Idzie nowe w VAR. Do tej pory setki naprawionych decyzji i tyle samo pretensji

VAR
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: VAR

Znane powiedzenie mówi, że kto stoi w miejscu, ten się cofa. Dlatego FIFA próbuje udoskonalać VAR, czego efekt widzimy już podczas rozgrywanych właśnie w Emiratach klubowych mistrzostwach świata. To dobry moment, by pochylić się nad zagadnieniem, co nam ten VAR daje (w sumie to jasne), co zabiera oraz co my właściwie o nim wiemy.

  • Od debiutu VAR w piłce minęło już prawie pięć lat. Nie ma jednak żadnej kolejki ligowej bez kontrowersji związanej z tą technologią
  • Mimo wszystko VAR naprawił już setki decyzji. Władze Premier League oraz UEFA opublikowały niedawno konkretne liczby
  • Sporo uwag dotyczy spalonych, które są niedostrzegalne nawet przy kilkuminutowej analizie

„Czemu nie podbiegł do monitora?!”

Po jednym z meczów Ekstraklasy w obecnym sezonie przed mikrofonami stanął Jacek Magiera i nie ukrywał wściekłości na sędziego. – Złość jest, bo jak się traci gola w doliczonym czasie gry, to nie jest to budujące. Ja się tam jednak dopatrzyłem faulu na Łukaszu Bejgerze i sędzia powinien podyktować rzut wolny dla nas. Dziwię się, bo wcześniej sędzia był bardzo skrupulatny i wszystko sprawdzał na VAR, a teraz nawet nie podszedł do monitora. Faul był ewidentny, uderzenie w głowę Flavio Paixao łokciem nie pozwoliło naszemu zawodnikowi na interwencję. Ale co poradzimy? – mówił.

„Wszystko sprawdzał na VAR, a teraz nawet nie podbiegł do monitora” to słowa, które dość jednoznacznie wpisały trenera Śląska Wrocław w grupę osób nie do końca wiedzących, jak ten system działa. To, że arbiter nie podbiegł do monitora, nie oznacza, że sytuacja nie była „varowana”, bo tak naprawdę sprawdzane jest absolutnie wszystko przez pełnie 90 minut meczu. To, że i tak pojawiają się błędy, to inna sprawa, natomiast decyzja o wezwaniu arbitra przed monitor jest systemowa. Jeśli „w wozie” uznają, że nie ma do tego podstaw – bo zdaniem oceniających nie doszło do jednoznacznej pomyłki – sędzia prowadzący mecz nie może sam się na to zdecydować.

Nigdy nie będzie idealnie

Sytuacja z Jackiem Magierą, osobą funkcjonującą wewnątrz futbolowego ekosystemu, jest tylko dowodem na to, jak wielu ludzi wciąż nie wie, czym jest VAR. Wydawało się, że jego wprowadzenie wyeliminuje błędy niemal do zera, jednak osoby tak twierdzące nie brały pod uwagę jednego – że wiele decyzji wynika z indywidualnej interpretacji sędziego. Szymon Marciniak, z którym jakiś czas temu rozmawiałem o bardzo ostrym faulu Matty’ego Casha w listopadowym meczu z Węgrami, uznał, że arbiter podjął dobrą decyzję pokazując naszemu obrońcy żółtą kartkę, ale jednocześnie dodał, że w skali przewinień oceniłby tamten wślizg na 7-7,5, gdzie 8 nakazuje już sędziemu wyjąć czerwoną kartkę. To detal pokazujący, jak wiele zależy od interpretacji, bo przecież przez media przetoczyła się dyskusja o faulu Casha, dryfująca raczej w kierunku błędu sędziego. Gdzie VAR nie miał nic do rzeczy.

