Piłkarz, który nie pasował do Evertonu

James Rodriguez
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: James Rodriguez

Jeżeli wyrażenie “ratowanie kariery” zestawimy ze słowem Everton, wcale nie musi brzmieć to zaskakująco. Goodison Park może być dobrym miejscem do odbudowy dla zawodników z mocniejszych klubów. Jednak nie wszystkie nazwiska w oczywisty sposób łączą się z niebieską częścią Merseyside. James Rodriguez? Kolumbijczyk trafił do The Toffees tylko z jednego powodu. A teraz, gdy go zabrakło, z drużyną z Liverpoolu nie łączy go absolutnie nic. Reprezentant Los Cafeteros nie pasuje do dziewięciokrotnych mistrzów Anglii. Nigdy nie pasował.

  • Transfer Kolumbijczyka do Evertonu był absolutnie zaskakujący. Nie jest tajemnicą, że James Rodriguez trafił na Goodison Park przede wszystkim ze względu na Carlo Ancelottiego
  • Mimo świetnego początku, były piłkarz Realu i Bayernu nigdy w pełni nie rozwinął skrzydeł
  • Być może James Rodriguez rozpoczął przygodę z Premier League w najmniej odpowiednim momencie swojej kariery. Nietrudno było odnieść wrażenie, że reprezentant Los Cafeteros po prostu nie pasuje ani do angielskiej ekstraklasy, ani do The Toffees

“Przyszedłem tu dla Carlo”

Carlo Ancelotti. W osobie włoskiego szkoleniowca zamyka się ogromny fragment kariery kolumbijskiego piłkarza. James Rodriguez występował pod wodzą Carletto w Realu, Bayernie i Evertonie. To właśnie ze względu na aktualnego trenera Królewskich trafił na Goodison Park. W innym przypadku lewonożnego zawodnika niemal na pewno nigdy nie zobaczylibyśmy w koszulce The Toffees. O ile jeszcze wtedy, gdy wychowanek Envigado należał do grona najbardziej obiecujących i pożądanych zawodników świata futbolu i był łączony z największymi Premier League, jego obecność na angielskich boiskach nie zdziwiłaby nikogo, natomiast rok temu taki transfer należał do wąskiego grona tych najbardziej zaskakujących. James Rodriguez w Evertonie. Przeczytajcie to jeszcze raz. Po 12 miesiącach od ogłoszenia tego ruchu nadal trudno w to uwierzyć.

Być może w końcu sam James Rodriguez uświadomił sobie, że coś jest na rzeczy. Że faktycznie on tu nie pasuje i nigdy nie pasował. Z pewnością pomógł mu w tym Rafael Benitez. Hiszpan nie przepada za Kolumbijczykiem, jednak możemy przyjąć, że nie jest to nic osobistego. Albo przynajmniej stwierdzić, że jego uprzedzenie nie koncentruje się tylko na personalnych aspektach współpracy z byłym graczem Porto. Rafa nie przepada za piłkarzami, którzy w tradycyjny, polski sposób nie dają nic z wątroby. Nie jeżdżą na dupie, nie biegają za dwóch. A Jamesa trudno posądzić o nadmierną ambicję i równie trudno wyobrazić sobie go w wysokim pressingu. To nie generał środka pola ani motor napędowy. Na dodatek nigdy nie miał żelaznego zdrowia. Wirtuoz, świetny technik, jednak nie zawodnik samowystarczalny i decydujący o obliczu zespołu. Do pełnego rozkwitu koniecznie potrzebuje odpowiednich warunków, o które w Premier League po prostu trudno.

