Lewandowski, United, FPL i Real. Haaland w City to początek

John Stones (Manchester City) & Erling Haaland (Borussia Dortmund)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: John Stones (Manchester City) & Erling Haaland (Borussia Dortmund)

Jedna z najbardziej emocjonujących transferowych telenoweli dobiegła końca – Erling Braut Haaland zostanie zawodnikiem Manchesteru City. Przeprowadzka Norwega na Etihad to ruch, który odciśnie swoje piętno na wielu różnych aspektach świata futbolu. Zastanawialiście się, jak przenosiny 21-latka na Wyspy wpłyną na Roberta Lewandowskiego, Fantasy Premier League i Real Madryt? Były zawodnik BVB popchnął pierwszą płytkę domina.

  • Erling Braut Haaland już niedługo zostanie zaprezentowany jako nowy piłkarz Manchesteru City
  • Transfer 21-latka bez wątpienia wpłynie na wiele różnych aspektów świata futbolu, także tych nieco mniej oczywistych
  • Na przeprowadzce Norwega ucierpi m.in. Robert Lewandowski, który straci klasowego rywala

Bundesliga

Nie oszukujmy się. Bundesliga, chociaż według teorii klasycznej jest definiowana jako jedna z pięciu najlepszych lig w Europie, pod względem popularności/atrakcyjności stoi daleko w tyle za Premier League czy La Liga. Serie A także jawi się jako zdecydowanie ciekawsza dla postronnego kibica, zwłaszcza jej bieżąca odsłona. Najwyższa klasa rozgrywkowa za naszą zachodnią granicą od dłuższego czasu równa w dół, do poziomu Ligue 1, właściwie zdominowanej przez PSG. 10 tytułów z rzędu w wykonaniu Bayernu zdecydowanie nie pomaga w pozytywnym odbiorze ligowej rywalizacji w Niemczech.

Dlatego sytuację muszą ratować indywidualności, a jedną z nich był Erling Haaland. Jeżeli wschodzące gwiazdy traktują Bundesligę wyłącznie jako przystanek, trudno walczyć o przeciętnego widza z Anglią czy Hiszpanią. Robert Lewandowski znowu bezradnie rozkłada ręce. Stracił już Aubameyanga, teraz musi pożegnać się z Haalandem, a emigracja Nkunku także wydaje się nieunikniona.

Bayern Monachium

Kupiliśmy wszystkich najlepszych, a ci, których kupić nam się nie udało, zostali/zostaną pozyskani przez ścisłą czołówkę światowego futbolu. Bayern w Bundeslidze jest w sytuacji win-win, ale tylko jeżeli chodzi o ewentualne transfery w lokalnym kręgu. Jako największa marka w kraju może niemal dowolnie przebierać w kadrach rywali i wyciągnąć z nich najsmaczniejsze kąski. Oczywiście szefostwo Bawarczyków, znane z rozwagi w kwestiach finansowych, przed kolacją wpłaca na konto tylko określoną sumę, więc na niektóre pozycje nawet nie spogląda. Ne należy spodziewać się kolejnych transferów pokroju 80 milionów euro wyłożonych za kartę Lucasa Hernandeza, co sugeruje, że Christopher Nkunku na Allianz Arena nie trafi.

Die Roten już od dłuższego czasu są zakładnikami Bundesligi i własnej wielkości. Żaden inny klub w Bundeslidze nie może się z nimi równać. Odejście Haalanda z Borussii tylko wzmacnia Bayern i zwiększa przewagę aktualnych mistrzów nad resztą stawki. Monachijczycy są tak silni, jak silna jest ich konkurencja do tytułu. Jeżeli BVB i Lipsk tracą swoje gwiazdy, tym samym osłabiają FCB. Efekty tej zależności doskonale widać na tle Ligi Mistrzów. Ekipy, które na krajowym podwórku regularnie zbierają doświadczenie w zmaganiach z klasowymi przeciwnikami, zdecydowanie lepiej radzą sobie w starciach z Realem, City czy PSG.

Robert Lewandowski

Robert został sam. Znowu nie ma z kim rywalizować. Znowu będą się z niego śmiać i wytykać go palcami. Patrzcie, to ten, który cieszy się ze zwycięstw nad słabszymi. Znęca się nad biednymi i pokrzywdzonymi. I robi to z nieukrywaną przyjemnością. Ten człowiek nie ma serca. Ale także nie ma z kim się bić, co prowadzi do sytuacji przedstawionych wyżej. Lewandowski musi wręcz torturować swoich przeciwników, by zostać zauważonym. Jeden gol – bez szału. Dwa trafienia- nieźle. Hat-trick – no, w końcu coś ruszyło. Bez konkurencji napastnik reprezentacji Polski nie istnieje. A to niestety do tej pory miało zauważalny wpływ na jego szanse w zmaganiach o Złotą Piłkę. Dlatego nie możemy dziwić się RL9, że szuka nowych wrażeń. Co mu po kolejnych rekordach, skoro nikt go nawet nie próbuje ścigać?

Premier League

Nic dziwnego, że Anglicy patrzą na wszystkich z poczuciem wyższości. W końcu mają u siebie najlepszą ligę, a najlepsza liga przyciąga najlepszych piłkarzy. Premier League jest już konkurencją tylko dla siebie. Mamy Ronaldo, mamy De Bruyne, mamy Salaha, mamy już także Haalanda, a w półfinałach europejskich pucharów zajęliśmy cztery miejsca z dwunastu dostępnych. Największe pieniądze, największe nazwiska, naj… i tak dalej. Transfer Norwega jeszcze bardziej zwiększa przewagę PL nad resztą stawki. I tu już nawet nie chodzi o to, kto gra w finale LM. Haaland równa się wzrost popularności rozgrywek, a to przekłada się na zysk. Pieniądze robią pieniądze.

