Crvena zvezda to nie wyrok. Lech rzuca wyzwanie hegemonowi

To nie jest kolejna środa z europejskimi pucharami. To wieczór z gatunku tych, które mogą zmienić bieg sezonu. Crvena zvezda przyjeżdża do Poznania jako faworyt, ale Lech ma atut własnego boiska i rosnącą formę. Serbowie mają kadrę za miliony, ale też wyjazdowe problemy, z których "Kolejorz" musi skorzystać.

Niels Frederiksen
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Niels Frederiksen
  • Dla Lecha to może być najważniejszy wieczór sezonu i zarazem najlepszy moment, by wyrzucić Crveną zvezdę z gry o Ligę Mistrzów.
  • Serbowie to faworyt dwumeczu, ale zdecydowanie nie są nietykalni. Zwłaszcza z dala od Belgradu.
  • Lech nie ma nic do stracenia, a wiele do wygrania. Crvena zvezda ma markę i pieniądze, ale też swoje słabości. Z Bułgarskiej można dziś wyjść nie tylko z honorem, ale i z nadzieją na Ligę Mistrzów.

Bez taryfy ulgowej w losowaniu

Lech Poznań to klub stworzony do rzeczy wielkich. To jednocześnie błogosławieństwo, jak i ciężar, którego „Kolejorz” wielokrotnie nie był w stanie znieść. Na Bułgarskiej wciąż żyją wspomnienia o meczach z Juventusem, Manchesterem City, Villarrealem, czy Fiorentiną. Epicka kampania zakończona historycznym dla Polski ćwierćfinałem Ligi Konferencji nie została jeszcze w pełni skonsumowana, a jej blask już zdążył zastąpić kompromitujący występ w Trnavie. Odpadnięcie ze Słowakami miesiącami ciążyło na psychice poznaniaków, którzy na europejskie salony wrócili z przytupem.

Przeczytaj również: Sen o Lidze Mistrzów kontra rzeczywistość. Czy Lech Poznań przejdzie do historii?

Mistrzostwo Polski dla Lecha oznaczało, że „Kolejorz” po raz szósty spróbuje swoich sił w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Dotychczasowa historia pełna była frustrujących niepowodzeń i straconych szans. Dość powiedzieć, że ostatnia próba zakończyła się odpadnięciem z tych rozgrywek już 12 lipca po wstydliwej porażce z Karabachem.

Tym bardziej cieszyć mogło przejście suchą stopą przez dwumecz z Breidablikiem (8:1). Lech potencjalnego przeciwnika poznał jeszcze przed pierwszym starciem z mistrzem Islandii. Do tego momentu w Poznaniu mogła tlić się nadzieja na korzystne losowania i upragnioną fazę ligową Ligi Mistrzów. Szansa na powtórzenie ścieżki Legii Warszawa i trafienia na irlandzki Dundalk wyparowała, gdy w siedzibie UEFA padła nazwa rywala brzmiąca wówczas co najmniej jak wyrok – Crvena zvezda.

Z kim mierzy się Lech?

Ekstraklasa całościowo bije na głowę ligę serbską. W walce o Ligę Mistrzów ranking UEFA należy jednak odłożyć na bok. Crvena zvezda funkcjonuje bowiem w oderwaniu od krajowych standardów, w których przyszło jej rywalizować. Portal Transfermarkt wycenia jej kadrę na 81 milionów euro, czyli czterokrotnie więcej od drugiej w zestawieniu Backi Topoli. To zdecydowanie nie jest przypadek.

Przeczytaj więcej: Crvena Zvezda warta 81 mln euro! Oto największe gwiazdy rywala Lecha

Na konto mistrza Serbii wpływają miliony euro z racji umowy sponsorskiej z rosyjskim Gazpromem, która została przedłużona już po agresji Rosji na Ukrainę. Crvena zvezda potrafi jednak także sama podnieść pieniądze z boiska. Z tytułu występów w ostatniej edycji Ligi Mistrzów na jej konto wpłynęły 32 miliony euro. Dzięki temu klubowi rokrocznie udaje się sprzedawać zawodników za kilkadziesiąt milionów euro. Środki te są później inwestowane w nowych piłkarzy. Polityka ta przynosi oczekiwane sukcesy sportowe.

