Skarb Euro: autobus z Szoboszlaiem za kierownicą

Od dwóch lat nie przegrali żadnego meczu. Tym razem los był dla nich łaskawy, nie muszą grać w grupie Mistrzostw Europy z kontyntalnym all-stars. Węgrzy z Marco Rossim u sterów poskładali rzetelną ekipę ze starych wyjadaczy i diamencików hasających po boiskach Premier League. Ale czy rzetelność i błyskotki wystarczą, by wyprzedzić Szkotów i powalczyć ze Szwajcarami?

Milos Kerkez, Marco Rossi i Dominik Szoboszlai
Obserwuj nas w
Laszlo Szirtesi/Aflo/Alamy Na zdjęciu: Milos Kerkez, Marco Rossi i Dominik Szoboszlai

Nazwa kapeli: Węgry

Swój ostatni mecz reprezentacja Węgier przegrała w czerwcu 2022 roku. I to z wciąż aktualnymi mistrzami Europy, czyli z Włochami. Od tego czasu przeszli bez porażki przez eliminacje (bilans 5 zwycięstw, 3 remisy, 0 porażek), nie przegrali żadnego sparingu i patrzą z apetytem na to, jaką dostali grupę na Euro 2024. Bo tym razem nie muszą walczyć z absolutnymi potęgami, jak na Mistrzostwach Europy w 2021 roku. Wtedy trafili na Portugalię, Francję oraz Niemców i… przegrali tylko jedno spotkanie. Remisy z Francją i Portugalią nie wystarczyły do wejścia do fazy pucharowej.

Czy tym razem grupa z Niemcami, Szwajcarią i Szkocją wygląda na czerwcowy spacerek? Cóż, niekoniecznie. Ale tym razem to nie jest atak szczytowy na K2 w odzieniu typu “klapki, przewiewne szorty i czapka z daszkiem”. Węgrzy zdają się być po prostu dobrze przygotowani. Mają trenera, który pracuje tam od lat. Doczekali się gwiazdy światowego formatu. Są wyniki. Kibice ten zespół po prostu polubili.

Oczywiście porównania obecnej kadry Węgier do złotej drużyny z lat ’50 nie mają racji bytu. To kompletnie inny rozmiar kapelusza. Ale po latach przerwy (konkretnie od 1972 roku) grają na trzecim Euro z rzędu i jadą tam z nadziejami na przynajmniej powtórzenie wyniku z Francji. Czyli na wyjście z grupy.

Węgry przed Euro – analiza Tetryków


Zobacz także:

Dyrygent: Marco Rossi

Chciał rzucić już futbol w czarty. Miał problemy finansowe, z trudem utrzymywał rodzinę, coraz głośniej przemawiały psychologiczne demony w jego głowie. Rozważał odpuszczenie sobie trenerki i zajęcie się czymś innym – w grę wchodziła praca w bankowości. Po rozmowach z bratem został jednak przy pracy trenerskiej, aczkolwiek we Włoszech nigdy nie wyszedł ponad Serie C.

Wyjazd do Węgier w 2012 roku okazał się absolutnym przełomem. Z Honvedem sięgnął po mistrzostwo, ale już przed ostatnim spotkaniem zapowiedział, że… odejdzie z drużyny, bo prezes nie jest w stanie zagwarantować mu odpowiednio silnej kadry ku temu, by rywalizować na najwyższym poziomie. Chodzi własnymi ścieżkami, rządzi twardą ręką, nie jest typem showmana. Aczkolwiek wie, w które tony uderzyć, by Węgrzy go pokochali. Co jakiś czas puszcza oko i gra na narodowej nucie poczucia dumy.

Węgrzy chcieli nawet, by został selekcjonerem wcześniej, ale wtedy federacja postawiła na Leekensa. Marco Rossi wjechał na białym koniu. Wywalczył dwa awanse na Euro, wyprowadził zespół z dywizji C do dywizji A w Lidze Narodów. Prasie brakowało słów na to, co jego drużyna wyprawiała dwa lata temu w starciu z Anglikami, gdy Węgrzy zlali ich aż 4:0. I to na Wembley!

