Ludzie, z którymi rozmawiał van den Brom, transfery Lechii oraz inne byty rzekome | Dwugłos Tetryków

Obserwuj nas w
Na zdjęciu:

Niesłowny jak holenderski trener Lecha Poznań. Mocny jak Stal Mielec. Zagadkowy jak historia Balicia w Ekstraklasie. Słaby jak defensywa Lechii Gdańsk. Zawiły jak plan Miedzi na utrzymanie. Tetrycy zapraszają na poekstraklasowy dwugłos.

  • Gra i trąbi trener Brombi
  • Stal Mielec czy Chicago Bulls 96/97?
  • Sasa Balić – człowiek zagadka
  • Lechia czy Miedź – komu palmę najgorszości?

Jakub Olkiewicz: Leszek, nie mogę zacząć inaczej, bardzo się cieszę, że znalazłeś dla mnie czas, by stworzyć ten dwugłos. To nie jest takie oczywiste, bo znalezienie czasu momentami jest zadaniem dość karkołomnym, a najlepiej świadczy o tym John van den Brom, popularny Brombi. John van den Brom, jak się okazuje, nie znalazł dotąd czasu nie tylko na odpowiedź w ankiecie Przeglądu Sportowego, ale też na rozmowy z Maciejem Skorżą, Rafałem Janasem oraz Żelisławem Żyżyńskim. Dodam od siebie, że Żelek faktycznie jest strasznym gadułą, ale gdy ostatnio do mnie zadzwonił podczas zakupów, to rzuciłem wszystkie siatki na ziemię i dzielnie ponad 20 minut wymienialiśmy opinie o Starcie Łódź.

Popularny Brombi uznał, że jego cenny język jest zbyt ważnym organem, by strzępić go dla najlepszego trenera Lecha w XXI wieku, najstarszej gazety sportowej w Polsce oraz telewizji, która pakuje grube miliony w to, by Ekstraklasa w ogóle toczyła się do przodu. Nie chcę robić z tego dramatu, to w gruncie rzeczy szczegół, na który pewnie nawet nie zwrócilibyśmy uwagi, gdyby Lech był w innej sytuacji. Ale Lech jest w sytuacji permanentnego kryzysu na wszystkich poziomach, Lech jest w sytuacji, w której kibice masowo odwracają się od drużyny, trenera i władz klubu, Lech jest w sytuacji, w której jakiekolwiek słowo wytłumaczenia byłoby na wagę złota. Brombi jednak zamiast łagodzić nastroje, uspokajać atmosferę, wygaszać frony, pakuje się z flakonem benzyny w sam środek pożaru. Przepraszam, muszę się zwierzyć – jestem człowiekiem wybitnie nieutalentowanym, nie posiadam żadnych kompetencji, nie mam zbyt wielu zalet. W takim układzie staram się chociaż bywać sympatyczny i uprzejmy, żeby dodatkowo ludzi nie wkurwiać. Brombi pod pewnym względami zaprezentował się jak ja, tylko nie stara się bywać sympatycznym i uprzejmym.

Leszek Milewski: A najlepsze jest to, że Brombi przychodził z łatką w zasadzie trenerskiego atmosfericia. Oczywiście nie tylko, jakieś warsztaty były, Anderlechty i Alkmaary, ale tak pisał Mariusz Moński w jedynym artykule, który powtał o Holendrze w momencie jego przenosin. Bardzo szybko z próby budowania otwartości i pozytywnego przekazu – polska liga nie jest słaba i tym podobne – przeszliśmy do fundamentów pod oblężoną twierdzę. Do listy argumentów za tym dodałbym też relacje poznańskich dziennikarzy, którzy umiarkowanie są zadowoleni z niektórych reakcji Brombiego na konferencjach. Nie chcę używać słowa “arogancja”, bo jest ono mocnym słowem, jak i wiem, że facet naprawdę ma pilniejsze sprawy na głowie niż troska o dobrostan dziennikarzy. Ale do sytuacji doprowadził w dużej mierze sam. Bo można wskazywać palcem tu i tam, ale tak słaby Lech jednak być nie powinien. I gdy Michał Zachodny jasno punktuje, że Lech jest całkowicie rozregulowany taktycznie, a przejść Vikingura może tylko indywidualnościami, bo jako zespół nie funkcjonuje… Cóż, w tych momentach myślę o tym, że przy zatrudnieniu Brombiego zadawałem sobie jedno pytanie:

