Olkiewicz w środę #107. Sławomir Nitras – duży falstart, ale i pewne nadzieje

Sławomir Nitras naprawdę ciekawie wypadał w rozmowie z Kanałem Sportowym, miał parę interesujących pomysłów do sprzedania, parę błędów poprzednich ekip do wytknięcia. Wyłożył się tam, gdzie wyłożyć się najtrudniej - na sprawie kompletnie zero-jedynkowej, gdzie jednym głosem mówili nawet Rinke Rooyens, tvn-owski producent czy Andrzej Halicki, europoseł oraz... partyjny kolega Sławomira Nitrasa. Co o nadchodzących miesiącach powiedział nam występ ministra sportu?

Sławomir Nitras
Obserwuj nas w
IMAGO/Marcin Banaszkiewicz/Fotonews Na zdjęciu: Sławomir Nitras
  • Trudno będzie zatrzeć fatalne wrażenie, które Sławomir Nitras pozostawił swoim kuriozalnym i akrobatycznym wyczynem w celu zaatakowania Dariusza Mioduskiego.
  • Ta, ale i parę poprzednich wypowiedzi Nitrasa to poważne sygnały ostrzegawcze, że mamy do czynienia z człowiekiem raczej spoza środowiska, u którego sporą rolę mogą odegrać współpracownicy i doradcy.
  • Część spośród pomysłów, które przedstawił, jest jednak zwyczajnie warta uwagi i jeśli zostaną choćby szczątkowo zrealizowane – sport na tym z pewnością skorzysta.

Sławomir Nitras, czyli zaginiony wędrowiec z przeszłości

Jestem wielkim fanem powiedzonka “na Zachodzie sobie poradzili”, a raczej drogi, jaką przebyło to sformułowanie. Dziesięć czy piętnaście lat temu zdanie to było powtarzane niczym mantra przy każdym przestępstwie czy wykroczeniu, które udawało się przypisać subkulturze kibicowskiej. Jako pozytywny wzorzec dla polskich dzikusów i troglodytów podawano kibiców w Anglii, w Niemczech, w sumie bez różnicy gdzie, byle na zachód od Polski, gdzie, jak wiadomo, bloki są niższe, trawy mniej zielone, a kibice głupsi.

Z czasem – gdy polskie trybuny stopniowo się cywilizowały, a dziczały choćby te hiszpańskie, holenderskie czy francuskie – frazes przeszedł na drugą stronę barykady – ironicznie używano go zawsze wówczas, gdy z L’Equipe czy innego Mundo Deportivo docierały raporty o kolejnych wybrykach fanatyków znad Sekwany czy innej Gwadalkiwir. Tu również szybko doszło do przesytu i w efekcie od paru ładnych lat zwrot jest po prostu boomerski, krindżowy i generalnie niemodny – ani wśród “kumatych”, ani wśród “niekumatych”.

Moim zdaniem – to zdrowy objaw dojrzewania, wyrabiania sobie stanowiska i osądu ponad jakieś proste biało-czarne pola na szachownicy. Można dostrzegać, że nie wszystko na polskich trybunach wygląda idealnie, bez dopatrywania się jakiegoś pierwiastka boskości w chuliganach z Paryża czy Marsylii. Można dostrzegać piękno rodzimych opraw, bez napawania się satysfakcją, gdy w Rotterdamie dochodzi do burd. Świat z natury jest raczej szary niż czarno-biały, więc i tu im wyższa świadomość, tym ostrożniejsze sądy. Wydawało mi się, że zwrot na dobre zagościł w szafie, skąd wyjmują go tylko najbardziej zatwardziali miłośnicy archeologii (oraz farmy trolli, które nie zaktualizowały przekazów dnia).