W kampanii 2016/2017 Legia awansowała do Ligi Mistrzów jako ostatni polski klub. Był to także ostatni sezon, w którym Crvena zvezda nie awansowała do grupy któregokolwiek z europejskich pucharów. Zespół z Belgradu w pojedynkę zaliczył więcej awansów do Ligi Mistrzów, niż polskie kluby razem wzięte. Naszym reprezentantom udało się to trzykrotnie, a Crvenej zvezdzie aż cztery razy (18/19, 19/20, 23/24 oraz 24/25). Klub z Belgradu regularnie można też oglądać w Lidze Europy, niekiedy nawet w fazie pucharowej. To musi robić wrażenie na osobie z kraju, który jeszcze niedawno trząsł czterema literami przed klubami ze Słowacji, czy z Kazachstanu.

Rewanż w Belgradzie? To może być atut

Los chciał, że pierwszy mecz w polsko-serbskiej rywalizacji odbędzie się w Poznaniu. Tym samym kwestia awansu do czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów rozstrzygnie się na słynnej “Marakanie“, która oficjalnie zwie się Stadion Rajko Mitić. W teorii nie jest to dobra informacja dla mistrza Polski. Na szczęście pozory mylą.

Eksperci przekonują, że Lech musi wygrać przy Bułgarskiej, aby do Serbii nie udać się jedynie na wycieczkę turystyczną. Choćby minimalna zaliczka to obowiązek dla pragnących sprawić niespodziankę poznaniaków. Jakie szanse w dwumeczu miałby „Kolejorz”, gdyby na starcie przyszło mu rywalizować na jakże trudnym terenie przeciwnika? Nie trudno wyobrazić sobie, że okoliczności i presja przytłaczają graczy Lecha, którzy przegrywają różnicą dwóch lub więcej trafień i w Poznaniu muszą rozegrać “mecz o życie“. Zamiast tego Lech będzie mógł wykorzystać atut własnego boiska.

Ich potencjał nie zmienia jednak faktu, że mamy możliwości ku temu, aby zranić tę drużynę. Nie jest to kompletny zespół we wszystkich aspektach. Mają oni pewne mankamenty, które będziemy chcieli wykorzystać – tak przed spotkaniem z Serbami wypowiedział się Niels Frederiksen. Jego podopieczni mogą zagrozić rywalowi przede wszystkim przy Bułgarskiej. Crvena zvezda u siebie i na wyjeździe to bowiem niekiedy dwa różne zespoły.

Zobacz również: Frederiksen pewny swego. Lech nie obawia się znanego rywala

Crvena zvezda traci moc na wyjazdach

Crvena zvezda regularnie występuje na arenie międzynarodowej. Od sezonu 2020/2021 do teraz rozegrała 54 mecze w europejskich pucharach. W tym czasie mierzyła się z takimi potęgami jak Barcelona, Manchester City, Inter Mediolan, czy AC Milan. Stąd bilans (22-9-23) nie powinien budzić większego zdziwienia. Nie zawsze jednak po drugiej stronie czekał renomowany przeciwnik, a mimo tego ogólny bilans mistrza Serbii jest negatywny.

Warunki i atmosfera panująca na Marakanie są wręcz legendarne. Ogromna wrzawa nie tylko sprzyja Crvenej zvezdzie, ale i potrafi wybić z rytmu niejednego rywala. Mistrz Serbii na własnym obiekcie od sezonu 2020/2021 rozegrał 26 spotkań. Ich bilans to 14-5-7. Najsilniejszy ograny rywal w tym okresie to VFB Stuttgart (5:1). Jednocześnie nie doszło do żadnej kompromitującej porażki. Trudno za taką uznać nawet wynik 2:5 z Barceloną.

Jeszcze ciekawiej prezentuje się bilans Crvenej zvezdy, gdy uwzględnimy jedynie spotkania wyjazdowe. Tych poza Belgradem było 28. Ich bilans to 8-4-16. Ogólny rozrachunek wygląda mocno niekorzystnie i pokazuje słabość mistrza Serbii w delegacjach. Tu za najcenniejszy skalpel można uznać pokonanie Gentu, czy remis na San Siro z Milanem. Większy dylemat można mieć przy wyborze najboleśniejszej porażki.

