Chińczycy chcieli podbić Europę. Dlaczego im nie wyszło?

Mecz Guangzhou Evergrande
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Mecz Guangzhou Evergrande

Jeszcze w 2018 roku dziennikarze roztaczali ponurą wizję mówiącą o tym, że nawet połowa klubów grających w Lidze Mistrzów może trafić w ręce chińskich inwestorów. Azjaci mieli przejąć europejski futbol i dzięki niebotycznym pieniądzom ułożyć go po swojemu. Wiadomo już jednak, że w najbliższych latach to nie nastąpi. Komunistyczny rząd Chin zachęca swoje korporacje i inwestorów do wycofywania się z klubów na Starym Kontynencie.

  • Chińskie korporacje powoli wycofują się z europejskiego rynku piłkarskiego. Kolejnym przykładem jest Southampton, które trafiło w ręce potentata medialnego z Serbii.
  • Jeszcze kilka lat temu komunistyczny rząd Chin zachęcał swoich inwestorów do tego, by wykupywały udziały w europejskich klubach piłkarskich. To się jednak zmieniło.
  • Wiele chińskich korporacji popadło przy okazji pandemii koronawirusa w problemy finansowe. Ucierpiały także lokalne kluby piłkarskie. Mistrz kraju, Jiangsu Suning, musiał ogłosić upadłość.

Apetyt Chińczyków był ogromny

Chiński gospodarka rośnie w zastraszającym tempie i jeszcze do niedawna wydawało się, że będzie miało to swoje odzwierciedlenie także w światowym futbolu. Azjatyccy biznesmeni, korporacje i ich kluby piłkarskie zagrozili, że zmienią oblicze piłki, ale sytuacja makroekonomiczna, priorytety rządowe, a ostatnio Covid-19 zniweczyły ich ambicje.

Najnowszym przykładem nieudanej inwestycji w europejski klub jest Gao Jisheng. W 2018 roku przepłacił kupując Southampton za ponad 220 milionów funtów. Ci, którzy spodziewali się, że przełoży się to na poprawę wyników sportowych Świętych byli w błędzie. Drużyna nadal znajduje się w środku ligowej stawki, a zniechęcony Gao sprzedał właśnie 80 procent swoich udziałów serbskiemu potentatowi medialnemu Draganowi Salakowi. Na swojej inwestycji poniósł stratę w wysokości 110 milionów funtów.

Jeszcze kilka lat temu sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Wybuch chińskiej aktywności spowodował, że takie kluby jak West Bromwich Albion, Reading, Aston Villa, Atletico Madryt, AC Milan czy Slavia Praga zostały zakupione lub częściowo przejęte przez korporacje z Republiki Ludowej. Zapał chińczyków wyraźnie jednak przygasł. Dziś, w 2022 roku, jedynym klubem angielskiej Premier League mającym znaczące wsparcie inwestorów z tego azjatyckiego kraju jest Wolverhampton Wanderers. Właścicielem Wilków pozostaje konsorcjum Fosun, które inwestuje także w inne odnogi europejskiej gospodarki.

Marzenia o podbiciu Europy

Jeszcze kilka lat temu komunistyczny rząd Chin zachęcał swoich inwestorów do tego, by wykupywali udziały w europejskich klubach piłkarskich. Kraj ten miał plany, by stać się futbolową potęgą. Głowa państwa, Xi Jinping, jest wielkim fanem tej dyscypliny i marzyłby o tym, by Chiny zorganizowały Mistrzostwa Świata, a także odegrały znaczącą rolę pod względem sportowym. Ostatnie lata nie przyniosły jednak żadnego progresu. Reprezentacja Chin jest daleko w tyle za wieloma swoimi azjatyckimi rywalami. Na mundialu grała po raz ostatni w 2002 roku. Chińczycy przegrali wówczas wszystkie trzy mecze grupowe i nie strzelili gola.

Wpływ na obecne wydarzenia miał też COVID. Spekuluje się, że w 2022 roku gospodarka Chin nieco zahamuje, a PKB tego kraju wzrośnie jedynie o 5 procent. Nic dziwnego, że Komunistyczna Partia Chin podjęła decyzję, że lepiej, aby rodzime konsorcja inwestowały głównie u siebie, a nie za granicą. Rząd chce, by pieniądze, które wpompowywano do tej pory w europejskie kluby przeznaczyć choćby na szkolenie chińskiej młodzieży.

Tym bardziej, że pandemia koronawirusa wpłynęła negatywnie na kluby grające w tamtejszej Super League. Wiele ekip ma kłopoty finansowe. Szacuje się, że 12 z 16 drużyn grających w najwyższej klasie rozgrywek ma zaległości płacowe względem zawodników. Problemy dosięgnęły nawet jeden z czołowych klubów – Guangzhou FC. Działaczy uratowała dopiero pomoc ze strony sektora bankowego i umowa o rozłożeniu długów.

Chińczycy omal nie zatopili Interu

Na całym świecie głośno było w 2021 roku o problemach finansowych grupy Suning, czyli głównego udziałowca Interu Mediolan. Ogromne kłopoty związane z zadłużeniem przyczyniły się do bankructwa mistrza Chin, Jiangsu Suning, który znajdował się w rękach tej właśnie korporacji. Kryzys, który mógł zakończyć się totalną katastrofą, udało się podobno zwalczyć dzięki wsparciu komunistycznego rządu. Nie oznacza to jednak końca problemów, bo Suning ma w dalszym ciągu nad głową licznych wierzycieli. Grupa ta zalega chociażby 157 milionów funtów Premier League w związku z prawami do transmisji tych rozgrywek.

Zdaniem ekspertów z powodu kryzysu wyhamować mają także głośne piłkarskie transfery. Wszyscy byli w szoku, gdy w 2016 roku 25-letni wówczas Oscar przeniósł się do Shanghai SIPG. Przekonały go do tego rzecz jasna niebotyczne zarobki w wysokości 400 tysięcy funtów na tydzień. Brazylijczyk nie był zresztą wyjątkiem. W ciągu kilku ostatnich lat do Chin przeniosło się wielu znanych piłkarzy, by móc zarobić tam zdecydowanie więcej niż na Starym Kontynencie.

Pandemia koronawirusa sprawiła jednak, że w czasie ostatnich dwóch sezonów stadiony w Chinach pozostawały bez kibiców. Nawet wcześniej średnia frekwencja nie przekraczała jednak 25 tysięcy widzów. Eksperci i dziennikarze uważają, że minie sporo czasu nim chiński futbol wróci do sytuacji sprzed kryzysu. To czy zdecyduje się w przyszłości na kolejną próbę podboju europejskiej piłki pozostaje w każdym razie niewiadomą.

Czytaj także: Klub jedną z ofiar wojny. Szachtar bez szans na powrót do domu

Komentarze