Stal i Zagłębie w duopolu żenady. Sposoby Waldka Kinga, żegnaj Bruk-Becie | Dwugłos Tetryków

Stal Mielec
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Stal Mielec

Czemu nie do końca będą tęsknić za Bruk-Betem Termaliką Niecieczą KS? Co powiedział swojemu super-rezerwowemu Maciej Skorża? Dlaczego warto jednak słuchać rozmówek pomeczowych na przykładzie słów Flavio Paixao? Odpowiedzi na te pytania oraz wiele innych pytań, również tych niezadanych – w dwugłosie Tetryków, którzy właśnie podsumowali tydzień. Zapraszamy w imieniu Leszka Milewskiego i Jakuba Olkiewicza.

  • Gra o spadek – Zagłębie i Stal w wyścigu na poziom żenady
  • Kaczmarek kontra Paixao. Starcie bez fatality
  • Vuković: osąd spadochroniarza
  • Co Skorża powiedział Ba Louie i inne przypadki

Leszek Milewski: Kuba, znowu działo się w lidze tyle, że nie wiem od czego zacząć. Czy od Piotra Stokowca, który przed meczem ustrzelił z pistoletu na wodę Tomka Lipińskiego, co – jak słusznie zauważył miedziowy Twitter – było jedynym groźnym strzałem Zagłębia w poniedziałek. Czy od Vukovicia, który niby nic nowego nie zdradził, ale jednak oficjalnie przyznał, że odchodzi. Czy od Stali Mielec, która robi co może by podłączyć się do prądu i zagrała jeden z najgorszych meczów odkąd wynaleziono futbol. Czy od posłanego na przymusowy urlop Paixao, który tydzień temu w sumie powiedział, że Kaczmarek nie zna się na piłce i źle przygotował zespół. A może tango Wieteska-Rose, na którym najlepiej wyszedł Kądzior? A może to, że Waldemar Fornalik najchętniej co tydzień grałby z Legią? A może spróbujemy domyślić się, co powiedział Skorża do Ba Louy przed wejściem, a co wyglądało jak ojciec opieprzający syna, że sobie świeci, a nie jemu? Czeka też w blokach pożegnanie Bruk-Betu, bo po 0:3 z Rakowem, gdzie bramkarz Pawluczenko rozdawał świąteczne dyngusy, należy skończyć ze złudzeniami. Wiem też, że gdyby spytać Czesława Michniewicza o minioną kolejkę, za najważniejsze wydarzenie uznałby powrót Kapustki.

Jakub Olkiewicz: To był nasz dwugłos sumujący tydzień, dziękujemy za uwagę, do przeczytania za 7 dni. W dzisiejszych czasach potrzebujemy skondensowanej wiedzy, ty taką zaproponowałeś, nie wiem, czy powinniśmy tutaj poprawiać i ulepszać coś, co i tak jest bliskie ideału. Natomiast wiem, że jest też wąskie grono osób, które kultywują zapomnianą sztukę czytania dłuższej formy, więc może specjalnie dla tej grupy, liczącej siedem osób, pogadajmy szerzej przynajmniej o połowie z wymienionych przez ciebie spraw.
Ja bym zaczął od rozstrzygnięć, bo sami wielokrotnie pisaliśmy, że cała efektowność obecnego sezonu wynika z niewielkiej liczby odpowiedzi, które znamy – choć przecież jesteśmy już na finiszu rozgrywek. Walka o mistrzostwo? Wiadomo, tutaj każde ułożenie pierwszych trzech zespołów jest możliwe, to jest wyścig ekscytujący i atrakcyjny. Czwarte miejsce, czyli innymi słowy – Europa? Nadal walczy o nią kilka ekip i chociaż tutaj akurat uprawnione jest zestawienie z wyścigiem żółwi – to i tak pytań jest więcej niż odpowiedzi. Zostaje dół, gdzie też bardzo długo pachniało bitwą na noże, gdzie decydujące okażą się jakieś pojedyncze zdobycze punktowe.

Tymczasem już dziś, na 5 kolejek przed końcem, możemy właściwie oficjalnie pożegnać Bruk-Bet Termalikę Niecieczę KS. 3 punkty straty do Górnika Łęczna? Być może do nadrobienia. 5 punktów do Wisły Kraków? Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności. Ale już 7 do Zagłębia Lubin? No nie widzę tego, zwłaszcza, że fatalny koniec musiałyby zaliczyć aż trzy drużyny przy jednoczesnym efektownym rajdzie niecieczan. Zapytam wprost: czy to będzie ekipa, za którą już powoli zaczynasz tęsknić?

