Morderstwo bez procesu. Krew na rękach władz rosyjskiego klubu

Piłkarze Spartaka Moskwa w 2021 roku
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Piłkarze Spartaka Moskwa w 2021 roku

Do daczy należącej do dyrektor generalnej Spartaka Moskwa weszli bandyci i przedstawili sprawę jasno – dostali zlecenie na zabójstwo, ale dadzą się przekupić. Wystarczy 100 tys. dolarów. Larisa Nieczajewa nie miała tyle przy sobie, obiecała załatwić na jutro. O 24 godziny za późno.

  • 25 lat temu doszło do jednego z najgłośniejszych i najbardziej bestialskich zabójstw w historii piłki nożnej
  • Sprawa zastrzelenia Larisy Nieczajewej, dyrektor generalnej Spartaka Moskwa, obrazuje, jakie mechanizmy rządziły rosyjską piłką i jak mocno była (?) ona powiązana ze światem przestępczym
  • Tekst ten jest wprowadzeniem do planowanego przez Goal.pl reportażu o mechanizmach rządzących rosyjską piłką. Także w kontekście przywracania startów niektórych rosyjskich sportowców przez różne światowe federacje

Zabójstwa na porządku dziennym

Krzyżowanie się ze sobą powiązanego z wielkimi pieniędzmi świata przestępczego i piłki nożnej ma w Rosji głębokie tradycje. Na przełomie lat 90. i 2000. z pewną regularnością dochodziło tam do egzekucji osób związanych w jakiś sposób z futbolem. W 1998 roku w Smoleńsku zastrzelony został Aleksander Szkadow, dyrektor generalny największej rosyjskiej fabryki diamentów, Kristall, który był powiązany z Rubinem Kazań. Wiceprezes Czernomorca Noworosyjsk Władimir Bout otrzymał strzał w tył głowy. O kradzieżach samochodów należących do ludzi związanych z piłką nie ma co tu wspominać. Nieczajewa nie miała rąk splamionych krwią, nie przyklejały się też do nich pieniądze, które nie należały do niej. I prawdopodobnie przez to musiała zginąć. “Prawdopodobnie”, bo sprawa do dziś nie jest wyjaśniona, a 15 czerwca 2022 ulegnie przedawnieniu.

Chcesz sprawcę? Musisz zapłacić

Mniej więcej półtora roku po potrójnym zabójstwie Andriej, syn Larisy Nieczajewej, odebrał telefon. Głos z drugiej strony zaoferował pomoc w złapaniu morderców jego matki za pewną kwotę. Miał wiedzieć więcej niż ustaliła policja, między wierszami jego słowa można było interpretować, jakby wręcz wiedział, gdzie przebywają zabójcy. Pieniądze były jednak problemem, bo wymagana suma do niskich nie należała. Po stwierdzeniu Andrieja, że nie uda mu się tyle zapłacić, telefon się urwał i już nigdy nie zadzwonił.

24 lata po odłożeniu słuchawki Andriej przypomniał tamto zdarzenie w rozmowie z Aleksiejem Matwiejewem, rosyjskim dziennikarzem sportowym, autorem książek o piłce nożnej. Dziś twierdzi, że po przeciwnej stronie słuchawki był policjant mocno wtajemniczony w sprawę śmierci jego matki. Nie ma wiary w “darmowe” działania rosyjskich służb. Uważa, że jeśli nie zapłaci się specjalnej premii, policja nie kiwnie palcem, by rozwiązać sprawę do końca. – Chciałbym wierzyć, że nie dotyczy to wszystkich przedstawicieli organów ścigania. Ale jest tak najwyraźniej z większością. Przynajmniej sądząc po liczbie rozwiązanych spraw dotyczących najbardziej poważnych przestępstw – mówi.

Podziw ustąpił rozczarowaniu

Najstarszy syn Nieczajewej kreśli obraz swojej matki jako kobiety, która nigdy nie chciała obarczać bliskich problemami związanymi z pracą. Nie pamięta, by nie spał spokojnie przez poczucie jakiegoś zagrożenia, choć kojarzy, jak kiedyś rzuciła hasłem, że zaplątała się w bardzo trudne i nieprzyjemne przedsięwzięcie. – Wiem, że miała jakiś problem z Grigorijem Jesulienką, wiceprezesem Spartaka. Od pewnego momentu widziałem narastające w niej napięcie. Podsłuchałem kiedyś rozmowę mamy z jej bratem Giennadijem, a przy okazji jej kierowcą, w której rozważali wynajęcie profesjonalnej ochrony. Ale jakoś nigdy tego nie zrobili, jakby odrzucali myśl, że zagrożenie jest realne.

