FC Barcelona po raz pierwszy od 2004 roku zagra na wiosnę w rozgrywkach europejskich drugiej kategorii. Różne czynniki sprawiają, że nie sposób przewidzieć, jak podejdą do nowej rzeczywistości w stolicy Katalonii. Mogą je całkowicie odpuścić albo też dojść do wniosku, że to najkrótsza droga powrotna do Ligi Mistrzów.
- FC Barcelona musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w której nie występuje w Lidze Mistrzów
- Z jednej strony gra w Lidze Europy może jedynie nadwerężać i tak wątłe siły Blaugrany, ale z drugiej ewentualny triumf w rozgrywkach może okazać się najlepszą drogą powrotną do Ligi Mistrzów
Barcelona i Puchar UEFA – wspomnień czar
Jest wiosna 2004 roku. Niedawno Oscara za najlepszy film otrzymali twórcy filmu “Władca pierścieni: Powrót króla”, a fani czarodzieja w okularach zachwycali się w kinach “Harrym Potterem i więźniem Azkabanu”. Na listach przebojów triumfuje mołdawski zespół O-Zone, ze swoim przebojem “Dragostea Din Tei”, a wtórują im Ivan z Delfinem.
Na poletku piłkarskim niedawno swoją Złotą Piłkę otrzymał Pavel Nedved, a niedługo otrzyma ją Andrij Szewczenko. W Barcelonie powoli rozgaszcza się pewien uśmiechnięty Brazylijczyk. Jednak ani on, ani Philip Cocu nie są w stanie uchronić Blaugrany przed odpadnięciem w czwartej rundzie Pucharu UEFA. To czasy, w których Duma Katalonii występowała w rozgrywkach pocieszenia po raz ostatni.
Bolesny upadek kolosa na glinianych nogach
FC Barcelona i Liga Mistrzów to, zdawałoby się, nierozerwalny związek. Od chwili opisywanej przeze mnie, Blaugrana sięgnęła po cztery “uszate” puchary, w latach 2009-2011 stanowiąc trend w nowoczesnej sztuce futbolowej. Ostatnie sezony to już zwiastuny niepowodzeń, ale też powiedzmy sobie wprost; gdzie na skali horroru znajduje się odpadnięcie – nawet w katastrofalnym stylu – w półfinale Ligi Mistrzów, a gdzie odpadnięcie w grupie, mierząc się z Benfiką czy Dynamem Kijów?
Dla Blaugrany wynik i przebieg ostatniego spotkania z Bayernem Monachium to tragedia. Tragedia finansowa, bo Joan Laporta w założeniach przed sezonem zakładał awans do ćwierćfinału (też nie wiem, skąd ten nadmierny optymizm). Tragedia sportowa, bo mecz z Bawarczykami pokazał dobitnie, gdzie znajduje się zespół Xaviego Hernandeza. Wreszcie, to tragedia, nazwijmy to ogólnie, zdrowotna. Thomas Mueller najlepiej zdiagnozował problemy Blaugrany, mówiąc, że brakuje jej intensywności. Krótko mówiąc, Duma Katalonii jest niedotrenowana. Brakuje jej sił, by nakładać pressing dłużej niż przez jedną trzecią meczu, a także, by szybko przechodzić z obrony do ataku. A przecież nie dość, że w fazie pucharowej Ligi Europy gracze Xaviego rozgrywać będą o jeden dwumecz więcej, niż byłoby to w przypadku Ligi Mistrzów, ale też spotkania będą miały miejsce w czwartki. Ta doba lub dwie różnicy mogą odbić się na wynikach w lidze, która pozostaje przecież priorytetem.
Co zatem zrobić z niechcianym, acz otrzymanym już prezentem, jakim jest gra w Lidze Europy? Zróbmy listę za i przeciw.
