Sen o Lidze Mistrzów kontra rzeczywistość. Czy Lech Poznań przejdzie do historii?

Lech Poznań znów próbuje wejść do Ligi Mistrzów. I choć islandzki Breidablik wygląda na łatwy pierwszy krok, to po losowaniu III rundy eliminacji trudno o optymizm. Crvena Zvezda to nie tylko hegemon w swoim kraju, ale też stały bywalec europejskich pucharów. Sen o Lidze Mistrzów znów zderza się z brutalną rzeczywistością. Czy Lech ją zmieni? A może znów potwierdzi, że ten sen nie jest dla nas?

Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa
  • Liga Mistrzów to niespełnione marzenie większości polskich klubów. Historia tych rozgrywek jest dla nas bezlitosna. Awans udało się wywalczyć zaledwie trzy razy, z czego ostatni w 2016 roku.
  • Lech Poznań próbuje raz jeszcze. Dla niektórych to już powtarzający się rytuał: nadzieje, oczekiwania, a potem rozczarowanie. Ale tym razem sytuacja jest inna – ten sam trener, głośne transfery i nieco więcej pokory.
  • Breidablik to rywal, którego trzeba przejść. Ale losowanie III rundy szybko ostudziło entuzjazm – Crvena Zvezda to zupełnie inna liga. Stały bywalec europejskich pucharów, silna kadra, ogromne doświadczenie. Czy Lech jest gotowy na taki poziom już teraz?

Historia nam nie sprzyja

Tegoroczne lato nie zachwyca pogodą, ale na dworze i tak można dostrzec dzieciaki biegające w koszulkach Barcelony, Realu, czy PSG. Na plecach mają nazwiska największych gwiazd na czele z Yamalem, Mbappe, a w najlepszym przypadku z Lewandowskim. To często jedyny polski akcent, na który możemy liczyć. Nie łudzę się, że cała masa dzieci wybierając swoją pierwszą koszulkę piłkarską pobiegnie do rodziców i wskaże im strój Legii, Lecha, czy Rakowa, bo i dlaczego miałoby tak być?

Młodych adeptów futbolu nie interesują historyczne wyniki naszych klubów w Lidze Konferencji. One lgną do tych, których mogą podziwiać na największych stadionach światach. Jeżeli już obejrzą mecz, zapewne będzie to Liga Mistrzów, a tam polskiej drużyny nie znajdą. Za mojego życia zdarzyło się to tylko raz. Pokolenie przełomu lat 80-tych i 90-tych miało szczęście w miarę świadomie obejrzeć wszystkie trzy występy polskiego klubu w tych rozgrywkach, czego szczerze im zazdroszczę.

Liga Mistrzów pod taką nazwą funkcjonuje od sezonu 1992/1993. Trzy lata później jako pierwsza żelazną kurtynę europejskiej elity zrzuciła Legia (1995/1996). Sezon później wyczyn ten powtórzył Widzew Łódź (1996/1997). Kiedy polski kibic powoli uświadamiał sobie, że Europę da się lubić, nadeszła trwająca ponad 20 lat posucha. Z dzisiejszej perspektywy któż jednak wini ŁKS za odpadnięcie z Manchesterem United, czy Widzew za to, że nie sprostał włoskim potentatom w postaci Parmy i Fiorentiny. Los dalej rzucał kłody pod nogi, ponieważ wrota do Ligi Mistrzów dość regularnie zamykała Barcelona, czy Real Madryt.

Tylko u nas

Od sezonu 2009/2010 w życie weszła reforma Platiniego, która była kołem ratunkowym dla słabszych lig, jak np. Ekstraklasa. Mistrz Polski potrafił jednak zatonąć nawet w kapoku. Wisła Kraków już na starcie wypadła za burtę po dwumeczu z estońską Levadią Tallin. Dwa lata później Biała Gwiazda w swojej ostatniej dotychczas próbie otarła się o grupę Ligi Mistrzów, odpadając w czwartej rundzie w Nikozji z APOEL-em (2:3 w dwumeczu). W 2014 roku i dwumeczu ze Steauą, o braku awansu Legii przesądziła zasada goli na wyjeździe. Sezon później rozpędzeni Legioniści rozbili Celtic w trzeciej rundzie, ale cały wysiłek poszedł na marne przez walkower za występ nieuprawnionego do gry Bartosza Bereszyńskiego.

