Jacek Zieliński: Wsadziłem Kamila Glika na konia. Zbyt wcześnie

- To byłaby krzywdząca ocena. Kamil trafił akurat na taki okres, bym powiedział, niekontrolowanego szaleństwa w defensywie. Inna sprawa, że dziś uważam, że w meczu z Pogonią wsadziłem go na konia - mówi w obszernej rozmowie z Goal.pl Jacek Zieliński, trener Cracovii.

Jacek Zieliński
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jacek Zieliński
  • Cracovia zaliczyła bardzo udany początek sezonu, ale im dalej w las, tym było gorzej. O przyczynach porozmawialiśmy z trenerem Jackiem Zielińskim
  • Tematów zresztą nie brakło – szkoleniowiec Pasów otwarcie porozmawiał o występku Filipa Rózgi, o transferze Kamila Glika oraz o nowej rzeczywistości, w której znalazła się Cracovia po zajęciu stołka prezesa przez Elżbietę Filipiak
  • W najbliższym czasie – jak przekonuje trener – nie zanosi się ani na jego dymisję w Cracovii, ani tym bardziej na myśli, by odejść na emeryturę

Jacek Zieliński pozostaje w Cracovii

Przemysław Langier: Jak duże było prawdopodobieństwo, że po ostatniej przerwie na kadrę już nie miałbym okazji zrobić z panem wywiadu jako z trenerem Cracovii?

Jacek Zieliński (trener Cracovii): Nie dochodziły do mnie żadne sygnały, by istniało takie ryzyko. Oczywiście poza paroma okrzykami z trybun. Wydaje mi się, że jestem na bieżąco ze Stefanem (Majewskim – przyp. red.), widzimy się codziennie, rozmawiamy, więc gdyby coś takiego się działo, myślę, że zostałbym poinformowany. Zdaję sobie sprawę, że trenera bronią wyniki, a te w tym momencie mnie nie bronią. Powiedziałem to chłopakom po meczu ze Śląskiem. “Panowie, w takiej sytuacji, przy takim punktowaniu, może być różnie”. Ale jestem ostatnim, który złoży broń. Nie mam zamiaru rzucać ręcznika. Walczymy dalej i mimo, że przed nami są trudne mecze, jestem przekonany, że wyjdziemy z tego kryzysu. Prawda jest taka, że od mojego powrotu do Cracovii, jest to pierwszy duży kryzys.

Gdy pana poprzednim razem zwalniali z Cracovii, otrzymywał pan wcześniej sygnały, że to może się stać?

Nie, miałem duże poparcie ze strony profesora i kibiców. Właściciel zawsze stał za mną murem, dlatego tamto zwolnienie było dla mnie dużym zaskoczeniem. Nastąpiło dosłownie dzień przed wznowieniem treningów przed nowym sezonem. To był cios, który długo we mnie siedział.

Skąd ta zapaść

Ale wracając do teraźniejszości. Po sześciu kolejkach były tylko dwa niepokonane kluby w lidze – Legia i Cracovia. Legii chyba bokiem zaczęła wychodzić gra na dwóch frontach, a co się stało, że Cracovia teraz ma już pięć porażek i ociera się o strefę spadkową?

Diagnozowanie naszych problemów rozpocząłbym nieco wcześniej. W ciągu ostatniego półtora roku, osłabialiśmy się. Najpierw w czerwcu 2022 odszedł Pelle van Amersfoort, który był naszym kluczowym zawodnikiem. Sergiu Hanca rozwiązał kontrakt i z pryczyn rodzinnych wrócił do Rumunii. Co by nie mówić, to dwóch kluczowych zawodników. W końcówce sierpnia kontuzję złapał Kamil Pestka, który wrócił do gry niemal na poziomie reprezentacyjnym. Zimą odszedł Matej Rodin, ostoja defensywy. Do tego ciężkie kontuzje, jak ta Hebo Rasmussena. Kakabadze też kawał czasu się leczył. W międzyczasie nie robiliśmy nie wiadomo jakich transferów. Bardziej odmładzaliśmy, schodziliśmy z kosztów. A młodość ma swoje prawa – raz pojedzie na fantazji, a innym razem będzie nam brakować liderów. Mamy przyszłościowy zespół, z dużym potencjałem sprzedażowym w postaci Myszora, Knapa, Ghity, Makucha, Oshimy… Początek był fajny, ale my go graliśmy dwunastoma zawodnikami. Dopiero, gdy zaczęły się problemy i urazy, ściągnęliśmy w trybie awaryjnym Kamila Glika, który był dostępny, ale było ryzyko, że długo nie trenował i może być problem, oraz Andreasa Skovgaarda, który musiał przyjść, bo nie mieliśmy żadnego manewru w defensywie.