Czy będzie konsekwencja taktyczna? Bo Lech nie potrzebuje budować na nowo. Potrzebuje kontynuować pracę Macieja Skorży. Ten zespół nie potrzebuje rewolucji, jest dobry. Gdy teraz słyszymy, także od Rafała Janasa, że wciąż żadnych rozmów nie było, dociera do mnie, że być może z góry pomysł u Brombiego na kontynuację pracy poprzednika nie wchodził w grę. Bo on, Brombi z Holandii, wymyśli lepiej. Nie wiem czy tak było, nie chcę procesów, ale od początku byłem zdania, że w przypadku szukania następcy dla Skorży najważniejsze jest znalezienie kogoś, kto to pociągnie dalej, zamiast wsadzać pod drużynę beczkę z prochem. Teraz mam coraz więcej wątpliwości, że tak jest.

Nie chcę natomiast znęcać się w nieskończoność nad Lechem. Pochwalmy kogoś dla odmiany. Powiedz, z czego zdołałby Adam Majewski ulepić solidny ekstraklasowy zespół?

JO: Adam Majewski byłby w stanie złożyć solidny ekstraklasowy zespół ze STRZĘPKÓW WYPOWIEDZI BROMBIEGO DLA PRASY. Ale okej, nie znęcajmy się nad Lechem, skupmy się na Stali Mielec. Ja chciałbym przede wszystkim na chwilę przystanąć przy postaci Macieja Domańskiego. To człowiek, który jest już bardzo, bardzo stary – jest młodszy ode mnie zaledwie o pięć dni, niedługo będzie świętował 32. urodziny, chwilę później to samo zrobię ja. Wszyscy doskonale wiemy, że to nie jest czas na rozwój, to jest czas na dobieranie sobie stroju, w którym… A zresztą, nie mieszajmy do tego mojego dobrego znajomego z branży funeralnej.

Domańskiego obserwuję już od jakiegoś czasu, bo pamiętam, jak potoczyły się jego losy w Rakowie, jak on sam się wypowiadał, gdy po zaledwie pięciu występach w Ekstraklasie znowu został odesłany na zaplecze, do Stali Mielec. Dość głośno wtedy dyskutowano – czy należy po awansie dawać szansę tym, którzy do tego awansu doprowadzili? Czy jednak lepszą drogą jest gruntowna przebudowa całego składu? Przez chwilę zastanawiałem się, czy to nie będzie taki krążownik, nieco za słaby na Ekstraklasę, odpowiedni dla I-ligowca z ambicjami. Tymczasem Domański jest jednym z objawień tego sezonu, a przecież już wcześniej ze Stalą dwukrotnie oszukał przeznaczenie. Bardzo mu dopinguję, nie tylko na tę bliskość daty urodzin i cieszę się, że ludzie w takim wieku są w stanie jeszcze zaskakiwać czymś nowym. Moim zdaniem ważne, by to wybrzmiało: Domański debiutował w elicie jako 29-latek, wcześniej na dłużej zjeżdżając już na trzeci poziom rozgrywkowy, do Siarki i Puszczy. Gdy dodamy do tego warunki fizyczne, nałożymy to na harmonogram urazów – pisze się historia, którą chce się czytać. A przecież do tego trzeba dodać, że w Stali Domański gra już chyba dziesiąty albo jedenasty sezon, zależy jak traktować rozgrywki juniorskie. Z przerwami, ale jednak, local hero. Chciałem jeszcze napisać podobny hymn na cześć Hamulicia, ale i tak się mocno rozpędziłem, więc peany w kierunku bośniackiego Holendra z ligi litewskiej zostawię dla ciebie.

