- Henrich Ravas wrócił do Polski latem zeszłego roku po nieudanym pobycie w New England Revolution. Trudno mu jednak było wrócić do formy, jaką prezentował w Widzewie.
- Słowak przyznaje, że w Cracovii odżył po amerykańskiej przygodzie. Bramkarz ceni m. in. atmosferę w drużynie.
- Piłki jest za dużo? – Nie mógłbym cały czas siedzieć przed telewizorem i patrzeć na futbol – mówi bramkarz Cracovii.
Głowa chciała, nogi nie dawały rady
Za tobą trudny sezon. Wróciłeś do Polski po nieudanym pobycie w USA. Zanim wyjechałeś, byłeś topowym bramkarzem, a już w Cracovii czekała cię trudna rywalizacja z Sebastianem Madejskim. Nie zawsze ją wygrywałeś.
Wiedziałem, dokąd przychodzę i zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie rywalizacja o miejsce w składzie. Początek miałem niezły, ale koniec rundy jesiennej już był dużo słabszy, tymczasem Sebastian zagrał dobrze i wskoczył do podstawowej 11. Gdy on grał, a ja siedziałem na ławce rezerwowych, mogłem wreszcie popracować nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.
Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, to okazuje się, że w poprzednim roku nie miałem prawie żadnego odpoczynku. Dopiero w lutym miałem jakieś dni wolne.
Gdy byłem w Stanach, to przez 8 tygodni mój klub grał po 2 mecze tygodniowo. Byłem też w kadrze na Euro i tak naprawdę przez 6 tygodni w zasadzie tylko 2 dni były bez treningów. Czułem się zmęczony, forma spadła i nie wiedziałem, co się dzieje. Pierwszy raz w życiu znalazłem się w takiej sytuacji.
A psychicznie jak to znosiłeś?
Wiadomo, że przychodząc tu, chciałem grać. Potem czułem, że ta forma spadła, ale nie od razu zrozumiałem, że potrzebuję trochę odpoczynku. Jestem takim gościem, że jak coś idzie dobrze, to pracuje. A jak coś idzie źle, to też nie odpuszczam. Oczywiście rozmawiałem z trenerem Marcinem Cabajem, szukaliśmy rozwiązania. W lutym zacząłem pracować ze specjalistą od przygotowania fizycznego, którego znam jeszcze z czasów Widzewa. Wróciłem do tego, co sprawdzało się przedtem, i krok po kroku zacząłem się odbudowywać.
Z USA przyjechałem zmęczony mentalnie i fizycznie. Były takie treningi i mecze, że głowa chciała, a nogi nie dawały rady. Do tego brakowało trochę szczęścia. Okazało się, że czasem nie da się po prostu zmienić klubu i wrócić do dobrej gry. Musiałem po prostu popracować nad sobą.
Przez ostatnie lata dużo działo się w mojej karierze. Był transfer do Widzewa, dobra forma, kadra, potem wyjazd do USA. Cały czas szedłem do góry. A w ubiegłym roku wróciłem do Polski i przegrałem sportową rywalizację z Sebastianem, by na koniec sezonu znów wrócić do bramki Cracovii. To było dobre doświadczenie. Dużo mi to dało jako piłkarzowi i jako człowiekowi. Na tym doświadczeniu chcę coś dalej budować.
Pojawiła się frustracja? Myślałeś o kolejnym transferze?
Był to dla mnie trudny czas. Rodzina, znajomi pytali, dlaczego nie gram. A mi nie chciało się za każdym razem tłumaczyć i opowiadać o szczegółach. Na szczęście otoczenie mi bardzo pomogło. Ludzie, z którymi od lat współpracuję, trenerzy Maciej Palczewski i Maciej Cabaj – oni wszyscy mnie bardzo wspierali. Skoncentrowałem się na teraźniejszości i nie zastanawiałem się, co będzie np. za kilka miesięcy.
„Dziś bym nie pojechał”
W rozmowie z Weszło dużo opowiadałeś o swoim pobycie w USA. Było to na pewno ciekawe doświadczenie, ale wywnioskowałem, że jednak żałujesz tego, że tam się znalazłeś.
To prawda, że to bardzo ciekawe doświadczenie. Zależało mi na tym, żeby się wypromować i wskoczyć na wyższy poziom. Tym bardziej, że wszystko wydawało się tak, jak być powinno. Czułem, że to będzie dobre dla mojej piłkarskiej kariery.
Samego wyjazdu nie żałuję, bo dużo się nauczyłem. Wierzę, że to wszystko stało się po coś. I to doświadczenie zaprocentuje. Jednak, gdybym dziś miał podejmować decyzję, to bym nie pojechał.
W Krakowie odżyłeś?
