To był ich rok! Którzy Polacy zyskali najwięcej w 2023 roku?

Marcin Bułka, który z "kolegi Neymara" stał się czołowym bramkarzem Ligue 1. Bartłomiej Wdowik, który z przeciętnego ligowca wyrósł na czołowego strzelca ligi (grając na lewej obronie). Do tego Grabara, Włodarczyk, Benedyczak, Slisz... Choć to nie był najlepszy rok dla polskiej piłki, to kilku zawodników zauważalnie podbiło swoje akcje. Dla kogo 2023 rok był dobrym rokiem w karierze?

Marcin Bułka
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Marcin Bułka
  • To nie był najlepszy rok dla polskiej piłki reprezentacyjnej, natomiast kadra przeszła spore zmiany – za kadencji Michała Probierza doczekaliśmy się kilku debiutantów
  • Dla kogo rok 2023 okazał się przełomowy w karierze? Chociażby dla Marcina Bułki czy Adriana Benedyczaka
  • Z krajowego podwórka wyraźny progres zaliczyli między innymi Marchwiński, Slisz oraz Wdowik

MARCIN BUŁKA

Rok temu był rezerwowy Nicei. Bardziej kojarzono go ze słynnym wywiadem w Foottrucku, gdzie opowiadał o swoich słynnych kumplach. Traktowano go raczej jako “kolegę Neymara”, a nie profesjonalnego piłkarza. Ale latem sytuacja się zmieniła. Wskoczył do bramki Nicei, zaliczył imponującą passę czystych kont, bronił rzuty karne (dwa w jednym meczu!), wreszcie zadebiutował w reprezentacji Polski.

Pewnie nieco przez palce trzeba patrzeć na plotki łączące go z topowymi klubami świata. Wszak wciąż ma tylko 22 mecze na koncie w Ligue 1, na profesjonalnym poziomie nie dobił jeszcze do pięćdziesięciu występów. Natomiast kariera Bułki ruszyła z kopyta. Czas najwyższy – wszak nie mówimy o zdolnym nastolatku, a o 24-letnim piłkarzu. W CV ma już Chelsea i PSG, ale przecież tam był tylko statystą i uczniem.

Natomiast to jest czas Marcina Bułki. Jego drużyna jest wiceliderem Ligue 1, on zbiera bardzo dobre opinie, do świetnej obrony dorzuca coś ekstra między słupkami. Dla zagranicznych skautów wpisanie go na listy obserwowanych graczy to tzw. no-brainer. Relatywnie młody bramkarz kręcący się wokół bramkarskich rekordów mocnej ligi właściwie sam wpisuje się na te listy skautingowe.

JAKUB KIWIOR

Już pod koniec 2023 roku był istotnym elementem składu reprezentacji Polski. Grał przecież na mundialu, był chwalony przez kolegów z zespołu, ale dopiero w styczniu dopięty został jego transfer do Arsenalu. Biorąc pod uwagę fakt, że nie mieliśmy zbyt wielu zawodników z pola grających na poziomie Premier League, to już przez to należy traktować ten rok Kiwiora jako sportowy awans.

Przez rok uzbierał 21 meczów w pierwszym zespole, łącznie wyszło nieco ponad tysiąc minut. Nie za dużo, prawda. Ale pamiętajmy o tym, że to jednak chłopak z rocznika 2000 wrzucony ze Spezii do topowego klubu w Anglii. Pewnie dało się zaliczyć lepsze wejście do ekipy Artety, ale też nie ma co załamywać rąk. Nie mamy wielu stoperów, którzy regularnie grają w czołowym klubie najlepszej ligi świata. Właściwie poza Kiwiorem nie mamy żadnego takiego stopera.

A w kadrze to był rok, w którym Kiwior stał się numerem jeden polskiej defensywy. Glik wypadł poza nawias, Bednarek spadł w hierarchii, inni wsiadali i wysiadali. A Kiwior zagrał komplet minut.

Jakub Piotrowski (PressFocus)

JAKUB PIOTROWSKI

54 mecze w Łudogorcu, czternaście goli, siedem asyst. Naprawdę trudno doszukać się polskiego pomocnika, który kręcił przez ostatni rok podobne liczby. Właściwie jedynie ci, którzy grali w Ekstraklasie, mogą się tutaj mierzyć z Piotrowskim. Ot, chociażby Kamil Grosicki.

Ale Piotrowski wszedł na wyższą półkę. Był piłkarzem, który gdzieś tam kręcił się wokół grona zawodników rozpatrywanych do powołania, ale zadebiutował dopiero za kadencji Michała Probierza. Z Czechami strzelił gola na wagę remisu. Sieknął cztery gole w fazie grupowej Ligi Konferencji, w lidze bułgarskiej ma już dziewięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej i bije się o mistrzostwo kraju.

