- W Rakowie nie kryją, że problem istnieje. I irytuje on każdego wewnątrz klubu
- Z oczywistych przyczyn, jaką stanowi niechęć do walki z własnymi fanami, Raków szuka polubownych rozwiązań, natomiast w gabinetach powoli krążą myśli o bardziej radykalnych krokach
- W tym tekście szukamy odpowiedzi, skąd wzięło się naśladowanie odgłosów małp po golu Afimico Pululu i jakie podejście ma do tego klub
Raków widzi problem
– To, co się stało po bramce Pululu, jest niedopuszczalne. Jest nam wstyd – słyszę w jednym z gabinetów klubu z Częstochowy. W sprawie odgłosów małp nie ma krycia się, udawania, że to się nie zdarzyło. Raków wystosował przeprosiny dla zawodnika Jagiellonii, ale nie ma zamiaru na tym poprzestać. W kwestii indentyfikowania kibiców udających odgłosy małp, współpracuje z policją. Przeglądany jest monitoring, w którego oglądanie i przesłuchiwanie zaangażowały się osoby z „góry” klubu. Sprawa z identyfikacją nie jest jednak taka prosta, bo nagrany dźwięk nie zdradza wprost źródła jego pochodzenia. – Ale i tak uważam, że bezwzględnie wyłapiemy tych ludzi. Nie możemy pozwolić sobie, by było inaczej – mówi mi kolejna osoba z Rakowa.
Poszkodowanym w całej sprawie jest Afimico Pululu, który – jak zdradził w rozmowie z Goal.pl – z podobnymi zachowaniami spotkał się na polskich stadionach już trzeci raz. Ale poszkodowanym czuje się też Raków. Działania klubu i trybun to ścieżki równoległe, które miejscami przecinają się o tyle, że to klub musi ponosić odpowiedzialność za to, co się dzieje na jego trybunach. To do klubu spływają maile sponsorów, którzy nie chcą być w jakikolwiek sposób wiązani z rasizmem lub jego wspieraniem. Ostatnio wpłynęły dwa, z których przekaz jest oczywisty – coś się wreszcie musi zmienić. Pretekst do uderzania w klub dostaje też miasto, z którym relacje – mówiąc eufemistycznie – nie opierają się na miłości.
Nikomu na rękę nie jest także pogarszanie ogólnego wizerunku Rakowa. – Nakręcany jest hejt na Raków, który jest nieusprawiedliwiony, bo klub jest w ścisłym topie ligi zarówno sportowo jaki i w przychodach sponsorskich czy transferowych, a takie sprawy jak ta niweczą prace wielu ludzi – irytują się osoby w klubie.
Specyfika zakorzeniona w przeszłości
Żeby zrozumieć specyfikę ostatniego zachowania na stadionie Rakowa, robię krótki wywiad środowiskowy wśród osób świetnie znających klimat częstochowskich trybun. Słyszę słowa o ekipie mentalnie zatrzymanej w latach 90. Że bez wymiany pokoleniowej raczej niewiele się zmieni. Pewien margines ludzi z młyna podobno wprost określa się rasistami i nawet jest z tego dumny. Inna część nie ma tak radykalnych poglądów, ale też nie kryje, że lepiej czułaby się z myślą, gdyby czarnoskórzy piłkarze grali gdzieś indziej. To wciąż jednak mniejszość, bo generalnie częstochowskie trybuny – jako całość – nie mają z tym problemu. Nawet jeśli w części młyna niepopularne jest skandowanie nazwisk zawodników mających korzenie w Afryce, reszta niewielkiego stadionu przy przedstawianiu składów po prostu wykrzykuje odpowiednie nazwisko, gdy spiker przeczyta samo imię.
Z tym zagadnieniem wracam do klubowych gabinetów.
– Młyn faktycznie bojkotuje skandowanie nazwisk czarnoskórych piłkarzy? – pytam.