Kapitan uciekł, załoga została

Być może zdołałby w pełni nauczyć się specyfiki ligi, gdyby nie kontuzje. Być może w tym sezonie ujrzelibyśmy jego najlepsze oblicze. Niech was nie zwiedzie obiecujący początek Kolumbijczyka w barwach The Toffees. Trzy gole i trzy asysty w pięciu spotkaniach to wynik ponadprzeciętny. Niestety, później było już tylko gorzej. James Rodriguez nie rozwinął skrzydeł. Nie pomogły mu urazy i chimeryczna gra Evertonu. Nie pomogło mu także specyficzne podejście Ancelottiego, który chyba nigdy nie był do końca przekonany o możliwości powodzenia tego projektu. Na pewno nie był o tym przekonany, gdy przy pierwszej lepszej okazji uciekł do Madrytu. A przecież to właśnie dzięki Carletto James znalazł się w Merseyside. Gdyby nie Włoch, nigdy nie postawiłby tu nogi. W czerwcu został sam. I chyba na dobre przekonał się o tym, że nie pasuje do tego klubu. Ancelotti odkrył to nieco wcześniej. Jednak on, w przeciwieństwie do swojego podopiecznego, miał gdzie wracać.

Gdy Carlo opuścił okręt, który zostawił na mieliźnie, James Rodriguez musiał wziąć głęboki oddech i zastanowić się, w jakim kierunku powinien skierować swoją karierę. Angaż na Santiago Bernabeu był niemożliwy. Walka o miejsce w składzie Evertonu nie wydawała się zachęcającym scenariuszem. Wprawdzie Benitez zapowiadał, że liczy na Kolumbijczyka jednak zapewne wolałby nie zastanawiać się, czy powinien korzystać z jego usług czy też nie. Jednego dnia James był bliski powrotu do pełni dyspozycji, kolejnego “odczuwał wątpliwości co do swojego stanu zdrowia”. Mijały tygodnie, a piłkarz nadal nie był obecny w kadrze meczowej. To, gdzie jest, co robi i jak czuje się 30-latek zostało owiane tajemnicą. Mimo wszystko nie sposób ukryć fakt, iż 200 tysięcy funtów tygodniowo piechotą nie chodzi. Ani w przypadku 80-krotnego reprezentanta Los Cafeteros, ani w przypadku jego pracodawcy.

Przystanek czy port docelowy?

Nie grać częściej niż grać, zarabiać. Odejść, grać, zarabiać (tylko ile?). Chętnych zatrudnić piłkarza, któremu brakuje rytmu meczowego nie jest wielu. Z przejęciem ogromnej gaży też może być problem. Nie udało się zmienić klubowych barw w czasie trwania okienka transferowego w Europie, więc gdy na horyzoncie pojawiła się propozycja ze strony katarskiego Al Rayyan, James Rodriguez nie miał prawa wybrzydzać. W tym tygodniu zakończy swoją przygodę z Premier League. Trafił tu wyłącznie ze względu na Carlo Ancelottiego. Gdy Włoch zrezygnował z pracy na Goodison Park, pobyt Kolumbijczyka w niebieskiej części Merseyside całkowicie stracił sens. A może nigdy go nie miał?

W koszulce Evertonu oglądaliśmy nie tego Jamesa, którego pamiętamy z Porto i Mistrzostw Świata 2014. Do Anglii przybył zaledwie jego cień. Miejmy nadzieję, że 30-latek zamierza wrócić do poważnego grania, a Półwysep Arabski to tylko przystanek, nie miejsce docelowe. Bo przecież nie jest powiedziane, że piłkarz, który nie pasuje do Evertonu, nie pasuje nigdzie.

Komentarze

Na temat “Piłkarz, który nie pasował do Evertonu

Początek pierwszego sezonu Rodriguez w Evertonie miał świetny . Zdobywał bramki , asystował ciągnął grę skrzydłem jak za najlepszych lat . Niestety potem przyszła kontuzja i czas na rehabilitację który bywa ciężki dla piłkarzy . Odzyskać formy już nie mógł a i zmiana trenera z pewnego Ancellottiego którego stawiam o półkę wyżej niż Beniteza dała o sobie znać . Szkoda bo James nie gra na miarę swoich umiejętności