Czyli początek sezonu był powyżej potencjału Cracovii.

Nie wiem, czy to nie zbyt mocne zdanie. Bo ten zespół ma potencjał na granie zdecydowanie wyżej, natomiast na pewno nigdy nie złożę gwarancji, że mamy zespół na europejskie puchary.

Jak motywować drużynę, która z góry wie, że – nawet mimo gorszego momentu – jest zbyt stabilnym klubem, by myśleć tylko o utrzymaniu, ale i nie mającym podstaw, by celować w jakieś ambitniejsze miejsca?

Mimo wszystko chcę zaznaczyć jedno: awans do pucharów nas interesuje, bo bardzo poważnie traktujemy Puchar Polski. Natomiast też nie jest tak, że my sobie wmawiamy co mecz, że odjeżdżają nam czołowe miejsca w lidze, więc nie mamy o co grać. Zawsze jest o co grać i nie mam na myśli utrzymania. Choćby o rozwój, bo u nas taką szansę mają Rakoczy, Myszor, Śmiglewski, Rózga – nawet, jeśli to, co zrobił niedawno, nie przynosi mu splendoru. Ich nie trzeba motywować, oni sami chcą grać coraz lepiej. Do tego Hoskonen, czy Kallman, którzy mogą trafić na Polskę w finale barażów, Kakabadze… To nie jest tak, że oni wszyscy grają o nic, choć fakty są takie, że ten sezon – jak sądzę – będzie sezonem przejściowym.

Filip Rózga – kiedy wraca po zsyłce do juniorów?

Wspomniał pan o Rózdze. Jak długo będzie grał z juniorami?

Myślę, że niedługo wróci. Karę odbył, zaraz minie miesiąc. Największą karą dla niego było wycofanie z reprezentacji i to, że ominęła go taka impreza (Filip Rózga był wśród czterech zawodników kadry U-17, którzy zostali usunięci z drużyny przygotowującej się do mistrzostw świata ze względu na samowolne opuszczenie hotelu po g. 22 i spożywanie alkoholu – przyp. red.). Wrócił do juniorów i widzimy, jak pracuje, jak motywuje chłopaków. Bardzo dobrze to wygląda. Do tego myślę, że pomoże mu praca z chorymi dziećmi w szpitalu. Nie ma co go karać zakazem gry.

Jak wrócił do Polski, był mentalnie zniszczony?

Był zdemolowany. Wyglądał fatalnie, trzeba go było podnosić na duchu. Bardzo przeżywał to, co się stało. W wieku 17 lat spłynął na niego duży hejt, ale sam jest sobie winien. Zdaje sobie sprawę, że popełnił błąd. Rozmawialiśmy z dyrektorem Majewskim z nim, z jego rodzicami. Chcemy mu pomóc. Zrobił coś złego, ale nikogo nie zabił. Jeśli z tego wyciągnie wnioski, będzie bardzo dobrym piłkarzem.

Odbudował się już?

Jest inny. Był wczoraj u nas na treningu, bo potrzebowaliśmy paru chłopaków z juniorów do gry wewnętrznej. Podnosi głowę, widać uśmiech na twarzy, więc wraca do siebie.

Jak wyglądała wasza pierwsza rozmowa?

Była telefoniczna, dzwonił do mnie jeszcze z Indonezji. Ale obyło się bez żadnych krzyków. To była rozmowa merytoryczna, bo on doskonale wiedział, co zrobił i jak zawalił. Moralizatorskie tezy nie miały tu sensu. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, a czas pokaże, czy zrozumiał.

Nowa rzeczywistość w Cracovii

To trudne tematy, a przynajmniej jeszcze jeden taki chciałbym z panem omówić.

Spróbujmy.

Czy to, co się stało z profesorem Januszem Filipiakiem, ma w pana odczuciu jakiś wpływ na wyniki?

Myślę, że w chłopakach to siedzi. Wielu z nich współpracowało z profesorem od lat. Nie da się tak po prostu się odciąć, powiedzieć “panowie, nie myślimy o tym”. Absolutnie to się nie może udać. Cały czas mamy w głowie profesora, jesteśmy z nim. Wiemy, że jest w ciężkiej sytuacji i regularnie sobie powtarzamy, że najlepszym bodźcem dla niego byłyby zwycięstwa, jakaś przyjemna seria. Tego nie udało się zrealizować i to w nas siedzi.

