Manchester City nie miał większych problemów z pokonaniem Evertonu. Podopieczni Pepa Guardioli mieli na Etihad Stadium zdecydowaną przewagę. Długo jednak nie mogli znaleźć sposobu na sforsowanie defensywy The Toffees.
Manchester City przerażająco nieskuteczny
Festiwal strzelecki zaczął dopiero w 44. minucie Raheem Sterling. Nie mający ostatnio dobrej passy reprezentant Anglii coraz głośniej przebąkuje o opuszczeniu Manchester City. W niedzielę skrzydłowy, którym interesuje się najmocniej FC Barcelona był jednak klasą samą w sobie, kiedy przytomnie w polu karnym wykończył znakomite dogranie Joao Cancelo.
Do bramki Jordana Pickforda, Sterling mógł trafić już w 12. minucie, ale zmarnował zagranie Phila Fodena i fatalnie spudłował po strzale głową. W 28. minucie znów roli głównej był ten sam duet, ale efekt ich prób był podobny. Dośrodkowanie, uderzenie głową i piłka szybująca wysoko ponad bramką gości z Liverpoolu. Do 44. minuty najbliżej zdobycia bramki byli Ilkay Gundogan (jego strzał z linii bramkowej wybił jeden z graczy Evertonu) oraz Cole Palmer, którego szarżę w 31. minucie powstrzymał Pickford.
Wyciągnięte wnioski z pierwszej części
W drugiej połowie, podopieczni Pepa Guardioli nie byli już na bakier ze skutecznością. W 55. minucie, tuż przed pole karnym Evertonu, futbolówkę przejął Rodri. Hiszpan nie zastanawiał się długo, tylko huknął mocno w stronę bramki. Pickford wygiął się jak struna, ale i w tej sytuacji był bezradny. W 79. minucie znów w roli głównej wystąpić mógł Sterling, ale jego sprytny strzał zdołał wybronić Sterling. Golkiper reprezentacji Anglii nie miał już jednak nic do powiedzenia w 86. minucie, kiedy to krótko wybitą piłkę przez obrońców gości przejął Bernardo Silva i strzałem w lewy róg bramki, pieczętował okazałe zwycięstwo The Citizen.
Komentarze