Przyjął węgierskie obywatelstwo. Nauczył się narodowego hymnu. Sam mówi, że uczy się węgierskiego, ale jest to tak trudny język, że ma kolosalne problemy z tym, by płynnie w nim mówić. Ale Rossi jest traktowany jak “swój”.

Marco Rossi
Marco Rossi, fot. Laszlo Szirtesi/Alamy

Solista: Dominik Szoboszlai

Z dzieciństwa nie pamiętam klocków LEGO czy samochodzików. Raczej tylko piłkę – mówi Szoboszlai. Jego ojciec też był piłkarzem. I to całkiem niezłym. To on zaprowadził go na trening w miejscowym Videotonie, ale był na tyle rozczarowany poziomem treningów, że przeniósł go do własnej szkółki na obrzeżach dzisiejszego Fehervar. W Fonix Gold trenerzy – w tym również ojciec Dominika, Zslot – skupiali się przede wszystkim na technice. Kazali grać młodziakom z małymi piłeczkami w dłoniach, by ci nie łapali kolegów za koszulki podczas treningów. Zamiast klasycznych “znaczników” odróżniali zespoły w trakcie zajęć zakładając im… różne opaski na głowy. Po to, by młodzi piłkarze mieli zawsze uniesiony wzrok.

Zawsze grał ze starszymi kolegami. I jego zespół robił furorę zarówno w kraju, jak i na turniejach międzynarodowych. RB Salzburg chciał go ściągnąć jeszcze przed szesnastymi urodzinami. Ale FIFA zabrania takich transferów, więc Austriacy musieli poczekać na Szoboszlaia rok. W tym czasie zapraszali go na testy, treningi, by wreszcie ściągnąć go na stałe.

Dalszą historię już znamy, bo byliśmy jej świadkami. Piękne gole w Salzburgu, hitowy transfer za 36 mln euro do Lipska, po dwóch latach przenosiny za 70 milionów do Liverpoolu. Węgrzy mówią wprost – “to nasz najbardziej utalentowany piłkarz ostatnich czterech-pięciu dekad”. Już jako siedemnastolatek jeździł na zgrupowania seniorskiej reprezentacji Węgier, a dziś – w wieku 23 lat – jest kapitanem kadry. Absolutna gwiazda tej drużyny.

Zresztą spójrzcie na scenkę po wywalczeniu przez Węgrów awansu na Euro 2024. Szoboszlai wskakuje na trybuny, wypija strzał “palinki” i intonuje wraz z fanami przyśpiewkę.

Dominik Szoboszlai
Dominik Szoboszlai, fot. Gabriella Barbara/Alamy

Może fałszować: stoperzy

Węgrzy grają na trójkę stoperów. Lewe wahadło obstawi Kerkez, na prawym zagra ktoś z dueto Nego-Bolla, może Botka.

Ale co ze stoperami? Cóż, tutaj Rossi ma swoje problemy. Orban jest pewniakiem, ale stracił znaczną część jesieni przez uraz. Lang? Stracił miejsce w składzie w Omonii Nikozja. Dardai? Regularna gra w drugiej Bundeslidze, ale w kadrze zadebiutował dopiero w marcu tego roku. Szalai? W kadrze pewniak do grania, ale w tym sezonie uzbierał ledwie 390 minut w Bundeslidze – grzał ławę w Hoffenheim i na wypożyczeniu we Freiburgu. Balogh? W drugoligowej Parmie nie uzbierał nawet połowy możliwych do rozegrania minut. Fiola? Stary wyga, ponad 50 meczów w kadrze, ale tylko rezerwowy w Fehervar.

Problem na problemie – a to gość po urazie, a to nieograny w kadrze młodziak, a to niegrający w klubie doświadczeni gracze. Sytuacja na środku obrony u Madziarów jest daleka od komfortowej. Ale może da się to ukryć pod nisko ustawionym zespołem, gdy stoperzy nie będą mieli aż tak wiele roboty?

