Tajemnicza śmierć legendy piłki w RPA. Uwielbiał go Mandela, Pistorius nienawidził. Dokonano na nim egzekucji

Samochód Marca Batchelora
Obserwuj nas w
Twitter Na zdjęciu: Samochód Marca Batchelora

Nelson Mandela go uwielbiał, choć tacy jak on zawsze znajdą wrogów. Na przykład Oscara Pistoriusa, który groził mu połamaniem nóg. Cóż, podobno były podstawy, by twierdzić, że to z nim zdradzała go Reeva. Ale to ktoś inny poszedł krok dalej i wydał na niego wyrok śmierci. Poznajcie Marca Batchelora, legendę piłki w RPA.

Pogrzeb

Gdyby nie to, że ludzie płakali, a na widoku stała trumna, nikt pewnie nie pomyślałby, że to pogrzeb. W wielkiej sali zamontowano ekran, na którym goście mogli przypomnieć sobie wszystkiego gole strzalane przez Batchelora, potężnie zbudowanego blondyna, byłego piłkarza największych tamtejszych klubów – Orlando Pirates, Kaizer Chiefs i Mamelodi Sundowns. Jego koledzy w pewnym momencie postanowili uczynić ceremonię nieco mniej formalną. Mark Williams, jeden z najlepszych zawodników reprezentacji RPA w latach 90., rozpoczął festiwal anegdot. – Kiedyś pojechaliśmy razem do Chin. Wyskoczyliśmy na miasto, by się zabawić, ale wdaliśmy się w bójkę z bramkarzami. Ostatecznie uciekliśmy, a następnego dnia przeczytaliśmy w gazetach, że policja szuka czarnoskórego mężczyzny (Williams – przyp. red.) i blondynki.

Ale chwilę wcześniej nie było tak wesoło. Głos Warrena, brata zamordowanego piłkarza, łamał się wielokrotnie, gdy wygłaszał poruszającą przemowę. – Marc nie był aniołem. W ciągu ostatnich kilku lat poszedł złą ścieżką. W tym czasie wielokrotnie mnie odepchnął, podobnie jak swoich prawdziwych przyjaciół. Ale niedługo przed śmiercią próbował wszystko naprawiać, zbierał te kawałki do kupy. Udziału w takich scenach, jak ta z poniedziałkowej nocy nie życzę nikomu. Kiedy wyciągnęli jego ciało z samochodu, pocałowałem go w głowę. Czułem, że w tym momencie ostatecznie się pogodziliśmy – mówił. I dodał: – Był bohaterem i legendą dla milionów. Kochał go nawet Nelson Mandela, który swego czasu zaprosił go do siebie. Miał wady, ale był dobrym człowiekiem.

Pogrzeb transmitowały telewizje, obrazki można znaleźć właściwie we wszystkich południowoafrykańskich mediach. – Nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się, kto to zrobił mojemy bratu – zabójcy musieli słyszeć te słowa Warrena Batchelora.

Zabójstwo

W lipcu 2019 roku Batchelor wraz ze swoim ogrodnikiem i psem wracali do domu. Gdy Marc parkował, dwóch motocyklistów podjechało pod jego BMW i otworzyło ogień. Ciało piłkarza przyjęło wiele kul. Ucierpiał też pies, choć dostał pewnie rykoszetem – sprawcy ewidentnie celowali w Batchelora. W RPA codziennie dochodzi do wielu podobnych ataków. Nie każdy kończy się śmiercią, ale o dostęp do broni nie trzeba się jakoś specjalnie prosić. Najczęściej służy do dokonania napadu. Choć i ona nie jest konieczna. Jeden z polskich dziennikarzy akredytowanych na mundial w 2010 roku opowiadał swego czasu, jak wystarczył moment postoju na czerwonym świetle, by ktoś wybił szybę w jego samochodzie i ukradł laptopa dosłownie z jego kolan.

Ale tym razem z samochodu nic nie zniknęło. Zabójcy czekali, aż Batchelor wróci, by wykonać na nim wyrok i uciec. Chwilę później o zdarzeniu wiedział już cały kraj. Zdjęcia przedstawiające pochylonego na przednim siedzeniu piłkarza z wieloma ranami postrzałowymi błyskawicznie stało się viralem w tamtejszych mediach społecznościowych. Policja w wydanym na szybko komunikacie informowała, że szuka dwóch sprawców i motywu zbrodni.

Zły chłopiec

Marc Batchelor był jedną z tych osób, które miały łatwość do znalezienia kłopotów. Na boisku to nawet pomagało – mimo że nie był najbardziej skutecznym napastnikiem, trybuny uwielbiały go za zadziorność. Wyglądał jak gladiator, więc to obrońcy się od niego odbijali, nie na odwrót. Grał w najlepszych drużynach w kraju, a w połowie lat 90. z Orlando Pirates sięgnął nawet po triumf w afrykańskiej Lidze Mistrzów.