Pojawiła się w klubie niepewność, co dalej?

Na początku tak. Ale później spotkaliśmy się na obiedzie z panią Elżbietą Filipiak, która pełni obowiązki prezesa klubu. W ciepłych słowach wyjaśniła, żebyśmy się nie obawiali. Że na pewno nic nie zmieni się na gorsze. Naładowała nas optymizmem, to sporo pomogło.

Wiemy, że pani Elżbieta niekoniecznie ma spojrzenie na Cracovię jak jej mąż, choćby na kwestię istnienia drużyny rezerw.

Odbyliśmy już parę rozmów. To rzutka bizneswoman, kobieta ze swoją wizją. Od początku powtarzała, że na piłce się nie zna i będzie jedynie starała się nam pomóc, ale kilka spostrzeżeń miała bardzo celnych. Choćby na temat bazy treningowej, rozmowy z kibicami, właściwie każde jej działanie miało pozytywny oddźwięk. Oby tak dalej.

Pani Elżbieta nie zna się na piłce i reaktywuje rezerwy? Moja żona, która się nie zna na piłce, prawdopodobnie nawet nie wie, że istnieje coś takiego, jak drużyna rezerw…

To wynik diagnozy stanu kadry. Tego, że paru zawodników w ogóle nie gra, bo nie ma gdzie grać. Co nie zmienia faktu, że wcześniej też zgadzałem się z panem profesorem, że rezerwy w kształcie sprzed roku, nie miały absolutnie sensu. Tu grali zawodnicy, którzy nie mieli szans na grę wyżej, a mieli za to niezłą posadkę i dobre pieniążki. Figurowali sobie w III lidze i im to pasowało. Ale sytuacja nieco się zmieniła. Zbilansowaliśmy teraz wszystkie za i przeciw, i doszliśmy do wniosku, że drużyna rezerw dałaby dużo dobrego. Szczególnie młodym chłopakom, których frustrację nieraz rozumiem. Bo gdzie oni mają grać? Jakie mają perspektywy, jak nie grali już dwa miesiące i wiedzą, że nie zagrają przynajmniej przez cztery? Nie jest to łatwe. Dlatego podjęliśmy decyzję o powrocie.

Radomiak musiał zareagować, znany tymczasowy następca Galki
Piłkarze Radomiaka

Maciej Lesisz tymczasowym trenerem Radomiaka Radomiak aktualnie ma na swoim koncie 19 punktów, plasując się na ósmej pozycji w tabeli. Drużyna z Radomia nie wygrała jednak w żadnym z dwóch ostatnich meczów. Od dłuższego czasu głośno było natomiast w mediach o innym planie na drużynę trenera i władz klubu. Wygląda na to, że w końcu

Czytaj dalej…

Da się odczuć jakieś zmiany w codziennym funkcjonowaniu klubu na początku sezonu i obecnie?

Nie. Najbliższym współpracownikiem pani profesorowej jest dyrektor Majewski, więc wszystko wygląda jak wcześniej.

Pani Elżbieta pozwoli zimą przeprowadzić transfery?

Dostaliśmy od niej zapewnienie, że mimo tych trudnych warunków, uda się wzmocnić drużynę. Możemy liczyć na dwa jakościowe transfery, a naszym zadaniem jest zminimalizować możliwość złego, a nawet średniego wyboru.

O jakich pozycjach mówimy?

Nie będę mówić, bo liga trwa. W każdym razie już rozmawiamy z zawodnikami i mamy nadzieję, że to się zakończy pozytywnie.

Mówił pan przed sezonem, że byliście blisko pozyskania trzech zawodników, ale sprawy zostały odłożone. To ci sami piłkarze?

Nie, tamci piłkarze już są zagospodarowani. Myślimy o kimś innym.

Transfer Kamila Glika

Co pana rozczarowało w tym sezonie?

Amplituda naszych działań. Zawsze słynęliśmy z bardzo dobrej defensywy. Traciliśmy niedużo bramek. W zeszłym sezonie był moment, w którym mieliśmy najlepszą obronę w lidze. Natomiast niedawno zdarzyły się mecze z Pogonią i Jagiellonią, które określiłbym mianem traumatycznych. Mamy na dziś 18 straconych bramek, a tylko w tych dwóch spotkaniach dziewięć. To trudne do zrozumienia, dlaczego tak się stało. Myślę, że zadziałały problemy mentalne. Nie umieliśmy się odbudować po straconych golach.

