Bilans goli 2:152. Dramatyczna sytuacja zasłużonego klubu

2:152 – taki bilans bramkowy po rundzie jesiennej ma czwartoligowa Wisła Sandomierz. U jednych te liczby powodują śmiech, u innych zdziwienie. Ale dla osób zaangażowanych w działalność klubu w tej chwili nie one są najważniejsze. Dla nich sukcesem jest to, że Wisła wciąż istnieje, a jej pierwszy zespół nadal wychodzi na boisko.

Wisła Sandomierz
Obserwuj nas w
Fot. Archiwum prywatne Sławomira Gągorowskiego Na zdjęciu: Wisła Sandomierz
  • Wisła Sandomierz jeszcze w zeszłym sezonie remisowała z Wieczystą. Dziś jednak jest w IV lidze i wysoko przegrywa tam mecz za meczem.
  • Problemem Wisły są finanse. Klub nie ma bogatego sponsora, a dotacja miejska nie była wystarczająca na potrzeby III ligi.
  • W tej chwili Wisła to klub z najgorszym bilansem bramkowym w Polsce.
  • U nas nigdy nie tworzyliśmy kominów płacowych. Pensje były skromne. Dół widełek płacowych w III lidze – mówi Sławomir Gągorowski, wiceprezes Wisły.

Wycofana dymisja

Naprawdę niewiele brakowało, a latem w klubie z malowniczego Sandomierza działacze musieliby zgasić światło. Na zaledwie dwa lata przed 100. rocznicą powstania Wisły! 4 lipca tego roku zarząd w składzie Sebastian Wieczorek (prezes), Sławomir Gągorowski (wiceprezes) i Paweł Czerepak (członek zarządu) podał się do dymisji. “Dzisiaj doszliśmy do ściany. Nie widzimy możliwości dalszego funkcjonowania klubu w tej formie i w tych realiach. Błędem było poddawanie się różnym presjom i sugestiom, aby wystartować w III lidze” – poinformowano na klubowym profilu na Facebooku.

Nie było chętnych

Na 14 lipca wyznaczono nadzwyczajne zebranie wyborcze, na którym to, jak przewidywano, zostaną powołane nowe władze. Gdy jednak przyszło co do czego, to nie znalazł się nikt, kto chciałby podjąć się kierowania Wisłą. W obliczu takiego problemu zarząd zdecydował się wycofać swoją dymisję i jeszcze raz spróbować powalczyć o przetrwanie klubu oraz start w nadchodzącym sezonie 2023/24. Zadanie nie do pozazdroszczenia, bo kasa świeciła (i nadal świeci) pustkami, a z pierwszego zespołu odeszli niemal wszyscy zawodnicy. Bez pieniędzy namówienie do gry w Wiśle piłkarzy o umiejętnościach odpowiednich na IV ligę okazało się zadaniem niemożliwym do wykonania. – Osoby, które nie znają realiów, uważają, że zawodnicy na poziomie IV ligi będą grać za darmo. To nieprawda. Teraz nikt nie chce grać bez wynagrodzenia – mówi w rozmowie z Goal.pl Sławomir Gągorowski, wiceprezes Wisły. – Znam wielu zawodników. Dzwoniłem do nich, pytałem, czy dołączą do Wisły, ale każdy z nich pytał, czy mogą liczyć na pieniądze – dodaje Jarosław Piątkowski, były gracz sandomierskiego klubu, mający na koncie także występy w Ekstraklasie w barwach Zagłębia Sosnowiec i Korony Kielce.

Nie ma sianka…

Brak pieniędzy, by płacić zawodnikom czy trenerom, to jedno. Kosztów funkcjonowania klubu jest przecież znacznie więcej. Na przykład trzeba wynająć autokar, którym drużyna pojedzie na mecz wyjazdowy, kupić wodę, uiszczać opłaty sędziowskie czy zapewniać opiekę medyczną podczas spotkań domowych. Nie ma nic za darmo. A nawet takie stosunkowo niewielkie kwoty stanowiły wyzwanie dla klubu. Wisła zorganizowała więc latem internetową zrzutkę pieniędzy. Zebrano nieco ponad 5 tys. zł. Można powiedzieć, że niewiele, ale każdy grosz się liczył.

W takiej sytuacji nie ma mowy o wynagrodzeniach. Wszyscy zawodnicy grają za darmo. Również prowadzący zajęcia z drużyną Jarosław Piątkowski ani członkowie zarządu nie pobierają pensji (wcześniej zarząd także nie otrzymywał wynagrodzenia).

