Diabolik, król trybun w Rzymie. Przez lata trząsł całym klubem

Kibice Lazio oddają hołd zabitemu liderowi
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Kibice Lazio oddają hołd zabitemu liderowi

Lazio oznacza teraz rasizm, faszyzm i zmowę z organizacją Camorra – powiedział kilka lat temu jeden z kibiców rzymskiego klubu. Obwinia za taki stan rzeczy jedną postać, Fabrizio Piscitellego, który przez kilka dekad trząsł nie tylko trybunami Stadio Olimpico, ale i całym klubem. Jedna z najbarwniejszych i najczarniejszych postaci włoskiego futbolu zginęła tak, jak żyła, czyli brutalnie.

Środa 7 sierpnia 2019 roku. Najbardziej znana twarz rzymskiego półświatka siedzi na ławce w Parco degli Acquedotti w południowo-wschodniej części stolicy Włoch. 53-letni Fabrizio Piscitelli od prawe 30 lat był niekwestionowanym liderem najbrutalniejszego i najbardziej wyrazistego gangu ultrasów w całym kraju. Stał na czele Irriducibili (tłum. Niezłomni, nieugięci). Nazywano go Diabolik na cześć kreskówkowej postaci będącej zabójcą i złodziejem. Wydawało mu się, że w swoim mieście jest nietykalny i nikt nie odważy się go ruszyć. Bardzo się jednak mylił.

Krótko po godzinie 19:00 mężczyzna wyglądający na zwyczajnego biegacza przebiegł obok ławki, na której zasiadał Diabolik. Błyskawicznie wyjął broń kalibru 7,65 i strzelił prosto w lewe ucho Piscitellego. Gangster zmarł niemal natychmiast, ześlizgując się z ławki, podczas gdy morderca szybkim biegiem uciekł z miejsca całego zdarzenia. Wszystko zostało idealnie zaplanowane i wykonane.

Walcząc z wrogiem czuł, że żyje

Mowa o człowieku, który odcisnął na Lazio większe piętno niż wielu prezesów, trenerów czy piłkarzy, którzy w tamtym okresie działali we włoskim klubie. Zabójstwo, którego dokonano w upalne lato 2019 roku zakończyło jedną z najbardziej niesamowitych karier w historii ultrasów Lazio. Ci, którzy dobrze go znali mówili, że Piscitelli nie był przesadnie zainteresowany piłką nożną. Gdy jako nastolatek zaczął pojawiać się na Stadio Olimpico, jego prawdziwy mecz rozgrywany był na trybunach. Od zawsze uchodził za ulicznego bandziora. The Guardian cytował w swoim artykule dawne słowa Diabolika. Miał powiedzieć: – Wszystko dla dobra Lazio. Widząc na trybunach ludzi po drugiej stronie, chcesz dostać się na ich sektor i ich zabić. To dzięki walce czułem się żywym. Ja oddychałem pełną piersią, podczas gdy inni tego nie potrafili. Ja, w przeciwieństwie do nich, nie byłem martwy.

Ultrasi spod szyldu Irriducibili doszli do głosu pod koniec lat 80., a jednym z ich liderów był właśnie Diabolik. By przejąć trybuny Lazio musieli rozpychać się łokciami i zadać kilka ciosów poniżej pasa. Efekt był taki, że dominująca wcześniej na trybunach ultasowa grupa Orłów przestała cokolwiek znaczyć na stadionie. Irriducibili doszli do władzy niespotykaną wcześniej na włoskich stadionach brutalnością i siłą. Za sznurki pociągać miał właśnie Fabrizio Piscitelli, który był wtedy u progu swej wielkiej gangsterskiej kariery.

