“Kradzież” na Peru, Messi i ciężary, głupota Barcy

Neymar
Obserwuj nas w
fot. Vladimir Astapkovich / Sputnik/ Hepta / Sport Na zdjęciu: Neymar

W Ameryce Południowej ruszyły eliminacje do mistrzostw świata w Katarze. Brazylia zaczęła z przytupem a Neymar to już na całego. W pierwszym meczu trzy asysty, w drugim trzy gole. Takich solistów w 10 meczach dwóch pierwszych kolejek wielu nie było. Obok Brazylijczyka wyróżnili się jeszcze koledzy z nieodżałowanego MSN – Messi i Suarez.

Czytaj dalej…

W pogoni za Ronaldo

Brazylia zaczęła z wysokiego “C”. 5-0 z Boliwią. Neymar zagrał koncertowo. Czarował zwodami, dogrywał kapitalne piłki, a jego gra na lewej stronie z Renanem Lodim przypominała najlepsze mecze rozgrywane wespół z Marcelo (swoją drogą niesamowite, że Brazylię stać na skreślenie z reprezentacji tej klasy zawodnika i to w tym samym czasie, kiedy reprezentacyjną karierę kończył Luis Felipe). Philippe Coutinho za to znowu zagrał jak na lidera drugiej linii przystało. I nawet Alissona Brazylii nie brakowało bo 32-letni Weverton wystawiony w miejsce kontuzjowanego bramkarza Liverpoolu niewiele miał do roboty.

Inna sprawa, że brazylijski selekcjoner po tym jak rozkręcił selekcję po mundialu w Rosji, od czasu zwycięskiej Copa America 2019 bardzo oszczędnie wprowadza nowych graczy. Z Renanem Lodim zaszalał, ale zawodnik dosłownie wyciął konkurentów do walki o schedę po lewych obrońcach madryckich gigantów. Alex Sandro z Juve? Tylko jeśli Renan złapie kartki lub kontuzję. Alex Telles (o mamuś, ile to ja tekstów pochwalnych o nim pisałem, ale miał chłop poważnie pod górkę przy takiej konkurencji na lewej obronie) wreszcie wskoczył na posadę pierwszego rezerwowego. Złośliwi dziennikarze z FOX Sports twierdzą, że pomógł transfer z FC Porto do Manchesteru United. Bo Tite lubi mieć w kadrze samych rezydentów największych klubów Europy.

Kilka dni po koncertowym rozprawieniu się z Urugwajem, Kanarki pofrunęły do Limy na mecz z Peru. Peru odkąd trenuje ich Ricardo Gareca awansowało w kontynentalnej hierarchii. Mecz z mistrzami kontynentu zaczęli obiecująco, od gola w szóstej minucie. Potem jednak już miodu nie było… Skończyło się na 2-4 i dwóch czerwonych kartkach dla gospodarzy.

Peruwiański internet na takie dictum miał tylko jedną odpowiedź – “robo” czyli kradzież.

Nawet audio z rozmów sędziego głównego i varowców wykorzystano na podbudowę tej tezy. Inna sprawa, że panowie z VAR wprost fantastycznie wypatrzyli przewinienie Zambrano na Neymarze. A to, że główny nie zauważył faulu stąd nie odgwizdał karnego… “emfaza” to słowo, które tłumaczy Amerykę Łacińską. Zawsze musi być trochę przesady!
Neymar padając, Neymar drobiąc tysiąc kroczków przed oddaniem zabójczego strzału, Neymar gestykulujący, reklamujacy, lecz ostatecznie wielki. Hat-trick, dziewiętnasty w karierze! 62., 63., 64. gol dla reprezentacji Brazylii. Wyprzedził Ronaldo, a przed nim już tylko Pele! Prawdę powiedziawszy nie wiem czy bardziej zaskakuje mnie jego bramkowy dorobek czy liczba meczów w reprezentacji – 103! I to w wieku 28 lat, przy tylu kontuzjach…

A najlepsze, że w przeciwieństwie do pary starszych kolegów, Neymar ciągle jeszcze z reprezentacją niczego nie wygrał. Ronaldo i Pele w jego wieku byli już po dwa razy mistrzami świata.

