SerieALL #3. Pożar wokół Wojciecha Szczęsnego. To nie jest love story jak u Dudka

Wojciech Szczęsny
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny

Gdy niedługo po rozpoczęciu drugiej połowy starcia Napoli z Juventusem Wojciech Szczęsny wypuścił z rąk łatwy strzał Lorenzo Insigne, a Matteo Politano dobił piłkę do bramki, Polak długo leżał na murawie skrywając głowę w rękawicach. Te jednak nie były w stanie uchronić go przed gromami, które właśnie nadchodziły. Z zawodnika, który najpierw był jednym z najlepszych w klubie najpierw stał się tym, który nie pomaga, a teraz w dodatku zaczął przeszkadzać.

Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.

W poniedziałkowym programie Moc Futbolu na Kanale Sportowym Mateusz Borek przytoczył historię z czasów, gdy Jerzy Dudek miał gorszy okres w Liverpoolu. Po słynnym golu, jakiego strzelił mu Diego Forlan, Polak podszedł do Gerarda Houlliera z prośbą o kilka dni przerwy na dojście do równowagi psychicznej. Dudek wyobrażał sobie wtedy siebie w każdym miejscu świata, ale nie w bramce.

– Nie ma mowy. W tygodniu wychodzisz na mecz pucharowy.

– Trenerze, nie dam rady.

– Posłuchaj mnie. Spadłeś z rowerka, to się zdarza każdemu. Musisz wsiąść jeszcze raz i pewnie jeszcze nieraz spadniesz, ale jeśli już na ten rower nie wsiądziesz, to będziesz miał traumę do końca życia. Wychodzisz na Ipswich, wybronisz nam ten mecz, a później przez tydzień-dwa nie chcę cię widzieć w klubie.

Dudek faktycznie stanął między słupkami, a Liverpool awansował. Całe spotkanie było jednym wielkim manifestem poparcia dla Polaka. Kibice skandowali jego nazwisko, śpiewali w jego kierunku “You’ll never walk alone”, a po meczu piłkarze The Reds zdjęli koszulki, by pokazać te, które mieli pod spodem – oczywiście z wizerunkiem Jerzego Dudka. Gdy kilka tygodni później nasz bramkarz wrócił do składu, Liverpool wygrał z Manchesterem United 2:0, a Polak został piłkarzem meczu.

Tyle utopii, bo części wspólne tej historii z ostatnimi wydarzeniami w życiu Wojciecha Szczęsnego kończą się na “popełnia błędy”. Jeśli ktoś mówi o polskim piekiełku, nie ma pojęcia o włoskim. Twitterowy profil Forza Juventus, mający ponad 70 tys. obserwujących, bezpośrednio po meczu z Napoli, zaproponował zabawę “opisz Szczęsnego w jednym słowie”. Wśród nielicznych głosów wspierających bramkarza, wylewają się inwektywy (d*pa, skończony, “Shitsny”, sk****syn, k**wa) i twierdzenia, że nigdy nie był dobrym golkiperem. Ci sami ludzie w dwóch kolejnych sezonach wybierali Szczęsnego do najlepszej piątki piłkarzy Juve.

Media tylko dolewają oliwy do ognia. “La Gazzetta dello Sport” opisuje bramkarza Starej Damy, jako postać, którą klub chciał wypchnąć i jest w nim na siłę. “Juventus bardzo chciał Donnarummę. Miał nadzieję, że uda się zwolnić pensję Szczęsnego i pójść na całość. Agent Polaka został poproszony o znalezienie takiego rozwiązania, które zapewniłoby pełną satysfakcję wszystkim stronom. Skonsultowano się z Borussią Dortmund, było też kilka angielskich opcji, choć nie z najwyższej półki, Juventus był gotowy zrezygnować z jego usług. Nic z tego nie wyszło, a Allegri uznał, że Szczęsny będzie jego jedynką” – czytamy. W innych miejscach gazety atakują coraz to pikantniejszymi kulisami. Dowiadujemy się, że Buffon chciał odejść, bo nie mógł się pogodzić, że jest zmiennikiem bramkarza słabszego od jego ponad 40-letniej wersji, a fakt że Szczęsny zachował miejsce w bramce po odpadnięciu z Porto w Lidze Mistrzów był pokierowany tylko chęcią postawienia go na witrynie sklepowej z napisem “wyprzedaż”. To był okres, gdy Szczęsny Juventusowi nie pomagał. Teraz jest krok dalej – przeszkadza. Zbierając to wszystko do kupy, jakkolwiek mocno nie wyglądałby z zewnątrz mental tego piłkarza, trudno uwierzyć, że jego głowa nie rozpada się od środka. Na tym poziomie presja jest ogromna, a jak puścisz dwa-trzy dziwne gole, rośnie stukrotnie. Trzeba by było być robotem, by tego nie odczuć. Wojciech Szczęsny robotem nie jest. A brak wsparcia, poza tym okazanym przez Allegrego, sytuację może tylko pogłębić.

Rozwiązanie jak z Jerzym Dudkiem – czyli posadzenie go na ławce dla jego komfortu psychicznego, przy akompaniamencie wsparcia, na pierwszy rzut oka wydawało się idealnym rozwiązaniem. Ale później przychodzi rzeczywistość drukowana w Internecie hejtem, a w excelu zielonym i czerwonym kolorem. Szczęsny okazuje się zbyt drogim piłkarzem, by móc go posadzić za linią boczną. Kontrakt wart 7 mln euro za sezon, w dodatku podpisany nie tak dawno do 2024 roku, to nie jest coś pozwalającego złapać oddech. Juventusu nie stać na tak drogiego rezerwowego, bo skoro nie udało się sprzedać Szczęsnego grającego, tym bardziej nikt nie kupi go siedzącego. A presja będzie rosnąć.

Przed meczem z Malmoe w Lidze Mistrzów Allegri jeszcze raz stanął za Polakiem wskazując, że nie jest on jedynym popełniającym błędy. Zauważył, że gdyby Rabiot nie założył, że Szczęsny złapie strzał Insigne, Politano nie miałby miejsca na łatwą dobitkę. Że Bernardeschi nie skorzystał z okazji na przerwanie groźnej akcji Napoli faulem. – Musimy mieć większe poczucie odpowiedzialności. Nasi młodzi gracze nie są już tacy młodzi – zaznaczył. Wsparcia, we wspólnym interesie, trudno szukać gdziekolwiek indziej.

Cały tekst na SerieA.pl

Komentarze