Olkiewicz w środę #90. Era post-Lewandowskiego już się rozpoczęła

Największy problem z przemijaniem dotyczy totalnego niedookreślenia jego ram czasowych. Co za absurd, że zjawisko nierozerwalnie złączone z czasem - wszak mówimy o przemijaniu - jest właściwie pozbawione tak podstawowych przymiotów jak początek i koniec. Dlatego też, choć jeszcze sobie z tego nie do końca zdajemy sprawę, uważam, że żyjemy już w erze post-Lewandowskiego.

Robert Lewandowski
Obserwuj nas w
IMAGO/Foto Olimpik Na zdjęciu: Robert Lewandowski
  • Robert Lewandowski to bez większych dyskusji najlepszy (choć niekoniecznie najważniejszy) piłkarz w historii polskiego futbolu.
  • Choć w teorii gra jest jeszcze wciąż otwarta – powinniśmy uświadomić sobie, jak trudnym scenariuszem jest ten, w którym Robert Lewandowski jedzie jeszcze kiedykolwiek na duży turniej w biało-czerwonych barwach.
  • Ten odpływ, który nastąpi po formalnym zakończeniu reprezentacyjnej kariery przez “Lewego” już dziś wydaje się łatwy do przewidzenia – ale jednocześnie niewymownie bolesny.

Robert Lewandowski – punkt odniesienia dla polskiej piłki XXI wieku

Najlepszy – tutaj nie mam żadnych wątpliwości. Najlepszy, czyli ten, który zwyczajnie najlepiej gra w piłkę – przez najdłuższy okres znajduje się najbliżej światowego topu, momentami właściwie ten top pożerając, jak w okresie pandemicznym. Posiadający najwyższe umiejętności, połączone jednocześnie z najlepiej pracującą głową, umieszczoną u zwieńczenia najlepiej pracującego ciała, że się tak grafomańsko uzewnętrznię. Innymi słowy – Robert Lewandowski nauczył się najwięcej (tak, miał też najlepszych nauczycieli z całej historii polskiej piłki), potrafił z tego korzystać najdłużej i w najbardziej efektywny sposób. Gole zdobywane taśmowo, hurtowo, w sposób wywracający rekordy, które wcześniej wyglądały na “odwieczne”. Tak, ktoś może wytknąć, że chodziło przede wszystkim o ligę niemiecką, ale przecież w Lidze Mistrzów Lewandowski jest trzecim strzelcem w historii – a ustępuje tylko kosmitom z Portugalii i Argentyny, których epoka będzie wspominana pewnie i za sto lat.

Nie zgadzam się z podważaniem Lewandowskiego w kwestiach czysto piłkarskich. “Specjalność: dostawianie szufli” w piłce nożnej może stanowić zarzut dla napastnika, który przez pięć lat w Ekstraklasie strzela tylko, gdy skrzydłowy nabije go mocnym dośrodkowaniem. Lewandowski jednak grał u Jurgena Kloppa. Grał u Pepa Guardioli. Grał z najlepszymi rywalami, walczył z najmocniejszymi obrońcami. Można dyskutować o jego miejscu w światowym futbolu – zestawiać go zwłaszcza z Karimem Benzemą czy Ruudem van Nistelrooyem. Ale jeśli chodzi o Polskę – no lepszego nie mieliśmy.

Krytykom Roberta Lewandowskiego – w tym oczywiście mnie – pozostaje uciec w semantykę. Podmieniamy słowo “najlepszy” na “najważniejszy”, pobieramy po kilkadziesiąt wspomnień reprezentacyjnych z konta każdej drużyny i porównujemy namiętnie, czy bardziej Lewandowski, czy jednak ktoś z generacji, która dała Polsce medale. Nie tytuły króla strzelców w zagranicznej lidze – medale dla Orzełka, choć faktycznie, wówczas jeszcze pozbawionego korony. Tu pewnie prędzej znaleźlibyśmy pole do dyskusji, porównywania wyników, osiągnięć, wpływu na kolegów i całą krajową piłkę. Natomiast i tak nie jestem pewien, czy ostatecznie Boniek, Deyna i Lubański nie musieliby uznać wyższości Lewandowskiego, pozostającego obecnie najlepszym strzelcem reprezentacji i zawodnikiem, który w jej barwach rozegrał najwięcej spotkań. I żeby podkreślić raz jeszcze kontekst: to nie jest tak, że zagrał dwa mecze więcej od Bońka, strzelił trzy gole więcej od Lubańskiego. “Lewy” wysadził klasyfikację – w meczach pewnie dojedzie do 150 występów (tylko Lato dobił do setki, jeśli mowa o tych utytułowanych), w golach już przekroczył 80, czyli ma ponad 30 goli przewagi nad drugim Lubańskim. Ale to właśnie w sumie urocze – te dyskusje trwały, trwają i będą trwać latami, bo zwyczajnie od tego też jest futbol, za te godziny spędzone z przyjaciółmi gdzieś w tabelkach go kochamy.