LM: Już za popularnymi Słonikami tęsknią agenci i menedżerowie. Zawsze była okazja wcisnąć tutaj jeszcze jednego zawodnika. Zawsze była również szansa, że wyjdzie w pierwszym składzie, choć pięć minut wcześniej wysiadł z samochodu i nie wie jeszcze, czy Grzybek to trener czy prawy obrońca. Wspaniały czas, złota era. Bruk-Bet w minionym sezonie zakontraktował tak wielu piłkarzy, że aż obnażyło to moje braki wiedzy: nie sądziłem, że tak wielu ludzi żyje na kuli ziemskiej, a tu proszę. Powiedz Kuba, który z tych piłkarzy Niecieczy zrobił na tobie największe wrażenie: Veton Tusha? Artem Polarus? Andrij Dombrowskij?

Cóż tu się działo z transferami: to przychodzi Kozulj, na nim opiera się strategia. A potem Kozulj wypada. To przychodzi w glorii chwały Hlousek – Hlousek, pamiętam to dobrze, wskazywany jako dowód ambicji Termaliki. Z tym, że Hlousek okazał się być nie tylko po drugiej stronie rzeki, ale jeszcze tam rozstawił sobie leżak. Sam się złapałem na wspominanie po stokroć, że Mesanović strzelił w Turcji więcej niż Podolski. Przypomniałem sobie, że Rolanda Vargę widziałem może w roli epizodycznej, ale jednak na finałach Euro 2020. Były plotki o zatrudnieniu Czyhryńskiego, było obiecujące wypożyczenie Kocyły, był Poznar, był Hybs, byli wszyscy. Podsumowaniem Pawluczenko z Rakowem podający do częstochowian, bo dlaczego nie.

Ostatecznie moja diagnoza problemów Termaliki nie może być inna: za mało transferów. Myślę, że jeszcze trzydzieści osiem zakupów dokonanych na przełomie marca i kwietnia, a wszystko by się potoczyło dobrze. Natomiast tak poważnie, Termalika jest dowodem, że dzisiaj w ESA kasa to nie wszystko. Bo pieniądze, ewidentnie, zostały wydane w tym sezonie bardzo, bardzo duże. A jednak to najgorsza drużyna rozgrywek, która miała jakieś przebłyski, w której meczach bywało ciekawie, ale ostatecznie – poza trzema pierwszymi kolejkami – cały sezon spędziła w strefie spadkowej.

JO: Mam problem z twoimi pytaniami – boję się, że wytypuję Artema Polarusa na mojego ulubionego zawodnika z całej Polski południowej, a ty wtedy wypalisz: ha, akurat Artema Polarusa zmyśliłem, on nie istnieje. Bruk-Bet po raz drugi wchodził do Ekstraklasy z taką magiczną aurą “czegoś innego”. Bez wsparcia samorządu. Bez pirotechniki na trybunach. Z mocnym właścicielem, który bawi się przede wszystkim za własne pieniądze, według społecznej odpowiedzialności biznesu inwestując dokładnie tam, gdzie gromadził swoją fortunę. I po raz drugi finisz jest taki sam – projekt, który niejako z założenia zyskuje sympatię neutralnych kibiców, z czasem zmienia się w potworka, za którym absolutnie nikt nie zatęskni. Bo i za czym tutaj tęsknić? Zastanawiam się, ilu moglibyśmy znaleźć kibiców, którzy w swojej wymarzonej ligowej stawce umieściliby Bruk-Bet. Jeśli jedynym argumentem “za” jest zdrowe zarządzanie, zdrowe rozumiane jako brak wsparcia z publicznych pieniędzy, no to jednak trzeba spojrzeć na to, jak te złotówki są wydawane.

A są wydawane na chybił-trafił. Ja taką mocną alarmującą lampkę zobaczyłem przy całej sadze z zatrudnieniem Michała Probierza. Wielki fachowiec, trener, który już podejmował się swego czasu misji niemalże samobójczych, nie chcę przesadzić, ale gdy czytałem o tym dealu, myślałem: ostatnia nadzieja. Jeśli ratować Bruk-Bet, to tylko z taką postacią za sterami, tylko z jego nosem do rynku, z jego motywacyjnymi sztuczkami, które na krótką metę powinny zadziałać. Tymczasem cały temat się wysypał, w sumie na tym co zawsze, czyli na podziałach kompetencyjnych. Bruk-Bet sięgnął po Latala, Latal pewnie zaraz wyleci, po Bruk-Becie nie zostanie pół przyjemnego wspomnienia. No, poza filmikiem ze zmontowanymi najbardziej kuriozalnymi pudłami zawodników tej drużyny. Ale gdy zostaje po tobie jedynie śmieszne wideo – nie możesz być zadowolony z rocznego pobytu w Ekstraklasie.