Wszystko robimy sami. Przygotowujemy umowy transferowe, umowy z zawodnikami, inne dokumenty, negocjujemy z menedżerami. W klubie pracujemy “po godzinach” i nie bierzemy za to złotówki. A często sami dokładamy z własnych pieniędzy – mówi Gągorowski.

Poszukiwania sponsorów

Widmo nieprzystąpienia do obecnych rozgrywek było bardzo realne. Liga wystartowała 12 sierpnia, ale wtedy Wisła nie zainaugurowała sezonu, gdyż w zasadzie nie było komu wyjść na boisko. Wszyscy zawodnicy pierwszej drużyny odeszli, bo nie mogli liczyć na pieniądze. Z tej samej przyczyny, jak wspomnieliśmy, nie dołączyli nowi.

Pukaliśmy do różnych drzwi z prośbą o wsparcie, pisaliśmy nawet pisma do spółek Skarbu Państwa, ale żadnych większych środków nie udało się pozyskać. Znalezienie dużego sponsora jest bardzo trudne. Tym bardziej w takiej sytuacji, w jakiej my się znaleźliśmy – tłumaczy wiceprezes. Co ciekawe, już jesienią na antenie Kanału Sportowego Tomasz Smokowski pojawił się w koszulce Wisły. Dostał ją od kierownika drużyny Mateusza Kulity. Dziennikarz zaapelował o pomoc dla klubu, ale poza zwróceniem uwagi oglądających na ciężką sytuację sandomierzan, nic to póki co nie dało.  

W zasadzie nie tylko przystąpienie do ligi wisiało na włosku, ale i istnienie całego klubu. Nie mając środków na bieżące funkcjonowanie, rozważano wycofanie się z gry i rozwiązanie stowarzyszenia. – Nie chcieliśmy tego robić, bo wtedy odwrócilibyśmy się od ludzi, którzy nam pomogli. Nie unikamy kontaktu z naszymi wierzycielami, odbieramy telefon, nie przechodzimy na drugą stronę ulicy. Chcemy te zobowiązania spłacić i podjęliśmy rękawicę – zapewnia Gągorowski.

Drużyna juniorów

Klub ostatecznie zwrócił się z prośbą do Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej (ŚZPN) o przełożenie pierwszego zaplanowanego starcia ze Stalą Kunów. Kilka dni później sandomierzanie nie pojechali do Końskich na zaplanowany mecz z tamtejszym Neptunem. Trzecia kolejka i znów to samo – odwołanie spotkania przeciw Klimontowiance Klimontów. Dopiero 26 sierpnia udało się zagrać ligowy pojedynek. U siebie Wisła przegrała z Łysicą Bodzentyn 0:10.

W samym Sandomierzu długo panowała ogromna niepewność w kwestii przystąpienia do rozgrywek. Ostatecznie jednak udało się zebrać skład i zacząć treningi. Drużynę stworzono z bardzo młodych zawodników trenujących w juniorskich grupach Wisły. Na rękę klubowi poszedł też ŚZPN, który zgodził się na rozegranie zaległych meczów w późniejszym terminie (ostatecznie tylko jedno spotkanie Wisła oddała walkowerem). Nie zmieniło to jednak faktu, że do rywalizacji z doświadczonymi ligowcami przystąpił zespół złożony w dużej mierze z 16-, 17- czy 18-latków. Jedyny zawodnik, o którym można powiedzieć, że ma większe doświadczenie, to 26-letni golkiper Przemysław Janowski, grający w Wiśle, gdy ta jeszcze występowała w III lidze. Efekty w postaci wysokich porażek nie trudno było przewidzieć. Ale o tegorocznych wynikach później.

Czkawka po III lidze

Pytamy Sławomira Gągorowskiego o to, dlaczego Wisła znalazła się w tak trudnej sytuacji. – Czkawką odbija się gra w III lidze. Na dobrą sprawę w ogóle nie powinniśmy przystąpić do sezonu 2021/22. Wiedzieliśmy, że ta liga przerasta nasze możliwości finansowe, ale przed inauguracją rozgrywek odbyło się zebranie, na którym politycy różnego szczebla zapewniali nas, że pomogą. Uwierzyliśmy, że w końcu znajdzie się sponsor, który dofinansuje klub, i skupiliśmy się na ratowaniu klubu przed spadkiem do czwartej ligi – odpowiada wiceprezes. Te starania wtedy jeszcze przyniosły rezultat, choć z pieniędzmi było krucho. Skompletowano na tyle mocną drużynę, że sandomierzanie nie spadli.