21 lat po ostatnim występie polskiego klubu w grupie Ligi Mistrzów, w sezonie 2016/2017 z nieba spadł nam Dundalk. Tu wszystko poszło już pomyślnie. Legia wyeliminowała Irlandczyków, dzięki czemu zagrała pamiętne spotkania z Borussią Dortmund (4:8), a przede wszystkim z Realem Madryt (3:3). Kilka miesięcy później zaczęła się jednak era wstydliwych występów i straconych szans, która bezpowrotnie zamknęła kolejnym mistrzom Polski bramę do Ligi Mistrzów.

Wysoki współczynnik nie daje gwarancji sukcesu, o czym seryjnie i boleśnie przekonywała się Legia, którą eliminowali mistrzowie Kazachstanu (Astana), Słowacji (Spartak Trnava), Cypru (Omonia Nikozja) oraz Chorwacji (Dinamo Zagrzeb). Ze zwycięzcą ligi białoruskiej (Bate Borysów) poległ natomiast Piast Gliwice. Dość szybko odeszło też marzenie o Lidze Mistrzów w Białymstoku (1:5 w dwumeczu z Bodo/Glimt). Najdłuższej żyło ono w Częstochowie. Mimo heroicznej walki, na ostatniej prostej z Kopenhagą odpadł Raków (1:2).

Lech spróbuje po raz szósty

Na osobny rozdział w tej historii zasługuje aktualny mistrz Polski. To właśnie Lech Poznań jest pierwszym polskim zespołem, który wystąpił w Lidze Mistrzów UEFA – turnieju, który pod tą nazwą rozgrywany jest od sezonu 1992/1993. Kolejorz chcąc dostać się do piłkarskiej elity (wówczas w grupie grało tylko osiem klubów) musiał wyeliminować dwóch rywali. Poznaniacy po domowej wygranej 2:0 i wyjazdowym remisie 0:0 z łotewskim klubem Skonto FC trafili na IFK Goteborg. Szwedom nie strzelili nawet gola (0:1 i 0:3) i tym samym odpadli w decydującej rundzie.

Rok później historia zatoczyła koło. W grupie Ligi Mistrzów wciąż grało ledwie osiem ekip, a mistrz Polski ponownie musiał wyeliminować dwóch przeciwników. Tym razem zaczęło się jak nigdy (3:0 i 4:2 z izraelskim Beitarem Jerozolima), a skończyło jak zawsze, czyli klęską na ostatniej prostej. Po domowej porażce 1:5 ze Spartakiem Moskwa, nikt już nie liczył na odrobienie strat w Rosji. Gospodarze dopełnili formalności. Wygrana 2:1 dała im fazę grupową.

Do bram Ligi Mistrzów Lech ponownie zapukał dopiero w edycji 2010/2011. Wtedy Kolejorz zaczął od drugiej rundy i dwumeczu z azerskim Interem Baku, który zakończył się dopiero w rzutach karnych. Te skuteczniej wykonywali poznaniacy. W trzeciej rundzie czekała Sparta Praga, która dwukrotnie minimalnie pokonała mistrza Polski, pozbawiając go szansy na udział w ostatniej rundzie eliminacji.

Sześć lat później Lech ponownie zaczął kwalifikacje od udziału w drugiej rundzie. W obu starciach z bośniackim FK Sarajevo nie stracił nawet gola (2:0 na wyjeździe i 1:0 u siebie). Gorzej było przeciwko FC Basel, gdzie defensywa była dziurawa jak szwajcarski ser. Wynik 1:3 na Bułgarskiej nie dawał wielkiej nadziei na odwrócenie losów dwumeczu. W Bazylei gospodarze dopełnili formalności (1:0) i wyeliminowali Lecha w trzeciej rundzie eliminacji.

