Andrzej Grajewski: polskiej piłki nie stać na Ekstraklasę z 18 drużynami

Andrzej Grajewski
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Andrzej Grajewski

– Zmieniła się na pewno piłka europejska i światowa, ale Polska zapomniała wskoczyć do ostatniego wagonu i pociąg nieuchronnie nam odjechał. Aktualnie mamy to, co mamy. W sezonie 2021/2022 będziemy mieć w lidze 18 zespołów, co w moim odczuciu jest złym rozwiązaniem. Polskiej piłki nie stać na to – mówi w wywiadzie Andrzej Grajewski, który w latach 90. przyczynił się do tego, że Widzew Łódź wywalczył wicemistrzostwo Polski pod wodzą Władyslawa Stachurskiego, a także dwa mistrzostwa Polski pod batutą Franciszka Smudy

  • Andrzej Grajewski to były właściciel Widzewa Łódź, mający duży udział w sukcesach tego klubu w przeszłości
  • 67-latek w rozmowie z Goal.pl zabrał głos w sprawie zmian w rozgrywkach Ekstraklasy, ujawnił kto jego zdaniem, jest faworytem do mistrzostwa Polski, a także przedstawił swoje przypuszczenia, dotyczące pierwszych zmian trenerów w nowej kampanii
  • Znany w polskiej piłce biznesmen opowiedział też o potrzebach zmian i skupieniu się na inwestycjach w młodzież i akademie piłkarskie

18 drużyn w Ekstraklasie budzi różne opinie

Pana zdaniem jak polska piłka zmieniła się w porównaniu do lat 90.?

Zmieniła się na pewno piłka europejska i światowa, ale Polska zapomniała wskoczyć do ostatniego wagonu i pociąg nieuchronnie nam odjechał. Aktualnie mamy to, co mamy. W sezonie 2021/2022 będziemy mieć w lidze 18 zespołów, co w moim odczuciu jest złym rozwiązaniem. Polskiej piłki nie stać na to.

Skąd takie negatywne nastawienie do powiększenia liczby drużyn w Ekstraklasie?

Po prostu do ligi dołączą trzy nowe zespoły, a wraz z nimi duża grupa nieudaczników z zagranicy, którzy z klubowych kas będą pobierać ogromne pieniądze kosztem naszych rodaków, prezentujących podoby poziom sportowy. Jest jednak nastawianie na to, że obcokrajowiec z urzędu jest lepszy od Polaka, a to jest przykre.

Wnioskuje po pana wypowiedzi, że beniaminkowie nie będą według pana wartością dodaną rozgrywek.

Zdecydowanie nie. Moim zdaniem Ekstraklasa powinna zostać zmniejszona do 12 zespołów. Do rozegrania byłyby wówczas 44 spotkania. Skutkowałoby to przede wszystkim tym, że co tydzień mielibyśmy bardzo ciekawe mecze. To sprawiłoby, że duża grupa piłkarzy musiałaby szukać sobie nowych pracodawców, a w lidze zostaliby tylko najlepsi.

Młodzi piłkarze kapitałem polskiej piłki

Wiązałoby się to jednak również z ogromnymi zmianami w niższych klasach rozgrywkowych…

Oczywiście, że tak. Ja już kilka razy mówiłem, że polska piłka jest na ostrym zakręcie. Z tego, co widzę, to tego zakrętu nie pokona i zderzymy się z murem. Na pewno nie berlińskim, bo tego już na szczęście nie ma [śmiech]. Wierzę jednak, że wówczas niektórzy panowie, a może nawet nowo wybrany prezes PZPN obudzą się i zaczną realizować plany szkolenia młodzieży, trampkarzy, juniorów młodszych, czy juniorów starszych. To jest kapitał polskiej piłki. Naszą przyszłością są młodzi zawodnicy i musimy im dać podobne szanse rozwoju, jakie mają ich rówieśnicy we Francji, czy Niemczech. Jeśli to się nie zmieni, to będziemy w lidze polskiej oglądać mecze, w których zagra jeden Polak albo w ogóle nie będzie naszych rodaków. To skandal.

Jak ocenia pan w takim razie przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie?