Barcelona gra o wszystko w Lidze Europy – lista argumentów za
– Stawimy czoła wyzwaniom, będziemy grać w Lidze Europy i walczyć o poprawę sytuacji w lidze. Liga Europy to nie wymarzony scenariusz, ale musimy ciężko pracować – powiedział po starciu z Bayernem Xavi. Gołym okiem widać, że trener nie uważa obecnie czwartkowych rozgrywek za najważniejsze.
Cóż, scenariusz, w którym hierarchia rozgrywek się zmieni, jest według mnie możliwy tylko, gdy w lutym okaże się, że strata punktowa do strefy Ligi Mistrzów w La Lidze jest nie do odrobienia. Na ten moment Katalończycy tracą sześć oczek do czwartego Atletico, więc choć sytuacja jest trudna, to nie katastrofalna.
Jeżeli jednak za dwa miesiące strata do czwartego miejsca okaże się przepastna, postawienie wszystkiego na rozgrywki europejskie nie musi być takie głupie. Zwłaszcza, że jeszcze przez co najmniej miesiąc zespół będzie musiał poradzić sobie bez Ansu Fatiego czy Memphisa Depaya. Nie wiadomo, czy Sergio Aguero w ogóle wróci do gry ani czy Ousmane Dembele zdecyduje się zasiąść z klubem do rozmowy. Niewiele wskazuje, by sytuacja drużyny w ofensywie uległa drastycznej zmianie na lepsze. A to przecież – jeszcze przed urazem Depaya – był największy mankament zespołu Xaviego.
Wiele też zależy od losowania. Jeżeli Blaugrana będzie mieć w nim szczęście i ominie już w pierwszej rundzie rywali pokroju Napoli czy Lazio, zwycięstwa w Lidze Europy mogą pojawić się samoistnie, nawet przy wykorzystywaniu zawodników rezerwowych.
Zmęczenie, degradacja i brutalna samoświadomość – lista przeciw
Jak wspomniałem wcześniej, podstawowym argumentem przeciwko stawianiu na Ligę Europy jest ogromne zmęczenie związane z rozgrywaniem spotkań w czwartek. Pamiętajmy też, że nawet triumfator tych rozgrywek może liczyć na zarobki rzędu zespołu, który odpadł już w 1/8 finału Ligi Mistrzów. By być dokładnym, za awans i wygranie finału czwartkowych rozgrywek zarobić można 8,6 miliona. Awans do pierwszej rundy fazy pucharowej Champions League daje klubowej kasie o milion więcej. Rozstrzał finansowy jest ogromny; samo awansowanie do kolejnych faz nie pomoże klubowi wymiernie, jakby miało to miejsce w najbardziej elitarnych rozgrywkach.
Największym problemem Blaugrany jest jednak to, że trudno rozpatrywać ją jako faworyta nawet w rozgrywkach pocieszenia. Spójrzmy bowiem na zespoły, z którymi – prędzej czy później – mierzyć może się Duma Katalonii. Walczące o scudetto Napoli. Borussia Dortmund, która podczas ostatniego Der Klassiker udowodniła, że w przeciwieństwie do Barcelony potrafi nawiązać walkę z Bayernem, a w dodatku ma jednego z najlepszych napastników na świecie. W gronie potencjalnych rywali znajduje się też grająca niezwykle intensywnie Atalanta, “władca swego podwórka” Sevilla, Olympique Lyon czy rewelacja półmetku sezonu w Premier League – West Ham.
Dla Blaugrany postawienie na Ligę Europy może okazać się zwyczajnie zbyt ryzykowne. A klub znajduje się w momencie, w którym źle wyrachowane ryzyko może pociągnąć go jeszcze niżej. Gdzie jest granica potępienia, zapytacie? Odpowiem pytaniem na pytanie: a czy wy zakładaliście, że bez Leo Messiego Barcelona nie będzie w stanie urwać w grupie dwóch punktów w Lizbonie i męczyć się z każdym rywalem w La Lidze? Obawiam się, że bez odpowiednich inwestycji płynących ze sportowych osiągnięć, kataloński upadek Ikara może się dopiero zaczynać.
Przeczytaj również: Co jest największym problemem Dariusza Mioduskiego?
Komentarze