– Powiem panu szczerze: może tak być, ale nie wiem tego na sto procent. Z informacji, które docierają do nas jakimiś kanałami, faktycznie jest tak, że rządzący młynem nie życzą sobie epatowania tymi nazwiskami. Gdy spiker krzyczy „Erick”, zamiast odkrzyknąć „Otieno”, krzyczą na przykład „Raków”. Natomiast na pewno – bo to też sprawdzaliśmy – nigdy nie zdarzyło się tak, że gdy ktoś jednak wykrzyczał nazwisko „Otieno”, miał jakiekolwiek konsekwencje. Jak pan będzie na stadionie, tego rodzaju „bojkotu” na pewno i tak pan nie zobaczy. Nie słychać przecież tego, że ktoś nie krzyczy nazwiska, skoro reszta stadionu to robi i okrzyk się niesie. Natomiast ostatnio nawet pokazywaliśmy zachowanie młyna po golu Adriano Amorima z Legią. Wszyscy się cieszyli. Nie było żadnego strajku czy gwizdów, „bo strzelił czarnoskóry piłkarz”. Ale jesteśmy świadomi problemu i nie jest to coś, czego my nie widzimy.
Po gabinetach krążą różne pomysły – najpierw rozmów z przedstawicielami młyna, później może bardziej radykalnych rozwiązań. Nikt nie chce wylać dziecka z kąpielą, bo jeszcze nie było klubu, który wygrał na walce z własnymi kibicami, ale można odnieść wrażenie, że w Rakowie są coraz bardziej zdeterminowani. Czy determinacja może oznaczać nawet zamknięcie sektora, gdyby „znów odwaliło się coś grubego”? Niczego nie można wykluczyć. – Jesteśmy sfrustrowani ciągłym tłumaczeniem, że to działanie na szkodę klubu – słyszę.
Piłkarze Rakowa nie narzekają
W wewnętrznych rozmowach w klubie jednocześnie nie padają jednak słowa ze strony zawodników, by czuli się szkalowani. A przynajmniej tak się nas zapewnia. Problematyczna była nieco sprawa z Michaelem Ameyawem, który na początku sezonu – jeszcze jako piłkarz Piasta Gliwice – strzelił w Częstochowie zwycięskiego gola dla ówczesnej drużyny. Ciesząc się, zagrał na nosie kibicom. Podobno dlatego, że w trakcie meczu czuł się obrażany. Po transferze nagrano film, w którym nieco załagodzono tamtą sytuację i od tego czasu nie było już żadnych nieprzyjemności. Chciałem potwierdzić to u samego zawodnika, ale ze względu na kluczowy etap sezonu, wszyscy piłkarze Rakowa zostali poproszeni o brak udzielania się w tym okresie w mediach.
W Rakowie liczą się z karą za zachowanie trybun po golu Afimico Pululu. Jednocześnie klub chce edukować swoich kibiców. Jakiś czas temu wypuszczono serię kart z wizerunkami wszystkich zawodników pod hasłem „Jeden Raków”. Przybliża w nich kulturę danych krajów, przekonuje o niezbędności toleracji. Natomiast trudno liczyć na wysoką skuteczność takich akcji, skoro – jak twierdzą ludzie w samej Częstochowie – „kultura” młyna oparta jest na przekonaniach z lat 90.
Młyn będzie jednak edukowany. Po decyzji Komisji Ligi Ekstraklasy – musi być. Komisja nałożyła na Raków obowiązek przeprowadzenia co najmniej dwóch akcji edukacyjnych w formie prezentowania banerów promujących postawy tolerancji wśród swoich kibiców. Jak czytamy w komunikacie, akcja ma przeciwdziałać aktom nienawiści na tle rasowym. To jeden z kilku elementów kary. Klub musi także zapłacić 80 tys. zł. Otrzymał także zakaz wyjazdów zorganizowanej grupy kibiców na dwa pierwsze mecze Ekstraklasy w kolejnym sezonie oraz oddzielny zakaz wyjazdowy na mecz z Jagiellonią Białystok w przyszłorocznych rozgrywkach.
Komentarze