Piotrowski mocno odżył przez ostatnie półtora roku. Po Genk i Fortunie znalazł swoje miejsce na ziemi w Bułgarii. A w kadrze przeskoczył dwie półki – od “może warto go powołać”, przez “jest jednym z kandydatów do gry”, do “na pewno dostanie swoje minuty”.

PATRYK PEDA

“Gość rok temu grał w Serie B, teraz gra w Serie C, a tutaj znalazł się w takim zestawieniu” – zapytacie. I pewnie słusznie. Zejście o szczebel niżej ze SPAL – i to SPAL, które jest na dole tabeli – chluby mu nie przynosi. Oczywiście są tutaj plany, by Pedę z tej trzecioligowej otchłani za moment wyciągnąć i pewnie tak się stanie.

Natomiast w warunkach reprezentacyjnych Peda zaliczył progres. Właściwie, to wystrzelił znikąd i z przytupem wszedł do grona powoływanych. Bardzo dobrze zagrał na tle Wysp Owczych, później znów dostał 90 minut z Mołdawią, wreszcie wszedł i zszedł z Czechami wobec kontuzji Bochniewicza. Nie jest to może trójmecz, o którym opowiadasz przez lata w wywiadach, natomiast pół roku temu Peda nie był nawet bliski seniorskiej kadry, a na finiszu eliminacji zagrał w trzech z czterech spotkań biało-czerwonych.

Przed nim intrygujący rok – przy pierwszym błędzie w kadrze będzie mu wypominana przynależność klubowa, więc musi w najbliższych okienkach pójść w górę. Czy Probierz będzie chciał go mieć blisko kadry? Jak będzie wyglądała jako przyszłość we Włoszech? Ciekawe miesiące czekają tego 21-latka.

BARTŁOMIEJ WDOWIK

Rok temu był sobie taki Wdowik. Przy biedzie na lewej obronie w Ekstraklasie nie wybijał się ponad średnią ligową. Ot, rzetelny boczny obrońca, czasem zagrał też na boku pomocy, ale nikt nie wymieniał go przy rozważaniach “kogo z ligowców powinny ściągnąć topowe kluby Ekstraklasy?”. Był, bo był.

Ale coś zaczęło się zmieniać wraz z przyjściem Adriana Siemieńca do Jagiellonii. Skrzydła białostoczan się rozhulały. Wdowik zaczął grać inaczej – nie hasał jak szalony do końcowej linii, więcej uwagi poświęcał na dośrodkowania z głębi pola. Ale to co się stało jesienią…

Dziewięć goli, trzy asysty, większość ze stałych fragmentów gry. Gdy wszyscy ekstraklasowicze jesienią uzbierali łącznie jedną bramkę z rzutów wolnych, to sam Wdowik uzbierał ich pięć. I jeszcze jedną z rzutu rożnego. Do tego Wdowik po prostu dobrze gra w piłkę – nie zawala goli seriami, jest użyteczny przy małej grze. Wreszcie zaliczył też debiut w reprezentacji Polski. I już przebąkuje się o tym, że tego okna może wyfrunąć do Turcji. Krótka jest droga od ligowego szaraczka do “1A” na Wikipedii oraz zagranicznego transferu.

Bartosz Slisz (PressFocus)

BARTOSZ SLISZ

Wreszcie postawił ten kolejny krok. Po transferze z Zagłębia do Legii można było oczekiwać, że będzie szybciej ewoluował, a niestety zamknął się w roli typowego przecinaka, który nie miał za wiele do zaoferowania z przodu. Ale ostatni rok to rok progresu Slisza.

Nadal ma te swoje atuty stricte defensywne, ale dorzucił do tego mądrość w rozegraniu, czasem potrafi popisać się sztuczką techniczną (pamiętacie podwójną ruletę?!) czy nieszablonowym podaniem. Jakby podpatrywał na treningach Josue i ubogacał swój arsenał. Został sprawdzony w boju w Europie i nie pękł, był tam czołowym graczem Legii.

Na dziś można spokojnie stwierdzić, że jest obecnie trzeci, może czwarty w hierarchii środkowych-defensywnych pomocników kadry. Przed Bielikiem, Łęgowskim, Linettym, Żurkowskim, Dziczkiem, a za… Piotrowskim i Damianem Szymańskim? Na to wygląda.

ADRIAN BENEDYCZAK

Jeden z najbardziej zaskakujących progresów ostatniego roku. Gdy wyjeżdżał z Polski, to nie był gwiazdą ligi. Był po prostu nieźle wyglądającym młodzianem, ale też nie popadajmy w tony, że Pogoń traciła jakiś ogromny diament. Wówczas Portowcy sprzedawali raczej potencjał, a nie aktualne umiejętności.