– Sorry, to nie mój świat – mówił natomiast Lukas Podolski po meczu Górnika Zabrze z Bruk-Betem Termaliką, gdy sędzia przez kilka minut sprawdzał na monitorze sytuację z potencjalnym rzutem karnym dla niecieczan. – Wyjaśnianie sytuacji zajęło z dziesięć minut. Siedzą tam w tych „piwnicach”, czy to w Polsce, Turcji, Anglii czy we Włoszech, a na końcu sami sędziowie nie są pewni swoich wyborów. Sędzia powiedział mi: jedenastka na 100 proc. Odpowiedziałem: skoro 100, to czemu sprawdzaliście to tak długo? Dla mnie to nie jest karny, jak za coś takiego można podyktować karny?! Cieszę się, że pamiętam piłkę bez niego. Siedzę w tym 18 lat i wiem, że kiedyś było lepiej. Teraz piłkarz boi się nawet zrobić wślizg, bo wie, że zaraz to będzie analizowane. Komedia! Wszystko może iść pod lupę, to się zaczyna za bardzo rozdrabniać.

Jeśli do tego dodamy dziesiątki przypadków, w których piłkarze już cieszyli się z gola, by po kilkuminutowej analizie obejść się smakiem, nie można się dziwić, że przeciwnicy VAR-u – instytucji mającej przecież chronić przed tak denerwującym procederem, jak niesprawiedliwość w futbolu – wciąż mają sią się dobrze.

Setki naprawionych decyzji

To teraz kilka faktów o VAR-ze. Według premierleague.com przed wprowadzeniem VAR odsetek trafnych kluczowych decyzji w meczach wynosił 82 proc. 12 miesięcy później, gdy system był używany w sezonie 2019/20, wzrósł do 94 proc. W kolejnych rozgrywkach było jeszcze lepiej, bo z analiz ligi wynika, że w poprzednim sezonie poprawność decyzji oscylowała już wokół 97 proc. Nawet jeśli VAR ma całą masę wad, nie można twierdzić, że choć częściowo nie naprawił futbolu.

W sezonie 2019/20 sprawdzono ponad 2400 incydentów i uchylono 109 decyzji. To daje średnią jednego naprawionego błędu na trzy i pół meczu. Średnie opóźnienie spowodowane przez VAR wynosi teraz około 50 sekund na mecz.

Statystyki UEFA wyglądają równie okazale. Od czasu wprowadzenia VAR przez europejską centralę (2019), został on wykorzystany w 453 meczach i zaowocował zmianą aż 139 decyzji. To 139 sytuacji wpływających na ostateczne rozstrzygnięcia w najważniejszych spotkaniach w Europie.

Problem ze spalonymi

Rzecz, z którą najtrudniej się pogodzić w kontekście VAR-u, to zabieranie drużynom bramek po spalonych tak minimalnych, że pozwalających oceniać decyzję sędziego w kategoriach absurdu. Obrońcy takich ofsajdów twierdzą, że przecież przepisy jednoznacznie określają, kiedy jest spalony i nie zakładają stosowania marginesu błędu do centymetra czy pięciu. To prawda, ale patrząc na sprawę szerzej, można mieć wątpliwości, czy osoba, która rysuje linię otrzymuje prawidłowe ujęcie z kamer.

Pomijamy skrajny przypadek jak niżej.

Kamery produkują obraz 50 klatek na sekundę, więc każdy kolejny obraz powstaje co 0,02s. Przy spalonych, gdzie decyduje nieobcięty paznokieć, stopklatka może się zwyczajnie mylić. Pierwszy kontakt stopy z piłką w momencie podania, który widzimy na obrazie, niekoniecznie jest faktycznie pierwszym. Dlatego coraz powszechniejsza staje się dyskusja o puszczaniu spalonych, które trzeba rozkładać na najdrobniejsze czynniki.

Z pomocą przychodzi też technologia. FIFA testuje właśnie system półautomatycznego wykrywania spalonych. Do tej pory technologia była testowana w Pucharze Narodów Arabskich, a także kilku pojedynczych meczach. Tym razem jest ona używana w czasie rzeczywistym i na jej podstawie podejmowane są decyzje boiskowe. Wykorzystywane są tu kamery – zarówno specjalnie dedykowane pod system VAR, jak i te „zwykłe” telewizyjne – by śledzić 18 punktów na ciele każdego zawodnika i w kluczowych momentach dać błyskawiczną odpowiedź na pytanie, czy wychylenie któregoś z nich spowodowało ofsajd. FIFA zapewnia, że na mundialu w katarze śledzonych będzie już 29 punktów.