Diabolik i jego koledzy trafili na dobrą koniunkturę. Lazio przeżyło w latach 90. odrodzenie. Klub podpisał kontrakty z zawodnikami światowej klasy, takimi jak Beppe Signori czy Paul Gascoigne. Lazio przejął zamożny przedsiębiorca Sergio Cragnotti. Zespół dowodzony przez Svena-Gorana Erikssena wygrał swoje drugie Scudetto, a także Puchar UEFA i dwa Puchary Włoch.

Stadion własnością ultrasów

Zarówno w samym klubie, jak i na trybunach pojawiło się dużo pieniędzy. Ultrasi we Włoszech zarabiali na produkcji gadżetów dla kibiców. Irriducibili postanowili pójść zdecydowanie dalej i okazało się, że otoczenie Diabolika ma żyłkę do interesów. Wynajmowali magazyny, przeprowadzili nielegalne transakcje i co kluczowe, w pełni opanowali trybuny. Stadio Olimpico stało się niemalże ich własnością. Jeden z policjantów żalił się w latach 90., że służby porządkowe nie mają pojęcia o miejscach na stadionie, do jakich dostęp ma tylko Piscitelli.

Diabolik wiedział jak zarządzać ludźmi i pieniędzy. Stanął na czele Original Fans, biznesowego imperium, które rozrosło się w błyskawicznym tempie. Nim minęło kilka lat Piscitelli i jego ludzie mieli już 12 sklepów rozsianych po Rzymie i całym regionie. Jako, że obrót prowadzony był głównie gotówką, a wiele transakcji było nielegalnych, dokładne zyski Original Fans trudno jest oszacować. Faktem jest jednak, że sam Piscitelli w przeciągu mniej niż dekady został milionerem (w 2016 roku skonfiskowano jego majątek o wartości 2,3 mln euro). Jeden z kibiców Lazio powiedział kiedyś: – Gdyby Piscitelli nie miał duszy gangstera, to pewnie doszedłby do posady klubowego prezesa i dyrektora.

Tym, co napędzało Original Fans były trybuny. Grupa Irriducibili od początku nie przebierała w środkach i często trafiała na czołówki gazet. Głównie za sprawą swastyk, salutu rzymskiego czy znieważania osób pochodzenia żydowskiego. Na celownik trafiła nawet ofiara holokaustu, Anne Frank, którą wykorzystano naklejkach, które miały obrazić kibiców lokalnego rywala, Romy. Skrajność miała napędzać popularność i przyciągać młodych chłopaków z Rzymu i okolic. Nieprzypadkowe były też związki ultrasów ze skrajnie prawicową partią polityczną Forza Nuova.

Osoby należące do Irriducibili były i są po dziś dzień w pełni oddane swoim liderom. Toffolo, jeden z przywódców, chwalił się, że reprezentuje 15 tysięcy osób. W szeregach ultrasów Lazio panowała od zawsze absolutna jedność i wszyscy zmuszeni byli podążać za swoim liderem. – Tu nikt nie odważyłby się być arogancki i nam podskoczyć – mówił Toffolo. Irriducibili zasłynęli nie tylko z kontrowersyjnego i przepełnionego nienawiścią dopingu. Ich wizytówką są mecze wyjazdowe, gdy idą przez miasto prezentując salut rzymski, który jest jawnym nawiązaniem do faszyzmu. Nie tak dawno, bo w 2019 roku w Mediolanie ultrasi rozwinęli wielki transparent ku czci samego Benito Mussoliniego.

Biznes narkotykowy pociągnął go na dno

Złe czyny próbowano od początku działalności rozmywać dobrym pijarem i charytatywnymi akcjami. Irriducibili podkreślali, że chcą pomagać biednym i pokrzywdzonym przez los. Od lat wspierają szpital pediatryczny Dzieciątka Jezus. Jednocześnie nie mieli jednak problemu z tym, by szydzić z uchodźców. Nie uszanowali nawet minuty ciszy dla zmarłych na Morzu Śródziemnym. Na co dzień kpią z żydów i ofiar nazizmu, nie szanują też kobiet. Głośno było o sprawie z 2018 roku, gdy ultrasi ogłosili, że nie chcą w pierwszych 10 rzędach sektora Curva Nord żadnych przedstawicielek płci pięknej.

