Lewy już strzela, w Madrycie jest życie po Casemiro

Robert Lewandowski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Druga kolejka była emocjonująca dla dwóch hiszpańskich gigantów. Barcelona w dniu urodzin Roberta Lewandowskiego walczyła z oczekiwaniami, zaś Real Madryt został rzucony na głęboką wodę, bo nie mógł liczyć na koło ratunkowe od Casemiro. Zarówno Blaugrana, jak i Królewscy, wyszli ze swych problemów obronną ręką.

  • Transfer Casemiro wstrząsnął rynkiem. Mecz z Celtą Vigo uspokoił jednak niespokojnych kibiców Realu Madryt
  • Robert Lewandowski ustrzelił zaś dublet w dniu swoich urodzin, otwierając swoje konto w barwach Barcelony
  • Zwycięstwa nad Realem Sociedad nie byłoby jednak bez fenomenalnego wejścia Ansu Fatiego, który przypomniał o sobie w zalewie gwiazdorskich transferów Blaugrany

Czy Perez znów ma rację?

Trwające wciąż okienko transferowe w moim prywatnym rankingu znajduje się bardzo wysoko. Otrzymaliśmy tak wiele zmian, zarówno dotyczących największych gwiazd (Haaland, Lewandowski) czy obiecujących prospektów (Darwin, Raphinha, Tchouameni, Adeyemi), że od dawna tak nie wyglądałem nowego sezonu. Ale najbardziej zaskakującą operacją jest dla mnie transfer Casemiro. Mam z tym ogromny problem, bo z jednej strony jest on całkowicie logiczny. Z drugiej, zaś, trudno mi zrozumieć motywy. Ale może po kolei.

Nowe wyzwania i pozostanie w obiegu

Dlaczego jest logiczny? Polityka Realu Madryt względem graczy po trzydziestce jest bezlitosna. Krótkie kontrakty zawierające obniżkę wynagrodzenia. I nieważne, czy nazywasz się Toni Kroos czy Sergio Ramos. Na taryfę ulgową mógł liczyć jedynie Cristiano Ronaldo.

Nie ulega wątpliwości, że największą motywacją dla Brazylijczyka były względy ekonomiczne. Manchester United podwoił zarobki pomocnika (z 7 na minimum 14 milionów euro netto za rok), w dodatku dając mu rolę niekwestionowanego lidera drugiej linii. W Madrycie wychowanek Sao Paulo wygrał wszystko. I to wielokrotnie! Teraz trafi do najbardziej wymagającej, angielskiej ligi, w dodatku do wielkiej drużyny z tradycją. Będzie miał też misję, bo ogarnąć pomoc Czerwonych Diabłów – pomimo efektownego zwycięstwa nad Liverpoolem – łatwo nie będzie. Gra w Premier League z miejsca też wyklucza dyskusje na temat ewentualnego końca kariery reprezentacyjnej. 30-latek nie wypadnie z obiegu Tite, zarobi fantastyczne pieniądze i przetestuje się w nowym kontekście. Z kolei Real otrzyma za gracza, którego praktycznie sobie wychowała, aż 70-80 milionów euro. To pokryje większość kwoty transferowej za Aureliena Tchouameniego. Win-win-win, prawda?

Po co, poza pieniędzmi, przenosić się na Old Trafford?

Nie jestem tego taki pewien. Casemiro ma za sobą kiepski – jak na swoje standardy – sezon. Florentino Perez to zauważył. Już wcześniej, sprowadzając Eduardo Camavingę, liczył, iż Francuz wejdzie w buty starszego kolegi. Ten lepiej czuje się na “ósemce”, stąd pomysł na kolejnego reprezentanta Les Bleus, Aureliena Tchouameniego. Były już gracz AS Monaco podkreślał, że odnajdzie się wszędzie w drugiej linii, ale… też preferuje grę wyżej, niż zwykł występować Brazylijczyk.

A ten w nową kampanię wszedł z futryną. Widać, że rywalizacja z transferem wartym nawet sto milionów podziałał na niego mobilizująco. Początek kampanii wskazywał, że 30-latek pozostanie niekwestionowanym członkiem wyjściowego składu. Nie miałby zatem problemu z minutami przed mundialem. Powiedzmy też sobie wprost; pod względem prestiżu, pucharów i zainteresowania, nie ma nic więcej, niż Real Madryt. Każdy inny krok, jest krokiem wstecz. Przenosiny do Manchesteru City, Liverpoolu czy Bayernu byłyby jednak całkiem zrozumiałe, bo to również zespoły aspirujące do wszystkich celów. Ale Manchester United to drużyna pozostająca od dekady w przebudowie. W jej szeregach w marazm wpada każdy: i stary wyga (jak Varane) i wielka gwiazda Bundesligi (Sancho). Realnych szans na największe trofea brak. Ba, facet, który kilka dni temu dowodził Królewskimi w boju o Superpuchar Europy, nie wystąpi nawet w Lidze Mistrzów! Najwięcej znaków zapytania pojawiło się jednak w mojej głowie na temat samej gry Los Blancos. Ostatecznie Casemiro przez siedem lat był ważnym członkiem Trójkąta Bermudzkiego, jak określił tercet CKM Carlo Ancelotti. I choć jeden mecz to niewielka próbka, wygląda na to, że Florentino Perez ponownie gra w szachy 6D i nie może przegrać w transferowym kasynie.