Do przesilenia doszło w sezonie 2022/23. Problemy finansowe odbijały się coraz mocniej na rezultatach. Rundę jesienną Wisła zakończyła na ostatnim miejscu w tabeli z zaledwie 9 punktami na koncie. Na domiar złego na ostatni mecz pierwszej części rozgrywek przeciw Avii Świdnik drużyna nie pojechała. Ostatecznie całe rozgrywki zakończyła na 16. miejscu w grupie IV trzeciej ligi. Zdobyła 27 punktów. Do utrzymania zabrakło sporo. Ostatnia ekipa, która uratowała się przed degradacją, czyli KS Wiązownica, ugrała 40 “oczek”.  

Transfery nie wystarczyły

Jesienią i zimą w sezonie 2022/23 doszło do sporych zmian kadrowych w Wiśle. Odeszło wielu istotnych zawodników, m. in. bramkarz Sebastian Ciołek, defensywny pomocnik Jakub Kalaska, kapitan Dariusz Partyka, Mołdawianin Nicolai Solodovnicov czy dwaj Ukraińcy Dmytro Sydorenko oraz Jewgen Trojanowskij. Ten przedostatni pożegnał się z klubem ze względów dyscyplinarnych. W jednym z meczów odmówił wejścia na boisko na ostatnie kilka minut.

Wisła znów musiała szukać zawodników. Trwały gorączkowe poszukiwania wzmocnień, co było dość trudne ze względu na małe możliwości finansowe. Ostatecznie udało się przeprowadzić kilka transferów “last minute”. Przyszli zawodnicy, którzy nie załapali się gdzie indziej, którzy chcieli się odbić i zacząć występować, w dodatku bez dużych wymagań co do wynagrodzenia. Na przykład Mateusz Wyjadłowski (wcześniej występował w rezerwach Jagiellonii, Puszczy Niepołomice czy Motorze Lublin) przygotowywał się do wiosny 2023 z Polonią Bytom. W ostatniej chwili jednak usłyszał, że nie będzie dla niego miejsca w składzie Niebiesko-czerwonych. – Chłopak był podłamany. Jego menedżer zadzwonił do nas i powiedział, że jeśli się dogadamy, to Mateusz może do nas przejść, bo chce grać – opowiada Sławomir Gągorowski.

Do drużyny dołączyli także m. in. Jakub Michalczyk występujący wcześniej w hiszpańskim PE Sant Jordi, a przede wszystkim Kameruńczyk Lionel Abate wypożyczony z Podbeskidzia. Zmienił się również trener – Jarosława Pacholarza zastąpił Robert Chmura. Jakościowo Wisła zyskała, bo wiosną punktowała znacznie lepiej (18 punktów w rundzie rewanżowej), ale – jak już wspomnieliśmy – nie udało się uniknąć degradacji. Na pocieszenie zostaje fakt, że w gronie drużyn, którym urwali punkty, znalazła się bajecznie bogata Wieczysta.

“Pensje były skromne”

U nas nigdy nie tworzyliśmy kominów płacowych. Pensje były skromne. Dół widełek płacowych w III lidze. Wcześniej dotację miejską mieliśmy nieco większą [540 tys. zł i 500 tys. zł – red.], a koszty funkcjonowania były niższe. Jeszcze w roku w 2018, 2019 roku maksymalne zarobki naszych graczy to było 2 tys. zł, ale najniższa krajowa wynosiła 1500 zł-1600 zł. Teraz minimalna krajowa przekracza 2700 zł netto, więc te 2 tys. zł nie przekonują piłkarzy. Przy założeniu, że płaciliśmy średnio 1500 zł netto, to biorąc pod uwagę, że w kadrze znajdowało się 22 piłkarzy, wychodzi 33 tys. zł miesięcznie netto. Jeśli pomnożymy to przez 12 miesięcy, to mamy niemal 400 tys. zł w skali roku. Przy bardzo skromnym gospodarowaniu. A gdzie wynagrodzenia trenera, asystenta i fizjoterapeuty? Gdzie inne koszty? – wylicza Sławomir Gągorowski. Jego zdaniem, by dobrze funkcjonować na poziomie III ligi potrzeba budżetu mniej więcej w wysokości miliona złotych.

Ponadto, w Sandomierzu nie ma sztucznego boiska, więc klub, jeśli chce w zimę na takim potrenować, musi jechać do Ożarowa, Stalowej Woli lub Tarnobrzegu. Również na wyjeździe trzeba rozgrywać wszystkie sparingi. Za każdym razem potrzebny jest autobus, a to kosztuje. Z kolei latem płyta boiska Wisły, na której gra nie tylko pierwszy zespół, ale i trenują juniorzy, musi przejść regenerację.