Aż tu cyk, w grudniu, po zdarzeniach wokół meczu Aston Villa – Legia Warszawa, właśnie Sławomir Nitras, minister sportu w rządzie Donalda Tuska, wystrzelił, że “oni [Wielka Brytania] mieli problem i sobie z nim poradzili“. Wszystko oczywiście podlane tradycyjnym sosem – to z nami jest problem, Wielka Brytania to WIELCY ludzie, WIELCY działacze, WIELKIE służby i musimy zawsze wierzyć im na słowo. Dlaczego ktoś z tak rozwiniętego państwa, z tak dominującego nad nami świata, miałby kłamać, wybielać własne zachowanie, albo wręcz – manipulować. To Brytyjczycy – jako argument przeważający, jako cios kończący walkę. Ano tak, jak Brytyjczycy, to siądźmy cicho w kółeczku i grzecznie posłuchajmy.

Już wtedy przeczuwałem – będzie z tym nowym ministrem dość wesoło. Nie sądziłem jednak, że aż tak. Wypowiedź dotycząca Dariusza Mioduskiego z Kanału Sportowego to bowiem czysta podróż w czasie do 2012 roku, gdy faktycznie spore grono osób nie dysponowało jeszcze mediami społecznościowymi i nie zdawało sobie sprawy, jak rozwinięta jest scena kibicowska w innych państwach (oraz jak niekompetentna potrafi być policja, pod każdą szerokością geograficzną).

– Widzę to, co się dzieje w Holandii z Legią. Czy widzę prezesa klubu, prezesa klubu! Byliście kiedyś w Anglii? Byliście kiedyś w pubie w Anglii? Ja też byłem w pubie w Anglii. I nikt mnie nigdy z pubu w Anglii nie wyprosił. Ale gdyby mnie wyprosił z pubu w Anglii, a byłbym osobą publiczną, to nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby się tym publicznie chwalić. I teraz jest pytanie: państwo polskie za taką promocję ma płacić? To jest wizerunek Polski, że wszystkie gazety brytyjskie… Nie, że kibice czy kibole, ale że wręcz prezesi się prawie leją… – przemawiał minister Nitras nie w 2011, 2012 czy 2013 roku, ale w poniedziałek, w Kanale Sportowym.

Że pomieszał zdarzenia Birmingham z Alkmaar – zdarza się. Że połączył dwa mecze w jeden – okej. Część zmyślił, część podkoloryzował, część przemilczał, część zmanipulował – to polityk, nie miałem wysokich oczekiwań. Ale co bolesne nastąpiło później.

– Jeżeli ktoś jest w Anglii, to sugeruję mu, żeby uważał, bo policjant brytyjski wie lepiej jakie jest prawo niż on – stwierdził.

Olkiewicz w środę #99. Przeprosiny, których nigdy nie usłyszymy
Kibice Legii w Birmingham

39 kompletnie niesłusznie wyzywanych kibiców “Zarzuty legioniści”, “Legia Warszawa zarzuty”, jakkolwiek zbić słowa w skojarzenie z meczem przeciw Aston Villi, wyniki są podobne. Jeden z pierwszych linków, które wypluwa Google to cały czas świetnie wypozycjonowany Eurosport, który już w nagłówku krzyczy o 46 kibicach zatrzymanych po zamieszkach w Birmingham. W artykule poza opisem obrażeń policjantów

Czytaj dalej…

Cały ten esej, emocjonalnie zaprezentowany w Kanale Sportowym, jest tak nacechowany totalnie nieuzasadnionym poczuciem niższości w stosunku do mitycznego zachodu, że momentami było mi ministra Nitrasa żal. Dariusz Mioduski, gość, który bije piątki z Floro Perezem, ma gorącą linię z Ceferinem i generalnie coś tam w tej piłce znaczy, ma być mniej wiarygodny niż brytyjski policjant? Jak brytyjski policjant, bazując na własnych uprzedzeniach, każe naszemu filantropowi i biznesmenowi wykurzać z pubu, to ten drugi ma cicho się podporządkować i zaakceptować, że mówi gorszym językiem?