To jest kolejna głupota. W najwyższej klasie rozgrywkowej nie powinno być tego typu uwarunkowań. Powinni grać najlepsi piłkarze w Ekstraklasie. Jeśli ktoś nawiedzony mówi, że powinni grać młodzi piłkarze, to ja też jestem za tym, ale pod warunkiem, że prezentują poziom uprawniający do gry w tej lidze. Nie można nikogo umieszczać w drużynie tylko ze względu na to, że taki przepis się pojawił.

“Było w Polsce wielu zdolnych piłkarzy, ale też leniwych

Ogólnie jak to jest z polskimi talentami, trudno znaleźć zdolnych zawodników?

Nasza młodzież niejednokrotnie pokazała, że posiada potencjał. Talenty nie rodzą się w Warszawie, Poznaniu, czy w Łodzi, a w małych miejscowościach, gdzie gra w piłkę oznacza również odbicie się w hierarchii społecznej. Proszę mi wierzyć, jeśli młody chłopak będzie chciał coś osiągnąć, to zainwestuje swój wolny czas, aby szkolić się i intensywnie trenować. Będzie omijał dyskoteki i inne zajęcia, które będą mu przeszkadzać w zrealizowaniu celu. Będzie pracować. Zdaję sobie sprawę z tego, że to trudna i żmudna droga. Wiem też, że nie można żyć tylko z talentu. Widziałem w życiu wielu zawodników zdolnych, ale także leniwych, którzy szybko skończyli swoje przygody z piłką, zanim te tak naprawdę się zaczęły.

W lidze polskiej dostrzega pan młodego zawodnika, który ma szansę na wielką karierę?

Jest wielu piłkarzy utalentowanych. Od czasu do czasu śledzę rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów. Gdy jednak słyszę, co wykrzykują trenerzy przy linii bocznej do tych młodych chłopaków, to ręcę opadają. Zastanawiam się też wówczas, jak taki trener musi pracować w trakcie treningów, że musi tak krzyczeć pod adresem jednego, czy drugiego zawodnika.

Są jednak trenerzy, którzy mają wpływ na to, że pojawiają się na przykład tacy piłkarze jak Jakub Moder, który w marcu zdobył bramkę na Wembley przeciwko reprezentacji Anglii.

Ok jest jeden taki piłkarz, słucham dalej. Trzeba pamiętać, że zespół składa się z 11 zawodników. W lidze zatem, co weekend będzie wychodziło 198 piłkarzy.

Kolejorz sprawdza się w eksporcie

Ostatnio wytwórnią zdolnych zawodników był Lech Poznań, z którego na szerokie wody wypłynęli: Tymoteusz Puchacz, Jan Bednarek, Kamil Jóźwiak. Nie jest chyba tak tragicznie z naszą ligową piłką, skoro są w niej piłkarze, umiejący z Ekstraklasy wybić się do mocniejszej ligi…

Wymienił pan zawodników, którzy zostali sprzedani do zagranicznych klubów za niezłe pieniądze i to jest fakt. Trzeba jednak wiedzieć, że w momencie, gdy polski piłkarz trafia do mocniejszej ligi, to zderza się z nową rzeczywistością. To jest ogromny przeskok. Pamiętam, gdy Mateusz Klich trafił do Wolfsburga. Eksperci określali go mesjaszem polskiej piłki. Ja z kolei tonowałem te nastroje, bo wiedziałem, że przy Felixie Magacie się nie rozwinie, a na dodatek po pół roku będzie oddychał jak orzeł. I jak było? Nie grał i ostatecznie musiał zmienić klub.

Andrzej Grajewski (z prawej)
Andrzej Grajewski z prawej (fot. PressFocus)

Wiadomo, że w ostatnim czasie kluby ucierpiały z powodu sytuacji pandemicznej. Jak będą się po tym trudnym czasie podnosić?