Larisa dostała pracę w Spartaku dzięki Olegowowi Romancewowi. W latach 90. był on żywą legendą zespołu o czerwono-białych barwach. Trenerem związanym z najlepszymi latami klubu w historii, później jego prezesem. U schyłku swojego pobytu na tak eksponowanym stanowisku Romancew miał potężny problem z alkoholem, a w Spartaku stał się tylko figurantem podpisującym, co się mu podsunie. W zmieniającym się świecie potrzebował jednak kogoś, kto zajmie się kwestią umów sponsorskich, negocjacjami marketingowymi itp. Nieczajewa miała odpowiednie kompetencje. – Gdy dowiedziałem się, że mama ma bezpośredni kontakt z samym Olegiem Iwanowiczem, omal nie zwariowałem ze szczęścia i dumy. Ale z czasem podziw ustępował rozczarowaniu. Dzięki mamie poznałem Spartak od środka. Chyba nie chciałem – opowiada Andriej.

Gdzie pieniądze za Alejniczewa?

Nazywajmy rzeczy po imieniu – Spartak był wtedy rozkradany przez osoby będące u sterów. Miliony trafiające na klubowe konto (lub mające tam trafić) lądowały ostatecznie na prywatnych numerach bankowych szefostwa. Głośną sprawą było zniknięcie 7 mln dolarów, jakie Roma zapłaciła w 1998 roku za Dmitrija Alejniczewa. Policyjne śledztwo wykazało, że tej kwoty w ogóle nie uwzględniono w sprawozdaniu finansowym klubu. Zupełnie jakby nigdy nie doszło do transakcji.  Dochód ze sprzedaży zawodnika trafił do szwajcarskiego Artzi Bank i Credit Suisse Bank. Dokonano tego bez obowiązkowej zgody Banku Rosji, co było naruszeniem prawa. Płatności za przejście Alejniczewa poszły w trzech transzach. Ostatni przelew – w wysokości dwóch milionów dolarów – miał miejsce latem 1999 roku.

To działo się już po śmierci Nieczajewej, ale sam mechanizm działania władz miał miejsce jeszcze za jej życia. Pieniądze zarobione za sukcesy w Lidze Mistrzów w sezonie 1995/96, gdy Spartak grał w jednej grupie z Legią Warszawa, trafiły na zagraniczne konto. W toku śledztwa Romancew przyznał, że to on dopuścił się naruszenia. Nałożono na niego 5 mln rubli kary, którą zapłacił… z kasy Spartaka. Sprawa rozeszła się po kościach, władzom mistrza Rosji de facto wybaczono.  

Kradli na potęgę

Aby zrozumieć zabójstwo Larisy Nieczajewej, trzeba poznać władze Spartaka z tamtych lat. Obok Romancewa, u sterów byli wówczas wspomniany Grigorij Jesulienko i Jurij Zawarzin. Zawarzin to były pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej, który miał niezwykle wysokie znajomości za pośrednictwem byłego pracodawcy i FSB. Jesulienko był z kolei powiązany z przywódcami różnych zorganizowanych grup przestępczych, w tym czeczeńskiej (bracia Rusłan i Turpal-ai Atlangieriew). O ile Romancew był tylko figurantem, człowiekiem, który uwiarygadniał wszystko swoim nazwiskiem, a jednocześnie ze względu na zaawansowany alkoholizm nie przeszkadzał w działaniach, o tyle pozostała dwójka wszędzie szukała sposobów na zarobek dzięki Spartakowi. Do prywatnych celów wykorzystywali logotyp największego wówczas rosyjskiego klubu. Zaczęli produkować napój Spartak-Cola oraz stworzyli agencję nieruchomości pod auspicjami klubu. Zamierzali otworzyć także sieć stacji benzynowych o nazwie Spartak. Legalność przepływu pieniędzy była mocno dyskusyjna, rodziła szereg pytań, więc Romancew zaproponował zatrudnienie osoby, która sprawi, że w razie kontroli cyferki będą się zgadzać. Padło na Nieczajewę.

W opowiadanym przez Andrija portrecie matki dominują cechy: władcza, dumna, zdecydowana. Nie brała pod uwagę opcji chowania głowy w piasek, gdy coś jej się nie zgadzało. Była dokładną odwrotnością osoby, jaką w klubie chcieli mieć Jesulienko i Zawarzin, ale w chwili jej zatrudniania oczywiście nie mieli o tym pojęcia. Gdy zdali sobie sprawę, mieli zwracać jej uwagę, by nie działała na własną szkodę. To wtedy zaczęła dyskutować z bratem o ochronie.