Tylko u nas

Crvena zvezda ma faktyczny problem z prezentowaniem odpowiedniego poziomu na wyjeździe. Nie jest to wymysł, ponieważ od początku 2022 roku i starcia z Rangersami w fazie pucharowej Ligi Europy, ekipa z Belgradu wygrała zaledwie trzy mecze w delegacji. Takich spotkań było aż 15. Ich bilans to 3-0-12. Daje to średnio poniżej jednego wyjazdowego zwycięstwa na rok. Do jakże szerokiego grona klubów pokonanych przez Crvenę zvezdę poza Belgradem należą szwajcarski zespół Young Boys, Piunyk Erywań z Armenii i gibraltarski Lincoln FC.

Gdyby dla kogoś nie był to wystarczający dowód na nieporadność mistrza Serbii na wyjazdach, warto zapoznać się dodatkowo z tym jak Crvena zvezda wypada w samych eliminacjach, gdzie przeważnie jest faworytem.

25/26 Q2 LM: Lincoln – Crvena Zvezda 0:1

24/25 Q4 LM: Bodo/Glimt – Crvena zvezda 2:1

22/23 Q4 LM: Maccabi Haifa – Crvena zvezda 3:2

22/23 Q3LM: Piunyk Erywań – Crvena zvezda 0:2

21/22 Q4 LE: CFR Cluj – Crvena zvezda 1:2

21/22 Q3 LM: Sheriff Tiraspol – Crvena zvezda 1:0

21/22 Q2 LM: Kairat Almaty – Crvena zvezda 2:1

20/21 Q4 LE: Ararat-Armenia – Crvena zvezda 1:2

20/21 Q3 LM: Omonia Nikozja – Crvena zvezda (1:1 i porażka 2:4 w rzutach karnych)

20/21 Q2 LM: Tirana – Crvena zvezda 0:1

*pucharowe mecze Crvenej zvezdy na wyjeździe od sezonu 2020/2021 (tylko eliminacje)

10 rozegranych meczów i bilans 5-0-5 delikatnie mówiąc, szału nie robi. Szczególnie, że zestaw przeciwników był daleki od ekskluzywnego, a kilka lat wcześniej wyjazdowej porażki z Bodo/Glimt potrafili uniknąć zarówno piłkarze Lecha jak i Legii. Porażka w Kazachstanie, Mołdawii, Izraelu, Norwegii, a także na Cyprze to tylko stosunkowo niedawne niepowodzenia Crvenej zvezdy. Mało kto pamięta bowiem o wyjazdowych remisach z mistrzami Łotwy, Litwy oraz Malty.

Mistrz Polski rośnie w siłę

Im bliżej do meczu z Crveną zvezdą tym mocniej w poznańskim środowisku rośnie nadzieja na korzystny przy Bułgarskiej. Mistrz Serbii nie jest bowiem europejską potęgą. Daleko mu do bycia nieomylnym w kwalifikacjach. Latem w drużynie doszło do kilku zmian personalnych, a nowi zawodnicy dopiero zgrywają się ze sobą. Chociaż tego argumentu można użyć także wobec Lecha, w przypadku Crvenej zvezdy istotniejsza jest inna kwestia.

Dla ekipy z Belgradu rozgrywki krajowe nie są żadną poważną weryfikacją. Ósme mistrzostwo kraju z rzędu nie robi większego wrażenia na osobach znających realia serbskiego futbolu. Sukces Crvenej zvezdy oceniany jest przez pryzmat wyników osiąganych na arenie międzynarodowej. Mistrz Serbii swój ostatni mecz w fazie ligowej Ligi Mistrzów rozegrał 29 stycznia tego roku z Young Boys. Od tego momentu Crvena zvezda nie miała żadnego poważnego sprawdzianu umiejętności, bo za taki nie sposób uznać rozgrywki w Serbii, czy dwumecz z mistrzem Gibraltaru. To w jakiej formie w Poznaniu stawi się Crvena zvezda pozostaje niewiadomą nie tylko dla „Kolejorza”, ale i dla jego rywala.

