Stefan Majewski: nic nie mogliśmy zrobić, oni nie chcieli u nas grać

- Jak ktoś by panom obiecał bardzo dobry samochód, a my średnio dobry, to co byście wybrali? I tak właśnie jest. Każdy kusi, że "jak pójdziesz do nas, to będziesz grał na wyższym poziomie", a później okazuje się coś innego. Nasza rola jest oczywiście w tym, by zawodnika przekonać, ale w sprawach, o których mówimy zwyczajnie nie było szans. Mieliśmy związane ręce - mówi w rozmowie z Goal.pl Stefan Majewski, dyrektor sportowy Cracovii.

Stefan Majewski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Stefan Majewski
  • Cracovia całkiem nieźle rozpoczęła sezon, jednak im dalej w las, tym było gorzej – aż w pewnym momencie wylądowała na moment w strefie spadkowej. Ze Stefanem Majewskim chcieliśmy porozmawiać, co z jego perspektywy było tego powodem
  • W wywiadzie dyrektor sportowy Cracovii odniósł się także do tego, jak klub funkcjonuje po śmierci swojego dotychczasowego właściciela oraz czy istnieje plan B na wypadek spadku
  • – Człowieka nosiło po tym meczu – do dziś się wścieka, jak wspomina jedno z jesiennych spotkań. Powodem były decyzje sędziowskie

Cracovia i bardzo słaba jesień

Korespondencja z Turcji

Przemysław Langier, Damian Smyk: Znaleźliśmy taki wywiad sprzed roku, gdzie nawet w tytule jest wybite: rzeczy, które robimy sprawią, że Cracovia będzie walczyła o najwyższe cele. W takim razie ta droga się skomplikowała, czy musicie ją przedefiniować?

Stefan Majewski (dyrektor sportowy Cracovii): Bardzo odbija się na klubie śmierć pana profesora. Myślę, że to miało duży wpływ na to, co widzieliśmy jesienią, jednak ten ostatni mecz tak zmobilizował całą drużynę, że nikt chyba nie powie, że nie zasłużyliśmy na zwycięstwo z Legią? Czyli potencjał w drużynie jest. Oczywiście zmieniamy dużo, wprowadzamy coraz więcej chłopców, na których trzeba stawiać, bo to zaprocentuje w przyszłości. Myślę, że dostają u nas szansę, jakiej w innych klubach by nie dostali.

OK, nikt nie odmawia Cracovii zasłużonego zwycięstwa z Legią czy wprowadzania młodzieży, natomiast zarzut od lat jest ten sam – brak wykorzystanego potencjału do stworzenia w Krakowie zespołu mogącego grać o coś więcej. Pan się zgadza z tym, że Cracovia nie wykorzystywała potencjału?

To jest trudne pytanie. Kiedy ja byłem trenerem, Cracovia zajęła czwarte miejsce i faktycznie od tamtego momentu nigdy go nie poprawiła. Piłka się zmienia, jeśli chodzi o transfery zawodników. Sumy są ogromne bym powiedział. Żeby pozyskać zawodnika trzeba mu się bardzo dokładnie przyjrzeć, by też dobrze funkcjonował w klubie. My się staramy to robić. Druga sprawa – jakby ktoś policzył, ilu mamy reprezentantów, a ilu mieliśmy, zobaczy znaczną zmianę. Z dnia na dzień nie zmienimy wszystkiego, ale obecna strategia może przynieść efekty w przyszłości. Mając w klubie reprezentantów, możemy coś już zmienić. Inna sprawa, że przetrzebiły nas kontuzje, które miały wpływ nie tylko na zespół, ale też na zawodników, którzy ich doznali. Hebo, Jablonsky, Jugas… to wszystko podstawowi zawodnicy. Jakbyśmy ich mieli, to może sytuacja by wyglądała inaczej. Ale chcemy iść w kierunku coraz mocniejszej kadry. Teraz będziemy się starać, by pozyskać jeszcze dwóch zawodników. W tym sezonie już nie będziemy w czubie tabeli, byłoby nietaktem mówienie, że o niego powalczymy, ale będziemy chcieli się piąć w górę. Miejmy nadzieję, że młodzi ludzie też będą wykorzystywać szanse.

Tylko u nas

Dlaczego Cracovia nie sprzedaje drogo?

Cracovia miała też problem ze sprzedawaniem zawodników za niezłe pieniądze. Sufit pod tym względem jest zawieszony relatywnie nisko.

Tak, to problem, ale nie chcę wchodzić w szczegóły, dlaczego tak było. Teraz zmieniła się polityka klubu, o wprowadzaniu młodzieży już mówiłem.