LM: Domański jest aktualnie moim ulubionym piłkarzem Ekstraklasy. Rzekłem. Jeszcze ten powrót po kontuzji, to posiadanie w sobie elementu piłkarskiego bajlando… Wszystko się zgadza. Wszystko. A co do Hamulicia, to chciałbym poznać historię jego sprowadzenia. Umówmy się, Stal nie ma najbardziej rozbudowanego skautingu w Ekstraklasie. Nie ma nawet siedemnastego najbardziej rozbudowaneo skautingu w Ekstraklasie. A znalazło gościa, który wchodzi i za niewielkie pieniądze robi w tej lidze dym. Ten ostatni mecz – bajeczny gol, godny najlepszych, nawet samego Domańskiego. Potem wywalczył rzut wolny, po którym trafił wielki Domański. Trzecia bramka to asysta piętą.

Mam taką teorię, według której, gdybym był młodym piłkarzem potrafiącym dryblować, szedłbym do Ekstraklasy. Nasza liga nie jest bogata w takich graczy. Jeśli umiesz kiwnąć, z miejsca masz duże szanse się wyróżniać. Pewnie są ligi o porównywalnej do nas klasie, gdzie brakuje innego rodzaju graczy, gdzie wyróżniałby się – nie wiem, strzelam – piłkarz potrafiący podostrzyć w defensywie. U nas jest chroniczny niedobór dryblerów, więc dryblerzy błyszczą, dryblerzy od razu są odnotowywani. A przecież z ESA da się trafić w fajnym kierunku. Hamulić może ten casus wykorzystać.

Oczywiście nie wierzę, że Stal utrzyma taką formę na bardzo długo, tak jak nie utrzymała w zeszłym sezonie. Ale już zdarzyło się coś niebywałego. Trzy zwycięstwa na pięć pierwszych meczów ESA – ostatnio coś podobnego zdarzyło sę Stali w sezonie 77/78. Na wyjeździe wygrali już tyle meczów, ile w całym poprzednim sezonie, gdzie przecież też mieli okres dobrej gry. Stal Mielec to największa rewelacja początku sezonu, bo po Wiśle Płock jednak mogliśmy się spodziewać bycia niezłym – nie aż tak dobrym, ale niezłym. Ale nic nie wskazywało na tak dobrą Stal. Bo też trzeba jej oddać – ograli Górnika nie bijąc po autach, tylko grając fajny futbol, pokazując również indywidualne zrywy.

JO: Z tymi dryblerami to trochę miecz obosieczny – bo pamiętasz, co pisaliśmy swego czasu o Szymonie Żurkowskim. Chłopie, bierz nogi za pas, uciekaj z tej ligi, bo faule na prowadzącym piłkę młodym zawodniku były coraz bardziej brutalne, coraz mniej skupione na przerwaniu akcji, coraz mniej skupione na odebraniu piłki, a coraz mocniej skupione na odebraniu chęci do życia. Natomiast co do zasady – zgoda, na tym bezrybiu i niektóre raki mogą wypaść okazale.

Na tym tle cały czas zastanawiam się – czy Miguel Luis będzie miał jeszcze ochotę na dryblowanie? Prowadzenie piłki? Istnienie jako byt we wszechświecie? Sasza Balić. Marzy mi się, by ludzie czytali to takim tonem, jakim swoje imię i nazwisko wypowiadał w GTA IV Niko Belic. Od razu budzącym pewne skojarzenia. Nie chcę wchodzić w zwykłą banalną gadkę o proponowanej długości zawieszenia dla ludzi, którzy narażają zdrowie swoich kolegów z pracy – bo koniec końców tak można nazwać boiskowych rywali. Wolałbym za to spojrzeć na Balicia szerzej – porządny defensor, jakieś tam umiejętności, dość długa historia w Polsce, a jednak – jak czasem odetnie prąd, to trzeba szukać ofiar za linią boiska. Jak nie plaskun w roli rezerwowego, to takie coś. Leszek, ty znasz życie lepiej ode mnie, chodzisz po tej planecie o jakieś dwa lata dłużej, na czym polega problem z takimi postaciami jak Sasza? Wszystkie żarty-wytłumaczenia, które przychodzą mi do głowy, są nieemisyjne, niepoprawne politycznie oraz zwyczajnie niesmaczne.

