Olkiewicz w środę #45 Ucieczka Cristiano Ronaldo. Spodziewana, ale smutna

Cristiano Ronaldo
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo

– Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz – zagaja Morfeusz. – Okej, poproszę – odpowiada Neo. Directed by Wachowski Brothers, thanks for watching. Matrix nie stworzyłby jednej z najciekawszych historii kina przełomu wieków, gdyby Neo postąpił logicznie i egoistycznie, pozostając w świecie pięknych złudzeń, zamiast ciężkiego starcia z rzeczywistością. Ileż to razy lokowaliśmy swoje uczucia w przeróżnych wybrańcach, którzy następnie albo nie potrafili, albo zwyczajnie nie chcieli realizować misji, jaką powierzył im cały świat. Tak, zmierzam do Cristiano Ronaldo. Tak, zmierzam do kradzieży tysiąclecia, której dopuścił się klub Al-Nassr oraz której dopuścił się sam Portugalczyk, okradając nas wszystkich z historii, która nam się zwyczajnie należała.

  • Cristiano Ronaldo miał dużo obiektywnych argumentów za tym, by przenieść się do miejsca, gdzie nie ucierpi jego miłość własna
  • Z perspektywy czysto ludzkiej staram się rozumieć piłkarzy, którzy ponad ambicję przekładają własny komfort
  • Cristiano Ronaldo nie był jednak zwykłym piłkarzem, a jego historia nie była zwykłą karierą zawodniczą. I dlatego żal, gniew oraz smutek są w pełni uzasadnione

Cristiano Ronaldo jak porzucony bóg

Cristiano Ronaldo, jeden z dwóch najwybtiniejszych piłkarzy w historii piłki nożnej, rozwiązał kontrakt z Manchesterem United po wcześniejszej widowiskowej batalii medialnej, a następnie podpisał nowy kontrakt z saudyjskim Al-Nassr. Tu mógłbym podać jakieś ciekawostki o tym, ile razy Al-Nassr zdobył tytuł najlepszego klubu tego regionu, w którym gra, wyciągnąć statystykę spotkań w Klubowych Mistrzostwach Świata i tak dalej, pooszukiwać się przez jakiś czas, że nazwa Al-Nassr ma jakiekolwiek znaczenie. Ale kurczę, nie lubię oszukiwać siebie, nie lubię oszukiwać czytelników. I tak uważam, że wielkim wyczynem i poświęceniem było sprawdzenie, czy to na pewno Al-Nassr, a nie Al-Nasri.

To bez różnicy, jaki to klub i państwo Bilskiego Wschodu, jestem przekonany, że nie robi to większej różnicy również samemu Cristiano Ronaldo. Katar czy Arabia Saudyjska, Doha czy Dubaj, to wszystko kwestie wtórne. Ważne, że to klub z szansą na tytuły, klub, który ma już parę głośnych nazwisk i klub, który jest w stanie zapłacić piłkarzowi tyle, do ilu piłkarz umie policzyć. Nie śledzę Bliskiego Wschodu na tyle, by wyśledzić, czemu akurat Saudyjczycy i Al-Nassr byli najbardziej zdeterminowani, ale mam pewne podejrzenia – Katar tymczasowo już ogarnął swoje najważniejsze cele w piłce nożnej, Emiraty jednak miały od początku zupełnie inną pozycję wyjściową w negocjacjach ze światem zachodu. Arabia Saudyjska? Ich wejście do świata wielkiej piłki przez drzwi uchylone im w Newcastle zbiega się w czasie z planami organizacji mundialu 2030. A całość – z planem Muhammeda ibn Salmana, by w oczach zachodu stać się w pełni wiarygodnym partnerem, a nie człowiekiem, za którym wleką się sprawy dot. zabójstwa dziennikarza czy wojen w Jemenie i Syrii.

Czy mam pretensje, że Cristiano Ronaldo może stać się trybikiem w tej maszynie wybielającej działania władz Arabii Saudyjskiej? Właściwie to nie. Ostatnie miesiące dość dobitnie pokazały, że na sportswashing jest skuteczny bat i trzymają go politycy państw Unii Europejskiej i USA. Gdy oni starają się kogoś wyizolować – na przykład Rosję – świat futbolu izoluje ich śladem, choćby poprzez zerwanie kontraktów z Gazpromem czy wyłączenie z udziału w międzynarodowych rozgrywkach. Katar, Arabia Saudyjska i całe grono państw o kiepskiej reputacji mogłoby się znaleźć na tej samej liście co Rosja. Ale z jakichś przyczyn Francja, Wielka Brytania, USA, Unia Europejska, Niemcy – prowadzą z tymi państwami normalne interesy. A skoro cywilizowany świat polityków z realną władzą w ręku nie ma żadnych skrupułów i oporów – czemu miałby je mieć Cristiano Ronaldo.