Gdybyśmy mieli szukać potencjalnych wychodzących hitów transferowych na przyszłość, można by wskazać Michała Rakoczego?

Michał jest bardzo dobrym zawodnikiem i zdaje sobie sprawę, że musi to regularnie potwierdzać. On wie, że im lepiej będzie grał, tym lepsze oferty do rozważenia dostanie.

Te oferty już spływają?

Zawsze są, ale nie rozmawiamy obecnie o tym. Myślę, że do końca sezonu będzie u nas grał. Sprzedawanie go dziś byłoby sprzedawaniem za wcześnie. Z dwóch powodów: po pierwsze jest dla nas dużą wartością i po drugie jego wartość poprzez granie jeszcze rok u nas, wzrośnie i to mocno. To wystarczająco duże argumenty, by został, a co będzie później, to już będzie jego decyzja, czy będzie chciał odejść czy nie.

Ale wielu waszych piłkarzy odchodziło za darmo. Można rzucać nazwiskami – Karol Niemczycki, Kamil Pestka, Michal Siplak, teraz na pół roku przed końcem kontraktu, więc za półdarmo, Jakub Myszor…

To po kolei. Karol Niemczycki nie chciał u nas zostać. Jego menedżer postawił warunek, że przedłużą kontrakt, pod warunkiem, że będzie mógł w każdej chwili odejść, jeśli klub pozyskujący zaproponuje pewną śmiesznie niską kwotę. Nie mogliśmy się na to zgodzić. Długo rozmawialiśmy z Karolem. Mówiłem mu, że zrobi, co chce, ale jest pierwszym bramkarzem, gra wszystko i gra dobrze. A po odejściu do innego klubu zawsze wiąże się z ryzykiem, że nie wiadomo, jak to będzie wyglądało. I mamy teraz potwierdzenie, że nie gra. Przy Kamilu Pestce też udział miały finanse, ale rozchodziło się też o sprawy zdrowotne. W ostatnim czasie miał problemy, a gdy chcieliśmy wykonać transfer, jego menedżer powiedział, że nie. Michal Siplak – sami daliśmy mu wolną kartę, bo na jego pozycji mieliśmy zawodników. I w szczególności tym młodych chcieliśmy wprowadzać. Poza tym na lewej stronie mamy “Jaro” (Pawła Jaroszyńskiego – przyp. red.), który ma bardzo podobną charakterystykę. Z Michala zrezygnowaliśmy świadomie.

A mówiąc o tych, którzy sami zrezygnowali z Cracovii – czemu tylu piłkarzy nie chce przedłużać kontraktu z waszym klubem?

Jak ktoś by panom obiecał bardzo dobry samochód, a my średnio dobry, to co byście wybrali? I tak właśnie jest. Każdy kusi, że “jak pójdziesz do nas, to będziesz grał na wyższym poziomie”, a później okazuje się coś innego. Nasza rola jest oczywiście w tym, by zawodnika przekonać, ale w sprawach, o których mówimy zwyczajnie nie było szans. Mieliśmy związane ręce.

Wcześniej pan wspomniał o potrzebie wykonania dwóch transferów. Rozwinie pan?

Problem polega na tym, że mamy teraz kilka kontuzji obrońców – na czele z “Jablo” i Jugasem, z czego nie wiemy, czy “Jablo” nie będzie do gry jeszcze w tym sezonie. Więc pytanie jest, czy szukamy środkowego obrońcy, czy bocznego z lewą nogą? To są rzeczy, nad którymi musimy się zastanowić. Natomiast na pewno chcemy wzmocnić się lewowahadłowym.

Opuścił was Jakub Myszor. Pół roku temu mówil pan, że przychodzą oferty za niego, ale mają jedno zero za mało.

To był taki żart. A Kuba chciał odejść. Nawet w szatni wszystkim mówił, że niedługo się będzie żegnał.

Z kwoty za niego jesteście zadowoleni?

Dogadaliśmy się z Rakowem. Wiedzieliśmy, że to, co ustaliliśmy, dostaniemy.

Jest jakaś znacząca różnica między tym, co ostatecznie do was wpadło, a tym, co Raków proponował kilka miesięcy wcześniej?

Praktycznie nie, różnica jest bardzo znikoma. Później było jeszcze jakieś zamieszanie z menedżerami, ale to już bez naszego udziału.

Menedżerowie to duży problem polskiej piłki według pana? Kolejny raz w tej rozmowie pojawia się ich wątek.