Scena debiutów: Milos Kerkez

Według danych platformy statystycznej WyScout jest jedenastym najlepszym lewym obrońcą Premier League. Wśród 30 najlepszych bocznych obrońców w angielskiej ekstraklasie nie ma zawodnika młodszego od gracza Bournemouth. Ma zaledwie 20 lat, a rok temu Bournemouth zapłaciło za niego AZ Alkmaar aż 18 milionów euro. Interesowały się nim Benfica, mówiło się o Lazio. Ale postawił na Anglię. Zresztą to nie pierwszy raz, gdy musiał się zastanowić nad wyborem piłkarskiej przyszłości. Urodził się bowiem w Serbii. – Ale moja babcia jest Węgierką. Dzięki niej zdobyłem węgierskie obywatelstwo i gra dla tej kadry była celem dla mnie oraz dla mojej rodziny – mówił po powołaniu.

Węgry zawsze były na pierwszym miejscu. Gdy miałem czternaście lat to postanowiłem, że jeśli zagram kiedyś w jakiejś reprezentacji, to w kadrze węgierskiej. Zresztą Serbowie nigdy nie pytali o to, czy dla nich zagram. Przedstawiciele węgierskiej federacji kontaktowali się już wtedy, gdy miałem piętnaście lat – mówił w “Nemzeti Sport”.

Niektórzy porównują go do Theo Hernandeza, choć to pewnie wynika z faktu, że Kerkez też swego czasu grał w Milanie. Tam jednak się nie przebił, trafił do Holandii, gdzie zrobił furorę. To zdecydowanie jeden z tych gości, o których mówisz po turnieju “o, nie znałem chłopa, ale widać, że coś w sobie ma!”.

Milos Kerkez
Milos Kerkez, fot. Laszlo Szirtesi/Alamy

Gdyby byli utworem: “Małomiasteczkowy” – Dawid Podsiadło

No co? Znów jadą na wielką imprezę. To znaczy – jeżdżą tylko na te piątkowe balety, bo sobotnie przerastają ich budżet. W piątki łatwiej dostać wlotę. Inni są jacyś tacy modniej ubrani, z lepszą bajerką. Oni kupują bilet na metro w kiosku, inni klikają w telefonie i skanują kod. Oni mają słuchawki przewodowe, inni łączą się przez bluetooth. Auta za szybkie, ulice za szerokie, krzyki zbyt głośne.

Węgry są trochę jak ten podmiot liryczny u Podsiadło. Z małej mieściny wyjeżdżają do wielkiego świata – początkowo im się podoba, ale później ten tłum ich przytłacza, wracają do siebie. Trochę pochlipią, trochę im przykro, ale sami zdają sobie sprawę, że “stare, dobre czasy” to już przeszłość. Kiedyś to było.

Ale może choć przez chwilę poczują się jak Bóg, bo wybrali na siłownię strój i właśnie przez tę chwilę będą królem w mieście? O tym raczej pomarzą pod prysznicem.

Miejsce na liście przebojów: Walka o trzecie miejsce

Niemcy? Wiadomo, mogą się wyrżnąć i… wiadomo jaki, wiadomo co, wiadomo co zrobić. Ale gospodarze są murowanym faworytem do wyjścia z grupy. Szwajcaria? Kadrowo druga siła tej grupy. Węgrzy niech się cieszą, że po Euro 2020 nie trafili znów do grupy z Chicago Bulls, Aniołkami Matusińskiego i FC Turteloną.

To już nie europejski all-stars, ale grupa, w której realnie można zająć trzecie miejsce, a przy odrobinie farta, żelaznej dyscypliny, błysku indywidualności oraz splocie korzystnym wyników – nawet powalczyć o drugą lokatę. Pewnie przy starej formule “dwie wychodzą, reszta do chaty” byłoby ciężko. Ale liczenie punktów i goli na trzeciej lokacie? Potrafimy sobie to wyobrazić.

Potencjał kadrowy jest tam raczej zbyt mały, by rzucać hasłami o “czarnym koniu”, ale jeśli ktoś naprawdę musi poszukać na Euro kadry do kibicowania, która i ma jakąś gwiazdę, i ma długo tego samego trenera, i gra na trójkę w tyłach – proszę bardzo, oto Węgry.

Komentarze