LM: Jestem za tym – mówmy od tej pory na Balicia Niko Belic. Pasuje. Wiesz, Balić – zaryzykuję i powiem – to nie jest zły człowiek. Nie chciał Luisa połamać. Od razu przeprosił. Podszedł do sędziego, nie urządzał jakiejś szopki, tylko przyznał się do fatalnego błędu. Miał świadomość wyrządzonego zła, a to już dużo, bo dyskutujących po własnych kardynalnych błędach i faulach też w tej lidze jest wielu. Ale nie da się ukryć, że 46 żółtych kartek w 133 meczach nie wzięło się znikąd. Balić potrafił dostać asa kier nawet nie wchodząc na boisko, o czym wspomniałeś. Myślę, że powinno się Tosika zastąpić Baliciem, to jest piłkarz grający niezwykle ostro. Może mający więcej atutów piłkarskich niż Tosik, ale jednak, faularz wyjątkowy. Na pewno mocny charakter szatni, na pewno przydatny w niejednym zespole. Ale też sam powinien nakładać sobie ograniczenia. On naturalnie, bez dyspozycji, gra ostrzej niż inni, więc jest ostatnim, który powinien sobie pozwalać na więcej. Na pewno mam nadzieję, że odpocznie na dłużej i przemyśli swoje postępowanie. Korona sporo fauluje, najwięcej w lidze, ale też pamiętając choćby mecz z Lechią: nie zasłużyła, by jej twarzą był wślizg Balicia.

A co do Lechii, to mogą się cieszyć, że nie dostali 1:7. Od Radomiaka. Nie od Juventusu w historycznym meczu, od Radomiaka. Skandaliczna gra defensywy Lechii, rzucająca też inne światło na mecz Widzewa, gdzie były w Łodzi zachwyty po tamtym meczu, a na dziś Lechia to jedna ze słabszych drużyn w lidze.

JO: Najbardziej mi żal Tomasza Kaczmarka, bo czuję, że ostatecznie ta ogólna mizeria i bylejakość w klubie zemści się właśnie na nim. Ostatnio bardzo długo się nad tym zastanawiałem, nad korelacją wyników z atmosferą, sprzężęniu atmosfery z wynikiem, takie trochę rozważania o jajkach i kurach. Ale jest jedna rzecz, która ewidentnie rozpoczyna się z samej góry, od właściciela czy zarządu, a potem spływa na sam dół piramidy, ostatecznie również do głów piłkarzy. Atmosfera tymczasowości. Atmosfera niepewności. Atmosfera: nie do końca wiadomo, co właściwie będzie, więc może jednak przełóżmy na ten moment szukanie przedszkola dla małego w Gdańsku. Nie chcę oczywiście tutaj przerzucić całej odpowiedzialności za wyniki Lechii na Pawła Żelema i Adama Mandziarę. Nie chcę tu sugerować, że Mario Maloca broniłby o klasę lepiej, gdyby miał jasno określone kiedy, jak i za ile Lechia zostanie opędzlowana Saudyjczykom, Nigeryjczykom czy jakimś innym ludziom identyfikującym się z biało-zielonymi barwami.

