“Polska mnie zaskoczyła. To przerosło moje oczekiwania”

Po transferze rozmawiałem z moim przyjacielem Kostasem (Triantafyllopoulosem, obrońcą Pogoni – przyp. red.) i zachwalał przede wszystkim organizację ligi. Ale nawet będąc na to przygotowanym, rzeczywistość przerosła oczekiwania. Cała otoczka wokół Ekstraklasy, to jak jest ona pokazywana w telewizji, zachowanie kibiców – to wszystko jest niesamowite - mówi w rozmowie z Goal.pl Leonardo Koutris, piłkarz Pogoni Szczecin.

Leonardo Koutris
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Leonardo Koutris
  • Leonardo Koutris trafił do Pogoni Szczecin w zimowym okienku transferowym i z marszu stał się ważnym ogniwem w ekipie Jensa Gustafssona
  • W rozmowie z nami opowiada o swoich pierwszych wrażeniach z pobytu w Szczecinie
  • Wspomina także, dlaczego nie miał mentalnego problemu z poradzeniem sobie z myślami o transferze do Ekstraklasy, gdy dopiero co zgłaszały się po niego kluby z lig top 5 w Europie

Ekstraklasa? Przerosła oczekiwania

Co wiedziałeś o Ekstraklasie zanim tutaj trafiłeś?

Niewiele, ale skłamałbym mówiąc, że nic. Po tym, jak zainteresowała się mną Pogoń obejrzałem kilka meczów, rozmawiałem też z kilkoma zawodnikami, którzy grają lub grali w Polsce. Poza tym jak byłem młodszy, to kilka polskich klubów robiło na mnie wrażenie.

Grubo zaczynasz.

Ale naprawdę. Pamiętam bardzo dobre występy Legii Warszawa i Wisły Kraków w europejskich pucharach. Teraz jestem tu na miejscu i nie mam wątpliwości, że to lepsza liga niż powszechnie się ją widzi. Rozwijająca się i z potencjałem na jeszcze większy rozwój w kolejnych latach.

Skoro o polskiej lidze mówisz tak dobrze, to z przyjemnością spytam, z czym kojarzył ci się polski futbol generalnie?

Z bardzo silną reprezentacją. Macie mocną generację piłkarzy, którzy kwalifikują się właściwie na wszystkie większe imprezy. Jest napływ młodych zawodników o dużych możliwościach. Co do ligi, porównałbym ją do 2. Bundesligi. Jest przede wszystkim fizyczna, z dużą ilością twardej walki i biegania. Ale nie brakuje w niej jakości, więc jest kombinacją dwóch bardzo dobrych cech. To absolutnie mój ulubiony typ ligi do grania, bo ja też opieram się w dużej mierze na bieganiu. W dodatku jestem przekonany, że z roku na rok Ekstraklasa będzie lepsza.

Nasza liga zaskoczyła cię czymś?

Tak. Po transferze rozmawiałem z moim przyjacielem Kostasem (Triantafyllopoulosem, obrońcą Pogoni – przyp. red.) i zachwalał przede wszystkim jej organizację. Ale nawet będąc na to przygotowanym, rzeczywistość przerosła oczekiwania. Cała otoczka wokół Ekstraklasy, to jak jest ona pokazywana w telewizji – to wszystko jest niesamowite. Poza tym stadion. Mam internet, więc wiedziałem, że będzie ładny, ale granie na nim, przy tych wszystkich ludziach, którzy zdzierają gardło, jest czymś wyjątkowym.

W Olympiakosie na pewno atmosfera na trybunach nie była mniej gorąca.

Zgadza się. To wielki klub, znaczący na mapie Europy. Presja grania tam jest ogromna. Kibic, który przychodzi na stadion wymaga, by wygrać dosłownie każdy mecz, więc jestem przyzwyczajony do wysokich oczekiwań.

Gdybyś miał ocenić wielkość Olympiakosu w skali od 1 do 10, jaką notę byś wystawił?

Coś pomiędzy siedem, a osiem.

A Pogoń? Na tle Olympiakosu? Chciałbym to jakoś porównać.

Nie da się porównać. Przede wszystkim z jednego powodu – Olympiakos ma znacznie bogatszą historię w europejskich pucharach od Pogoni. To trochę jak porównywanie dwóch różnych systemów walutowych. Oczywiście nic nie ujmując Pogoni, bo od pierwszego dnia pobytu tutaj jestem pod wrażeniem. Nie wiedziałem zbyt wielu rzeczy o klubie, ale codziennie jestem pod wrażeniem. Podoba mi się ten projekt i wizja jego realizacji.

Co masz na myśli mówiąc, że jesteś pod wrażeniem? Co ci imponuje?