Piszę to głównie po to, by mieć pełną jasność: mamy do czynienia z piłkarzem epokowym. Piłkarzem wyznaczającym ramy generacji, piłkarzem stanowiącym jasny punkt odniesienia dla całej piłki w jego erze. Za dwadzieścia lat będziemy analizować, czy mógł wycisnąć więcej, tak jak Walijczycy pomiędzy kolejnymi skandalami obyczajowymi zestawiają choćby Giggsa z Balem. Udawanie, że Lewandowski nie jest pępkiem piłkarskiej Polski, to w dużej mierze oszukiwanie samego siebie.

I dlatego z olbrzymią mocą uderzyła mnie analiza, w jakim punkcie ery Lewandowskiego jesteśmy. Otóż moim zdaniem jesteśmy już w erze post-Lewandowskiego.

Katar był ostatnim dużym turniejem w karierze Lewandowskiego

Do tego dość ostrego, ale przede wszystkim smutnego sądu przede wszystkim sprowokowała mnie sytuacja w tabeli naszej eliminacyjnej grupy. Spróbujmy odcedzić emocje, które zawsze pojawiają się w okresie przerwy reprezentacyjnej i spójrzmy na chłodno: do bezpośredniego awansu na Euro 2024 potrzebujemy nie tylko zwycięstwa nad Czechami (nieszczególnie realne), ale jeszcze ułożenia się wyniku Czechów z Mołdawią (jeszcze mniej realne). Wydaje mi się, że gadki o ewentualnym znalezieniu się na dwóch pierwszych miejscach w eliminacyjnej grupie to tylko podtrzymywanie ułudy, że jeszcze się nie poddaliśmy. W praktyce walczymy obecnie o to, by się w barażach znaleźć (okej, to nam i tak zafundowała Liga Narodów) oraz… by w tych barażach nie być skazanym na pożarcie.

Jaki mamy na to wpływ? Cóż, niestety – ten wpływ jest niewielki. O tym, czy przyjdzie nam mierzyć się z Estonią i Walią, czy jednak z Włochami i Chorwacją zadecydują mecze w innych grupach. Przy czym cały czas pamiętajmy – jesteśmy w tym momencie życia naszej kadry, że nieosiągalnym wynikiem dla dwóch kolejnych selekcjonerów jest zwycięstwo nad Mołdawią. Nawet zakładając, że udaje się uniknąć Chorwatów i Włochów, nadal zostaną albo Walijczycy, albo Ukraińcy czy Norwegowie, bo zwyczajnie wszystkich mocnych zespołów uniknąć się nie da. To z kolei oznacza, że coraz bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, gdy era Roberta Lewandowskiego w polskiej piłce właściwie się skończyła.

Oczywiście nie jestem szaleńcem (w tym temacie), nie apeluję o brak powołań dla Lewandowskiego. Zwyczajnie, z perspektywy historii prawdopodobnie mija ostatnia szansa na zmierzenie się z duchami przodków. Mija ostatnia szansa na wielki występ podczas wielkiego turnieju, mija ostatnia szansa, by młodzi Anglicy za 15 lat pamiętali, jakiej narodowości był ten kozacki snajper z “Europy Środkowej czy tam Wschodniej”. Nie do końca wierzę w awans. Nie do końca wierzę więc, że Robert Lewandowski jeszcze zaistnieje dla świata w reprezentacji Polski. Eliminacje to naprawdę bardzo fajna rzecz, śledzą je zainteresowane kraje oraz statystycy. Ale historię pisze się na wielkich turniejach, to tam złotą kartę na wieki wywalczył sobie James Rodriguez, ale też właśnie tam nigdy nie zobaczyliśmy tej maszyny, którą znamy z ligi niemieckiej czy Ligi Mistrzów. Jeśli zaś nie pojedziemy na Euro 2024, teraz, gdy Robert Lewandowski jeszcze coś tam grywa w Barcelonie, to czy można się w ogóle łudzić mundialem 2026?

Tak, próbuję odsiać emocje – i po ich odsianiu wychodzi mi, że ostatnim tchnieniem Roberta Lewandowskiego w erze Roberta Lewandowskiego była porażka 1:3 z Francją. Porażka, o której chwilę później nikt nie pamiętał – bo kraj żył już wyłącznie aferą premiową. Czy to nie jest smutne, ale jednocześnie adekwatne zwieńczenie całej tej przygody Wielki niedosyt wielkiego zawodnika przez lata, przez dekadę, a na końcu pyrrusowe zwycięstwo: niby upragnione wyjście z grupy, ale jednocześnie żadnej radości u tych, dla których trwa cały show, czyli kibiców.