Ale poza murawą charakter raczej mu nie pomagał. Mandy Wiener, miejscowa dziennikarka i autorka książki “Ministerstwo zbrodni”, pisała, że wielu ludzi mogło zależeć na śmierci Marca. “Ludzie nie przochodzili obok niego obojętnie. Albo kochali, albo nienawidzili”. To ostatnie miało to związek z jego profesją po karierze – prowadził ze wspólnikami firmę windykacyjną, która nie zawsze odzyskiwała pieniądze po dobroci. Wspólnicy nie kryli, że zdarzało mu się połamać ludziom ręce. Wiener opublikowała też artykuł, w którym powiązała piłkarza z jednym z izraelskich biznesmenów, któremu Batchelor miał być winien około 200 tys. euro. Ten trop prowadził jednak donikąd.

Zanim muskularny blondyn postawił na swoje biznesy, był ekspertem telewizyjnym w stacji SuperSport. Szybko zdobył szacunek dzięki swojej wyrazistości. W tamtych czasach był najjaśniejszą gwiazdą stacji, ale został z niej zwolniony po serii bójek w klubach nocnych. Władze SuperSportu miały już dość czołówek z ich pracownikiem, a kiedy ten przed restauracją Parkhurst pobił kogoś z użyciem kastetu, ostatecznie podpisał swoją dymisję.

Z gazet oczywiście nie zniknął. W 2010 roku wspierał Michaela Schultza, boksera, który zabił na zlecenie mafii Bretta Kebble’a, miejscowego magnata górniczego. Jednocześnie sam nie unikał problemów. Głośno było np. po tym, jak w kolejnej walce został dźgnięty nożyczkami, albo gdy pobił trenera na siłowni. Trzy lata później stał się jednym z bohaterów słynnego procesu Oscara Pistoriusa, najbardziej znanego na świecie niepełnosprawnego lekkoatlety oskarżonego o zabicie swojej dziewczyny Reevy Steenkamp. Przed sądem zeznawał jako świadek, a prasę raczył kolorowymi faktami. Twierdził, że Pistorius groził, że połamie mu nogi za to, że rzekomo to z nim zdradzała go Reeva. Batchelor stał się ulubieńcem dziennikarzy tabloidów – nigdy nie odmawiał komentarza, a jednocześnie uosabiał mroczną naturę obecną w życiu sportowca.

Z roku na rok gubił się coraz częściej i zaczął tracić przyjaciół. W tym wspieranego w 2010 roku mordercę.

Michael Schultz poproszony o komentarz po śmierci Batchelora: To klaun, który chciał być gangsterem. Znęcał się nad starymi i mniejszymi od siebie, ale nie miał jaj, by stawić czoła komuś, kto się go nie bał. Był oszustem i złodziejem. Zadłużał się na potęgę, więc jeśli chcesz wiedzieć, kto go zabił, idź za pieniędzmi. Gdy był młody, był dobrym facetem. Ale później zaczął brać sterydy. Wiele się od tego czasu wydarzyło, więc zdystansowałem się od niego.

Potwierdzali to śledczy, którzy uważnie obserwowali podziemie. Południowoafrykańskie media cytowały jednego z nich: “Schultz i jego współpracownicy mówili między sobą, że Batchelor oszalał. Nie chcieli mieć z nim nic wspólnego”.

Piłkarz stracił kontakt z rodziną. Jeden z jego najbliższych przyjaciół, gracz reprezentacji rugby Ray Mordt: “Straciłem kontakt z Markiem. Próbowałem z nim rozmawiać i tłumaczyć, że musi zmienić swoje postępowanie. Miał dobre serce, ale się pogubił, zaczął robić szemrane interesy z półświatkiem”.

Jeden z jego ostatnich współpracowników, Nafiz Modack, sugerował, że Batchelor wiedział, że jego czas się kończy. Chęć naprawienia relacji z najbliższymi miała jego zdaniem wynikać właśnie z tego.

Kto zabił?

Policja powiązała sprawę zabójstwa Marka Batchelora z morderstwem Ivana Djordjevicia, obywatela Serbii mieszkającego w RPA. 59-latek zginął w identyczny sposób – zamaskowani motocykliści po prostu wykonali egzekucję, gdy ten podjeżdżał pod swój dom. Dziennik “Sunday Times” ujawnił, że Djordjevicia i Batchelora wiązały nie do końca jasne interesy. Ślady śledztwa prowadziły do narkotykowego półświatka, z którego za sprawą dwójki późniejszych ofiar miała zniknąć tona kokainy. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi pojawiło się podejrzenie, że Batchelor i Djordjević po prostu ukradli 1000 kg narkotyków.

Policja jednak dwa miesiące po zabójstwie piłkarza zamknęła dochodzenie. – Przesłuchaliśmy 15 świadków będących bardzo blisko Marka Batchelora. Nie udało nam się jednoznacznie wytypować ani sprawcy, ani motywu. Śledztwo prowadziło w wiele ślepych zaułków – powiedział “Sunday Times” informator z policji. Nieoficjalnie ustalono, że poszukiwano dwóch obywateli Europy wschodniej.

– Boli mnie świadomość, że ludzie, którzy nam go zabrali wciąż są na wolności. Nie ma sprawiedliwości. Życie zmusza nas, byśmy szli dalej i pozbierali się po tej tragedii, ale do dziś trudno sobie poradzić z wiedzą, co się stało. W moim życiu chcę już tylko jednego – by mordercy mojego brata stanęli przed sądem – mówił niedawno Warren Batchelor.

Ale nie tylko on pamięta. Nazwisko Marca Batchelora wciąż pojawia się w gazetach. Nawet półtora roku po śmierci.

Komentarze