Atmosfera w klubie jest niesamowita. Ludzie w nim pracujący zawsze pomocni i przede wszystkim zakochani w Pogoni. Bez względu, czym się tu zajmują – czy są trenerami, piłkarzami, czy zajmują się murawą. Chce się tu być. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że nigdy wcześniej w karierze nie grałem w klubie z taką atmosferą. Coś takiego rzadko można spotkać w piłce.

Polska zamiast wielkich lig

W przypadku karier jak twoja zastanawia mnie jedno. W Olympiakosie grałeś na przykład przeciwko Barcelonie z Messim w składzie. Występowałeś na San Siro. Dużo pracy mentalnej trzeba, by pogodzić się z tym, że nie ma wyjścia i trzeba zejść niżej?

Hmm… Chyba nie. To kwestia podejścia i zdawania sobie sprawy, że piłka jest trudna dokładnie na tych samych zasadach, co życie. Miałem świetne momenty w Olympiakosie, zgłaszały się po mnie duże zespoły, ale klub mnie nie puścił. Czułem, że tracę jakąś szansę. Wtedy wszystko się załamało. Nagle przestałem grać, stałem się drugim wyborem i zostałem wypożyczony do Mallorki. Byłem naładowany pozytywną energią, kręciło mnie granie w lidze hiszpańskiej. W drugim meczu zerwałem więzadła i już nigdy dla Mallorki nie zagrałem. To był najtrudniejszy moment w przygodzie z piłką. Zadzwoniłem wtedy do mojej mamy. Powiedziałem: mam problem, ta kontuzja zatrzyma moją karierę. Ona odpowiedziała coś w rodzaju: poradzimy sobie z tym, włącz po prostu pozytywne myślenie. Zaciśnij zęby i pracuj. Wierzę, że to mi bardzo pomogło, pozmieniałem w głowie pewne rzeczy. Podczas rehabilitacji poznałem tę mniej przyjemną część życia, ale to mnie zmieniło jako człowieka. Na lepsze. Jeśli pytasz o mental, to był wielki moment dla mnie. Dlatego teraz przychodząc do Pogoni zupełnie nie traktowałem tego jak zejścia niżej, nie musiałem tego przerabiać w głowie.

A czy wciąż marzysz o top 5 na tym etapie kariery, czy stawiasz sobie zupełnie inne cele?

Nie, zupełnie nie. Mam tylko dwa cele: cieszyć się grą w piłkę i wrócić do reprezentacji Grecji. Co do reszty, nigdy nie wiesz, co cię czeka. Im ciężej pracujesz, tym lepsze mogą to być rzeczy.

Djurdjević nie przebiera w słowach po kompromitacji Śląska. “Obs***iśmy zbroję”
Ivan Djurdjević

Djurdjević: słowo “przepraszam” to za mało. To najsłabszy mecz Śląska za mej kadencji KKS Kalisz jest w tym sezonie prawdziwym pogromcą gigantów. W drodze do ćwierćfinału Pucharu Polski, zespół z eWinner 2 Ligi wyeliminował, między innymi, Widzew Łódź czy Górnik Zabrze. W środę kaliszanie zdobyli skalp z kolejnej ekstraklasowej ekipy. Tym razem rozbili Śląsk Wrocław.

Czytaj dalej…

Jakie miałeś oferty w przeszłości? Można znaleźć informację na przykład o West Ham United, Porto, Benfica, Marsylia. Wielkie kluby.

Byłem najbliżej Marsylii. Już prawie znajdowałem się na lotnisku, ale Olympiakos zmienił zdanie, bo grał ważny mecz w europejskich pucharach i nie chciał w tamtym momencie tracić zawodnika. Przegapiłem więc tę szansę. Piłka składa się z okazji, które pojawiają się raz i już nigdy nie wracają. Nie można mieć do siebie pretensji, bo przecież co można było zrobić więcej? Czasami żałuję tego, jak to się potoczyło… Natomiast nie mam z tym jakiegoś większego problemu. Najważniejsze, że moja kariera wciąż trwa, a ja znalazłem się w klubie, który chce na mnie stawiać.

Masz żal do Olympiakosu, że trochę przyblokował twoją karierę?

Nie, nie chcę tego tak określać. Nie mogę mieć żalu do klubu, który tak bardzo pomógł w mojej karierze. Olympiakos wyciągnął mnie z małego klubu. Później sprawił, że stałem się lepszym piłkarzem, spełniając przy okazji moje sny o grze w takim miejscu. W Lidze Mistrzów. Wygrałem w Pireusie mistrzostwo Grecji, puchar kraju, dostałem się do reprezentacji. Oczywiście uważam też, że powinni po prostu pozwolić mi odejść, gdy moja sytuacja się zmieniła. Szczególnie w ostatnim półroczu. Pogoń zgłosiła się po mnie już w lecie, ale w Grecji uznali, że to nie jest dobry moment, by mnie puścić. Straciłem więc kolejne sześć miesięcy. Zagrałem w tym czasie tylko jeden mecz na początku sezonu, a później doznałem niegroźnej kontuzji, po której zaliczyłem tydzień pauzy. Olympiakos w tym czasie przegrał w eliminacjach Ligi Mistrzów, a trener, który mówił, że liczy na mnie, został zwolniony. Później to samo się stało z jego następcą, więc mieliśmy w ciągu miesiąca trzech trenerów. To było szaleństwo. A ja nie odszedłem, mimo, że obie strony wiedziały, że nie ma tu wielkiej przestrzeni na progres. Prosiłem w tamtym czasie, by mnie puścili, na prośbach się skończyło. Cóż, pozostało pracować i liczyć, że coś się zmieni. Jestem wdzięczny Pogoni, że się pojawiła.