Inne wydatki

III-ligowe zmagania kosztują niemało. Sporą część budżetu pochłaniają dojazdy na mecze. W końcu w jednej grupie znajdują się kluby z 4 województw. Do Radzynia Podlaskiego z Sandomierza jest 185 kilometrów, do Białej Podlaskiej około 240, do Nowego Targu ponad 280. Po drodze trzeba zapewnić piłkarzom posiłek, czasem też – jak w przypadku wyjazdowego meczu z Podhalem – również nocleg. – Wiele lat grałem w piłkę i wiem, jak to jest jechać kilkaset kilometrów i wyjść z autobusu od razu na mecz. Słyszałem kiedyś tekst, że drużyna po takiej ciężkiej drodze, dojeżdżając na stadion, powinna szybko pochować poduszki, żeby nie zobaczyli gospodarze.  Bo jak zobaczą, to od początku “siadają” na rywalu, bo przeciwnicy są trupami po tylu godzinach w autobusie – mówi obrazowo Jarosław Piątkowski.

Inną pozycją w rubryce “wydatki” było zakwaterowanie zawodników dojeżdżających do Sandomierza z innych miast. Klub ulokował ich w internacie. Do tego należy doliczyć m. in.: opłaty za wyrejestrowanie i zarejestrowanie zawodnika (na poziomie III ligi to około 2 tys. zł za każdego) czy ekwiwalenty dla klubów, w których się wyszkolili.  

Potrzeba stabilizacji

Rywalizacja w III lidze wydrenowała budżet Wisły tak, iż nie było z czego płacić zawodnikom i trenerom. Nastąpił exodus. Robert Chmura na odchodnym z Sandomierza w rozmowie z Bartoszem Wartałowiczem z “Echa Dnia” tak na początku lipca opisał sytuację w klubie: – Od pierwszego spotkania z prezesami mówiłem, że w Sandomierzu potrzeba stabilizacji. Piłka nożna nie lubi przypadków. Jak co roku przychodzi kilkunastu zawodników, to trudno o jakąkolwiek równowagę. Cały czas klub się boryka z problemem przystąpienia do rozgrywek i taki problem będzie też w 4 lidze. Jak przychodziłem do zespołu pod koniec stycznia, to mieliśmy miesiąc do przygotowań. Nie zagraliśmy żadnego sparingu w składzie takim, jakim graliśmy w ligowych spotkaniach. Zespół był zbudowany na zawodnikach, którzy chcieli udowodnić, że potrafią grać w piłkę. Oni potrzebowali czasu, ale dla klubu to przykre, że ogrywaliśmy piłkarzy dla innych zespołów. Gdybyśmy mieli wychowanków, to moglibyśmy chociaż zająć wyższe miejsce w Pro Junior System i zdobyć dodatkowe pieniądze dla klubu.

Ciężko bez sponsora

Na budżet Wisły składa się głównie dotacja miejska w wysokości 400 tys. zł. Do tego dochodzą drobne wpłaty od sponsorów i prywatne pieniądze działaczy klubowych. Innego dużego dobroczyńcy, który wspomógłby klub np. kwotą rzędu kilkuset tysięcy złotych, nie ma. Dla porównania Stal Stalowa Wola, która w zeszłym sezonie wygrała rywalizację w III lidze, od miasta otrzymała w 2022 roku 1,4 mln zł. W obecnym tylko na pierwsze półrocze (kiedy jeszcze była trzecioligowcem), kwota przekroczyła milion złotych. Poza tym Stalówka ma także hojnego sponsora, jakim jest PGE. Zresztą nie tylko ona spośród ubiegłorocznych trzecioligowców mogła liczyć na wsparcie spółki Skarbu Państwa, bo Chełmiankę Chełm i Orlęta Splomek Radzyń Podlaski wspiera Bogdanka.

Oczywiście nie wszystkie ekipy z III ligi mogą liczyć nawet na tyle, ile otrzymuje Wisła Sandomierz od swojego samorządu. W większości finansowo radziły sobie jednak lepiej, bo miały prywatnych sponsorów. Ile znaczy firma łożąca na klub z czwartego poziomu rozgrywkowego, pokazuje historia ŁKS-u Łagów, który po rundzie jesiennej sezonu 2022/23 był liderem tabeli, wyprzedzając nawet krezusów z Wieczystej Kraków. Wiosną łagowianie nie wyszli jednak na boisko, bo główny dobroczyńca, czyli spółka Probudex, zrezygnowała z dalszego wspierania ŁKS-u. Mimo usilnych poszukiwań nie udało się znaleźć następcy i dziś zespół jest w okręgówce.