Napiszę więcej: z czysto ludzkiej perspektywy argumentów za przejściem do Al-Nassr jest mnóstwo. Ten podstawowy, finansowy, moim zdaniem nie jest wiodący. Tak, Ronaldo zarobi tam obrzydliwie dużo pieniędzy, których zapewne nie da rady przejeść. Już w tym momencie to człowiek, którego stać na spędzanie każdego z pozostałych mu w życiu dni w dokładnie taki sposób, na jaki ma ochotę – a mam też wrażenie, że w podobnej sytuacji są już wszystkie spośród jego dzieci. Dalsze zarabianie to już tylko cyfry na kontach, których nie da się wydać w sposób realnie poprawiających jakość egzystencji czy choćby humor. Wyjedzie w jakieś niedostępne dziś miejsce? Przepłynie niedostępnym dzisiaj jachtem? Zakupi niedostępne dzisiaj auto, zainwestuje w niedostępne dziś akcje którejś ze spółek? Być może Portugalczyka nie doceniam, być może zbiera na odkup Twittera z rąk Muska, ale wydaje mi się, że historia dała nam sporo przykładów piłkarzy z topu światowego futbolu – większość z nich nie martwi się raczej, co włoży do garnka następnego dnia, aż do końca swojej kariery. Nawet Ronaldinho, który ponoć zbankrutował już z osiem razy, nadal buja się przez życie tak jak chce i tam gdzie chce.

Ronaldo zagra jeszcze w Lidze Mistrzów? Zaskakujące doniesienia hiszpańskich mediów
Cristiano Ronaldo

Cristiano Ronaldo przeniósł się do Arabii Saudyjskiej i podpisał z tamtejszym Al-Nassr kontrakt, który gwarantuje mu astronomiczne pieniądze. Okazuje się, że w niedalekiej przyszłości znów możemy oglądać jego występy w Europie. Stanie się tak, jeśli Newcastle United wywalczy awans do Ligi Mistrzów – donosi hiszpańska “Marca”. Po rozstaniu z Manchesterem United Cristiano Ronaldo związał się

Czytaj dalej…

Nie wierzę, by pieniądze były główną motywacją. Ale od strony ludzkiej jest przecież więcej argumentów. Ronaldo przede wszystkim wydaje się człowiekiem, którego obraża brak dostatecznej estymy, brak aureoli na każdej fotografii z oficjalnego klubowego źródła, brak poszanowania, które on sam rozumie jako posłuch w dosłownie każdej kwestii – łącznie z liczbą rozgrywanych minut. Jego wywiad dla Piersa Morgana, jego zachowanie na ławce rezerwowych w meczach Portugalii, nade wszystko – ten oryginalny protest Portugalczyków, by gola Bruno Fernandesa zaliczyć dla Cristiano Ronaldo – dają nam pewne tropy, co do postaci CR7. Może strzelam kulą w płot, ale wiele wskazuje na to, że Ronaldo po prostu obraził się na piłkę nożną w europejskim wydaniu. Obraził się na mijający czas, na krytyków, którzy zarzucają mu obniżenie lotów, na coraz mniej fachowych trenerów, którzy nie potrafią wykorzystać jego talentu i potencjału. Obraził się na brak dostarczania kolejnych bodźców dla jego miłości własnej, obraził się na innowierców, obraził się na tych, którzy jego ołtarzyki schowali do szafy, stawiając nowe dla Mbappe, Haalanda, Fernandesa.

Jak porzucony bóg – miał możliwość obserwowania niszczejących miejsc kultu, albo poszukanie nowych wyznawców. W Al-Nassr będzie pierwszy po Allahu, w Arabii Saudyjskiej trzeci, bo pewnie wyżej pozostanie ibn Salman, czarujący książę. Liga będzie się kręcić wokół niego, media będą śledzić każdy jego ruch – nie w poszukiwaniu wpadek, grymasów czy gniewu, jak te europejskie niewdzięczne tabloidy, ale w poszukiwaniu potwierdzeń geniuszu. Będą powstawać kompilacje best goals and assist, będą kolejne trofea, jestem w stanie uwierzyć, że niektóre zostaną wymyślone tylko po to, by Ronaldo coś jeszcze zdobył. To naprawdę przypomina niebieską pigułkę dla Neo i wcale się nie zdziwię, gdy Al Arabiya zorganizuje własny plebiscyt platynowej piłki, którą już w 2023 roku wygra Cristiano Ronaldo, z dużą przewagą nad Vincentem Aboubakarem. Tu pozostanie nie tylko jednym z dwóch najlepszych w historii, tutaj cały naród, potężny, bogaty, gotowy wyczarować naprawdę imponujące iluzje, będzie go każdego dnia utwierdział w przekonaniu, że jest jedyny.