W półfinałowym spotkaniu SE Palmeiras – Al Ahly SC technologia została wykorzystana po raz pierwszy i dzięki niej bramka dla egipskiego zespołu ostatecznie nie została uznana. W przeciągu kilku sekund arbitrzy otrzymali informację, że jednak był spalony i decyzja boiskowa została zmieniona. Dzięki animacji 3D, widzowie na stadionie, a także ci przed telewizorami mieli jasno przedstawioną sytuację z dowodem na to, że spalony faktycznie zaistniał.

– Wprowadziliśmy animację spalonego 3D, która nie jest związana z procesem podejmowania decyzji, ale z zapewnieniem lepszego zrozumienia i jaśniejszego obrazu decyzji związanych ze spalonym – powiedział Przewodniczący Komisji Sędziowskiej FIFA Pierluigi Collina. Dzięki temu zarówno w telewizji, jak i na stadionie będą wyświetlane animacje w 3D, które dokładnie ukażą, jak duży był spalony, a nawet która część ciała zawodnika była wychylona.

Kontrowersji nigdy dosyć

Są jednak kontrowersje wywołujące burzę tym większą, że VAR powinien w nich zadziałać. Poniżej pięć sytuacji tylko z jednej kolejki Premier League rozegranej końcem stycznia.

Pieczęć Ashleya Westwooda

Burnley sensacyjnie zremisowało na Emirates z Arsenalem, mimo że już od 25. minuty powinno grać w dziesiątkę. Jakim cudem Ashley Westwood uniknął czerwonej kartki po tym faulu na Kieranie Tierneyu?

Dziura w nodze

Innym graczem, który miał szczęście i obejrzał tylko żółtą kartkę, był Stuart Armstrong z Southampton podczas meczu z Manchesterem City (1:1). Armstrong walczył o piłkę z Aymerikiem Laportem, jednak w nią nie trafił. Wbił za to swoje korki w udo rywala. Sędzia oglądał to zdarzenie na monitorze (czyli dostał sygnał o popełnieniu błędu!), jednak utrzymał decyzję z boiska. Po meczu Laporte w swoich mediach społecznościowych „pochwalił się” zdjęciem paskudnej rany, którą spowodował piłkarz Świętych.

Bez faulu

Wydawało się, że czasy brutalnej gry obrońców skończyły się gdzieś na przełomie lat 80. i 90. poprzedniego wieku, ale w Premier League nie starają się chyba walczyć z przyszytą niegdyś łatką fizycznej ligi. Matt Doherty też uniknął czerwonej kartki, a kibice w mediach społecznościowych taką decyzję określili słowem „hańba”. Aha, tu nie było nawet rzutu wolnego.

Dziwny karny

W meczu Liverpoolu z Crystal Palace Diogo Jota zderzył się z Vicente Guaitą. Decyzja z boiska? Grać dalej. Decyzja po interwencji VAR? Karny. O tyle kontrowersyjny, że powtórka sugerowała raczej, że to Portugalczyk szukał kontaktu i chciał wpaść w bramkarza rywali.

Tiago Silva wykorzystał rękę Harry’ego Kane’a

W hicie Chelsea – Tottenham (2:0) przy bezbramkowym wyniku piłkę do siatki wpakował Harry Kane. Sędzia jednak gola nie uznał, bo dwie sekundy wcześniej na murawie wylądował Tiago Silva. Mocno kontrowersyjna decyzja z uwagi na to, że Anglik co najwyżej położył rękę na plecach Brazylijczyka. Żadna z powtórek jasno nie wykazała pchnięcia mogącego spowodować upadek.

Komentarze