Domyślam się, że Sławomir Nitras z miejsca uwierzył holenderskiemu ochroniarzowi, a nie polskim piłkarzom, działaczom i dziennikarzom relacjonującym bitwę pod stadionem w Alkmaar, ale żeby się tym chwalić, gdy znamy już niemal cały kontekst, łącznie z decyzjami sądów i prokuratorów? Przypomnę – jeśli chodzi o Alkmaar, całą narrację ochroniarza rozjechał prawnik wynajęty przez Legię, żadnych “taśm prawdy” nie ujawniono, a ten wielce skandaliczny czyn Pankowa, który miał być powodem do tymczasowego aresztowania i natychmiastowego osądzenia ostatecznie będzie rozpatrywany dopiero latem “żeby nie przeszkadzać piłkarzowi w trakcie sezonu”. Josue oczywiście od początku był raczej na doczepkę, więc tutaj trudno było nawet uszyć jakikolwiek proces. Z 46 zatrzymanych legionistów w Birmingham, 39 nie usłyszało żadnych zarzutów.

Wiemy, że i w Birmingham, i w Alkmaar nie wszystko z polskiej strony zagrało idealnie – rzucanie racami w policję nigdy nie jest najlepszym sposobem na obronę własnych racji. Ale wiemy też, że i w Birmingham, i w Alkmaar, spora część, a może nawet większość winy spoczywała po stronie nieudolnych lokalnych organizatorów – czy to służb, czy klubu. Tak, wiem, że dla ministra Nitrasa podanie w wątpliwość nieomylności Zachodu, jeszcze w dodatku na korzyść Polaków, to rodzaj świętokradztwa, ale mamy filmy, mamy umorzone śledztwa, mamy decyzje tychże służb. Nie ma podstaw, by atakować zbiorczo nawet niezbyt świętych kibiców Legii, a co dopiero Dariusza Mioduskiego.

Nie do końca zorientowany – ale czy to musi być wada?

Dla mnie cała sytuacja pokazuje dwie rzeczy: po pierwsze, część polityków nadal nie wyzbyła się kompleksów, choć już dawno jako Polska nie mamy się czego wstydzić. To jednak szeroki i długi temat, w dodatku bez wpływu na sport, a o tym jednak mimo wszystko jest ten tekst. Po drugie – Sławomir Nitras raczej nie zaczyna dnia od 90minut.pl, nie ma swojego składu w Fantasy I lidze, nie jest też regularnym słuchaczem podcastów o taktycznej stronie Ekstraklasy. Ktoś złośliwy mógłby nawet powiedzieć, że tym sportem interesuje się raczej z doskoku i na ten moment nie miałbym zbyt wielu argumentów, by zaprzeczyć.

Takich drobnych nieścisłości było parę: choćby temat stadionu dla Chorzowa, gdy chwilę wcześniej obecny minister samodzielnie lobbował w sprawie stadionu dla Szczecina. Zapowiedź, że nie będzie żadnych pośredników w kontaktach między Spółkami Skarbu Państwa a klubami, gdy niemal równocześnie Ireneusz Raś pełni rolę mediatora między Unią Tarnów a Spółkami Skarbu Państwa. Naprawdę, to nie jest żart, Unia Tarnów oficjalnie pochwaliła się spotkaniem z Ireneuszem Rasiem, na którym miała paść propozycja, że wobec wycofania ze sponsoringu Grupy Azoty, może ciężar finansowania żużla w Tarnowie wezmą na siebie inne SSP. “Tajming” był o tyle niesamowity, że dosłownie równolegle, w poniedziałkowy wieczór, Sławomir Nitras przekonywał, że dość już z takim pojmowaniem sponsoringu w polskim sporcie.

Natomiast przy tych wszystkich drobnostkach zastanawiam się – czy to na pewno musi być aż taka wada? Oczywiście, z jednej strony fajnie, gdy mamy ministra sportu, który interesuje się sportem. Ale jeszcze fajniej, gdy mamy ministra sportu, który po prostu ten sport rozwinie. A tu akurat zdaje się, że Sławomir Nitras ma do powiedzenia rzeczy zdecydowanie ciekawsze, niż na temat stanu sceny kibicowskiej w Europie. Czy to za sprawą doradców, czy za sprawą lobbystów, czy po prostu – jako kreatywny gość, bez różnicy. Pomysły są przyzwoite i wypada trzymać kciuki za ich realizację.

