Klasyk wzmocnił pozycję Realu i uwydatnił grzechy Barcelony

Fede Valverde
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Fede Valverde

Choć Barcelona mogła nawet zremisować w El Clasico 2:2, wynik ten byłby mocno przekłamany. Ostatecznie Blaugrana uległa Realowi Madryt 1:3, a największe wrażenie może robić to, że Królewscy nawet nie musieli wspinać się na wyżyny swoich możliwości.

  • Real Madryt brutalnie wypunktował słabości Barcelony i po krótkiej przerwie wrócił na fotel lidera La Ligi
  • Carlo Ancelotti wymyślił sprytny plan taktyczny na ten mecz, uwydatniając mocne punkty swojej drużyny
  • Teraz Xavi musi w błyskawicznym tempie poprawić wiele aspektów w grze Barcelony

Ancelotti nie próbował kwadratury koła

Carlo Ancelotti ze swym rozbrajającym uśmiechem mówił na obu konferencjach – przed i po meczem – że zwyczajnie nie chciał kombinować. “W zeszłym roku chciałem coś wymyślić i mi się dostało”. I patrząc na przebieg El Clasico, można powiedzieć, że tak było. Real Madryt zagrał w swoim stylu, ustawiony w niskim pressingu, a potem tylko czyhał na błędy Barcelony – bo gospodarze wiedzieli, że błędy prędzej czy później się pojawią.

Ale, choć sam nieraz narzekałem na brak elastyczności taktycznej Carletto, należy wypunktować kilka pozornych niuansów, które całkowicie odmieniły przebieg starcia.

Po pierwsze nieco przesunął Lukę Modricia z prawej strony na środek drugiej linii, gdzie raz za razem atakował Sergio Busquetsa. Pochylmy się na tym na moment. 37-letni zdobywca Złotej Piłki został przez trenera oddelegowany do uprzykrzania życia najmniej mobilnemu pomocnikowi rywala, jak jakiś młokos. A Chorwat nie tylko nie narzekał, ale i koncertowo wywiązał się ze swej roli, dając jednocześnie wolność Toniemu Kroosowi. To właśnie Niemiec był najlepszym kreatorem Los Blancos, co wydatnie widać było przy pierwszej akcji bramkowej. Indolencję Barcy pokazuje statystyka, wedle której w pierwszej połowie sfaulowali tylko raz. Cóż, ewidentnie nie doszło do tego przy kluczowym pojedynku Busquetsa z Kroosem.

Show skradł jednak gość, o którym szerzej w kategorii jugador kolejki. Fede Valverde tego dnia udowodnił, że jest już zawodnikiem elitarnym, co zresztą podkreślił jego kolega z zespołu.

Duma Katalonii płaci za grzech zaniechania

Barcelona podchodziła do Klasyku na zasadzie: wóz albo przewóz. Albo prestiż spotkania sprawi, że niedawne niepowodzenia odejdą w niepamięć, albo zostaną spotęgowane dotkliwą porażką od historycznego rywala. Jak się zakończyło, wszyscy wiemy. Ale dlaczego?

Czas na zdanie, którego nikt nie spodziewał się pod koniec sierpnia – przez błędy na rynku transferowym. Tak, Blaugrana sprowadziła tego lata prawdziwe gwiazdy bądź piłkarzy, mający się nimi stać. Nie postawiła jednak znaczku “priorytet” przy dwóch, cóż, priorytetowych pozycjach. Boki obrony i alternatywa dla Sergio Busquetsa – te braki rzucały się w oczy już w zeszłym sezonie. Duma Katalonii długo negocjowała z Cesarem Azpilicuetą, by wreszcie, w końcówce okienka zapewnić sobie usługi Marcosa Alonso i Hectora Bellerina. Środek pola został wzmocniony wyłącznie Franckiem Kessiem. A Iworyjczyk nie tylko nie nadaje się na zastępcę Busiego, ale i – jak dotąd – w ogóle do gry na Camp Nou. Co zrobił Real? Zdominował środek pola (za pomocą dwóch weteranów) i wstawił Fede Valverde na prawą stronę. Urugwajczyk raz za razem atakował wrażliwą lewą flankę Barcelony, a do tego strzelił piękną bramkę po błędzie… środka pola. Xavi ma, według prasy, odstawić od składu swego przyjaciela, Busquetsa. I może to okazać się zbawienne w skutkach, choć znając profil obecnych piłkarzy Blaugrany, wydaje się, że prędzej czy później kapitan wróci do łask. Bo w kadrze zespołu zieją dwie tak wyraźne dziury, że łatanie ich półśrodkami może tylko pogorszyć problem.

Odmienne nastroje – i po meczu, i na przyszłość

Różnice w budowaniu mentalności, pewności siebie i identyfikacji klubu widoczne były gołym okiem. To, co mogło najbardziej rozsierdzić kibiców Barcelony to fakt, że gracze nawet Realu niezbyt czuli potrzebę świętowania. Okej, weszli do szatni, było trochę śpiewów, tańczył Antonio Ruediger. I tyle. Gdy w marcu Blaugrana wygrywała Klasyk, celebrowała to, jakby mogła dołożyć istotny puchar do gabloty. Królewscy zrobili swoje i już szykowali się do wyruszenia na galę Złotej Piłki, gdzie najważniejsza nagroda trafiła w ręce ich gracza.

A co przed Barceloną? Xaviego cieszyć może względnie udany powrót Julesa Kounde, udane wejście Ansu Fatiego w momencie, gdy wydawało się, że lewe skrzydło w zespole jest “martwe”, a także tych kilka minut w końcówce, gdy wydawało się, że zaraz na tablicy może pojawić się wynik 2:2. Ale to już wszystkie pozytywy. Nikt Hernandeza nie zamierza zwalniać, ale okres ochronny się skończył. Niemal pewne odpadnięcie z Ligi Mistrzów, porażka w Klasyku i jednoczesna utrata fotela lidera – to bolesne ciosy. Teraz trener ma okazję udowodnić, że wyplenił z drużyny “gen przegranego”, który nie pozwalał odpowiednio szybko podnosić się po porażkach. Kolejne wielkie wyzwanie już w czwartek. Gracze Villarrealu nie będą pytali rywali o ich samopoczucie.

Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga.

Komentarze