Poszedłem na rynek, było tam dużo ludzi i po prostu czułem dobrą energię, której mi w Stanach brakowało. Tam mieszkaliśmy daleko od centrum i tak naprawdę ja i moja rodzina nie mieliśmy pożytku z tego czasu, jaki tam spędzaliśmy. Dużo tam podróżowałem wraz z klubem, więc mało czasu spędzałem z żoną i córką. A wracając do Krakowa, bardzo dobrze mi się tutaj mieszka. Mam blisko na Słowację. I jest jeszcze kwestia drużyny – w USA wszyscy po treningu uciekali do domów, nie mieliśmy kontaktu poza czasem spędzanym w klubie. W Cracovii jest inaczej. Poznaliśmy tu dużo ludzi, z którymi możemy spotkać się w wolnym czasie.
Ale trochę ci pewnie smutno, że odszedł Mick van Buren? Zakolegowaliście się.
Tak, mieszkaliśmy razem w pokoju na zgrupowaniu. Mieliśmy bardzo dobre relacje. Przychodziliśmy do Cracovii praktycznie tego samego dnia i od początku trzymaliśmy się razem. Parę razy graliśmy razem w golfa, choć Mick jest na dużo wyższym poziomie niż ja. Ale taka jest piłka. Piłkarze często zmieniają kluby. Miałem też dobry kontakt z Benjaminem Källmanem. Dużo gadaliśmy o książkach, np. o tym, co napisał David Goggins. Można powiedzieć, że odbyliśmy sporo intelektualnych dyskusji.
Czytaj także: Mateusz Dróżdż dla Goal.pl: Potrzeba 3-4 lat, by sprzedawać regularnie zawodników za 10 mln euro [WYWIAD]
Sentyment
Micka już w Cracovii nie ma. Jest za to Luka Elsner. Wiem, że ty zdecydowanie więcej czasu spędzasz z trenerami bramkarzy, ale wasz nowy trener to duża postać.
Widać, że trener Elsner pracował na zachodzie, w jakościowej lidze. Wie, czego chce od zawodników. Bardzo mocno pracujemy, ale jednocześnie te zajęcia są przyjemne.
Bierzesz też udział w projekcie The Modern Day GK. Na czym to polega?
Poznałem ich, gdy grałem w Anglii i byłem na wypożyczeniu w Hartlepool. Promują pozytywny styl bramkarski, oferują wsparcie mentalne. Ale organizują także obozy dla golkiperów i robią rękawice bramkarskie. Współpracuję z nimi marketingowo, ale też opiniuje ich rękawice. Mówię, co w mojej opinii można w nich poprawić. Ogólnie mamy bardzo dobry kontakt, dużo rozmawiamy, nie tylko o piłce.
Patrzysz trochę na to, co dzieje się w Widzewie? Wiele zawdzięczasz temu klubowi.
Mam pewien sentyment, nie będę oszukiwał, że nie, ale teraz jestem zawodnikiem Cracovii i na tym się skupiam.
Nastawienie mentalne
Jako zawodnik Widzewa po raz pierwszy otrzymałeś powołanie do kadry. Jaki jest teraz twój status w reprezentacji Słowacji?
W listopadzie moja forma była już gorsza, a Dominik Greif grał w La Lidze. Nie ma się więc co oszukiwać – jak masz 2 bramkarzy: jednego z Ekstraklasy, a drugiego z La Ligi, to powołujesz tego drugiego. Na jesienne zgrupowanie nie dostałem więc już powołania. Trener bramkarzy powiedział mi, że to była decyzja selekcjonera. Zaakceptowałem to. Przecież on też robi to, co najlepsze dla drużyny. Chcę walczyć o powrót. Drzwi nie są zamknięte, ale rywalizacja jest bardzo duża. Są Martin Dubravka, Dominik Greif. Jest Dominik Holec z Banika Ostrawa czy Dominik Takáč, który ze Slovanem Bratysława zagrał w Lidze Mistrzów. Do tej listy dochodzi Marek Rodak. Tylko dzięki dobrej formie mogę z powrotem wskoczyć do kadry.
Skoro rozmawiamy o reprezentacji Słowacji, trudno nie zapytać cię o Euro. Byliście tak blisko ćwierćfinału.
Gdy na zegarze był już doliczony czas gry, na ławce rezerwowych czuliśmy, że awans jest tak blisko. Tym bardziej, że nie mieliśmy okazję podwyższyć prowadzenie na 2:0. Wierzyliśmy, że damy radę. Niestety, niesamowity gol Bellinghama nas tego pozbawił. A po meczu był oczywiście duży smutek i rozczarowanie. Mimo wszystko postrzegam ten czas jako coś fajnego, że coś ciekawego zrobiliśmy, czego nikt od nas nie oczekiwał. Ten turniej nam pokazał, że gdy drużyna jest razem, gdy wszyscy mają odpowiednie nastawienie mentalne, to można zrobić bardzo dużo.