A w 2023 roku Benedyczak był czołowym piłkarzem Parmy, która latem była bliska awansu do Serie A (odpadli w barażach, Benedyczak z golem), a teraz pruje przez Serie B (są liderem, mają sześć punktów przewagi nad drugą ekipą w tabeli). 23-latek w całym roku strzelił osiemnaście goli, dorzucił do tego dwie asysty. Nie zawsze gra w wyjściowym składzie, ale nawet z ławki potrafi dorzucać konkrety po wejściu na boisko.

Za pół roku pewnie już pewnie hasał w Serie A. I nie jest wykluczone, że do tego czasu będzie już po debiucie w kadrze, bo przy krótkiej kołderce na skrzydłach kręci się wokół powołania.

KAMIL GRABARA

Tylko pechowi ze zdrowiem Grabara “zawdzięcza” fakt, że nie gra jeszcze w klubie z lig TOP5 Europy. Na jego szczęście – od lata to się zmieni, bo we wrześniu przyklepał kontrakt w Wolfsburgu. Dla niego zatem ostatnie miesiące były przypieczętowaniem transferu za kilkanaście milionów euro, choć sam transfer został odłożony w czasie.

Jego Kopenhaga wyszła z grupy Ligi Mistrzów, Grabara zaliczył dwa czyste konta na finiszu rozgrywek grupowych – z Manchesterem United i Galatasaray. Wciąż może pożegnać się z klubem mistrzostwem (byli liderem przez większości jesieni, zimują na trzecim miejscu) i krajowym pucharem (doszli do półfinału). Dyrektor sportowy klubu nazywa go wprost jednym z najlepszych bramkarzy w historii Kopenhagi.

A w Wolfsburgu czeka na niego bluza z jedynką na plecach, bo umowa Koena Casteelsa wygasa. Rok 2023 był dla Grabary przyklepaniem tego słynnego “kolejnego kroku”, czekamy na dostawienie drugiej stopy do tego kroku.

Tylko u nas

FILIP MARCHWIŃSKI

Był już na zakręcie. Nie takim, jak przy typowym polskim piłkarzu – że miał talent, który utopił w morzu wódki i sieci złych znajomości. Ale przepowiadano mu wielką karierę, bardzo wcześnie zadebiutował w Ekstraklasie, ale nie rozwijał się tak, jak jego koledzy z Lecha. Niby wciąż był młody, niby już doświadczony, ale żebyśmy tak mieli wymieniać jego dobre mecze w niebiesko-białych barwach… Wystarczyłaby jedna ręka, może dwie.

Ale ten rok był dla niego przełomowy. Wielokrotnie ciągnął Lecha za uszy – zwłaszcza wobec problemów zdrowotnych Ishaka, gdy grał jako fałszywy napastnik. Popisywał się asystami w dwumeczu z Djurgarden w 1/8 Ligi Konferencji. Sezon skończył z trzema golami w czterech spotkaniach. No i zaliczył dwa epizody w seniorskiej reprezentacji Polski.

Marchwiński w mijającym roku sprawił, że te pogłoski łączące go z wyjazdem do Serie A nie brzmią już jak medialna plotka mająca podbić jego wartość rynkową.

Szymon Włodarczyk (PressFocus)

SZYMON WŁODARCZYK

Jesienią 2022 roku napchał się golami z rzutów karnych w Górniku, wiosną już nie był tak skuteczny, ale i tak doczekał się transferu do Sturmu Graz. I to był dobry kierunek – bez rzucania się na głęboką wodę do lig z TOP5 Europy, przystanek w Austrii, gdzie napastnicy potrafili promować się w ostatnich latach.

Pierwszą rundę kończy z dziewięcioma golami i dwiema asystami. Zagrał ponad 1600 minut. Trafił z Atalantą w Lidze Europy. Trafiał w młodzieżówce. Wymienia się go w gronie napastników, którzy są gdzieś za czwórką Lewandowski, Milik, Piątek, Świderski.

Wciąż widać, że jest zawodnikiem do oszlifowania. Ma typowe ruchy napastnika, ale czasem szwankuje skuteczność, czasem odskoczy mu piłka, musi się poprawić w aspektach fizycznych. Ale biorąc pod uwagę to, że nie mamy na pęczki napastników w rocznikach 2000 i młodszych, którzy radzą sobie na zachodzie, to nie możemy machnąć ręką na Włodarczyka. Jest w dobrym miejscu do wybicia się dalej, gra regularnie, nie wpada w wielomiesięczne passy bez gola. Włodarczyk w 2023 roku dołączył do szerokiego grona polskich graczy, przy których trzeba postawić gwiazdkę i adnotację “do dalszej obserwacji”.

Komentarze