FIFA ostatnio zawiesiła zasadę ograniczającą możliwości pobierania prowizji do określonego procenta. To otworzyło dla agentów furtkę, by teraz nie domagać się pięciu, a więcej. Dla nas to jest jakiś problem w negocjacjach. Każdy prawnik potrafi wyciągnąć odpowiednio dużo dla siebie. Na przykład prowizja od wynagrodzenia nie jest niczym złym, ale wydaje mi się, że wpisywanie prowizji od wygranego meczu, czy tego typu spraw, to już jest nie fair. A są tacy.

Janusz Filipiak jako piłkarza-wzór pod kątem negocjacji w swoim bodajże ostatnim wywiadzie wskazał Michała Rakoczego. Publicznie nawet obiecał mu podwyżkę.

I to się oczywiście udało zrealizować.

Cracovia i stawianie na młodzież

Dziś pion sportowy w całości “należy” do Stefana Majewskiego?

To trochę trudna sytuacja, bo mamy okres przejściowy. Mam ogromne zaufanie od pani prezes i staram się z tego wywiązać. Cały czas zdobywam doświadczenie, bo co innego pracować w PZPN, a w Cracovii. Z panią prezes dużo rzeczy uzgadniamy i na ogół wychodzi, że się ze sobą zgadzamy.

Wypatruje pan nowego prezesa (wywiad był przeprowadzany przed ogłoszeniem przez Cracovię nowego prezesa Mateusza Dróżdża)?

To nie moje kompetencje. Nie chciałbym nawet brać udziału w jego wyborze. Wiadomo, że musi to być osoba biegła pod kątem organizacyjnym i prawnym. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze to, by znał się na piłce.

Obserwujemy teraz taki zwrot w Ekstraklasie – prezesi niekoniecznie znają się na futbolu, ale zajmują się zarządzaniem, kwestiami finansowymi i organizacyjnymi. Pion sportowy oddają wiceprezesowi ds. sportowych lub dyrektorowi sportowemu.

Myślę, że to jest podążanie za wzorem z klubów zagranicznych. Dzisiaj w Cracovii staramy się razem z Filipem Trubalskim zająć kwestiami sportowymi i dajemy to do zatwierdzenia pani prezes Filipiak. Hokej jest poza nami, ale w kwestii piłkarskiej zmieniamy też obszar akademii, czyli zespołów juniorów oraz drużyny rezerw. Był taki czas, że Cracovia miała jednego czy dwóch zawodników w młodzieżowych reprezentacjach Polski. A teraz ile ma? Na pewno więcej niż palców w jednej ręce.

Cracovia chce żyć z młodzieży?

Zmieniamy to. Mieliśmy bardzo niewielu piłkarzy w drużynach młodzieżowych, na których można było stawiać z myślą, że będą stanowić ważne ogniwa pierwszego zespołu. Powiedzmy sobie szczerze – średnio to wyglądało, gdy mogliśmy typować zawodników, na których Cracovia mogła w przyszłości zarobić. Zatem też przywracamy rezerwy. Według mnie tam grać muszą piłkarze, którzy kończą wiek juniora, ale potrzebują spotkania się z piłką seniorską, z tym twardym futbolem w IV, III czy II lidze. Jeśli z pierwszej drużyny do rezerw ma schodzić ośmiu czy dziewięciu zawodników, to nie tędy droga. To nie ma być przechowalnia dla tych, którzy nie grają w Ekstraklasie.

Nikt nie myśli o spadku Cracovii

Jacek Zieliński mówił nam w listopadzie, że po chorobie i śmierci Janusza Filipiaka w zespole zapanowała niepewność. Ale szybko sytuację uspokoiła żona prezesa Filipiaka – zapewniła finansową stabilizacje, zostały obiecane transfery, klub miał normalnie funkcjonować. Ale co się namacalnie zmieniło?

Pani prezes podała nam rękę. Tu nie ma się co czarować – to było niezwykle ważne. Sama pytała o to, w czym może pomóc – wzmocniliśmy skauting, ściągnęliśmy trenera przygotowania fizycznego. Od tego czasu zatrudniliśmy osiem czy dziewięć osób. Pani prezes z każdej obietnicy się wywiązała. Ale ta jesień i wieści o profesorze… To jest skomplikowana sprawa. W zespole mieliśmy wielu obcokrajowców. Niektórzy z nich pomyśleli, że klub zaraz upadnie i zimą będą mogli odejść. To się niestety zagłębiło w nich. Nie było łatwo z tego wyjść. Myślę, że dopiero ten ostatni mecz z Legią pokazał, że taka atmosfera w drużynie jest już za nami, dlatego patrzę z optymizmem w przyszłość.

Spadek Cracovii byłby szokujący, ale patrzymy na tabelę – trzy punkty nad strefą spadkową. Opracowujecie zatem plan B na wypadek relegacji?

