Real na tronie po trudnej walce z sobą samym

Karim Benzema
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Karim Benzema

Tak jak przed laty Jakub Wawrzyniak był w reprezentacji Polski zastępcą dla piłkarza, którego nie było, tak Real Madryt wygrał mistrzostwo Hiszpanii w walce z nieistniejącym rywalem. Najnowszy odcinek Que Partidazo będzie o nadspodziewanie łatwej drodze Królewskich do 35. czempionatu krajowego.

  • Real Madryt w weekend rozbił Espanyol aż 4:0, pieczętując zdobycie tytułu mistrzowskiego na cztery kolejki przed końcem sezonu
  • Królewscy byli w tym sezonie bezkonkurencyjni. Nie zagrozili im na poważnie ani piłkarze Atletico, ani Sevilli, ani Barcelony
  • Korzystnie na Los Blancos wpłynęło zatrudnienie Carlo Ancelottiego, a kręgosłup drużyny gwarantował niemal niezmiennie wysoki poziom

Ancelotti wpuścił do szatni świeże powietrze, a Vinicius rozwinął skrzydła

Ta zgrabna (nieprawdaż?) metafora celnie obrazuje, co wniósł Carlo Ancelotti do swojego drugiego podejścia w roli trenera Realu Madryt. Sam byłem przeciwnikiem takiego ruchu. Włocha negatywnie zweryfikowała przygoda z Napoli, a i jego angaż zaledwie w Evertonie sporo mówił o pozycji na rynku. W dodatku utrzymywałem, że po kolejnej kadencji Zinedine’a Zidane’a potrzebna jest zmiana. Francuz był “kolegą” dla piłkarzy, a doświadczony Włoch wpisywał się w tę charakterystykę. Uważałem, że gracze tacy, jak Vinicius i Rodrygo potrzebują tytana taktyki. Profesora, który jak na uniwersytecie wyłoży im elementarne zasady piłki nożnej. Okazało się jednak, że Królewscy funkcjonowali znacznie lepiej, niż za “schyłkowego” Zidane’a i to pomimo sporych problemów. Casemiro (przez cały sezon) i Eder Militao (zwłaszcza na wiosnę) mocno spuścili z tonu względem poprzedniej kampanii. Zespół stracił też Raphaela Varane’a i Sergio Ramosa. To nie przeszkodziło jednak Włochowi w bezproblemowym sięgnięciu po tytuł, a w kategorii papierka lakmusowego najlepiej sprawdzi się Vinicius. Ponoć Brazylijczyk miał świetne relacje z Zidane’em, ale aż do końca sezonu 2020/2021 głównie irytował. Irytował niewytłumaczalną nieskutecznością, kiepską decyzyjnością, a nieraz brakiem brania odpowiedzialności za postawę drużyny.

Zwłaszcza na jesieni widzieliśmy prawdziwy renesans Viniego. Czynnik xG długo wskazywał, iż 21-latek strzela znacznie “ponad stan”. Po 34 kolejkach ligowych jego bilans wskazuje 14 bramek i 12 asyst – to dorobek godny najlepszych skrzydłowych na świecie. W trzech pierwszych sezonach w białych barwach łącznie udało mu się strzelić siedem ligowych goli, do których dołożył dziewięć asyst. Praca z Ancelottim sprawiła, że Vinicius wzrósł nie o jeden, nie o dwa, ale o kilka poziomów. Dziś portal Transfermarkt wycenia go na sto milionów euro, a sam Brazylijczyk jest jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji.

Kręgosłup Wolverine’a

Znacie postać Wolverine’a z X-Men? Jeśli nie, to spieszę z informacją, iż ta fikcyjna postać wzięła udział w programie badawczym Weapon X, dzięki czemu w efekcie zyskał kilka cech – w tym kręgosłup pokryty niemal niezniszczalnym tworzywem o nazwie adamantium.

Królewscy przez niemal cały sezon borykali się z problemami na kilku pozycjach. Liczne kontuzje Ferlanda Mendy’ego nie dawały zabezpieczenia lewej strony defensywy. Jeśli chodzi o prawą obronę, tu sytuacja ma się jeszcze gorzej. Żaden z tercetu Dani Carvajal – Lucas Vazquez – Nacho nie zdołał wnieść odpowiedniej jakości. Na prawym skrzydle wyrównaną (acz niestojącą na nadmiernie wysokim poziomie) batalię do niedawna toczyli Rodrygo i Marcos Asensio. Układ sił zmieniły dopiero ostatnie tygodnie i ważne gole Brazylijczyka. Jako się rzekło, długimi fragmentami niedomagali Eder Militao i Casemiro. Ale trzon drużyny, jak u popularnego Logana, był nie do złamania.