“Nie mogłem już zrezygnować z Pogoni”

Czym przekonała cię Pogoń? Miałeś przecież też ofertę z Rakowa.

Jak wspomniałem, Pogoń próbowała mnie pozyskać już latem. Widziałem, jak o mnie walczyła, a to znaczyło bardzo dużo. Podobnie jak to, że się nie poddała, a po fiasku w poprzednim okienku wciąż mnie monitorowała. Raków pojawił się później. Klub zadzownił do mojego agenta, by przedstawić mu plan na mnie, ale to było w czasie, gdy byłem dogadany z Pogonią tak na 95 proc. Zostały detale. A nie jestem typem człowieka, który nagle zmienia decyzję, gdy praktycznie z kimś już uścisnął dłonie. Byłem pewien, że chcę trafić do Pogoni. Rakowowi za propozycję też jestem wdzięczny, bo dużo dla mnie znaczyło zainteresowanie ze strony lidera Ekstraklasy. W momencie podpisywania kontraktu z Pogonią byłem jednak w 100 proc. pewny, że robię dobrze i do teraz nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Rozpatrując ofertę zwracałeś np. uwagę na stadion? Pogoń ma piękny nowy, Raków na 5 tys. ludzi. Dla piłkarzy ma to znaczenie?

Kiedy masz trafić do nowego kraju i masz na stole kilka propozycji, w jakimś stopniu zwracasz uwagę na takie rzeczy. Oglądasz miasto, klub od środka, czytasz jak to wszystko funkcjonuje, rozmawiasz ze znajomymi, którzy mogą powiedzieć ci coś więcej. W Fortunie spotkałem jednego Polaka, Kubę Piotrowskiego. Tak się złożyło, że on przez kilka lat grał w Pogoni i powiedział mi kilka bardzo zachęcających rzeczy. Podobnie jak Kostas. Nie są to może najważniejsze powody decyzji, ale jednak podnoszą twoją pewność, że robisz dobrze.

W niedzielę gracie z Rakowem. Jest to dla ciebie jakaś dodatkowa motywacja?

Nie, zupełnie nie. Moją motywacją jest chęć zwycięstwa przeciwko liderowi, a nie drużynie, która chciała mnie pozyskać. Zagramy u siebie, stadion pewnie znacznie się wypełni, będzie na nim świetna atmosfera. Nie potrzebuję większej motywacji od tego.

Skoro mówisz o kibicach… Niedawno w meczu z Wartą Poznań na trybunach pojawiły się transparenty domagające się odejścia trenera Gustafssona. Trener pokazywał, że go to zabolało, czy w ogóle nie było o tym dyskusji?

Nie. Trener był w 100 proc. skupiony na swojej pracy. Nie widziałem po nim, by miał jakiś problem z tym transparentem. Rozmowy w szatni były w całości poświęcone meczowi z Wartą i tym, jak ją pokonać. I każdy kibic, który przyszedł wtedy na stadion, dostał powody do radości. W pierwszej połowie to nie był futbol Pogoni, nie graliśmy dobrze, ale po zmianie stron wyglądało to już bardzo dobrze. Równie dobrze mogliśmy strzelić cztery-pięć goli.

Transpartent się pojawił, bo kibice czuli się rozczarowani wynikami. Z czego wynikał słaby początek tego roku?

Jeśli oglądałeś nasze mecze, wiesz, że od początku roku mogliśmy wygrać wszystkie. Jakiś detal decydował, że wszystko ułożyło się w drugą stronę. Mieliśmy masę sytuacji, a kończyliśmy z zerem strzelonych goli. Ostatecznie patrzy się na wyniki, więc rozumiem kibiców, którzy na dziewięć możliwych do zdobycia punktów w pierwszych trzech meczach dostali jeden czuli się rozczarowani. Ale my także, zwłaszcza, że wiedzieliśmy, że równie dobrze mogło być zupełnie inaczej. Bardzo potrzebowaliśmy takiego meczu z Wartą. Nie chcę mówić, że wlał w nasze serca nadzieję, bo nigdy jej nie straciliśmy, ale dostaliśmy dowód, że idziemy w dobrą stronę.

Komentarze