Wzorowy występ Tchouameniego w drugiej połowie

Ancelotti nie kombinował w starciu z Celtą Vigo. Utraconego Casemiro wymienił jeden do jednego z Aurelienem Tchouamenim. Ten nie wszedł w mecz dobrze, notując kilka strat i pozwalając środkowi pola Galisyjczyków wygrać próbę sił. Z każdą kolejną minutą Francuz wchodził jednak w buty starszego kolegi coraz pewniej. Pod koniec spotkania wyglądało wręcz na to, że biega w obuwiu wykonanym dla niego personalnie. Był najlepszym graczem Królewskich w defensywie, a do tego kilkukrotnie napędził groźną akcję, ostatecznie będąc jednym z zawodników, którzy poprowadzili zespół do wcale nie tak łatwego triumfu.

Cytując klasyk: spokojnie. Ale jeżeli były gracz AS Monaco utrzyma swój poziom, okaże się, że Perez ponownie pokazał swój geniusz. Prezes Królewskich ma nosa do wypuszczania graczy w momencie, gdy tylko zauważy jego słabszą formę. Tak było ze wspomnianymi już Varane’em czy Casemiro. A choć Real nie narzeka na problemy finansowe, dodatkowe 70-80 milionów euro zawsze się przyda. W ostatecznym rozrachunku może okazać się, że Los Blancos nie tylko przez siedem lat mieli w swojej drużynie prawdziwego dominatora, ale do tego zdołali zarobić na nim więcej, niż łącznie wydali. Kolejny masterclass wielkiego Florentino? Poczekam z ostateczną oceną co najmniej do końca rundy, ale zdaje mi się to prawdopodobne.

Xaviego ponownie zawiódł plan A. Ale nie Lewandowski i Fati

FC Barcelona przed drugą kolejką walczyła z ogromnymi oczekiwaniami. Mecz z Rayo Vallecano był rozczarowujący nie tylko pod względem wyniku. Drużyna wzmocniona tak wieloma zawodnikami europejskiej klasy, nie zmieniła się zanadto względem najsłabszych meczów minionego sezonu. W ofensywie brakowało szybkości i błysku, a do tego dochodziły znane demony defensywne.

Starcie z Realem Sociedad szybko jednak Katalończycy otworzyli. Pedri popisał się inteligencją, 18-letni Alejandro Balde pomknął w rajd i ostatecznie asystował przy debiutanckim golu Roberta Lewandowskiego. Gra drużyny nadal pozostawiała jednak sporo do życzenia, a Alexander Isak szybko zepsuł humor polskiego jubilata, wyrównując wynik.

Mecz Barcelony można podzielić na dwa etapy: przed i po wejściu na boisko Raphinhi i Ansu Fatiego. Ferran Torres rozegrał bardzo przezroczysty mecz, utrudniając sobie jeszcze walkę o wyjściowy skład. Za to jego młodszy rodak nie tyle zapukał do drzwi podstawowej jedenastki, ale wręcz wykopał je z buta. 19-latek udowodnił, że jest nie-zwyk-le utalentowany. Dosłownie kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko popisał się piękną asystą piętą, a Ousmane Dembele przywrócił Dumie Katalonii prowadzenie. Po chwili Fati, niczym Andres Iniesta z najlepszych lat, dograł prostopadle do Lewego, a Polak cieszył się z dubletu. Nie pozostał dłużny młodszemu koledze. W końcówce odegrał mu w pole karne, a Hiszpan z zimną krwią otworzył swój worek z bramkami w tym sezonie.

Blaugrana ma jeszcze sporo do poprawy. Długimi fragmentami męczy się z rywalami, nie mogąc odnaleźć odpowiedniego klucza do zamku. Zawodzą podstawowe pomysły Xaviego, a wynik ratować muszą rezerwowi. To, że im się to udało – bo i Raphinha, który pojawił się na boisku wraz z Fatim zanotował dwie asysty drugiego stopnia – jest świetne, bo pokazuje głębie i siłę składu. Ale zapowiadając walkę o wszystkie trofea wypada umieć kontrolować większość spotkania. A na to Xavi nie odnalazł jeszcze remedium.

Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga.

Komentarze