LM: Poza Niecieczą, moim zdaniem najgorsze nastroje panują obecnie w Mielcu i Lubinie. Owszem, sytuacja w Łęcznej i po wiślackiej stronie Krakowa jest punktowa gorsza. Ale wiesz jak to w Łęcznej: tam każdy zdobyty ligowy punkt jest traktowany w kategorii miłej niespodzianki, na którą w zasadzie nikt nie liczył. W ekipie Brzęczka mogą wskazywać, że znowu nie było najgorzej boiskowo, bo Wisła bardzo dobrze weszła w mecz ze Śląskiem, miała momenty, meczu o życie nie przegrała, no i jednak odrobiła punkt w grze o spadek.

Ale taki Mielec? Najmocniejszym punktem Mielca pozostaje przeszłość. Może nieodległa, bo dotycząca jesieni 2021. Ale jak twoim najmocniejszym argumentem jest przeszłość, to generalnie nie jest dobrze. O Stali rozmawiałem w piątek z Marcinem, gospodarzem “Stalowych Rozmów”. Przekonywał, że nie jest tak źle, że grają ostatnio lepiej, że punktowo spoko, że Klimek wyprostował finanse. OK, trochę nawet mnie przekonał, szczególnie gdy dodał, że życiowo optymistą nie jest, więc to wyważona ocena. Ale ten sam Marcin w trakcie meczu napisał, że to była taktyczna piaskownica i u siebie z Wartą Stal nie miała pół argumentu na remis. Mnie oglądając ten mecz symboliczną wydała się strata Kasperkiewicza w doliczonym czasie gry, gdy nie dał rady zrobić lagi na bałagan, względnie zmiany. W Warcie weszli Papeau, Castaneda, robiąc co chwila dym, a w Stali… no, nieźle w miarę wypadł Kort. Ale Papeau i Castaneda to by w Mielcu w tym momencie przychodzili na same mecze, w dodatku z piwem w ręku i Majewski i tak by nimi grał. Tymczasem przecież to Warta miała być jakościowo na podobnym poziomie – okazuje się, że warsztat Szulczka swoją drogą, ale i głębia składu u Zielonych jest na zupełnie innym poziomie.

Co do Lubina, to uważam, że miedziowy Twitter jest bardzo niedoceniany pod kątem szyderki. To tu padła najlepsza opinia wiosny. Mateusz Galiński zwrócił uwagę, że , Piotr Stokowiec utrzymał już w obecnym sezonie Jagiellonię Białystok, Wartę Poznań i Cracovię, a hejterzy będą mu jedno Zagłębie Lubin wyliczać.

JO: Mnie najbardziej nurtuje rzecz, której niestety nigdy nie sprawdzimy. Co by było, gdyby liga grała w dawnym formacie i po tej regularnej młócce każdy z każdym rozpocząłby się słynny Puchar Maja, czyli dodatkowe kolejki, w której spadkowicze grają ze spadkowiczami, góra z górą. Wyobrażasz sobie miny w Mielcu, gdyby mieli teraz siedem razy mierzyć się z bezpośrednimi przeciwnikami w walce o utrzymanie? Ba, doszedłby podział punktów, i w Białymstoku byłoby trzeba Ducha Puszczy przelewać z powrotem z kieliszków do butelek. To jest oczywiście tylko dość nieudolny eksperyment myślowy, ale obserwując postępy Stali w walce o godny ubiór dla Pawła Paczula – naprawdę drżałbym o byt.