Czytaj także: List otwarty do Jana Urbana
Odpoczynek od piłki
Mówiłeś wcześniej o zmęczeniu. Uważasz, że meczów jest za dużo?
Uważam, że grając tak dużo spotkań, nie możesz cały czas trzymać najwyższej formy. Dochodzą do tego kontuzje.
Myślę też, że kibice mogą odczuwać zmęczenie, gdy meczów jest za dużo. Mam na to przykład z NBA. Gdy grałem w USA, 3 razy pojechałem obejrzeć Boston Celtics. Podczas play-offów atmosfera była zupełnie inna niż podczas sezonu zasadniczego, gdzie spotkań jest za dużo. W play-offach jest zdecydowanie większa stawka i wzrasta zainteresowanie. Boję się, że w futbolu stanie się to samo. Już dziś wielu ludzi ma problem, by utrzymać uwagę przez 90 minut. Pamiętam, że będąc dzieckiem, mecz był wydarzeniem. Na przykład gdy Manchester United grał przeciw Manchesterowi City. O tym golu Wayne’a Rooneya długo potem dyskutowaliśmy w szkole. Teraz, mam wrażenie, tego już nie ma. Chyba nie jest to dobry trend.
Jesteś człowiekiem, który czasem potrzebuje odpocząć od piłki, prawda?
Tak, lubię oglądać mecze, ale nie mógłbym cały czas siedzieć przed telewizorem i patrzeć na futbol.
Oglądałem np. jeden mecz Słowacji na Euro U-21. Jak mogę, to też zobaczę mecz najbliższych rywali, żeby ich lepiej poznać. Jednak w czasie wolnym staram się odpoczywać od piłki. I właśnie to mi pomaga, bo potem jest większa energia do wykonywania obowiązków.
Gdy jeszcze córki nie było na świecie, to oglądałem mecze United. Teraz już raczej tego nie robię, bo poświęcam wolny czas rodzinie. Staram się też czytać, np. ostatnio Davida Gogginsa. Zawsze mam ze sobą 2 książki: jedną lżejszą, drugą trudniejszą. Jedną właśnie skończyłem i pisałem do Benjamina Kallmana z prośbą o polecenie następnej. Planuję sięgnąć po Think Like a Monk.
Lubię czytać książki, które pokazują świat i życie z innej perspektywy, czyli takie, z których mogę coś wykorzystać na swojej drodze. Gdy czytam i znajduję coś interesującego, to robię notatki. Potem staram się do nich wracać.
Mam też ambicję nauczyć się języka hiszpańskiego. Założyłem sobie, że do grudnia będę porozumiewał się w tym języku komunikatywnie.
Kariera w talk-show?
A zamierzasz jeszcze grać w golfa?
Jeszcze będąc w Anglii, kupiłem kij golfowy. Parę razy zagrałem, ale potem zaczęła się pandemia i pola golfowe były pozamykane. Z kolei w Łodzi nie było za bardzo infrastruktury. Do pola golfowego miałem stamtąd dość daleko. Dopiero zimą, gdy byliśmy na obozie w Turcji, mieliśmy jeden dzień wolny i kilku zawodników poszło pograć, w tym ja i Mick. Śmiałem się wtedy, że idę po to, żeby nosić mu kije golfowe.
Latem, podczas urlopu, grałem 2 razy. Chciałbym częściej, ale póki co brakuje czasu. W listopadzie urodzi mi się drugie dziecko, więc na ten moment chyba golfowe plany trzeba odłożyć na później.
Może po zakończeniu kariery zostanę golfistą tak, jak Jerzy Dudek, którego Mick spotkał właśnie na polu golfowym? Na pewno ten sport pomaga odpocząć mentalnie. I dostrzegam pewne podobieństwa między golfem a byciem bramkarzem – zrobisz maleńki błąd i już pojawia się problem.
Czasami zdarza ci się myśleć, co będziesz robił po zakończeniu kariery?
Starsi, bardziej doświadczeni bramkarze jak Dusan Kuciak, Jasmin Burić, czy Martin Dubravka, mówili mi, że im bliżej zakończenie kariery, tym więcej chcesz.
A odpowiadając na pytanie, co będzie po zakończeniu kariery, to mam kilka pomysłów. W Anglii zrobiłem licencjat z football coachingu. Nawiasem mówiąc, tam zawodnik ma ogromne wsparcie ze strona PFA (Stowarzyszenia Piłkarzy Profesjonalnych – red.] i z ich pomocą może zrobić np. kursy czy studia. Na ten moment chciałbym zostać przy sporcie. Nie wiem, czy np. zostanę trenerem bramkarzy. Może tak, ale czy na pewno w klubie? Jarosław Gambal zawsze mówi, że gadam tak dużo, że mógłbym pracować w radio i prowadzić jakiś talk-show.