Czy karierę Piątka da się uratować? “Brak stempla w paszporcie”

Krzysztof Piątek
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Krzysztof Piątek

Krzysztof Piątek od dawna nie jest już snajperem, jakiego Milan kupował z Genoi, ale serii dziesięciu meczów bez strzelonej bramki od transferu z Ekstraklasy jeszcze nie zanotował. Aż do teraz. Czy to jest jeszcze kariera do odratowania?

  • Ostatniego gola we Włoszech Krzysztof Piątek strzelił na początku listopada
  • Mimo wszystko Polak wciąż ma miejsce w podstawowym składzie Salernitany. Pytanie jednak jest zasadne – czy tę karierę da się jeszcze odbudować?
  • Zdaniem Dominika Guziaka z Eleven Sports będzie o to bardzo trudno. – Spodziewam się, że we Włoszech czeka go jeszcze jeden klub. Słabszy od obecnego – mówi

Kilka lat zmieniło wszystko

Kiedyś Jakub Wawrzyniak ironizował, że przez lata występował na pozycji zastępcy piłkarza, który w Polsce się nie urodził. Ta lewa obrona od zawsze była zmorą dla kolejnych selekcjonerów, a wśród kibiców dominowała dyskusja na poziomie: kto nie nadaje się tam mniej od innych. Mieliśmy różne problemy z jakością piłkarzy, ale niezmienny kłopot przez lata był właściwie tylko tam. Piłkarski los zaśmiał się z nas nawet do tego stopnia, że nie potrafił nam dostarczyć choćby jednego klasowego lewego obrońcy, podczas gdy kilka lat temu w jednej chwili obdarował nas w tym samym czasie trzema środkowymi napastnikami na bardzo wysokim poziomie. Mówiło się, że nie ma drugiego kraju na świecie mogącego sobie pozwolić na wystawienie takiego tercetu w swoim peaku, jak Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Dziś ten pierwszy strzela dla Barcelony, drugi dla Juventusu, a trzeci dla Salernitany. Choć tylko w jego przypadku mówienie, że strzela, jest sporym przekłamaniem.

Pech też był

Można też mówić, że Piątek miał w ostatnim roku sporego pecha, bo nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, w jakim momencie swojej kariery dziś by był, gdyby nie kontuzja w meczu ze Szkocją, w którym paradoksalnie już z nią grając strzelił gola. Gorszego momentu nie mógł znaleźć. W Fiorentinie stał się podstawowym napastnikiem, a z meczu na mecz jego przewaga nad sprowadzonym z Basel Arturem Cabralem rosła. Fiorentina musiała przynajmniej pochylić się nad opcją wykupienia Piątka z Herthy, tym bardziej, że do Juventusu sprzedała Dusana Vlahovicia za 90 mln euro. Polak stawał się powoli tym, kim był przed transferem do Niemiec. Nawet jeśli nie strzelał z taką częstotliwością, znów trafił na czołówki gazet. W tygodniu przed zgrupowaniem kadry w samej „La Gazzetcie dello Sport” powstało sześć artykułów z Piątkiem w tytule. W tym wyciągnięta na sam przód konferencyjna wypowiedź trenera Vincenzo Italiano o Polaku – co sugerowało, że nic ważniejszego na spotkaniu z dziennikarzami nie mówił. Wszystkie z tych tekstów miały pozytywny wydźwięk. Piątek trafiając do Fiorentiny otrzymał szansę, na jaką prawdopodobnie nawet nie zasłużył, ale godne podziwu było to, jak ją wykorzystywał.

Bez rozwoju

Gdyby wskazać, jaki jest wspólny mianownik dla trzech Krzysztofów Piątków – tego z Genoi i Milanu, tego z Fiorentiny oraz tego z Salernitany, wcale nie byłoby to trudno. To piłkarz dokładnie z tymi samymi ograniczeniami. – Jeśli wyjęlibyśmy bramki Piątka dla Genoi i Milanu z tamtego pamiętnego sezonu, gdy wpadało mu wszystko, otrzymalibyśmy bardzo podobnego piłkarza do tego obecnego – zauważa Dominik Guziak z Eleven Sports, który komentując mecze Serie A ma okazję tydzień po tygodniu obserwować.  – Wtedy po prostu nikt nie zwracał uwagi na inne elementy w jego grze, jak zwyczajna czutka. W całym sezonie strzelił blisko 30 goli, więc wydawało się, że bramki zawsze będą go szukały. Byliśmy tak zauroczeni, że nie patrzyliśmy na czysto piłkarskie umiejętności. Sezon cudów minął i na wierzch wyszły pytania o technikę, umiejętność odwrócenia się z rywalem na plecy. Okazało się, że te przyziemne rzeczy sprawiały mu problem. I dziś możemy powiedzieć, że trudno wskazać element, w którym Krzysztof Piątek wyraźnie się przez ostatnie lata rozwinął – dodaje.

Jeśli są postępy, to minimalne, bo rzeczą, o którą Piątka nie podejrzewalibyśmy jeszcze jakiś czas temu, jest praca na innego napastnika. To Polak w układzie z Boulaye Dią jest tym, który zasuwa w głębi pola, za co kilka razy był już w mediach chwalony. W okresie bramkowej posuchy zaliczył natomiast dwie asysty, co nie jest wynikiem, po którym ludziom spadają czapki z głów, ale też pokazującym zmianę w sposobie gry naszego reprezentanta. To… już jest jego rekordowy sezon na Zachodzie pod tym względem. Do czasu transferu z Serie A do Herthy nie zanotował choćby jednego podania do partnera, które zakończyło się golem. W Bundeslidze zdarzyło mu się to co najwyżej raz na sezon.

