymi dwiema cyferkami “39 oskarżonym umorzono postępowania” kryje się 39 osób. Żywych, niewinnych ludzi.

Siedmiu oskarżonych, ale czy na pewno winnych?

Ciekawe zresztą jest też to, co się dzieje dalej. Szczególnie rozczarowały mnie Sportowe Fakty. Wiele portali po informacji z 5 stycznia o tym, że umorzono postępowania przeciw blisko czterdziestu kibicom wyłuszczyła tę informację, wrzuciła ją w nagłówek i przyznała w treści, że to dość drastycznie zmienia obraz całego postępowania brytyjskiej policji. Sami na Goal.pl musimy uderzyć się w pierś – informowaliśmy o postawieniu zarzutów. Nie znaleźliśmy miejsca na poinformowanie miesiąc później o umorzeniu postępowań. Ale przebiły nas Sportowe Fakty Wirtualnej Polski, które krzyknęły w nagłówku: “Kibice Legii usłyszeli zarzuty. Nowe informacje ws. awantury w Anglii”. W leadzie ani słowa o tym, że blisko 85% spośród zatrzymanych nie stanie przed sądem. Za to słowa o tym, że “uczestniczyli w w starciach z policją przed meczem z Aston Villą”.

W artykułach o umorzeniu postępowań, ale i o tym, że przed sądem z zarzutami stanie 7 kibiców, nadal przypomina się przebieg starć, obrażenia policjantów, szacowane straty Aston Villi i resztę opisu tego armagedonu, który miał spotkać spokojne angielskie miasto po najeździe warszawskich fanatyków. Podczas gdy zarzuty postawione tej siódemce to “zakłócanie porządku publicznego”, posiadanie nielegalnych substancji oraz jedna napaść na pracownika służb.

Naturalnie – nie ma sensu udawać, że w Birmingham do niczego nie doszło, wręcz przeciwnie. Dym na ulicach jest faktem, skandaliczne zachowanie części kibiców również. Nie wnikając już w to, na ile cała sytuacja została sprowokowana zagrywkami gospodarzy – obrażenia policjantów są faktem, faktem są te zajścia, które mogliśmy obserwować na krótkich filmach z angielskich ulic. Ale jeśli taka profesjonalna policja, jak ta brytyjska, dysponując tak profesjonalnym sprzętem i technologiami, jak te w użyciu na ulicach Birmingham, nie jest w stanie przez 6 tygodni skazać choćby jednego agresora – to może opisy były przesadzone? Może jednak nie była to strefa wojny, może jednak nie doszło do siłowej aneksji Birmingham przez Wielkie Księstwo Warszawskie, jak piszą o sobie kibice Legii na jednej z flag? Może jednak – który to już raz – nie udało się złapać odpowiedniej skali?

Problem polega na tym, że UEFA zebrała się nie czekając na brytyjskie sądy. Wydała srogi wyrok Legii, ogromne kary finansowe i wręcz drakońsko surowy zakaz wyjazdowy na podstawie ówczesnych informacji. M.in. o tym, że zatrzymano za burdy prawie 50 kibiców. By wyłapać na ulicach Anglii aż tylu chuliganów – dymy musiały być naprawdę potężne. Nie dziwię się, że w organach jurysdykcji UEFA po analizie takich cyfr zapadły takie decyzje. A dziś, po tym, jak ostatecznie zestarzały się te zarzuty? Cóż, czasu i kar się nie cofnie.

Radovan Pankov – serbski piłkarz, poeta, jeszcze nie przestępca

Słuchajcie, nie uwierzycie. Tak zawsze zaczynał Tomek z jednego z popularnych seriali o pracy śledczych, więc w tym wypadku to początek jak najbardziej na miejscu. A więc: słuchajcie, nie uwierzycie, na stadionie AZ Alkmaar nie zachował się żaden zapis filmowy z momentu, gdy Radovan Pankov rzucał ochroniarzem o ścianę, wcześniej wykonując kombinację kończącą na wątrobę i łokieć kruchego rywala.

Posiedzenie sądu w Alkmaar w sprawie Pankova. Kompromitacja AZ i ochroniarza
AZ - Legia: Radovan Pankov

AZ – Legia. Pankov oskarżony o atak, nagrań brak Co faktycznie wydarzyło się po spotkaniu AZ – Legia Warszawa w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy? Znamy wersję Holendrów – Radovan Pankov wyjątkowo brutalnie potraktował jednego z ochroniarzy. Po ataku zawodnika Wojskowych pracownik odpowiedzialnych za zapewnienie bezpieczeństwa na stadionie doznał obrażeń głowy i łokcia. Jednak trudno

Czytaj dalej…

Najświeższą porcję newsów z drugiego głośnego procesu dotyczącego Legii przekazał holenderski prawnik zatrudniony przez klub, Christian Visser, który wypowiedział się dla tamtejszych mediów, m.in. portalu “De Telegraaf”. Otóż ochroniarz, z którego Radovan “Serbska Furia” Pankov miał zrobić miazgę… Cóż, skłamał. Inną wersję opowiedział medykom, inną policji, a na jeszcze inny przebieg zdarzeń wskazywały jego obrażenia. Ochroniarz miał zataić, że kontuzjowany łokieć leczył już trzykrotnie w ostatnich pięciu latach, a pozostałe obrażenia – m.in. głowy i szyi – nie miały potwierdzenia w obserwacjach lekarskich. Sprawę przełożono na czerwiec, a zmieniona będzie też kwalifikacja czynu. Trudno sądzić Pankova o napaść, która spowodowała uszczerbek na zdrowiu, jeśli nie odnotowano uszczerbku na zdrowiu. Ochroniarz ma zostać przesłuchany jeszcze raz, może tym razem już sobie przypomni, co konkretnie mu złamał Pankov, poza złamaniem wizji świata w której dzicz ze wschodu ma nie fikać do porządnych Holendrów.
Jeśli ktoś jeszcze jakiekolwiek wątpliwości miał – dziś już powinien się ich wyzbywać. Ostatnie szańce wiary w to, że jakaś część winy spoczywała po stronie legionistów, właśnie padają pod naporem faktów. Monitoringu nie ma, najważniejszy poszkodowany konfabulował i zatajał własne urazy, zarzuty nawet trudno postawić, a co dopiero doprowadzić kogokolwiek do skazania. Ale przekaz poszedł w świat. Oczywiście ten pierwszy, o szarpiącym się Josue, o serbskim zawodniku szarżującym na służby porządkowe. Kary zostały rozdane, AZ otrzymało symboliczne 40 tysięcy euro, a jeszcze w dodatku od tej “drakońskiej inaczej” kary się odwołało.

39 kibiców Legii i 1 Radovan Pankov już dzisiaj powinni usłyszeć gromkie “przepraszam” od tych, którzy z miejsca przypisali im winę, przypisali im niegodne czyny, osądzili jeszcze przed sformułowaniem zarzutów. Ale nie usłyszą, bo świat nie jest sprawiedliwy.

Gdyby był, sądy byłyby przecież zbędne.

Komentarze