Manchester City

Zapewne już zdążyliście przeczytać szereg różnych materiałów oceniających przydatność Norwega w City. Zapewne już także zdążyliście dowiedzieć się, że Haaland kompletnie nie pasuje do Manchesteru, Obywatele nie potrafią grać z typową dziewiątką, a Guardiola jest głupi i co on w ogóle wie o piłce. Zatrzymajmy tę karuzelę nienawiści. Erling Braut Haaland to dla The Citizens nowe możliwości. Reprezentant Norwegii daje to, czego nie dają ani Gabriel Jesus, ani Phil Foden, ani nawet Kevin De Bruyne. To po prostu inny typ piłkarza, o innych umiejętnościach i innych zaletach. Atletico broni się głęboko, nie jesteśmy w stanie wejść w ich pole karne – co robimy? Dorzucamy przed bramkę. Ale tym razem już mamy do kogo dorzucać.

City wcale nie musi drastycznie zmieniać taktyki i grać wyłącznie pod EBH. A niektóre głosy sugerują, że Haaland to zawodnik jednowymiarowy, oporny na przyswajanie wiedzy. Jeżeli zdrowie 21-latka na to pozwoli, zapewne częściej będziemy widywać go w podstawie niż na ławce. Jednak to w żaden sposób nie świadczy o tym, że Guardiola przemianuje klub na Haaland City, a jego podopieczni zostaną zmuszeni do posyłania dalekich piłek na wolne pole. Manchester po prostu stanie się jeszcze bardziej wszechstronny.

Manchester United

City i United to nie bliźniacy. To raczej bracia, których dzielą dokładnie dwa lata. Starszy, ten z Old Trafford, może pochwalić się piękną historią, natomiast dzisiaj musi oglądać sukcesy nieznacznie młodszego rodzeństwa. I zazdrości. Ogromnie zazdrości! Ech, kiedyś to było! Dlatego próbuje gonić. Cristiano Ronaldo, Jadonem Sancho, Raphaelem Varanem. Jednak to ciągle za mało. A teraz jeszcze ten młody ma Haalanda. Więc ja też muszę znaleźć sobie swojego Haalanda!

Chociaż ta rywalizacja, co oczywiście jest nieuniknione, opiera się na wydawaniu astronomicznych kwot, ma też swoją dobrą stronę – United, zwykle operujące równie przepastnym budżetem, stara się dorównać rywalom, dzięki czemu w czerwonej części Manchesteru pojawiają się wielkie nazwiska. Inną kwestią jest to, w jaki sposób są one wykorzystywane, jednak to materiał na zdecydowanie bardziej pogłębioną analizę. Morał z relacji City-United jest następujący: starszy nie chce być gorszy od młodszego, dlatego możemy spodziewać się odpowiedzi na EBH.

Fantasy Premier League

Nie oszukujmy się. Nie ma ważniejszej rzeczy w życiu niż Fantasy Premier League. Gdyby rzeczywistość była inna, to po transferze Norwega do City jako pierwsze powstałyby zupełnie inne analizy. Tymczasem już dzisiaj rzesza menedżerów FPL zastanawia się, na ile zostanie wyceniony Haaland i czy warto go kupować już na początku sezonu. Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o grze, która momentami odbiera chęć do życia, ten opis powinien was zachęcić do rozpoczęcia swojej wirtualnej przygody.

Na dwa tygodnie przed zakończeniem obecnego sezonu większość już wie, że Erling Haaland to ryzykowna opcja i będzie kosztował przynajmniej 11,5 miliona, natomiast inni, gdyby tylko mieli taką możliwość, właśnie wybieraliby skład na kolejną edycję FPL, w ataku umieszczając nowego napastnika Obywateli i Aleksandara Mitrovicia z Fulham. Mogę się założyć, że posiadanie reprezentanta Norwegii w GW1 wyniesie więcej niż 50%. Ten człowiek z łatwością pobije wszelkie rekordy popularności. Jednak czy zdoła przebić tegoroczne wyczyny dwóch najlepiej punktujących zawodników Fantasy, Sona i Salaha?

Real Madryt

Nie ma Mbappe, nie ma Haalanda, a i ten Lewandowski jakoś tak niespecjalnie zdecydowany. Real ma odwrócony kłopot bogactwa. Tak, właśnie wymyśliłem to pojęcie. Ale do rzeczy. Królewscy mają za co kupować, ale nie bardzo mają kogo. A bardzo by chcieli kogoś kupić. Rudiger już jest, ale Rudiger to nie Mbappe. Florentino Perez potrzebuje kogoś, kto pokaże światu, że Real też potrafi w transfery. Bo na razie madrytczycy ciągle muszą bujać się z Hazardem jako ostatnim wielkim.

Dlatego przeprowadzka Norwega na Etihad niejako wymusza na włodarzach klubu z Estadio Santiago Bernabeu pewien rodzaj reakcji. Nawet jeżeli przyjmiemy scenariusz, że Kylian M teraz faktycznie przedłuży swoją przygodę na Parc des Princes, ale w końcu trafi do stolicy Hiszpanii, zrobi to “dopiero kiedyś”. Może za rok, może za dwa lata. A może w międzyczasie się rozmyśli i zobaczymy go u boku Erlinga H.

Jestem przekonany, że Florentino tak tego nie zostawi. Na jego miejscu spróbowałbym namówić Cristiano na drugi w jego karierze romantyczny powrót. Tym razem w szeregi Los Blancos. Jednak to musiałoby stać się tu i teraz. I chyba nawet kibice United wybaczyliby CR7, gdyby ten opuścił Old Trafford na rzecz ponownych występów w koszulce Los Galacticos.

Komentarze