Może Sousa go odzyska?

Salernitanę właśnie przejął Paulo Sousa, który zaczynając swoją przygodę z reprezentacją Polski nie krył, że Piątek może liczyć na sporo gry. Ostatecznie drogi obu panów się mocno rozminęły, bo napastnik doznał kontuzji przed Euro 2020, a później Portugalczyk zdezerterował zanim Piątek na dobre wrócił do walki o kadrę. Sousa teraz poświęcił swojemu napastnikowi zdanie po przegranym meczu z Lazio. – Musi się poprawić pod względem ataku pozycyjnego, a także gry w pressingu – mówił. Biorąc pod uwagę, że Paulo Sousa upodobał sobie ofensywną grę, można się zastanawiać, czy jednak Piątek nie będzie jednym z wygranych takiej zmiany. Przynajmniej w teorii powinien mieć teraz więcej okazji.

– Choć tych mu nie brakowało w ostatnim czasie – zauważa jednak Dominik Guziak. Miał przecież wyborną okazję w meczu z Hellasem (Polak dał się pokonać bramkarzowi w sytuacji sam na sam – przyp. red.), a z Napoli sam sobie ją wypracował, jednak Meret zbił piłkę na słupek. Kilka innych dałoby się jeszcze znaleźć, tak więc odpowiedzią na pytanie, dlaczego ostatnio nie strzelał, jest przede wszystkim brak skuteczności, może trochę szczęścia. Co do Sousy, może to jest jakieś światełko w tunelu, ale ja nie jestem przekonany, że dokładnie takiego trenera potrzebuje Salernitana. To jest drużyna z katastrofalną obroną, której błędy przy ofensywnej grze mogą być jeszcze bardziej uwypuklone. Dlatego dość oszczędnie podchodzę do wiary w nagłe uleczenie Piątka przez Sousę.

Paulo Sousa nowym trenerem Krzysztofa Piątka
Paulo Sousa

Paulo Sousa wraca na ławkę trenerską. Były selekcjoner reprezentacji Polski podpisał kontrakt z włoską Salernitaną, której zawodnikiem jest Krzysztof Piątek. 52-latek poprowadził już pierwszy trening. Sousa wraca do Włoch Po zawirowaniach związanych z przedwczesnym zakończeniem współpracy z reprezentacją Polski, Paulo Sousa podpisał kontrakt z brazylijskim Flamengo, gdzie spędził zaledwie pół roku. W czerwcu 2022 roku

Czytaj dalej…

Brak pieczęci w paszporcie

Włochy to jeden z najbardziej specyficznych krajów, jeśli chodzi o wyrobienie sobie opinii na lata. Kiedy Piątek w pierwszym sezonie przekroczył 20 goli, było jasne, że właśnie zapewnił sobie kontrakt na lata, bez względu co się będzie działo w następnym roku. I w następnym. I w kolejnym.

Guziak: – Takich piłkarzy we Włoszech jest sporo. Na przykład Mattia Destro, który miał trzy niezłe sezony w przeszłości, w 2014 roku prawie załapał się do kadry na mundial, a kolejne kluby nabierają się na niego do dziś. Każdy liczy, że odbuduje się w jego klubie, co nie następuje, ale błędne koło się kręci. Różnica jest taka, że Destro miał niedawno moment w Genoi, w której co mu spadła piłka na nogę lub głowę, to wpadała do siatki. I w ten sposób wbił sobie kolejną pieczęć do paszportu na dalsze granie w Serie A. Piątek ostatnią taką pieczęć uzyskał w swoim pierwszym sezonie. Ona dziś już wyblakła. Wydaje mi się, że jeśli chce zostać we Włoszech, po Salernitanie – która pewnie nie wykupi go z Herthy – zostanie mu jeszcze jeden klub. Ale to znów będzie zejście niżej. To będzie albo klub pokroju Cremonese, albo któryś z beniaminków Serie A, który po prostu będzie się łapał każdego w miarę niezłego nazwiska, by liczyć na utrzymanie. Jeśli w tym klubie Polak nie odświeży swojego stempla, myślę, że kolejnego klubu w Italii już nie znajdzie.

I dalej: – Jeśli w Salernitanie Piątek nie zbliża się do dziesięciu strzelonych goli w sezonie, a wiemy dobrze, że w tym klubie nie jest to niemożliwe – wystarczy spojrzeć na liczby Bonazzolego w poprzednim sezonie lub Dii w obecnym, nie bardzo wiem, na czym budować nadzieję, że w jeszcze słabszym klubie za rok uda mu się odzyskać reputację. Bliżej jestem zdania, że liczb nie będzie, za to zaburzone zostaną proporcje między sytuacjami bramkowymi, a pracą w środku pola. Spodziewam się, że czeka go dużo fizycznej pracy, która zaklasyfikuje go do roli defensywnego napastnika lub wręcz pomocnika. A jeżeli tak się stanie, nie zdziwi mnie, gdy kolejnym krokiem Krzyśka będzie już powrót do Polski.

Komentarze