Kibic spojrzy w składy i zobaczy, że w meczach z Pogonią (1:5), Jagiellonią (2:4) i jeszcze Górnikiem Łęczna (4:3), z którym straciliście trzy bramki w Pucharze Polski, w składzie był Kamil Glik. Grał jeszcze w meczu na zero z ŁKS-em (2:0), ale od jakiegoś czasu Kamila nie ma, i Cracovia nigdy nie traci więcej niż jednego gola na mecz. Ja nic nie sugeruję, ale taki przeciętny kibic swoje wnioski wyciągnie…

To byłaby krzywdząca ocena. Kamil trafił akurat na taki okres, bym powiedział, niekontrolowanego szaleństwa w defensywie. Inna sprawa, że dziś uważam, że w meczu z Pogonią wsadziłem go na konia. Mieliśmy sytuację, w której przed meczem rozchorowało się dwóch zawodników i właściwie nie dało się złożyć defensywy. Wcześniej skłanialiśmy się, by go jeszcze trochę przygotować, dać mu dojść do siebie na treningu. Ale zagrał, a Pogoni w tym meczu wszystko wychodziło. Oddali sześć strzałów, wpadło pięć. Szacunek za to, duża klasa, ale to się rzadko zdarza. Kamil w mojej ocenie nie był winny, choć w opinii publicznej wszystko szło na jego konto. A to jest bardzo dobry piłkarz, świetny człowiek. Na każdym treningu oddaje serce. Jestem pewien, że bardzo dużo z nim zyskamy.

Jakie były kulisy transferu Kamila? Bo w momencie jego dokonywania wydawało się, że Cracovia owszem – ma wąską kadrę – ale jeśli gdzieś problemy są mniejsze, to właśnie wśród stoperów.

Nie do końca. Gdy ściągaliśmy Kamila i Skovgaarda, mieliśmy tylko pięciu nominalnych obrońców. Z czego Jaroszyński dość często łapie urazy. Musieliśmy dokonać tych transferów, nie było manewru. A sam pomysł zrodził się spontanicznie. Jadąc na Wartę Poznań dostałem sygnał, że jest do wzięcia Kamil Glik. Nikt raczej nie sądził, że przyjdzie do Cracovii, ale wziąłem telefon, zadzwoniłem do niego, i w ciągu 48 godzin temat ruszył już bardzo szybko.

Na co pan liczył, dzwoniąc?

Wiedziałem, że Kamil ma dużo do udowodnienia. Że wiele osób go już skreśliło. Problemem było tylko to, że od połowy maja trenował indywidualnie, a tego nie da się szybko nadrobić. W jego przypadku motoryka musi być na najwyższym poziomie. Myślę, że bez przygotowania, on sam czuje, że nie do końca to jest to, co sam chciałby prezentować. Ale kwestie ustawiania zespołu, predyspozycje mentalne, umiejętności piłkarskie w dalszym ciągu ma ogromne.

Młodzież patrzy w niego jak w obrazek?

To przede wszystkim bardzo porządny człowiek. Ma dobry kontakt z chłopakami, młodzi powinni do niego lgnąć.

A lgną?

Tak, jest bardzo lubianym zawodnikiem. Sama jego obecność w szatni, to duża sprawa. Wszyscy wiedzą, że to facet, który jak powie jedno słowo, to nie trzeba już nic dodawać.

Czuje pan na plecach zdenerwowanie kibiców?

Trochę tak, ale nie mogę sobie tym zaprzątać głowy w momencie, gdy mam w niej ważniejsze sprawy – jak wyprowadzenie drużyny z kryzysu. Ale też muszę tu dodać, że nasi kibice nas wspierają i na przykład po meczu z Pogonią zachowali się super. Tym też staramy się motywować – za takie rzeczy trzeba odpłacić. Mamy do siebie duże pretensje, że nam się nie udaje.