Nosił lider razy kilka, ale jego ponieść nie ma kto…

Mam potężne wątpliwości, czy będziemy jeszcze czytać kolejne rozdziały tej historii. Sam, wcale nie tak dawno, byłem umiarkowanym optymistą. Piłka nożna zrobiła spore postępy w kwestiach medycznych, a przede wszystkim – piłka nożna na stałe wprowadziła do swojego programu premie dla tych sumiennie podchodzących do regeneracji, diety, suplementacji oraz profilaktyki urazów. Coraz więcej w futbolu maszyn, które potrafią dojechać nawet i do czterdziestych urodzin bez utraty godności oraz dawnej marki. Oczywiście, można założyć, że takie przypadki jak Ibrahimović, który na emeryturze zbawił AC Milan, czy Ronaldo, który prawdopodobnie będzie strzelał w reprezentacji Portugalii nawet w wieku santosowym, to wyjątki. Ale Lewandowski ma przecież wszystko, by być takim wyjątkiem. Niewiele kontuzji przez całą karierę, obsesja profesjonalizmu, bardzo wczesne włączenie do swoich działań odpowiedniej diety i regeneracji. Były podstawy sądzić, że Euro 2024 to właściwie formalność, a prawdziwym celem są Mistrzostwa Świata 2026, wypadające na krótko przed 38. urodzinami “Lewego”.

Kane zmiażdżył Lewandowskiego. Bezlitosne porównanie
Harry Kane

Harry Kane zmiażdżył Roberta Lewandowskiego Bayern Monachium latem dokonał ogromnego wzmocnienia. Absolutnym hitem transferowym stały się przenosiny Harry’ego Kane’a na Allianz Arenę. Anglik szybko udowodnił, że w barwach Bawarczyków będzie pełnił kluczową rolę. Brytyjski serwis Planet Football odnotował dziewięć niesamowitych statystyk Kane’a. Jedna z nich jest bezlitosna dla Roberta Lewandowskiego. Oczywiście czas, w którym te

Czytaj dalej…

Dziś? Abstrahując już od piłki nożnej, od coraz częstszych krytycznych głosów rodem z Katalonii, od opinii ekspertów z dziedziny La Liga, alarmujących, że Lewandowski nie jest już od dłuższego czasu bezlitosnym killerem. Czy Lewandowski znajdzie w sobie siłę i motywację, by walczyć o Mundial 2026 (trudne eliminacje, możliwe, że bardzo ciężka grupa po roztrwonieniu rankingów), skoro nie uda się pojechać na Euro 2024? Czy człowiekowi, który już teraz coraz częściej daje do zrozumienia, jak wiele go kosztuje użeranie się na murawie z młodymi Katalończykami czy Polakami, będzie się chciało po raz setny wstawać po rozczarowującej porażce i rzucać z motyką na Mistrzostwa Świata? Im dłużej o tym myślę, tym więcej wątpliwości. Nawet zakładając, że mimo absencji na Euro 2024 Lewandowski pozostaje w kadrze, by walczyć o swój ostatni mundial… Czy 37-letni Lewandowski będzie w stanie poprowadzić drużynę do realizacji tak ambitnego celu?

Czyli: najprawdopodobniej już nie ujrzymy Roberta Lewandowskiego na wielkim turnieju. Ba, intuicja podpowiada mi, że nie obejrzymy też na tych dwóch wielkich turniejach Polski, bo jakkolwiek narzekać na przestoje w przygodzie “Lewego” z kadrą – w eliminacjach rozczarowywał rzadko. To byłaby jasna, twarda i gruba kreska, która oddzielałaby w historii rodzimego futbolu erę Lewandowskiego od… No właśnie. Jeśli moje pesymistyczne przewidywania się sprawdzą, już dziś żyjemy w erze post-Lewandowskiego. W erze Polski pozbawionej lidera i najlepszego strzelca, w erze Polski, która nie zbudowała nic trwałego, przespała przemianę pokoleniową, rusza w groźny świat kolejnych wyzwań właściwie bez żadnego przygotowania. Jak długo będzie trwać era post-Lewandowskiego, a kiedy zacznie się jakaś nowa era?

To są pytania, na które wolałbym nie odpowiadać. I dlatego zresztą z całych sił trzymam kciuki, by jednak Robert jeszcze usłyszał “Mazurek Dąbrowskiego” czy to w lipcu 2024, czy to podczas Mistrzostw Świata 2026.

Komentarze