Finisz La Ligi rozgrzewa do czerwoności. Czterech kandydatów do tytułu

Lionel Messi i Antoine Griezmann
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Lionel Messi i Antoine Griezmann

Remis Realu Madryt z Realem Betis i porażka Atletico na San Mames w Bilbao sprawiły, że sytuacja na szczycie tabeli uległa kolejnemu przetasowaniu. W tej chwili w najlepszej sytuacji znajduje się Barcelona, która, jeśli w czwartek wygra zaległy mecz z Granadą, obejmie fotel lidera.

Pojedynek ślepego z kulawym? Niekoniecznie

Po rundzie jesiennej wydawało się, że mistrzostwo Hiszpanii dla Atletico jest niemal pewne. Rojiblancos rozegrali niemal perfekcyjną pierwszą połowę sezonu, a Real i Barcelona znajdowały się w sporym dołku. Teraz, między czwartą Sevillą, a pierwszym Atletico są zaledwie trzy punkty różnicy, a Marca zapowiada najbardziej pasjonujący finisz od sezonu 2006/2007.

Atletico radzi sobie lepiej bez Suareza i Felixa?

Nagłówek to, oczywiście, żart, ale w każdym z nich znajduje się ziarno prawdy. Pod nieobecność gwiazdorskiego duetu Diego Simeone odnalazł na nowo Angela Correę, Marcosa Llorente i wspierającego ten duet Yannicka Carrasco. Ta nowopowstała linia ataku była nie do rozgryzienia dla defensyw Eibaru i Hueski. W meczu z Athletikiem nie wyglądało to już tak dobrze, ale wprowadzenie z ławki Luisa Suareza i Joao Felixa nie odmieniło gry drużyny. Rojiblancos zdołali, wprawdzie, strzelić na 1:1, ale to trafienie zapewniają Carrasco i Stefanowi Saviciowi.

I tu rodzi się pytanie, czy może Correa i Llorente powinni pozostać w swojej roli, czy jednak dwa fenomenalne występy duetu były możliwe tylko dzięki wątpliwej jakości defensyw, z jakimi się mierzyli? Tak czy owak, Diego Simeone nie zrezygnuje z najskuteczniejszego (Suarez) i najdroższego (Felix) napastnika, zwłaszcza, że w składzie i tak znajdzie się miejsce dla Carrasco i Llorente.

Dla Atletico nie jest jeszcze za późno w walce o tytuł. Jakby nie patrzeć, wciąż zależą tylko od siebie. Jeżeli wygrają wszystkie spotkania – w tym to na Camp Nou – zostaną mistrzami. Ale trudno uwierzyć w gładką końcówkę sezonu, patrząc na ostatnie potknięcia Rojiblancos. Ponadto, przed porażką z Athletikiem, wygraliby mistrzostwo nawet remisując na stadionie Barcelony. Teraz będą musieli tam zaatakować, zostawiając za sobą mnóstwo przestrzeni dla Jordiego Alby, Segino Desta, Frenkiego De Jonga i Leo Messiego.

Realowi Madryt brakuje paliwa

Walka na dwóch frontach wydaje się dla Królewskich wyniszczająca. Dwumecz z Liverpoolem i El Clasico przypłacili kontuzjami Luki Modricia, Toniego Kroosa czy Ferlanda Mendy’ego. W dwóch z trzech ostatnich meczów dwukrotnie bezbramkowo zremisowali i dziś entuzjazm po wygranym starciu z Barceloną znacznie osłabł. Do tej pory Los Blancos mogli wierzyć, że “gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, ale teraz Katalończycy nie tylko znajdują się w najwyższej formie, ale i potrzebują zaledwie remisu w domowym meczu z Atletico, a i tak będą mieć więcej punktów niż ich odwieczny rywal.

Wydaje się więc, że Zinedine Zidane skupi się na Lidze Mistrzów. Tam od sięgnięcia po trofeum – i to bardziej prestiżowe niż mistrzostwo – dzielą go trzy mecze. Przypuszczam, że pomiędzy spotkaniami z Chelsea po raz kolejny zobaczymy na boiskach ligowych skład rezerwowy. A starcie z Getafe pokazało, że Królewscy w tym momencie nie mają “zespołu B”.

Barcelona zależy tylko od siebie

Gdy na przełomie 2020 i 2021 roku Ronald Koeman mówił wprost, że Barcelona nie ma kadry zdolnej do rywalizowania o trofea, kibice zespołu posępnie, ale kiwali głowami. Wszystko wskazywało na to, że ewentualny triumf w Pucharze Króla mógłby osłodzić przejściowy sezon, pełen niepewności finansowej, instytucjonalnej i sportowej.

