Mistrzostwo po prostu im się należy

Premier League: Jurgen Klopp (Liverpool)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Premier League: Jurgen Klopp (Liverpool)

27 goli, średnia 2.7 trafienia na mecz. Not great, not terrible. Śródtygodniowa kolejka Premier League nie zachwyciła, jednak też nie zawiodła. W pojedynku awizowanym jako hitowy padło pięć bramek, podobnie jak w derbach Liverpoolu, podczas których piłka pięciokrotnie lądowała w siatce. Emocji i pięknych trafień nie zabrakło. Za nami kolejny typowy dzień w biurach angielskiej ekstraklasy. Czego dowiedzieliśmy się po 14. serii gier? A no tego, że Chelsea, City i Liverpool wyraźnie odskoczyły reszcie stawki. Czy to powinno nas dziwić? Absolutnie nie – mistrzostwo po prostu im się należy. Jednemu z tej trójki – najlepszych i najbardziej poukładanych zespołów ligi.

  • Chelsea – 33 punkty, City – 32, Liverpool – 31 – ta trójka znajduje się na szczycie tabeli Premier League
  • Czy któraś z tych drużyn sięgnie po tytuł? Każda z nich ma takie same szanse na sukces
  • Im dłużej trwa sezon, tym mniej Brentfordu w Brentfordzie
  • Jan Bednarek pokonał golkipera rywali w spotkaniu z Leicester i dzięki temu ma już cztery trafienia w angielskiej ekstraklasie
  • Pojedynek na Old Trafford nie rozczarował nawet najbardziej wybrednych sympatyków Premier League

Chelsea

The Blues wywieźli trzy punkty z terenu, na którym nie tak dawno poległ Manchester United. Tym razem ściany Vicarage Road nie pomogły gospodarzom, chociaż jeszcze w 71. minucie Watford utrzymywał remis w starciu z wyżej notowanym rywalem. Ostatecznie to goście postawili kropkę nad i, a zwycięstwo Chelsea zapewnił Hakim Ziyech, który wykorzystał dogranie Masona Mounta, zdobywcy pierwszej bramki. Warto zaznaczyć, że londyńczycy w tym meczu musieli radzić sobie bez Chilwella, Jamesa, Kante i Kovacicia, a i tak zdołali sięgnąć po wygraną. To tylko pokazuje siłę ekipy Thomasa Tuchela, który umiejętnie korzysta z głębi składu.

Kadra stołecznej drużyny jest na tyle szeroka i zrównoważona, że Niemiec może pozwolić sobie nawet na posadzenie na ławce Thiago Silvy czy Jorginho i umieszczenie Andreasa Christensena na trybunach. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy Romelu Lukaku, który jest oszczędnie wprowadzany do gry po kontuzji, dostaniemy zespół kompletny. Na Stamford Bridge trudno doszukać się wad. I ogromna w tym zasługa niemieckiego szkoleniowca.

Manchester City

City jakie jest, każdy widzi. Ogromny potencjał na każdej pozycji i trzecia najlepsza ofensywa ligi, nawet mimo braku klasycznej dziewiątki. Lata mijają, Guardiola regularnie rozpędza koło rotacji, a Obywatele pozostają sobą, czyli są piekielnie groźni dla rywali. W tym sezonie odżył Bernardo Silva, który doskonale radzi sobie pod nieobecność de Bruyne. A przecież wydawało się, że Manchester bez Belga straci kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt procent swojej siły. Nic z tych rzeczy. Pep nie pozwoli na to, by absencja jednego piłkarza zdołała wpłynąć na dyspozycję całej drużyny. Nawet jest w stanie sprawić, że wahadłowy zacznie rozgrywać. I tak właśnie na Etihad na nowo powstał Joao Cancelo.

The Citizens dominowali w każdym aspekcie gry ofensywnej. Wykreowane sytuacje, strzały (w tym celne), rzuty rożne, a także posiadanie piłki, liczba i podań – w środę na Villa Park goście byli lepsi w każdej z wymienionych sfer rywalizacji. A przecież, tak jak w przypadku Chelsea, w wyjściowym składzie zabrakło kilku istotnych zawodników – oprócz wspomnianego de Bruyne, Guardiola nie mógł skorzystać z Laporte’a i Torresa, a Foden i Grealish zasiedli na ławce rezerwowych.

Liverpool

Salah i reszta? Nie do końca. Chociaż Egipcjanin notuje (kolejny) kapitalny sezon, reszta wcale nie jest jego tłem. Chcąc być szczerym, powinniśmy wymienić cały skład Liverpoolu, ponieważ właściwie każdy prezentuje się wybornie. Błyszczą nie tylko postacie z pierwszego szeregu, czyli Salah, Jota, Mane i Alexander-Arnold, ale także ci, którzy zwykle są w ich cieniu – Henderson, Robertson, Keita czy Thiago. The Reds osiągneli tak wysoki poziom porozumienia, że w tej chwili trener to tylko dodatek do świetnie funkcjonującej maszyny. Jeżeli kontuzje ominą ekipę z czerwonej części Merseyside, Jurgen Klopp nie będzie musiał interweniować. To gra samo.