Najmniej udana była ostatnia próba wejścia do europejskiej elity. Lech z nowym trenerem, Johnem van den Bromem, ku zaskoczeniu kibiców i ekspertów poradził sobie w Poznaniu z Karabachem 1:0. Tym bardziej żałować można przebiegu rewanżowego spotkania, w którym Kolejorz szybko objął prowadzenie. Festiwal błędów doprowadził jednak do kompromitującej porażki 1:5 i końca marzeń o Lidze Mistrzów.

Dotychczasowe próby Lecha w eliminacjach do Ligi Mistrzów:

– 1992/1993: Lech Poznań – Skonto FC (2:0), Lech Poznań – IFK Göteborg (0:4), ostatnia runda kwalifikacji

– 1993/1994: Lech Poznań – Beitar Jerozolima (7:2), Lech Poznań – Spartak Moskwa (2:7), ostatnia runda kwalifikacji

– 2010/2011: Lech Poznań – Inter Baku (1:1, 9:8 w karnych), Lech Poznań – Sparta Praga (0:2), trzecia runda kwalifikacji

– 2015/2016: Lech Poznań – FK Sarajevo (3:0), Lech Poznań – FC Basel (1:4), trzecia runda kwalifikacji

– 2022/2023: Lech Poznań – Karabach Agdam (2:5), pierwsza runda kwalifikacji

* w nawiasie wynik w dwumeczu

Liga Mistrzów? Najpierw trzeba ograć Breidablik

Nigdzie indziej nastroje nie zmieniają się tak szybko, jak w Poznaniu. W połowie czerwca Lech poznał potencjalnych rywali w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Finalnie okazał się nim islandzki Breidablik, któremu poziomem blisko do klubu pokroju Polonii Warszawa. Niedługo później Kolejorz rozpoczął transferową ofensywę od sprowadzenia dwóch wychowanków. Na Bułgarską wrócił najlepszy obrońca poprzedniego sezonu Mateusz Skrzypczak oraz Robert Gumny, za którym ponad 100 występów w Bundeslidze. Jednocześnie Tomasz Rząsa dopiero rozkręcał się w temacie wzmocnień. Lech wysłał jasny sygnał, że walkę o awans do Ligi Mistrzów traktuje poważnie.

Miesiąc miodowy po mistrzostwie Polski skończył się w Poznaniu z hukiem. Drużyna Nielsa Frederiksena nie trafiła z formą na mecz o Superpuchar Polski z Legią Warszawa i 40 tysięcy kibiców na Bułgarskiej zobaczyło jak odwieczny rywal podnosi trofeum. To nie był koniec złych wieści. Klub poinformował, że jesienią nie zobaczymy Patrika Walemarka i Daniela Hakansa, a dłuższa przerwa czeka także Radosława Murawskiego. Duńczyk nie mógł też liczyć na Aliego Gholizadeha, który miał różne problemy. Plaga kontuzji czołowych zawodników wywołała niepokój. Ten podsycił tylko blamaż z Cracovią (1:4) na inaugurację Ekstraklasy. Kontuzje i kryzys formy dotknęły drużynę w strategicznym momencie. Efekt? Wokół Lecha natychmiast zaczęto kreślić czarne scenariusze.