Nadmierny optymizm nie jest wskazany, ale nie należy też stawiać Lecha w roli przeciwnika, który będzie wyłącznie przyjmował ciosy. Poznaniakom brakuje obycia w Europie, ale do samego końca toczyli zaciętą bitwę o mistrzostwo Polski. Później również nie mieli łatwo. Tylko w tym sezonie zmierzyli się z aktualnym ćwierćfinalistą Ligi Konferencji (Legia) oraz z aspirującymi do czołówki Ekstraklasy Cracovią i Górnikiem Zabrze. Do tego należy doliczyć wymagający i zaliczony test w Gdańsku. Warto też przypomnieć o większej skali trudności w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Islandzki Breidablik to bowiem lepszy zespół od gibraltarskiego Lincoln FC.

Co jeszcze przemawia za Lechem? Chociaż poznaniacy nie wyglądają jeszcze tak dobrze fizycznie jak w mistrzowskim sezonie, to jak przekonuje Niels Frederiksen, jego drużyna czyni stały progres, który co ważne jest widoczny. Dość mocno krystalizuje się też wyjściowa jedenastka Lecha. Joao Moutinho zdaje się oferować większą jakość od Michała Gurgula, Leo Bengtsson to gotowy zawodnik, który pomału podbija serca kibiców, a szanse na to ma również ograny w Lidze Mistrzów Luis Palma. Poznaniakom nie pomoże Afonso Sousa, ale formę podtrzymują inni kluczowi zawodnicy na czele Mikaelem Ishakiem i Joelem Pereirą. Mimo problemów zdrowotnych na ławce rezerwowych znajdziemy piłkarzy zdolnych do zrobienia różnicy w meczu, czy nawet odwrócenia jego losów. Mimo nieskompletowanej kadry, okno transferowe w wykonaniu Lecha może imponować.

Czytaj także: Sousa dogadał się z nowym klubem. Lech odrzuca ofertę

Podtrzymać nadzieję na Ligę Mistrzów

Jaki jest cel Lecha na środowy mecz z Crveną zvezdą? Niels Frederiksen zapewne pragnie przede wszystkim uniknąć porażki, bo to postawiłoby mistrza Polski w arcytrudnej sytuacji w Belgradzie. Kolejorz ma 40 tysięcy powodów, aby jednak na Bułgarskiej uzyskać choćby minimalną zaliczkę bramkową. Sold out na hitowe starcie to kwestia czasu. Kibice stanęli na wysokości zadania. Czas, aby zrobili to też piłkarze.

Ten polsko-serbski dwumecz mógł się w ogóle nie odbyć. Być może tak byłoby najlepiej. Kibice odwlekali starcie z Crveną zvezdą do potencjalnej czwartej rundy eliminacji. Los miał jednak inny plan dla Lecha, który swój przedwczesny finał rozpocznie już dzisiaj. Pozytywy? Najlepszy moment na wyrzucenie Serbów z rozgrywek jest właśnie teraz. To Crvena zvezda nie miała poważnego sprawdzianu od pół roku. To ona musi udźwignąć mentalną presję faworyta. To dla niej awans jest obowiązkiem.

Lech rośnie z meczu na mecz i spróbuje zrobić wszystko uchylić wrota do bram, które piłkarscy bogowie zamknęli nam prawie dekadę temu. Przejęcie współczynnika rozstawionej Crvenej zvezdy da szansę na dwumecz ze zwycięzcą pary Dynamo Kijów – Pafos. Póki co bliżej są Cypryjczycy, którzy wygrali pierwsze spotkanie 1:0. Udział w fazie play-off wiązałby się z odegraniem hymnu Ligi Mistrzów w Poznaniu. Na razie to piękna melodia przyszłości. Teraz trzeba dać z siebie wszystko na boisku. W przeciwnym wypadku słynną „kaszankę” usłyszymy jedynie w telewizji.

Crvena zvezda nie jest nietykalna. Ale Lech musi być tego wieczoru najlepszą wersją siebie. Ewentualne zwycięstwo w Poznaniu to nie tylko wynik – to podtrzymanie wiary w awans do Ligi Mistrzów.