Zawarzina do Spartaka sprowadził Jesulienko jako spłatę długu, jaki zaciągnął kilka lat wcześniej, gdy w wypadku zabił człowieka. Czekała go nieuchronna kara więzienia, ale wysoko postawiony Zawarzin zadbał o umorzenie sprawy. Gdy była okazja, kredyt został spłacony. Romancewa na angaż swojego przyjaciela nie musiał długo namawiać. Przedstawił go jako obrotnego menedżera, utalentowanego biznesmena. Prawda była taka, że obrotni byli obaj. Ze śledztwa wynika, że Jesulienko wykonał swego czasu przelew na 200 tys. dol. bezpośrednio z konta Spartaka na rachunek… w Australii. Tytułem zapłaty za mieszkanie dla trenerów i piłkarzy. Na drugim końcu świata. Gdzie Spartak nigdy nie przygotowywał się do sezonu. Wychodziły też inne przelewy – 300 tys. dol. do Nowego Jorku, 190 tys. dla firmy zajmującej się przemysłem naftowym, 220 tys. na rachunek właściciela z… irackich klubów piłkarskich. Jesulienko i Zawarzin znaleźli kurę znoszącą złote jajka i aby utrzymać ją w rękach, najwidoczniej byli gotowi zabić.

Egzekucja

Nieczajewa dostała kilka sygnałów, by przestała interesować się klubowymi finansami i zajęła tym, do czego była zatrudniona: pozyskiwaniem sponsorów. Trzy lata pracy w Spartaku to jednak wystarczająco długi czas, by szefostwo klubu uznało, że sugestie to za mało. W czerwcu 1997 roku Larisa wyjechała wraz ze swoim partnerem Walentinem, bratem Giennadijem i klubową księgową Zoją do swojej daczy we wsi Taratino. Dzień później pojawili się w niej bandyci, którzy dali obecnym ostatnią szansę – jeśli otrzymają 100 tys. dolarów, odpuszczą wykonanie wyroku. Patrząc na ich bezwzględność, trudno przypuszczać, by nawet kasując te pieniądze, dotrzymali słowa. Nieczajewa poprosiła jednak o czas, jeden dzień, na zorganizowanie potrzebnej kwoty. Propozycja nie trafiła na podatny grunt, choć przez moment wydawało się, że bandyci się zastanawiają. Ostatecznie padły strzały. Zoja zginęła od razu, podobnie jak partner Larisy. Larisa wykazywała oznaki życia, więc dobito ją strzałem z bliska. Giennadijowi się poszczęściło – po oberwaniu pociskiem musiał bardzo wiarygodnie udawać martwego i jako jedyny uszedł z życiem.

Dzięki temu wskazał sprawców, których nazwiska ustalono jako Zdor i Tenoszwili. Ślady po nich prowadziły wprost do Spartaka. Dyrektor wykonawczy klubu Korotkow utrzymywał stałe relacje z liderem zorganizowanej grupy przestępczej Walerym Silenokiem. Zdor i Tenoszwili pracowali dla Silenoka. Dodatkowo Tenoszwili był bliskim kolegą Rusłana Atlangeriewa, z którym – jak wcześniej w tekście – powiązany był Jesulienko. Mimo tak wyraźnych śladów, policja do dziś nie odnalazła sprawców.

Natomiast według informacji organów podatkowych prawie cała księgowość Spartaka okazała się zagubiona. Służby zbierały ją kawałek po kawałku.

Festiwal obłudy

– Na pogrzebie mamy ludzie zachowywali się nienaturalnie. Totalnie nieszczerze – wspomina Andriej. – Wielu z nich zacząłem unikać. Romancew nigdy już nie zadzwonił. Jestem mu wdzięczny tylko za jedno: zapłacił za moje studia na Akademii Prawniczej za trzy lata z góry.

Co ciekawe, Jurij Zawarzin, który po śmierci Larisy został dyrektorem generalnym Spartaka, zaproponował wówczas Andriejowi pracę w klubie. – Oczywiście odmówiłem – mówi najstarszy syn zabitej kobiety. – Po całej sprawie zacząłem też inaczej oceniać procesy zachodzące w zespole, który kiedyś kochałem.

Jeśli w ciągu najbliższego miesiąca zabójcy nie zostaną schwytani, sprawa ulegnie przedawnieniu.

Komentarze