W obecnej sytuacji, przy obecnym kształcie rozgrywek? Wydaje się, że ta zaliczka zrobiona za starych, dobrych czasów, gdy Fabian Piasecki nakurzał gola za golem okaże się wystarczająca. To nadal są 4 punkty na 5 kolejek przed końcem, to nadal jest w miarę bezpieczna strefa. Kibic Stali Mielec pamięta przecież, że momentami jego klub gubił punkty przez kontrowersyjne decyzje arbitrów, więc pewnie jakieś tam argumenty na pocieszenie i otarcie łez posiada. Inaczej niż kibic Zagłębia. To jest moim zdaniem rozczarowanie i to jedno z największych w całej lidze, włączając w to nawet kompromitujące jesienne mecze Legii Warszawa. Wydawało mi się, że na papierze “Miedziowi” są ekipą na środek tabeli, a przy pomyślnych wiatrach – walkę na miejsce pucharowe, tuż za podium, które odjechało daleko do przodu. Wydawało mi się również, że jeśli ktoś ma wydobyć z Zagłębia ten ukryty potencjał, to będzie to duet Stokowiec-Burlikowski, zwłaszcza, że przecież był jeszcze ten dodatkowo kupiony czas na ewentualne uzupełnienie składu przyjezdnymi z Ukrainy czy Rosji. Zagłębie tymczasem jest stabilne: wyglądało źle, wygląda źle i prawdopodobnie wyglądać źle będzie do końca sezonu. Namiętnie śledzę scenariusze matematyczne, które rozpisuje na Twitterze Piotr Klimek. I tam, biorąc pod uwagę, że Zagłębie kończy sezon meczami z Rakowem i Lechem, obecnie większe szanse na utrzymanie wychodzą Wiśle Kraków. Ten model matematyczny miewa anomalie – pamiętny rajd Górnika Zabrze po awans, gdy początkowo ich szanse były bliskie zera. Ale miewa też bardzo konkretne przełożenie na rzeczywistość. I w tym świetle, gdy matematyka zaczyna być po stronie Wisły Kraków – kibic Zagłębia Lubin powinien czuć narastający strach.

LM: W grze o utrzymanie chciałbym jeszcze docenić złotoustego Jerzego Brzęczka, który stwierdził, że gdyby Wisła zdobyła drugą bramkę, byłaby bliżej zwycięstwa. Ten cytat zostanie zapomniany, a przecież pogrywają tu tony “Football is football, you know” i “To jest mecz”.

Kuba, to przejdźmy do klarującej się powoli dwójki, która powalczy o Europę, ergo: o to, by w przyszłym sezonie po zarażeniu pucharowym wirusem bić się o utrzymanie. W sprawie meczu Legia – Piast zdumiewa mnie, jak wiele osób wskakuje na Rose, a jak mało obrywa się Wietesce. To znaczy: obrywa się i Wietesce, ale jak patrzę na tę sytuację, to przede wszystkim Wietes przyniósł dwa wiaderka ognia pod ten pożar. Kto robi taką świecę we własnym polu karnym? To proszenie się o kłopoty. No i one po prostu przyszły, a że Rose je przepuścił w drzwiach, to jednak dla mnie wina drugorzędna. Po drugie: Waldek King wygrywa na Łazienkowskiej, czyli pętla czasu. W zasadzie zastanawia mnie, że Fornalik nie był wymieniany jako kandydat do objęcia stołka przy Łazienkowskiej. Po tylu wymierzonych w ostatnich latach razach – razach bolesnych, a przy tym precyzyjnych – dla mnie byłby naturalnym kandydatem, może bardziej naturalnym niż Runjaic.

Natomiast sprawa Paixao-Kaczmarek jest chyba moją ulubioną w ostatnich dniach. Kaczmarek po 2:0 z Niecieczą: “Uważam, że początek spotkania zagraliśmy bardzo dobrze, to była pełna dominacja”, potem trochę sypania głowy popiołem, ale też puenta, że teraz trzeba wygrywać, a styl mniej ważny. Tymczasem Paixao wychodzi i mówi, że jak ktoś jest zadowolony z gry Lechii z Niecieczą, to nie powinno być dla niego miejsca w Lechii. A jak uważa, że Lechia zagrała dobrze, to nie zna się na piłce. No i jeszcze poprawka sierpowym z klasycznego “nie mamy siły na nic”. Tak zwane “shots fired”, i to konkretnie “fired”, w zasadzie bez przyłbicy. Niech ktoś jeszcze ponarzeka na rozmówki meczowe – tak, na sto trafi się jedna, ale za to jaka. W każdym razie teraz Kaczmarek odpowiada i Paixao poza składem. Ale 3:1, choć chybotliwe, choć mogło być bardzo różnie, choć sporo zapytań o formę Jarosława Przybyła z Kluczborka, w tym uroczym konflikcie daje oddech Kaczmarkowi.