W ten weekend rozpędzona lokomotywa z Anfield Road zmiotła z torów kolejnego rywala. Tym razem padło na Everton, który oprócz trafienia Graya nie miał nic do powiedzenia. Henderson, Jota i dwukrotnie Salah umieścili piłkę w siatce derbowego rywala i tym samym skutecznie dowiedli, że Liverpool dysponuje najlepszą ofensywą w Premier League. 43 bramki w 14 spotkaniach = średnia lekko ponad trzech goli na mecz. Tylko w jednym starciu – z Chelsea – The Reds zanotowali mniej niż dwa trafienia. Imponujące.

Rozczarowanie kolejki: Brentford

„Niektórzy nazwaliby nas ryzykantami, ale ja mam inne zdanie. Nie podejmując ryzyka, także podejmujesz ryzyko.” Takimi słowami Thomas Frank określił taktykę Brentfordu na mecz otwarcia, w którym Pszczoły mierzyły się z Arsenalem. Wtedy przyklaskiwaliśmy Duńczykowi i podziwialiśmy dyspozycję jego podopiecznych. Jednak im dalej w las, a właściwie im dłużej trwa sezon, tym mniej Brentfordu w Brentfordzie. Być może to krytyka na wyrost, ponieważ najważniejsze jest utrzymanie, a beniaminek zajmuje dosyć wysokie, 12. miejsce, jednak stołeczna drużyna po prostu przestała zwracać na siebie uwagę, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Londyńczycy stracili swój największy argument, czyli szczelną defensywę, a a Toney z Mbeumo nadal nie mogą wejść na najwyższe obroty. Dwa celne strzały i zero goli w pojedynku z Tottenhamem raczej nie napawają optymizmem.

Bohater nieoczywisty: Jan Bednarek

Gdy reprezentant Polski zdobywa bramkę w Premier League, naszym obowiązkiem jest poświęcić temu wydarzeniu przynajmniej jeden krótki akapit. Jan Bednarek pokonał golkipera rywali w spotkaniu z Leicester i dzięki temu ma już cztery trafienia w angielskiej ekstraklasie. Obrońca Southampton wspiął się na drugie miejsce w klasyfikacji polskich strzelców – do Mateusza Klicha, lidera tego zestawienia, brakuje mu jednego gola. Warto wspomnieć, że po raz pierwszy gdy Bednarek umieścił futbolówkę między słupkami, Święci nie przegrali. W każdy poprzedni mecz, w którym wychowanek Lecha trafiał do siatki, ekipa z St. Mary’s ostatecznie musiała uznać wyższość przeciwników.

Wydarzenie kolejki: zwycięstwo United w starciu z Arsenalem

Pojedynek na Old Trafford nie rozczarował nawet najbardziej wybrednych sympatyków Premier League. Pięć goli, 18 celnych strzałów, kontrowersje, rzut karny, tylko jedna żółta kartka, popis Ronaldo – to tylko wybrane wydarzenia, ponieważ mecz zamykający 14. serię gier trudno zamknąć w kilku słowach. Tytuł Man of the Match bez wątpienia należy się Fredowi, który to, co zepsuł, później naprawiał. Po ostatnim gwizdku był na plus, ponieważ Manchester sięgnął po trzy punkty, a Brazylijczyk zaliczył asystę i wywalczył rzut karny, jednak wcześniej kilkukrotnie nie ustrzegł się błędów. Największym z nich było… nadepnięcie Davida de Gei. Jeżeli po zakończeniu sezonu ktoś zdecyduje się zebrać najbardziej absurdalne sytuacji rozgrywek, faul pomocnika United na własnym bramkarzu z pewnością zajmie miejsce w czołówce. Fred, jak słusznie zauważył jeden z użytkowników Twittera, “jest jak socjalizm, bohatersko pokonuje problemy, które sam stwarza”. Ralfa Rangnicka czeka naprawdę dużo pracy przy obróbce południowoamerykańskiego diamentu.

Polacy w Premier League

  • Łukasz Fabiański (West Ham) – 90 minut i remis w starciu z Brightonem, (1:1), dwa obronione strzały
  • Przemysław Płacheta (Norwich) – pojedynek z Newcastle (1:1) spędził na ławce rezerwowych
  • Jakub Moder (Brighton) – 90 minut w meczu z West Hamem (1:1)
  • Jan Bednarek (Southampton) – 85 minut i trafienie w spotkaniu z Leicester (2:2)
  • Mateusz Klich (Leeds) – 45 minut w rywalizacji z Crystal Palace (1:0)
  • Matty Cash (Aston Villa) – 90 minut w potyczce z Manchesterem City (1:2)

Komentarze