Szkoła sportu i nowy pomysł na spółki

Konkrety? Trzy. Przede wszystkim – i widać to już po pierwszym dużym programie, pompowanym przez oba ministerstwa reklamowymi spotami – stawianie na sport w misji edukacyjnej. Sportowe Talenty, czyli system testowania młodzieży w szkołach na WF-ach, to na pewno krok w dobrą stronę, w stronę poszerzenia obecności sportu w wychowaniu młodego człowieka w placówkach podległych Ministerstwu Edukacji. Sławomir Nitras w rozmowie z Wirtualną Polską zdradził zresztą, że “Aktywna szkoła” ma być szeroką ofertą dla dzieciaków – łącznie z porządną reaktywacją orlikowych animatorów.

Modernizacja orlików oraz wprowadzenie tam godnie (no, w miarę godnie) opłacanych trenerów to duży skok w kierunku upowszechnienia i popularyzacji aktywności fizycznej, a to jest podstawa każdego sportu, nie tylko piłki nożnej. Do tego – przynajmniej w sferze zapowiedzi – mamy zapewnienie funduszy na oświetlenie oraz odśnieżenie każdego obiektu, co może być gamechangerem w wielu miejscach, również dla małych szkółek piłkarskich. Ministerstwo Edukacji i Ministerstwo Sportu ramię w ramię w takiej misji to coś, czego brakowało mi od wielu lat, niezależnie od tego, kto akurat rządził. To jest jeden naprawdę duży i konkretny program, który z mojej perspektywy – wuefisty, ale i ojca młodego sportowca – jest odpowiedzią na szereg naprawdę pilnych potrzeb.

Drugi godny uwagi pomysł to projekt bezpośredniego wsparcia akademii sportowych, gdzie miałyby być przekierowane środki dotychczas pompowane raczej w stronę najlepszych klubów. Biorąc pod uwagę, że programy ministerialne, w przeciwieństwie do wpływów od sponsorów chociażby, mają twarde i niepodlegające naginaniu zasady, jest szansa, że te pieniądze faktycznie trafiłyby np. do trenerów szkółki Górnika Zabrze, bezskutecznie walczących z klubem o regularne i normalne rozliczenia na linii spółka-akademia.

Trzecia sprawa, skoro już przy takich klubach jesteśmy – wymyślenie na nowo układu Spółki Skarbu Państwa – kluby profesjonalne. Dobitne słowa o licytacji poszczególnych spółek, by ściągnąć do siebie Bartosza Zmarzlika to zdecydowanie dobry krok, by wizerunkowo sprzedać tę nową koncepcję. Dlaczego siatkarski Chemik Police ma być uprzywilejowany? Dlaczego Stal Mielec ma z kontraktów z państwowymi gigantami korzystać, a Cracovia już niekoniecznie? Tu jednak pojawia się ta wspomniana już wcześniej gwiazdka – gdy Nitras z zapałem tłumaczył, że nie możemy sobie pozwolić na ludzi, którzy będą budowali kapitał polityczny “załatwianiem” sponsoringu SSP, sekretarz w jego ministerstwie właśnie negocjował z Unią Tarnów.

Jak widać – nie jest tak źle, jak wskazywałaby na to wypowiedź Sławomira Nitrasa o Dariuszu Mioduskim. Ale nie jest również tak, że minister sportu skompromitował się w jakiejś pojedynczej, pobocznej kwestii, a oprócz tego wypadł jak mąż stanu.

Jedno jest pewne – potężna współpraca szkół ze światem sportu, podlana bardzo obficie pieniędzmi z ministerialnych programów to duża szansa dla wszystkich dyscyplin, nie tylko dla piłki nożnej, ale i dla naszego coraz bardziej otyłego i nieruchomego społeczeństwa.

Jeśli to uda się porządnie zaplanować i zrealizować, wybaczę nawet te wypowiedzi o zachodzie, na którym sobie poradzili. Prezes nie musi wiedzieć, z kim zgody mają kibice jego klubu, jeśli potrafi tym klubem porządnie zarządzać, również pod względem traktowania kibiców. Tak i ministrowi sportu da się wybaczyć ignorancję w świecie sportu, o ile będzie potrafił tym całym bałaganem odpowiednio pokierować. A szansa, że tak się stanie, wciąż istnieje.