JO: Zacznę jak każdy przyzwoity dziennikarz – od Legii Warszawa. Podoba mi się twój tok myślenia: skoro Fornalik wygrywa 89 z 90 spotkań przy Łazienkowskiej, to jako trener Legii mógłby dać jej finał Ligi Mistrzów. A do triumfu brakłoby jedynie, by UEFA przyznała organizację tego ostatniego meczu Warszawie. Natomiast mnie zdumiewa jednak coś innego – lekkość, może nawet arogancja, z jaką potraktowano Aleksandra Vukovicia. Vuković ma oczywiście swój zestaw wad, o których wszyscy dobrze wiemy. Ale ma też wyjątkową kartę w historii klubu – powstrzymanie kursu na I ligę, odbicie od strefy spadkowej w absolutnie kluczowym momencie. Rozumiem doskonale, że w Legii konieczny jest zawsze jakiś długofalowy projekt, którego realizacja pozwoli wreszcie na dogonienie marzeń. Ale zastanawiam się, czy w tym pościgu za długofalowymi projektami, nie doszło do skrętu w ślepą uliczkę. Legia chorowała na tego Papszuna, robiła podchody, czaiła się – ostatecznie z gówna musiał ją wyciągać Vuković, ściągnięty właściwie jako strażak. Od nowego sezonu znowu ma zacząć nowy trener, z czystą kartą, z wielkimi ambicjami i sporym nazwiskiem, ale czy na pewno to właśnie tego brakowało Legii? Czy właśnie obsada stanowiska trenerskiego była największym problemem klubu?

Z drugiej strony – być może to jest właśnie ten moment, gdy wreszcie powstaje długofalowy projekt (co już znamy) i ten długofalowy projekt będzie realizowany (co będzie nowością). Jeśli ufamy w to, że Jacek Zieliński ma być w klubie numerem jeden, ma podejmować autonomiczne decyzje i zbierać zarówno komplementy za zwycięstwa, jak i razy po porażkach – to faktycznie z Vukoviciem nie było wyjścia. Ale mam obawy, że to nadal kręcenie się w kółko i kwestią czasu pozostaje, aż ktoś wypali: trzeba było zostawić Vukovicia, a wymienić Zielińskiego. Poza tą dyskusją natomiast: Legia latami pracowała na te wszystkie dylematy, które będzie miała w przyszłym sezonie. I jakkolwiek można współczuć sytuacji, tak trudno znaleźć bardziej zasłużoną karę za lata amatorskiego zarządzania.

LM: Nie lubię ferować wyroków, bo potem przychodzą i – mówiąc kolokwialnie – lubią ugryźć w dupę. Ale na ten moment nie czuję, żebym szczególnie ryzykował, kolejny raz powtarzając: czasy dominacji Legii się skończyły. Od sezonu 12/13 dwukrotnie wypuścili mistrzostwo Polski. Tylko raz na rzecz Lecha, choć próbowano w tych latach kreować wizję duopolu. Raz, sensacyjnie, na rzecz Piasta. Jakiekolwiek utracenie tytułu ze strony Legii było postrzegane w kategoriach wielkiej porażki tego klubu. Do tego był szereg Pucharów Polski. To się jednak moim zdaniem skończyło. Legia dała się dogonić. Oczywiście w ogóle nie zaskoczy mnie, jeśli za rok sięgną po tytuł. Ale nie widzę powodu, by uznawać, że konkurencja będzie się Legii kłaniać. Inni mają tyle samo – lub więcej – argumentów finansowych, argumentów ze zdolnej młodzieży, skautingu, bazy szkoleniowej i tym podobnych. Dla nas i ligi lepiej, większa szansa na ciekawsze wyścigi.

A skoro przy grze o mistrza. Cała trójka wygrała, z czego największe wrażenie zrobił na mnie Lech. Raków grał tylko z Termalicą, w dodatku będącą w trybie autodestrukcji. Pogoń, no nie wiem jak z tym Zahoviciem przy golu – czy piłkarz, który stoi tuż obok bramkarza, a piłka leci w jego stronę, czasem jednak nie przeszkadza w interwencji? A Lech, może tylko 1:0, ale tam były 23 strzały, totalna dominacja na trudnym terenie i płocczanie wprost mówiący po meczu, że dawno Wisła nie miała tak niewiele do powiedzenia. A przecież dopiero co ta Wisła zlała Pogoń, więc ma to swoją wymowę.

Kuba, ty będziesz wiedział. Co Skorża powiedział do Ba Louy?