Ci, którzy byli blisko Diabolika mówili, że roztaczał wokół siebie charyzmę. Potrafił być czarujący i miły. Miał jednak też w sobie coś z szaleńca. Znajomy opowiadał, że Piscitelli zmieniał się w mgnieniu oka i tuż po opowiedzeniu żartu mógł oznajmić śmiertelnie poważnie, że pójdzie kogoś zastrzelić. Nawet jego najbliżsi współpracownicy nie mieli pewności czy aby na pewno tylko wtedy żartował.

Diabolik skończył tak źle, bo zaczął podejmować coraz większe ryzyko. Biznes związany z Lazio przestał go zadowalać i poszedł w handel narkotykami. Wykorzystał w tym celu swoje powiązania ze znaną neapolitańską grupą mafijną Camorra. Swoje nielegalne operacje przeprowadzał na północy od Stadio Olimpico. Z czasem zaczęło robić się coraz groźniej. Omal nie zginął najbliższy współpracownik Diabolika, Toffolo. Inna osoba z grupy Irriducibili straciła życie w rzece Tyber, skąd wyłowiono tylko jej nogę. Całego ciała nigdy nie odnaleziono. Ultrasi mieli na karku policję i wpadli, gdy policja śledziła do ich magazynu dostawcę pizzy. Na miejscu znaleziono torpory, pałki, maczety i pistolety. Piscitelli był w 2015 roku nawet aresztowany. Wcześniej zdarzało się mu mieć zakaz stadionowy, ale pomimo tego pojawiał się nadal na Stadio Olimpico.

Piscitelli stracił znaczną część majątku, w tym posiadane wille i nieruchomości. Przebywał w areszcie domowym. Gdy wyszedł na wolność, próbował wrócić do gry i odbudować swoją pozycję. Zawarł nawet pokój z prezydentem Lazio, Claudio Lotito, którego przed laty próbował sobie podporządkować i zepchnąć ze stanowiska. Jednym z głównych problemów Diabolika było to, że nie tylko sprzedawał narkotyki, ale i sam popadł w nałóg i został narkomanem. Media we Włoszech opisywały po jego śmierci, że doznawał częstych napadów psychozy. Stał się paranoikiem i miał urojenia. Pod koniec życia zaczął być nieobliczalny. Być może dlatego zdecydowano się go wyeliminować.

Fani Wisły Kraków oddali mu hołd

Postać Diabolika obrosła legendą, a jego zabójstwo na ławce w parku na zawsze uczyniło go bohaterem ultrasów Lazio. Po jego śmierci ruch kibicowski we Włoszech związany z neofaszyzmem i prawą stroną polityki pogrążył się w żałobie. Hołd na trybunach oddali mu nawet kibice Wisły Kraków, wywieszając na jego cześć transparent (“Diabolik – rest in peace”). Zniesmaczony był tym prezes PZPN i znawca włoskiej piłki, Zbigniew Boniek. “Chyba trochę przesadzili” – napisał na Twitterze.

Rzecz jasna nie wszyscy sympatycy Lazio utożsamiają się z faszyzmem czy antysemityzmem. Ci, którzy należą do ultrasów nie mają jednak odwagi powiedzieć tego głośno. – Diabolik zrujnował wizerunek naszego klubu na całym świecie. Lazio oznacza teraz rasizm, faszyzm i zmowę z organizacją Camorra. Dla mnie Piscitelli był motłochem i przestępcą – wyznał anonimowo jeden z kibiców cytowany przez dziennikarzy Guardiana. Opinia ta zdaje się być jednak tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. Na trybunach Lazio pamięć o Diaboliku szybko nie umrze. Tam nadal jest uważany za bohatera. I chyba nigdy się to nie zmieni.

Komentarze