Rekordowy kontrakt Ronaldo. Tyle zarobi w Al-Nassr
Cristiano Ronaldo

Cristiano Ronaldo w piątek został nowym saudyjskiego Al-Nassr. Portugalczyk związał się z klubem umową do czerwca 2025 roku, dzięki której będzie zdecydowanie najlepiej opłacanego zawodnika na świecie. Ronaldo za każdy rok gry otrzyma 200 milionów dolarów! Cristiano Ronaldo podpisując kontrakt z Al-Nassr stał się najlepiej zarabiającym zawodnikiem na świecie Portugalczyk ma otrzymywać 200 milionów euro

Czytaj dalej…

Jako fan Ronaldo, który latami udowadniał, że to piłkarz wcale niewiele gorszy od Lionela Messiego, chyba nawet wolałbym zwyczajny skok na kasę. Pamiętam doskonale, jak pół narodu wypychało Grzegorza Krychowiaka z PSG, “dla dobra kadry”. Krychowiak miał bajeczny kontrakt w Paryżu, w godzinach pracy kopał sobie piłkę z Neymarem, a w dodatku mógł obserwować jego mecze z pierwszych rzędów na trybunie. Wielka kasa za kozackie, modne życie w stolicy Francji, zero zmartwień, nawet zero presji, bo przecież na boisku się nie pojawiał. A i tak Mateusz z Fromborka nie tyle prosił, co wręcz żądał: niech to wszystko porzuci, musi regularnie grać, choćby i w Orle Parzęczew, ale jednak: forma w reprezentacji nade wszystko.

Wówczas broniłem Krychowiaka i jego wyborów – bo jeśli dla niego ważniejsza jest już rodzina, modelka, która w Paryżu pewnie czuje sie najlepiej, interesy poza piłką nożną i przede wszystkim – luksusowy kontrakt w PSG, to kim jesteśmy, by Krychowiakiem dyrygować?

Z Ronaldo problem jest większy. Po pierwsze – bo skok na kasę w jego wypadku traci moc, gość do końca życia będzie zarabiał miliony euro za samo przebywanie w gronie określonych ludzi, właściwie będzie zarabiał za bycie Cristiano Ronaldo. Po drugie – bo to jest, kurczę pióro, Cristiano Ronaldo.

Dlatego jest mi smutno, dlatego czuję żal, dlatego się złoszczę. Ilu takich piłkarzy dał nam los? Przyjmę najbardziej szerokie widełki – Pele. Maradona. Messi. Cruyff. Ronaldo piąty, nawet jeśli dorzucilibyśmy “starego” Ronaldo i Ronaldinho, to i tak maksymalnie siedem osób w historii. Ale według mnie i według wielu innych – biorąc pod uwagę długowieczność, stopień rywalizacji, osiągnięcia, wpływ na poszczególne mecze i drużyny – jest ich dwóch. Messi. Ronaldo. Kropka. Koniec. Dalej jest Pele, ale jakże odległy i historyczny, bez sukcesów na europejskich boiskach, z zaledwie jednym triumfem w Copa Libertadores. Dalej jest Maradona ze swoimi mrocznymi kartami, bez Pucharu Europy, z zaledwie trzema mistrzostwami, bez wygranej ligi w Barcelonie. Dalej jest wymykający się klasyfikacjom Cruyff, potem już Ronaldinho, Ronaldo, cała reszta tych, którzy na szczycie z różnych względów utrzymywali się krótko, albo nawet bardzo krótko.

  • Zobacz także: Tetrycy pięknie wszystko wyjaśniają

Tych na topie przez lata, tych z całymi naręczami pucharów i medali, tych rozbijających w pył wszystkie indywidualne klasyfikacje jest dwóch. A raczej było dwóch. Gdy spojrzymy na Ronaldo jak na człowieka, który zdarza się dwa razy na 150 lat, widzimy, jak fatalnym dla świata futbolu ruchem jest jego wyjazd do Arabii Saudyjskiej. To jest jak kompletnie rozczarowujący ostatni odcinek najwybitniejszego serialu w historii futbolu. To jest jak wspomniana niebieska pigułka Neo, to jest jak Vito Corleone, który odmawia Clemenzie przechowania sprzętu. Cristiano Ronaldo to coś więcej niż piłkarz, coś więcej niż jeden z największych. To wybraniec, który miał do końca pokazywać, że limitów nie ma, jak wtedy, gdy prowadził Real do kolejnych triumfów w Lidze Mistrzów, jak wtedy, gdy zdobywał Złote Piłki, jak wtedy, gdy prowadził Portugalię do Mistrzostwa Europy.

My, piłka nożna, my, kibice, zasługiwaliśmy na coś lepszego. Zasługiwaliśmy na podrażnioną ambicję i ostatni zryw człowieka, który tak długo stawiał czoła najlepszemu w historii. Nawet w najbardziej cukierkowych filmach zwycięski bohater pokonuje antagonistę po długiej, trudnej i wymagającej walce, a jego zwycięstwo rzadko jest ostateczne i bezdyskusyjne.

Tymczasem Ronaldo, obserwując jak Lionel Messi puentuje karierę tytułem Mistrza Świata, wyjeżdża do Arabii Saudyjskiej. Albo: ucieka do Arabii Saudyjskiej przed rzeczywistością. To uzasadnione. To w pewien sposób logiczne. To spodziewane.

Ale nie dam sobie wmówić, że to nie jest jednocześnie niewymownie smutne.

Komentarze

Na temat “Olkiewicz w środę #45 Ucieczka Cristiano Ronaldo. Spodziewana, ale smutna