Apetyt urósł w miarę jedzenia. Barcelona zmiażdżyła Athletic w finale krajowego pucharu i teraz ma chrapkę na dublet. I w tym momencie Katalończycy wyrastają na wyraźnych faworytów wyścigu. Prezentują się najrówniej, a w teoretycznie najtrudniejszym z pozostałych wyjazdów zdobyli komplet punktów po dublecie Antoine’a Griezmanna. To jednak nie tak, że w biurach Camp Nou powinni już chłodzić szampany. Najpierw Barcelona musi unieść presję związaną z czwartkowym meczem z Granadą. Jeżeli Duma Katalonii odrobi straty i pokona ćwierćfinalistę Ligi Europy, zasiądzie na fotelu lidera. Następnie Ronald Koeman musi kontynuować, powtarzaną jak mantra teorię pt. “każdy kolejny mecz to finał”, z zaznaczeniem, że spotkanie z Atletico to jednak finał Ligi Mistrzów, podczas gdy pozostałe starcia to co najwyżej finał Pucharu Króla.

Według mnie to właśnie niespodziewana porażka Atletico w Bilbao może okazać się kluczowa w kontekście walki o mistrzostwo. Przed nią Barcelona była zmuszona do pokonania u siebie Los Colchoneros w starciu zaplanowanym na 8 maja. Wiemy, że Atletico nie czuje się w prowadzeniu meczu tak dobrze, jak Katalończycy. A wszystko wskazuje na to, że w meczu na Camp Nou będą do tego zmuszeni, a taka postawa to woda na młyn dla Leo Messiego i spółki.

“Najlepsza Sevilla w historii” trzyma dystans

W tym wszystkim nie wolno zapominać o Sevilli. Na przełomie lutego i marca wydawało się, że podopieczni Lopeteguiego wpadli w spory kryzys. Utrata przewagi i odpadnięcie z Pucharu Króla, eliminacja z Ligi Mistrzów po kiepskim dwumeczu z BVB i wreszcie kiepskie występy w lidze. Teraz, jednak, Los Nervionenses notują najlepszą serię ze wszystkich drużyn zamieszanych w walkę o mistrzostwo. Wygrali pięć ostatnich ligowych starć i z tylnego siedzenia przyglądają się, czyhając na błąd jednego z gigantów. Nie chce mi się wierzyć, by Sevillę stać było na sięgnięcie po pierwszy puchar La Ligi od 75 lat, ale Andaluzyjczycy mogą jeszcze sporo namieszać. Zwłaszcza, że w kolejce, w której Atletico zawita na Camp Nou, Sevilla zmierzy się na wyjeździe z Realem Madryt.

Bukmacherzy. Kurs na mistrzostwo Hiszpanii

Nie może dziwić, że bukmacherzy upatrują w Barcelonie głównego kandydata do sięgnięcia po mistrzostwo. Katalończycy zależą tylko od siebie, a ponadto rozgrywki ligowe są jedynymi, na których muszą się skupić. Zarówno STS, jak etoto i Betfan proponują kurs 1,50 na ostateczny triumf Dumy Katalonii.

Mniejsze szanse na tytuł ma Atletico, które znajduje się w gorszej sytuacji, ale również nie musi oglądać się na rywali. Kurs na zdobycie tytułu przez Los Colchoneros oscyluje pomiędzy 3,25 (STS), a 3,40 (etoto i Betfan).

Znacznie mniej prawdopodobny wydaje się sukces Realu Madryt. Królewscy muszą, po pierwsze, zacząć regularnie wygrywać mecze, a po drugie liczyć na potknięcia – w liczbie mnogiej – Barcelony. STS oferuje kurs 9, etoto 8,50, a Betfan 8,20 na obronienie przez Los Blancos mistrzostwa Hiszpanii.

Ze względu na brak doświadczenia i zależność od rywali, Sevilla nie ma, według bukmacherów, większych szans na zrobienie historycznej niespodzianki. STS za każdą złotówkę postawioną na Andaluzyjczyków proponuje 35, a etoto 31 złotych. Kurs w Betfanie wynosi 32.

La Liga – kursy na mistrzostwo Hiszpanii

Kto zostanie mistrzem Hiszpanii w sezonie 2020/21?

STS
1.50
Barcelona
3.25
Atletico
9.00
Real
35.00
Sevilla
Odwiedź STS
etoto
1.50
Barcelona
3.40
Atletico
8.50
Real
31.00
Sevilla
Odwiedź etoto
Betfan
1.50
Barcelona
3.40
Atletico
8.20
Real
32.00
Sevilla
Odwiedź Betfan

Kursy aktualne na 26.04.2021 11⁚00

Komentarze