To jeszcze nie czas na emeryturę

Słucham pana tutaj, obserwowałem chwilę wcześniej na konferencji, i widzę człowieka, który wciąż ma w sobie duże pokłady werwy i entuzjazmu. Mimo jesieni za oknem i miejsca Cracovii tuż nad strefą spadkową…

Jeśli miałoby dojść do wygaśnięcia entuzjazmu i załamania rąk wynikami, dalsza praca nie miałaby sensu. Jestem de facto najstarszym trenerem w Ekstraklasie, ale nie czuję się wypalony. Mogę dać jeszcze dużo dobrego. Lubię otaczać się młodymi trenerami i obserwować, jak rosną. Moim asystentem w Arce Gdynia był choćby Daniel Myśliwiec, który niedawno ograł mnie w naszym pierwszym spotkaniu przeciwko sobie. Przyjemne jest to poczucie, gdy się wie, że się takich ludzi nie zepsuło.

Ma pan poczucie, że młodzi trenerzy wypychają starszych z rynku?

Nastała moda na młodszych trenerów, ale w okolicach mojego rocznika kilku wciąz trzyma się mocno. Jestem ja, Jasiu Urban, Waldek Fornalik. Nie dajemy się, chcemy wciąż walczyć. Adrian Siemieniec powiedział niedawno, że skoro ktoś chce trenera oceniać z perspektywy wieku, równie dobrze może oceniać przez bujność fryzury, czy wagę. A to jest tak, że ktoś jest albo dobry, albo nie.

Tak, trener Siemieniec powiedział mi niedawno, że najistotniejsze jest nadążanie za rzeczywistością, a wiek nie ma znaczenia. Pan nadąża?

Kiedyś nieco obśmiewano Stefana Majewskiego, że to trener z laptopem, a dziś obśmiewa się tych, którzy nie mają laptopa pod pachą w każdej sytuacji. W tamtych czasach on był prekursorem czegoś, co obecnie jest standardem. Oczywiście ja też idę z duchem czasu. Korzystam z kamer szerokokątnych, z dronów, wszystkich dostępnych analiz. Ale co byśmy nie mówili o technologii, bez umiejętności, szczęścia, czy tego legendarnego nosa, w tej pracy nie można się obyć. Choć wiadomo – tylko na tym nie zajedzie się dziś zbyt daleko.

W jednym z wywiadów mówił pan, że zawsze fascynowały pana podróże. Nie łapie się pan czasem na tym, że sobie myśli: może to już ten moment, w którym rzucę to wszystko w pierony i zacznę podróżować?

Nie. Większym problemem dla mnie byłoby siąść i nic nie robić. Jak przyjdzie czas na emeryturę, na pewno to poczuję. Ale to jeszcze nie jest ten moment.

***

Pytania od kibiców

Z trenerem umówiliśmy się też na zadanie kilku pytań od kibiców.

Jaki ma plan na Oskara Wójcika, naszego młodego, bardzo zdolnego obrońcę? Przy braku rezerwy i ogrania choćby w trzeciej lidze, Wujo nie ma jak dojść do formy po długotrwałej kontuzji.

Oskar po operacji więzadeł, poszedł ponownie na interwencję związaną z kolanem i trenuje od bardzo niedawna. Zdajemy sobie sprawę, że potrzebuje gry, więc w zimowym okienku na pewno go gdzieś wypożyczymy.

Ile czasu pan potrzebuje na zmianę stylu gry Cracovii na atrakcyjny dla kibiców? Dlaczego nie udało się w dwa lata?

Mnie nie interesuje granie pięknie bez robienia punktów. Jestem bardziej pragmatyczny. Jasne, że chciałbym grać, jak Cracovia grała za mojej pierwszej kadencji tutaj, ale przy obecnym potencjale piłkarskim gramy tak, na ile pozwalają możliwości. Ale też nie zgodzę się, że gramy siermiężnie, bo zdarzały się fajne, bardziej ofensywne mecze.

Dlaczego po odejściu Pelle Van Amersfoorta Cracovia nie zdecydowała się na zakup kreatywnego środkowego pomocnika? Przez kilka okienek transferowych ta pozycja nie została obstawiona, mimo obietnic, gdzie widać gołym okiem potrzebę takiego transferu.

W dalszym ciągu takiego transferu szukamy, ale trudno jest ściągnąć mocnego zawodnika na tę pozycję przy budżecie, który posiadamy. Nie stać nas na piłkarzy, jacy trafiają do Lecha, Legii, czy Rakowa. Pelle to był pan piłkarz. Strasznie żałowałem, że odszedł. Gdyby został i byśmy budowali zespół wokół niego, byłoby dużo lepiej. Ale w tym okienku chcemy ściągnąć piłkarza na tę pozycję, choć pewnie będzie ciężko takiego jak Pelle.

Komentarze