Warto spojrzeć, jak wygląda sytuacja w Bundeslidze i jak kluby z tych rozgrywek zadłużyły się przez to, że stadiony były puste. Przez to, że co drugi tydzień brakowało napływu świeżej gotówki. Wszyscy liżą rany, chociaż ostatnio mniej się o tym mówi. Każdy stara się zbilansować sytuację. Brak pieniędzy oznacza słabszą jakość danej drużyny. To sprawia, że tak naprawdę osiem zespołów w Ekstraklasie będzie walczyć o mistrzostwo, sześć o spokojny ligowy byt, a cztery będą walczyły o uniknięcie spadku. Każdy ma jakiś cel i każdy chce walczyć o najwyższe stawki, ale z drugiej strony wiem, że ta liga będzie słaba, chociaż chciałbym się w tym przypadku mylić.

Cztery zespoły w walce o mistrzowski tytuł

Czysto hipotetycznie, jeśli Legia Warszawa awansuje do fazy grupowej europejskich pucharów, może to oznaczać, że odskoczy na odległość nie do dogonienia dla innych drużyn?

Wiadomo, że pieniądze z UEFA są solidnym zastrzykiem pieniędzy dla polskich klubów. Jeśli faktem stanie się, że legioniści znajdą się w fazie grupowej, to mogą naprawdę zyskać. Walka o to nie będzie jednak łatwa, bo wiele klubów jest w podobnej sytuacji i każdemu zależy na tych dodatkowych środkach finansowych, które można wywalczyć dzięki występom w europejskich pucharach. Jeśli Legii to się uda, to będzie to dla tego klubu niesamowity handicap. Dzięki temu Legia będzie mogła poczynić dodatkowe inwestycje. Niekoniecznie w piłkarzy, ale może w akademie piłkarskie, czy młodzież.

Legia to główny faworyt do walki o mistrzostwo Polski w nowej kampanii. Kto może rywalizować z tą drużyną?

Na pewno Raków Częstochowa, Lechia Gdańsk, Pogoń Szczecin, Lech Poznań i w tej grupie umieściłbym również gliwickiego Piasta, bo jest w tej ekipie doświadczony trener Waldemar Fornalik, którego efekty pracy w Ekstraklasie są widoczne od wielu lat. Cztery drużyny będą biły się o triumf w lidze, a ostatecznie i tak w moim odczuciu najlepsza będzie Legia. Z drugiej jednak strony, dopóki piłka w grze, wszyscy mają szanse.

Cztery-pięć kolejek i game over?

W którym klubie zabraknie cierpliwości władzom klubu, co może skutkować roszadą na stanowisku trenera?

Nerwy stracą na początku na pewno przedstawiciele tych ekip, które będą notorycznie przegrywać. Będą na pewno tacy szkoleniowcy, którym nawet w trudniejszym momencie, będzie trudno cokolwiek zarzucić. Będą jednak i tacy, którzy nie będą koncentrować się na pracy długofalowej, a po prostu od meczu, do meczu. Przypuszczam jednak, że w takich klubach jak Radomiak, czy Stal Mielec po czterech, czy pięciu porażkach może zebrać się zarząd, który wyraziłby jasne stanowisko, że tak dalej być nie może. Wówczas może polecieć głowa trenera, bo jego zwolnienie jest tańsze, niż wymiana całego zespołu. Tak niestety było, jest i będzie. Po piątej, czy szóstej kolejce będziemy widzieli nowych rycerzy, którzy będą zasiadali na mostku kapitańskim w jednym, czy drugim zespole. Nie życzę tego nikomu, bo to przykre. Trener do linii bocznej boiska może dużo robić, ale wszystko zależy od piłkarzy.

Ostatnio o koronę króla strzelców rywalizowali przede wszystkim zagraniczni piłkarze. Czy pana zdaniem jest polski zawodnik, którzy może to zmienić?

Prawda jest taka, że w zespołach, które mają walczyć o najwyższe cele za zdobywanie bramek, będą odpowiedzialni przede wszystkim zagraniczni napastnicy. Legia to Tomas Pekhart i Emir Emreli, a w Lechu między innymi Mikael Ishak oraz Aaron Johannsson. Aczkolwiek jest w Pogoni Piotr Parzyszek, który bardzo mi się podobał, gdy grał w Piaście Gliwice.

Start ligi jest już blisko, stęsknił się pan trochę za Ekstraklasą?

Będę na pewno z zaciekawieniem śledził spotkania ligowe. Chociaż będę unikał oglądania meczów, które nie będą mnie interesować, bo takie jest prawo dżungli.

Komentarze