Zawirowania na ławce

Wyniki Wisły Sandomierz w tym sezonie mówią same za siebie. 0:15 z Moravią Morawica, 0:17 z rezerwami Korony czy 0:9 z Hetmanem Włoszczowa… Jakby tego było mało, doszło do zawirowań trenerskich. Drużynę przed pierwszym meczem objął Michał Złotek, ale w końcówce października zrezygnował z prowadzenia drużyny, bo zmienił pracę i nie mógł już poświęcać się zespołowi. Klub szybko ogłosił, że następcą będzie Łukasz Kościelski. Do mediów dostała się taka informacja, ale sam zainteresowany szybko zaprzeczył, że został oficjalnie szkoleniowcem sandomierskiej ekipy. Po całym zamieszaniu rozstał się z klubem. Zajęcia prowadzi teraz Jarosław Piątkowski, ale formalnie nie jest on trenerem. Jak podaje “Echo Dnia”, licencji użycza Dariusz Ogrodnik, ale i on robi to bezpłatnie.

Trener Kościelski prowadził zajęcia przez ponad tydzień, był na ławce trenerskiej podczas jednego meczu. Sam się nazywał trenerem. Pospieszyliśmy się z opublikowaniem tej informacji. Gdy się tak stało, wycofał się. A w międzyczasie okazało się, że PZPN cofnął mu uprawnienia trenerskie – opowiada Sławomir Gągorowski.

Szacunek

U niezorientowanych w sytuacji ostatnie wyniki Wisły Sandomierz budzą śmiech, ewentualnie mocne zdziwienie. Ale młodym piłkarzom należy się przede wszystkim szacunek za to, że wychodzą na murawę i walczą. – Chłopcy chcą walczyć, ciężko trenują. Jest to dla nich szansa pokazania się w IV lidze. Może ktoś ich dojrzy i niektórzy trafią do lepszego, bardziej stabilnego klubu. Na tę chwilę jednak brakuje im ogrania, boiskowego cwaniactwa, a przede wszystkim nie są w stanie rywalizować fizycznie ze starszymi, silniejszymi i bardziej doświadczonymi zawodnikami. Do tego dochodzi stres i bojaźń przed rywalizacją z seniorami. To widać, kiedy trzeba powalczyć o piłkę. Boją się, że ktoś ich połamie po prostu – mówi Jarosław Piątkowski. – Tym chłopcom należy się szacunek za walkę, za treningi, za to, że chcą reprezentować barwy klubu i go ratować – dodaje.

Prowadzić zespół w takiej sytuacji nie jest łatwo. Sporym problemem jest aspekt psychologiczny. Nikomu przecież nie sprawia przyjemności co tydzień wychodzić na boisko i być z góry skazanym na porażkę. – Zdarzały się rezygnacje, bo niektórzy mieli po prostu dość. Ale pomaga mi to, że większość tych chłopaków znam od dawna. Rozmawiam z nimi. Zawsze mogą do mnie zadzwonić i pogadać – tłumaczy Jarosław Piątkowski.

Są jednak powody do optymizmu. Doświadczenie zdobyte w rywalizacji z seniorami procentuje w rozgrywkach juniorskich.

Obronią się przed spadkiem?

Jaka przyszłość czeka Wisłę? Koszty gry w IV lidze są zdecydowanie mniejsze niż szczebel wyżej. 400 tys. zł, jakie klub ma nadzieję otrzymać od miasta w 2024 roku, zdaniem Sławomira Gągorowskiego, spokojnie wystarczą na przetrwanie i sprowadzenie kilku zawodników, którzy pomogą Wiśle w walce o utrzymanie. Bo uchronienie się przed spadkiem w tej sytuacji wcale nie jest rzeczą nierealną. Z ligi spadną tylko 2 zespoły, a strata do ostatniego bezpiecznego miejsca w tabeli wynosi 11 punktów. To niemało, ale z odpowiednimi wzmocnieniami da się to uczynić.

Problem w tym, że środki z miejskiego budżetu, jeśli zostaną uchwalone, do klubu spłyną dopiero prawdopodobnie w marcu, a przygotowania wypadałoby zacząć w styczniu. Nikt nie przyjdzie grać lub trenować w Sandomierzu jedynie na podstawie obietnic.

Co z długami? Tych zobowiązań, zgodnie z prawem, nie da się spłacić z miejskiej dotacji. Na ten cel klub musi poszukać pieniędzy gdzieś indziej.

Działacze Wisły nie tracą też nadziei, że wreszcie do klubu zawita sponsor, który da klubowi finansowe bezpieczeństwo.

Komentarze