Mourinho i zasada “nigdy nie skreślaj starych mistrzów” znów pod rękę

Jose Mourinho
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jose Mourinho

Jose Mourinho przybył do Rzymu jako trener po przejściach, który szuka swojej być może ostatniej szansy w poważnej piłce. Gdy Roma zaczęła odstawać od reszty, wielu ekspertów już skreśliło Portugalczyka. A ten udowadnia, że się mylili – czytamy w najnowszym odcinku cyklu SerieALL na SerieA.pl.

  • Od czasu porażki z Juventusem (3:4), którą trudno zrozumieć patrząc na przebieg tamtego meczu, Roma pozostaje niepokonana w lidze. To najdłuższa trwająca passa w Serie A
  • Mimo że wcześniej niemal wszyscy zdążyli już skreślić Jose Mourinho i uznać, że Roma popełniła błąd sięgając po Portugalczyka, ten sprawił, że jego zespół wygląda na jeden z najmocniejszych we Włoszech. Jednocześnie dysponując najsłabszą ławką rezerwowych w czołówce
  • Znakiem rozpoznawczym Giallorossich są gole strzelane w końcówkach. W Neapolu ekipa Mourinho uratowała remis (1:1) trafiając ponownie w doliczonym czasie gry

Fragment tekstu, który w całości (wraz z podsumowaniem 33. kolejki Serie A) można przeczytać na SerieA.pl, poniżej.

Jak u Allena

Gdyby Woody Allen postanowił kiedyś nakręcić sequel swojego filmu “Zakochani w Rzymie” i znalazł w nim miejsce dla postaci Jose Mourinho, najlepszym odtwórcą tej roli byłby właśnie sam Woody Allen. Jego bohaterowie to zazwyczaj stetryczali, narzekający, pełni manii prześladowczych, ale i na swój sposób uroczy srebrnowłosi panowie w zaawansowanym wieku. Tacy, którzy jak mało kto potrafią irytować swoim jestestwem, ale w gruncie rzeczy przyzwyczajamy się do nich do tego stopnia, że trudno nam sobie wyobrazić film bez tych ról.

W prawdziwym świecie Jose Mourinho swoją odgrywa znakomicie. Trudno powiedzieć, czy jego początki w Rzymie to była zaplanowana akcja, próba kupienia publiczności na nowo uśmiechem i pizzą jedzoną w losowych miejscach, czy faktycznie efekt złapania głębszego oddechu włoskiego powietrza (chyba każdy, kto był w Italii, potwierdzi, że ma ono tam szczególne walory), ale właśnie teraz obserwujemy najszczerszą wersję The Special One. Faceta, który nie kryguje się z krytykowaniem sędziów, któremu niedaleko do twierdzenia, że to wszystko jest spisek (po remisie z Napoli właśnie wypalił, że jego drużynie odebrano prawo do wygrywania meczów), albo który na pewno nie jest przyjacielem dziennikarzy. Jednocześnie znów jest trenerem na fali wznoszącej, który swój zespół jest gotów zasłaniać własnym ciałem. Do tej pory w Romie mieliśmy do czynienia tylko z jedną z tych dwóch wersji Mourinho. Teraz występują one jednocześnie.

(…)

Punkty podobne, ale perspektywa inna

Na tym samym etapie poprzedniego sezonu Roma miała na koncie 55 punktów. Aktualnie ma 58. Wtedy skończyła z 62 oczkami, teraz pewnie będzie to trochę więcej. Różnice nie są jednak na tyle widoczne, by uważać Mourinho za cudotwórcę, zwłaszcza że prawdopodobnie nie uda mu się awansować do Ligi Mistrzów (pięć punktów straty do czwartego Juventusu oraz gorszy bilans bezpośrednich spotkań nie wróży najlepiej w tej fazie rozgrywek). Ale jest jedna różnica, która rzuca się w oczy – zespół Paulo Fonseki wyraźnie pikował. Trudno było liczyć, że jego przyszłość jest w czołówce. Roma Mourinho rośnie. Jeśli zapewni mu się odpowiednio jakościową ławkę rezerwowych (a do tego w formie wróci Leonardo Spinazzola), Giallorossi przestaną wyglądać w towarzystwie Interu, Milanu, Napoli i Juventusu na pariasa.

Nie pozwalają mi wygrać meczu

Wynik meczu z Napoli El Sharaawy ustalił w 91. minucie, ale nie można powiedzieć, że ten gol zamknął spotkanie. W pozostałych minutach doliczonego czasu gry Roma dążyła do zwycięstwa znacznie mocniej niż Napoli – co w przypadku tych drugich mogło dziwić, remis bardzo mocno ograniczał ich szanse na Scudetto. Nie udało się, a Mourinho dość łatwo znalazł winnego. Oczywiście było w tym trochę teatru, bo poproszony przez telewizję DAZN o zwykły pomeczowy komentarz, spytał dziennikarza: – Co sądzisz o sędziowaniu? Ale nie tylko dziś, ale ogólnie, o tym, co z sędziami wydarzyło się w tym sezonie?

Później ciągnął wątek sam. – Są drużyny, które grają, by wygrać Scudetto. My nie. Ale mamy prawo grać, by wygrywać mecze. Dziś wydawało mi się, że nie. Że nie mieliśmy prawa wygrać tego meczu. Gdzieś czytałem, że o końcowym kształcie tabeli zdecydują błędy sędziów. W pewnym momencie dzisiejszej gry wstydziłem się. W pierwszej połowie Zanoli nie zobaczył żółtej kartki, którą zobaczyłby na każdym boisku świata. W drugiej obejrzał żółtą, gdy każdy wie, że powinien czerwoną. Na Zaniolo nie odgwizdano karnego. Ale jest więcej, dużo więcej… To czas, by powiedzieć dość. Trochę szacunku. Ciężko pracujemy, więc chcę mieć prawo do wygrywania. Nie byliśmy wystarczająco dobrzy w niektórych momentach sezonu i nie jesteśmy w grze o Scudetto, ale chcę mieć prawo do wygrania meczu. W niektórych momentach to prawo zostało mi odebrane.

“La Gazzetta dello Sport” w swoim wtorkowym wydaniu wyliczyła, że był to już jedenasty mecz zakończony narzekaniem Mourinho na sędziów. Czyli robił to średnio w co trzecim spotkaniu. Biorąc pod uwagę, że przez pierwszych kilka tygodni pracy w Rzymie gryzł się w język jak mógł, ukrywając to oblicze, które wszyscy znali, stało się to wręcz normą. Z tą różnicą, że obecnie Roma ma i wyniki, i wizję nie najgorszej przyszłości z Portugalczykiem na ławce.

Pamiętajcie – nigdy nie skreślajcie starych mistrzów. Nawet jeśli Mourinho już od lat wydawał się przez świat skreślony.

Cały tekst na SerieA.pl

Komentarze