Najlepszą odpowiedzią na kryzys są transfery. Lech zdążył dokonać większości planowanych wzmocnień. Skład formacji defensywnej domknął znany z Jagiellonii, lewy obrońca Joao Moutinho. Na zastępcę kontuzjowanego Murawskiego wybrany został Kenijczyk Timothy Ouma, którego wypożyczono ze Slavii Praga. Na tej samej zasadzie z Celtiku na Bułgarską trafił skrzydłowy Luis Palma. Reprezentant Hondurasu typowany jest na potencjalną gwiazdę Ekstraklasy. Na boku pomocy cennym wsparciem ma być kupiony z Arisu Limassol Szwed Leo Bengtsson. Kontrakt z klubem podpisał też już Hiszpan Pablo Rodriguez. To jednak melodia przyszłości, ponieważ Hiszpan sprowadzony jako następca Afonso Sousy, potrzebuje kilku tygodni, aby wejść do gry.

Lech dokonał ciekawych i w teorii jakościowych transferów. Część z pozyskanych zawodników ma szansę stać się czołowymi piłkarzami nie tylko w skali klubu, ale i ligi. Skoro jest tak dobrze, dlaczego Breidablik przestał jawić się jako przystanek przed prawdziwym wyzwaniem, które czeka w kolejnej rundzie? Kolejorz może i nie przypomina siebie z przeszłości, ale niewykluczone, że wciąż nim jest. Niels Frederiksen zachowuje spokój i zapewnia, że potrzebuje czasu, aby wejść na odpowiednie tory. Losy tego sezonu mogą rozstrzygnąć się jednak już niebawem. Stawką dwumeczu z Breidablik jest bowiem pewna jesień w europejskich pucharach. Stąd pokora, ale i lekka obawa o wtorkowy mecz, który jak pokazuje historia, warto rozstrzygnąć już w Poznaniu.

Zobacz także: Lech Poznań – Breidablik: typy, kursy, zapowiedź (22.07.2025)

Crvena Zvezda na drodze do marzeń

Dzień przed startem kwalifikacji do Ligi Mistrzów, Lech poznał potencjalnego rywala w trzeciej rundzie. Rozstrzał jakości możliwych przeciwników był dość spory. Sporo osób liczyło na węgierski Ferencvaros, czyli drużynę w zasięgu Kolejorza, a jednocześnie dającą rozstawienie w losowaniu fazy play-off. Poznaniacy trafili jednak na zwycięzcę pary Lincoln FC (Gibraltar)/Crvena zvezda (Serbia).

Czy Lech miał pecha w losowaniu trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów? Nie, dostał dokładnie to, na co sobie zasłużył. Kolejorzu, gdzie byłeś w poprzednim sezonie, gdy Slovan napełniał sakiewkę milionami euro za bilans 0-0-8 w fazie ligowej Ligi Mistrzów, a Zvezda zbierała doświadczenie z Barceloną, Interem, czy Monaco? Gdy Lech kompromitował się ze Spartakiem Trnava w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Konferencji, Kopenhaga eliminowała z grupy Galatasaray i Manchester United. Ostatnia próba awansu Lecha do Ligi Mistrzów skończyła się upokorzeniem od Karabachu i odpadnięciem z rozgrywek już 12 lipca, czyli w momencie, gdy inni pretendenci dopiero szykowali się do startu. Na otarcie łez Lechowi pozostał wtedy historyczny ćwierćfinał Ligi Konferencji, czyli trzecich co do prestiżu rozgrywek.

To wszystko prawda. Ale też prawdą jest, że nic nie jest stracone. Lech nie przegrał jeszcze z Crveną Zvezdą – nie przegrał nawet z Breidablikiem. Dwa słabe mecze nie przekreślają roku ciężkiej pracy, który z drużyną wykonał Niels Frederiksen. Czasem wystarczy jeden mecz życia Mrozka, rzut karny Ishaka, słabszy dzień przeciwnika. Liga Mistrzów to nie konkurs na najładniejsze CV. Czasem to po prostu wojna nerwów i momentów, które decydują o wszystkim.

Może i Lech nie pasuje do towarzystwa, w którym przyszło mu realizować. Poznaniacy zainwestowali jednak w klasowy garnitur, aby zbytnio nie odstawać od reszty gości. Teraz to od nich zależy, czy uda im się pozostać w tej ekskluzywnej stawce.