Courtois, Alaba, Modrić i Benzema architektami sukcesu

Thibaut Courtois – pomimo sporego błędu w ostatnim meczu z Manchesterem City – na przestrzeni sezonu prezentował formę godną najlepszego bramkarza w Europie. W obronie z miejsca zadomowił się David Alaba. Austriakowi brakowało, co prawda, warunków fizycznych, ale pod względem wyprowadzenia piłki, wizji gry i charakteru, były gracz Bayernu wniósł defensywę Królewskich na nowy poziom. W pomocy z tonu spuścił Toni Kroos, czego nie można powiedzieć o Luce Modriciu. Chorwat, pomimo 36 lat na karku prezentował poziom iście niebotyczny. Grał od deski do deski. I to jak! Fenomenalne asysty (jak ta w rewanżu z Chelsea), widzenie przestrzenne, walka w odbiorze. Nie chce się wierzyć, że ten facet jest bliżej czterdziestki niż trzydziestki. Wyjątek dla niego zrobił sam niezłomny Florentino Perez! Prezes dał Chorwatowi nowy kontrakt z zastrzeżeniem, że sam może później zadecydować o swojej przyszłości.

Ofensywą kierował zaś najlepszy, moim zdaniem, piłkarz na świecie, czyli Karim Benzema. To, jak wielki progres poczynił Francuz po odejściu Cristiano Ronaldo, zasługuje na szacunek. Dziś to gracz bez słabych punktów. Czas na analizę.

Skuteczność? Fantastyczna. Pewniak do pierwszego w karierze tytułu Pichichi, egzekutor śmiertelnie niebezpieczny w każdym aspekcie gry. Asystent? Przedni. 34-latek nie bez powodu określany jest jako hybryda pomocnika z napastnikiem. Dodajmy do tego całkiem dobrą szybkość, zdolności przywódcze, charakter (ten karny z City!) i przebojowość i dostaniemy przepis na najlepszego piłkarza na świecie. Z takim kręgosłupem można odmienić na zawsze świat mutantów. Albo wygrać w przedbiegach jedyny brakujący tytuł mistrzowski w pięciu najsilniejszych ligach.

Brak konkurencji

Tak, Carlo Ancelotti jest jedynym szkoleniowcem, któremu udała się ta sztuka. Podczas pierwszej kadencji w Madrycie Włoch spełnił marzenia kibiców i poprowadził zespół do legendarnej La Decimy. Ta dała podstawy do bezprecedensowego wyczynu Zidane’a w latach 2016-2018. La Ligi jednak nie wygrał. W sezonie 2013/2014 niespodziewanie po tytuł sięgnęło Atletico, ale już kolejna kampania – aż do stycznia – wyglądała na skrojoną pod Królewskich. Ci ciągnęli rekord kolejnych meczów bez porażki; przynajmniej do wylotu na Klubowe Mistrzostwa Świata. Po powrocie z nich przebudziła się Barcelona Luisa Enrique i to ostatecznie ona sięgnęła po potrójną koronę. To kosztowało Carletto posadę.

Carlo – król Europy

Teraz Włoch wreszcie dopiął swego, choć trzeba dodać, że konkurencja względem pierwszej kadencji, była znikoma. Przed startem sezonu zapowiadano najsilniejsze Atletico od lat. Mistrz nie udźwignął jednak ciężaru korony. Rojiblancos nie potrafili odnaleźć swej tożsamości i szybko stworzyli stratę, której nie zdołali już zasypać. Później dystans przez długi czas trzymała Sevilla. W końcu wreszcie liczne kontuzje i zmęczenie wzięły górę. Dziś Andaluzyjczycy tracą do Królewskich aż siedemnaście punktów, stracili nawet drugą pozycję w tabeli. I to kosztem kogo? Barcelony, skazywanej przed początkiem kampanii na porażkę. Długo się zresztą na to zanosiło. Xavi odmienił jednak wizerunek zespołu, a cztery gole aplikowane Sevilli i Realowi upoważniały Laportę i trenera do zapowiadania walki o mistrzostwo. Tak niedoświadczony zespół czekała jednak spodziewana obniżka formy. W efekcie drużyna, która potrafiła wbić Courtois cztery bramki na Santiago Bernabeu na cztery kolejki przed końcem nie jest pewna miejsca w pierwszej czwórce (ma ktoś pomysł, jak w to zdanie po raz czwarty wci…? Już nieważne).

Real mógł ten tytuł przegrać tylko sam ze sobą. Gdyby Carlo uwierzył prasie i wprowadzał częstsze rotacje. Gdyby szatnia podłamała się po łomocie w Klasyku. Do tego jednak nie doszło. Dlatego największym sukcesem Królewskich w tym sezonie ligowym było wymaganie od siebie, nawet jeśli reszta stawki do tego nie zmuszała.

Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga.

Komentarze