Komentarze

Comments 3 comments

“… Konkrety? Trzy. Przede wszystkim – i widać to już po pierwszym dużym programie, pompowanym przez oba ministerstwa reklamowymi spotami – stawianie na sport w misji edukacyjnej. Sportowe Talenty, czyli system testowania młodzieży w szkołach na WF-ach, to na pewno krok w dobrą stronę, w stronę poszerzenia obecności sportu w wychowaniu młodego człowieka w placówkach podległych Ministerstwu Edukacji.”

Szanowny Panie Olkiewicz
Jeśli ktoś widzi badania kondycji fizycznej w szkołach tylko jako poszukiwanie talentów sportowych, to jest takim samym ignorantem w zakresie edukacji fizycznej jak osoby firmujące Projekt „Sportowe Talenty”, m. in. panowie Bortniczuk, Czarnek czy Chmara.
Kondycja fizyczna to miernik zdrowia człowieka. To niekwestionowany od ponad 70 lat aksjomat wszystkich polityk zdrowotnych na świecie. Badanie rozwoju fizycznego i sprawności fizycznej ma służyć identyfikacji stanu zdrowia dzieci i młodzieży. Jest troską Państwa i Społeczeństwa nad biologiczną jakością młodych pokoleń. Jest prognozą jakości życia i liczby lat pozostawania w zdrowiu naszych pociech.

Identyfikacja talentów sportowych to dodatek. Ważny, ale dodatek.
Cytowany fragment Pana artykułu przynosi wiele szkody tej bardzo cennej idei.

Przecież cytowany fragment w najmniejszym stopniu nie sugeruje żadnego poszukiwania talentów sportowych. “System testowania młodzieży” – to techniczne określenie tego, co faktycznie jako wuefiści będziemy musieli zrobić (my, w szkołach sportowych, już to zresztą sobie od dłuższego czasu robimy na własny użytek). “Poszerzanie obecności sportu w wychowaniu młodego człowieka” czy “stawianie na sport w misji edukacyjnej” to wprost podkreślenie tych aspektów sportu, które raczej ze sportem wyczynowym (czyli “talentami”) się nie kojarzą. Na co dzień – u swoich uczniów, u swoich dzieci, kolegów na podwórku czy w klubach sportowych – widzę, jak wielką pozytywną rolę w kwestii zdrowia, ale też po prostu wychowania odgrywa sport. I stąd moje pochwały dla tego pomysłu, a nie z nadziei na odnalezienie pod Suwałkami nowego Lewandowskiego.

Serdecznie dziękuję Panie Redaktorze za odpowiedź.
Ja jednak pozwolę sobie twierdzić, że w tym leży problem. W komunikacji. W technicznym określeniu. Używanie terminologii „system testowania młodzieży w szkołach na WF-ach” jest laniem wody na młyn wszystkich krytyków, którzy w badaniu kondycji fizycznej dzieci widzą Bóg wie ile zagrożeń, zamachów, podłych intencji i działań na szkodę dzieci. TEST to zło! Tak samo jest z używaniem pojęcia sport. Można spotkać wiele osób, które są krytykami sportu. Dzięki takim narracjom bardzo łatwo znajdują argumenty, że sport to jest takie cóś, co jest przeznaczone tylko dla tych wybranych, utalentowanych, szczupłych, umięśnionych, ale nie dla „przeciętnego ucznia”. Takie przekonanie o pozytywnej roli sportu dopiero trzeba wykształcić w społeczeństwie. I oczywiście ma Pan rację, że jest to też promocja sportu. Jest to coś co można z wielką korzyścią dla sportu wykorzystać (nawet przy okazji znaleźć Roberta Lewandowskiego czy Bronisława Malinowskiego gdzieś na wsi pod Mokrą). Ale nie może to być przewodnim komunikatem kierowanym do całego społeczeństwa. Argumentów o wychowaniu dziecka do całożyciowej troski o własne zdrowie, o kultywowaniu zdrowia jednostkowego i społecznego nikt nie waży się zbijać.
Z wyrazami szacunku, Janusz Dobosz