Czechy – Polska. Fernando Santos ma gdzieś całą tę otoczkę

Proces zamykania reprezentacji Polski przed światem zewnętrznym trwa już od dłuższego czasu, ale wydaje się, że właśnie u Fernando Santosa osiągnie swoje apogeum. To nie będą łatwe czasy dla dziennikarzy, ale kto powiedział, że mają być?

Fernando Santos
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Fernando Santos
  • Coraz więcej wiemy o Fernando Santosie. Z jednym wnioskiem na czele: na pewno nie przyszedł do Polski, by robić tu PR
  • Tak zamkniętej kadry jeszcze nie było. Ale przecież w piłce chodzi o wyniki, nie o dostępność do wywiadów
  • Pierwsza odsłona nowego otwarcia już w piątek wieczorem. O godz. 20:45 rozpocznie się mecz Czechy – Polska

Apogeum zamknięcia u Santosa

Korespondencja z Pragi

Gdy dziś się wspomina, jak wyglądała współpraca reprezentacji z dziennikarzami dziesięć lat temu, aż trudno uwierzyć. Na zgrupowaniu przed Euro 2012 w austriackim Lienz codziennie organizowano spotkania z kilkoma piłkarzami. Czterech reprezentantów przychodziło do biura prasowego i przy stolikach rozmawiało z każdym chętnym. Później u Waldemara Fornalika nie było przeciwskazań, by dziennikarzy wpuszczać nawet do czarterowego samolotu lecącego gdzieś na mecz. Takie praktyki ukrócił Adam Nawałka, a z każdym kolejnym rokiem zamykanie reprezentacji stawało się coraz mocniejsze. Jeśli dziennikarz miał dobry kontakt z piłkarzem – proszę bardzo, można było się umówić na wywiad. Inna sprawa, że sami zawodnicy rzadko robili to chętnie, a najczęściej trzeba się było liczyć z odmową. Ciszy medialnej, co właśnie zrobił Fernando Santos, do tej pory jednak nikt nie ogłaszał.

Fernando Santos na piłce zjadł zęby i można odnieść wrażenie, że w futbolu interesuje go właśnie… tylko futbol. Jego mowa ciała wyraźnie sugeruje, że najchętniej zakazałby też konferencji prasowych, a upust swojej niechęci do nich daje śmiejąc się wprost z pytań dziennikarzy. Dzień przed meczem z Czechami zrobil to dwukrotnie, co nie było nowością w jego arsenale zachowań, bo do podobnych reakcji mogliśmy się już przyzwyczaić po poprzednich konferencjach. Ale odpowiadał – spokojnie, z szacunkiem.

Portugalski selekcjoner niespecjalnie sprawia wrażenie kogoś, kogo mogłoby obchodzić zdanie dziennikarzy. To dobrze wróży, bo w przeszłości jego poprzednikom zdarzały się starcia na noże i niczemu dobremu to nie służyło. Medialna nagonka udzielała się także naszym zagranicznym szkoleniowcom. Stąd mentorski i nieznośny w pewnym momencie ton Leo Beenhakkera lub narastająca irytacja u Paulo Sousy. Oczywiście za wcześnie, by mówić, jak Santos odbierze ewentualną swoją złą prasę, ale samo uciszenie piłkarzy w czasie nadejścia drugiej fali uderzeniowej związanej z aferą premiową wysłało jasny sygnał – ma kompletnie gdzieś, jakie pierwsze wrażenie stworzy u ludzi z mediów. Tym też się różni od Sousy, który na zgrupowaniu w Opalenicy przed Euro 2020 zorganizował specjalne nieformalne spotkanie, na którym luźno porozmawiał i opowiadał, jak to ważnym narodem dla świata jest ten polski. Santos nie dba o PR, ten mu wręcz przeszkadza. Stąd wyrzucenie kamer Łączy Nas Piłka poza miejsca, w które normalnie miały dostęp. Santosa ma bronić wyłącznie futbol.

Jednocześnie Portugalczyk zgodził się na udział Roberta Lewandowskiego w przedmeczowej konferencji, co wcale nie było takie oczywiste. Obecność kapitana oznaczała jedno – selekcjoner dał zielone światło na finalne odniesienie się do afery, która jego nie dotyczyła i której być może nawet nie rozumiał.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem można śmiało powiedzieć, że kadrze trafił się samiec alfa rodem z marzeń kibiców. Piłkarzy będzie trzymał krótko, a dziennikarzy na dystans, od czasu do czasu wyśmiewając ich pytania. Pod znakiem zapytania są tylko styl gry i wyniki. Jeśli i te kwestie będą bliźniacze do jego zapowiedzi, Santos w oczach kibiców urośnie do ideału. Jeśli nie – przynajmniej dowali komu trzeba.

Komentarze