Leo i ciężary

Kiedyś powiedziano, że jeśli Argentyna wygra mundial to Messi powinien dostać dwa złote medale, w dwóch konkurencjach: futbolu i podnoszeniu ciężarów za noszenie na barkach 22 kolegów. Lata lecą a Leo ciągle wyciąga z opresji kolejnych selekcjonerów. Tym razem Lionela Scaloniego. Dwa średniawe mecze Argentyńczyków, w obu Messi mężem opatrznościowym. 1-0 z Ekwadorem wymęczone ale zasłużone, jedyny gol z karnego. W La Paz, gdzie większość ludzi zamieszkujących Matkę Ziemię miałoby kłopot ze swobodnym chodzeniem (ponad 3800 m.n.p.m. czyli głowa boli, oddech płytki) Argentyna grać nie znosi. Kiedyś miała buńczucznego selekcjonera, Maradona się nazywał. Chciał Boliwijczyków wziąć na ostro jeszcze w pierwszej połowie, a potem bronić przewagi. Ów legendarny wypad w góry skończył się blamażem 1-6, a Argentyna od tego czasu każdy wynik nie będący porażką przyjmuje jak sukces. Wygranie 2-1 jest zatem sukcesem, tym bardziej, że Albicelestes wygrali zasłużenie. Sześć punktów, tak jak Brazylia, acz noty za styl jak u Jana Boekleva.

Imprezy w Montevideo nie będzie

Urugwajczycy za to zagrali naprawdę kiepsko! Zgoda, 2-1 wygrali w meczu rozpoczynającym eliminacje przeciwko Chile. Ale to 2-4 w Quito z Ekwadorem? Ble, zagrali naprawdę słaby mecz! Ekwadorczycy gole wbijali Urugwajczykom lekko, aż za łatwo!

Oczywiście, niedzielny kibic wspomni, że wygrana z Chile to prestiżowa sprawa, lecz znaczyłoby, że raczył zapomnieć iż La Rioja to stary cień ekipy z lat 2014-16, kiedy imponowali agresywną i szybką grą. Ileż jeszcze lat można ciągnąć na Vidalu, Alexisie i Vargasie?

Niemniej, 99. raz trener Oscar Washington Tabarez świętował zwycięski mecz z reprezentacją kraju. Na terenie obu Ameryk nikt nawet nie otarł się o podobne osiągi.

Tabarezowi przeszła więc koło nosa nielicha okazja do świętowania, bo gdyby jego piłkarze wygrali w Quito, zostałby drugim w historii selekcjonerem z setką wygranych na koncie. A tak Joachim Loew nadal ucieka Urugwajczykowi.

Urugwajczycy na wysokościach (Quito leży na wysokości 2850 m.n.p.m) po prostu wymiękli.

Usprawiedliwieniem dla ogólnie kiepskiego wrażenie pozostawionego przez Urusów w dwumeczu niech będzie lista wymuszonych absencji: Muslera, Gimenez, Vecino, Cavani. Kto śledzi grę Urugwajczyków wie, że ten kwartet to w ostatnich latach czwórka pewniaków w ekipie Tabareza. Bez nich jak bez ręki, a może nawet nogi i lewego oka.

I tylko Luis Suarez nie zawiódł ani trochę. W pierwszym meczu strzelając jednego, w drugim dwa gole, dalej śrubuje rekord strzelecki w reprezentacji Urugwaju. A swoją drogą, Luisito odkąd trafił do Atletico boleśnie przekonuje działaczy Barcelony, że głupotę strzelili pozbywając się tej klasy napadziora. Cóż, głupich nie sieją.

Bartłomiej Rabij

Komentarze