JO: Wiele razy wchodziłem na murawę jako rezerwowy, te przemowy zazwyczaj są dość podobne. “Nie zawiedź mnie znowu”. “Nie spierdol tego, tak jak ostatnim razem”. “Zostało tylko kilkanaście minut, po prostu postaraj się nie przeszkadzać kolegom”. “Nie wracaj na swoją połowę, pod ich bramką nam krzywdy nie zrobisz”. Wydaje mi się, że to mogło być coś z tego przekroju, natomiast zupełnie serio – czego innego się spodziewałem po takim zawodniku i zdaje się, że Maciej Skorża też spodziewał się czegoś innego. W teorii trener Lecha ma na tych skrzydłach komfortową sytuację, bo przecież jedno betonuje Kamiński, a na drugim mogą się naparzać Ba Loua, Velde, Skóraś, a gdyby Skorża zaszalał, to nawet ktoś z pary Amaral/hiszpański pomocnik z Olsztyna. W praktyce – teraz Lecha pociągnął Skóraś i wcale nie mam przekonania, że na finiszu ligi będzie inaczej. Dla mnie to o tyle bolesne, że forsowałem przecież przeciwną teorię – Lech musi w końcu wykosztować się na transfery, bo inaczej zawsze “czegoś im zabraknie”. A tu proszę, moment próby, mecz, w którym nie chce wpaść, i różnicę robi wychowanek, w dodatku wcale nie ten “numer jeden”, przymierzany do wielkiego transferu.

Ciekawą rzecz zauważył Damian Smyk. Lech może w ofensywie miewa momenty przestoju, może i te zwycięstwa mogą uchodzić za przepchnięte kolanem, ale w defensywie? To jest praktycznie lita ściana, xG rywali to jakieś śmieszne ułamki. Lech na ten moment? 20 straconych goli w 29 meczach, a przecież w Poznaniu słychać narzekania, że obsada między słupkami nieco odstaje przy zestawieniu z rywalami do mistrzostwa. Mam już przygotowany specjalny frazes, który wygłoszę, jeśli Lech zostanie mistrzem: “jeszcze raz się potwierdziło, że mecze wygrywa się pojedynczymi błyskami w ofensywie, ale mistrzostwa zdobywa się defensywą”. Oczywiście jeśli Lech mistrzem nie zostanie, to ten frazes wyśmieję.

A co do frazesów jeszcze – Pogoń zareagowała na oświadczenie Runjaicia sprzed kilkunastu dni pozytywnie czy negatywnie? Obiecywaliśmy, że jak trochę pograją, to zabierzemy głos i będziemy udawać najmądrzejszych. Z mojej perspektywy – nic się nie zmieniło.

LM: Pozwolę sobie udawać mądrzejszego po meczach z Legią i Rakowem, bo w kontekście Runjaica, Pogoni, mistrzostwa, i w zasadzie wszystkiego – to Szczecin w tym tygodniu będzie miejscem najważniejszych rozstrzygnięć. Jutro Legia, w niedzielę Raków – podobno aby kupić bilety na ten mecz, trzeba zastawić statek.

JO: Albo zatopić statek, ostatnio to modne!

Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski

Komentarze

Comments 2 comments

Nie wiem czy cieszyć się że jestem w gronie tych siedmiu czytających osób czy jednak powonieniem zastanowić się nad swoim życiem…nie mniej Panowie. Nie zmieniajcie się, nagrywajcie Tetryków i pochodne bo to moje ulubione cykle oraz piszcie, piszcie jak najwięcej!

W końcu przeczytałem coś na temat zagrania Wieteski. Wszyscy wylewają pomyje na Rose, ale 90% roboty w tej akcji wykonał Wieteska. Powinien piłkę wykopać za stadion i byłoby po problemie. Najgorsze, że w sumie to chciał tak zrobić, ale czegoś zabrakło. Tym czymś były umiejętności, i to takie podstawowe. Niestety Wietesce co mecz przydarzają się jakieś wpadki, co bardzo mnie smuci, bo liczyłem, że gość się rozwinie po meczach w Europie. Nic z tego, trzyma swój poziom, jest stabilizacja. Zresztą w tym spotkaniu wyciął jeszcze jednego babola, co skończyło się żółtą kartką, za faul, który można spokojnie określić mianem “typowy Wietes”. A to, że Czesław widzi go w Kadrze to już kompletna pomyłka. Przynajmniej na tą chwilę.