Nie. Mówiąc szczerze – nie mówimy o tym w klubie. Pewnie w głowach to się pojawia, ale panowie – popatrzmy na nasze mecze. Traciliśmy punkty w meczach, gdzie nie powinniśmy tych punktów stracić. Szczególnie boli mnie mecz z Ruchem i decyzje sędziów. Tracimy Jugasa, a sędzia nie idzie do VAR. Karny przy ręce Kakabadze? Przecież nawet strzelający nie widział tej ręki. Jugas ma rozwaloną nogę, wiosnę z głowy, a sędziowie nie reagują, w Canal+ cisza. Poszedłem do sędziów, ale oni stwierdzili, że wszystko dobrze zrobili. Mówię do nich – zastanówcie się nad tym, co wy robicie. Bolą tak stracone punkty, ale bardziej boli strata Jugasa.

Siedzi panu w głowie tamten mecz.

Zobaczyłem ten faul na Jugasie w telewizji, to aż mnie zabolało. Ale nie żyję nienawiścią, bo zaraz może coś podobnego spotkać rywala w naszym meczu. Nie tędy droga, chociaż człowieka nosiło tuż po meczu.

Wróćmy zatem do tego tematu utrzymania…

A, tak, bo uciekłem myślami. Plan jest taki, by walka o utrzymanie w ogóle nas nie dotyczyła. Chcemy ruszyć od początku z formą, byśmy pod koniec sezonu nie grali z nerwową atmosferą. Po to przyjechaliśmy do Belek, by już w lutym solidnie punktować. Spójrzcie sobie na to, jak traciliśmy bramki, jak wypuszczaliśmy punkty. 2:2 ze Stalą Mielec chociażby. Teraz jest pytanie – skąd to się brało? I myślę, że to wynikało z tego, o czym mówiłem. Niektórzy mogli myśleć, że klub nie będzie istniał. A wszystko idzie tak, jak szło – mamy płacone, zgrupowanie w Turcji jest, nie ma żadnych problemów finansowych. Trzeba tylko grać i punktować.

A sytuacja, w jakiej teraz jesteście w tabeli, wpływa na negocjacje z nowymi piłkarzami i z tymi, z którymi chcecie przedłużyć kontrakty? Wiadomo, że jest różnica w płacach między Ekstraklasą i 1. ligą.

Każdy zawodnik analizuje pozycję drużyny – to jest jasne. Ale trzeba patrzeć na to trochę szerzej. Z naszej perspektywy nic się nie zmienia. Rozmawiam o przedłużeniach i zakładamy, że będziemy grać w Ekstraklasie. Oferujemy pieniądze ekstraklasowe.

Jak pan ocenia tę rundę w wykonaniu Kamila Glika? Chyba zbyt szybko wszedł do wyjściowego składu po transferze. Wydaje się, że nie był wówczas gotowy fizycznie. Gdy wrócił na koniec rundy, to wyglądał już lepiej.

Bardzo chcieliśmy pozyskać Kamila, bo taka osoba jest nam potrzebna. Takiego ojca drużyny. Czasem brakowało nam organizacji, takiego zarządzania tym blokiem. Jestem pełen optymizmu wobec tego, jak Kamil będzie wyglądał po okresie przygotowawczym (rozmawialiśmy przed sparingiem z Debreczynem, w którym Glik doznał urazu – red.). Co do rundy… Tak, zaraz po przyjściu były pewne zaległości u niego, ale zgodzę się, że pod koniec rundy wyglądał już dobrze. To bardzo silna osobowość. Dodaje pewności siebie drużynie – każdy piłkarz w Polsce zna Kamila, obcokrajowcy też klikną dwa razy w internecie i widzą, jaka to persona. Chcę zobaczyć takiego stopera, jak widzieliśmy na koniec rundy i jak widzę w treningu.

A tak zmieniając temat – pan myśli jeszcze o tym, żeby wrócić na ławkę trenerską?

Hmmm…

To było długie westchnięcie, które może coś sugerować.

Pracowałem dziesięć czy dwanaście lat w PZPN. To było zupełnie inne wyzwanie. Nie ma tego rytmu tygodniowego. W kadrach wybierało się najlepszych, chodziło o selekcje. W klubie jest zgoła inaczej. Nie możesz wybierać co dwa mecze innych piłkarzy, tylko pracujesz na tym materiale, który już masz.

Czyli wraca pan?

To jest bardzo trudne pytanie. Nie zastanawiałem się nad tym. Jeśli przyjdzie oferta, to będę myślał, ale na ten moment dobrze się czuję w obecnej roli. Przez dziesiątki lat zdobywałem wiedzę i przyszedłem do Cracovii, by tymi pokładami wiedzy jej pomóc.

Komentarze