Ale jednak, to ma wpływ. Od tego nie da się uciec, komfort skupienia się na pracy, komfort wychodzenia na mecze z zupełnie czystą głową nie jest może kluczem do zwycięstw, ale potrafi mocno ułatwić robotę. Tymczasem z tygodnia na tydzień, spoglądając na Lechię, widzimy coraz większy bałagan na wszystkich stopniach. Podśmiechujemy się regularnie z Lecha: a jak tam Helik, w jednym pokoju z Kądziorem na zgrupowaniu, czy jednak woli towarzystwo Placha? Ale kurczę, Lechia przecież jest jeszcze poziom wyżej. Jak gra w wyzwania: tak słabego meczu jeszcze nie zagraliśmy. A tu piłkarze – poczekaj, poczekaj, kochany trenerze. Kibice – tak wąskiej kadry jeszcze nie mieliśmy. A tu pyk, ratowanie wyniku Tomasz Neugebauerem. Smutno się na to wszystko patrzy, bo po pierwsze – wierzyłem w Tomasza Kaczmarka, po drugie – cieszyłem się, że to Lechia dostała szansę gry w pucharach i po trzecie – nie lubię, jak Paweł Paczul jest smutny. A wesoły patrząc na gdańszczan w tym sezonie na pewno być nie może.

LM: Nie zdziwiłoby mnie, gdyby Tomasz Kaczmarek rozważał rezygnację. Zrobił wynik ponad stan w minionym sezonie. Przed tym mówił – mniej więcej – że władze muszą się zastanowić, co dalej. Władze się zastanowiły i wybrały, że nie zmierza to nigdzie. Kaczmarek firmuje swoim nazwiskiem projekt, który jest bardzo trudny do wyciągnięcia w coraz bardziej konkurencyjnej lidze. Transferów może pozazdrościć siedemnastu klubom Ekstraklasy. Lechia ma najgorsze okienko ze wszystkich. Jej kluczowymi piłkarzami są coraz starsi gracze. Są w szatni, na ławce, piłkarze, którzy przyszli w innych realiach, mieli się odbudować – ale się nie odbudowali. Kluczowi piłkarze są bliżej czterdziestki niż trzydziestki. To jest jeden wielki bałagan i jakkolwiek wierzę w taktyczne umiejętności Kaczmarka, tak nie wierzę, że w obecnym układzie włascicielskim dostanie narzędzia, by swoje taktyczne plany realizować. Zobacz jak wymowne: najbardziej chwalonym piłkarzem Lechii za ostatnie trzy mecze jest Buchalik, który wskoczył do bramki za Kuciaka. Tenże Buchalik w tych trzech meczach wpuścił siedem goli.

Atutem Lechii jest to, że wciąż da się znaleźć w lidze zespoły słabsze. Ze smutkiem obserwuję to, co dzieje się w Miedzi. Bo legniczanom chce się kibicować. Fajni ludzie. Poukładany klub. Trener, który chce grać ładną piłkę, który ma fajną historię związku z Legnicą, a także potrafi coś ciekawego powiedzieć. Klub, który miał wyciągnąć wnioski z poprzedniego pobytu, klub ściągający obcokrajowców, których znamy, co jak wiadomo jest ewenementem. A jednak na razie jadą po linii – nie grają tak źle, próbują, a jednak bez punktów. Mecz z Zagłębiem był najgorszym ze wszystkich, bo derby u siebie, ale jeszcze byli wyraźnie słabsi. Stokowiec jeszcze wcierał sól w rany mówiąc, że cieszy się, iż Zagłębie, choć nie zagrało za dobrze, to i tak kontrolowało mecz. Ta słynna mokra szmata wypożyczona do Legnicy z Poznania. I wiesz, ja naprawdę nie wiem, co tu w Legnicy mieliby zrobić. Tu, de facto, trzeba wymyślić plan taktyczny na nowo. Zastanawiam się, czy problemem nie jest to, że Miedź w pierwszej lidze miała swój styl, narzucała grę, ale do ESA nic z tego planu się nie nadaje.

JO: Uderzyłeś w czuł punkt – swój styl, narzucanie gry, ale potem trafiasz na ekstraklasowych wyjadaczy i robi się problem. A nawet dwa problemy – bo drugim jest przyzwyczajenie do prostej ścieżki. Jesteś sobie piłkarzem Miedzi, w I lidze co tydzień zabawka, jajcury, fajne filmiki z radością z szatni. I nagle pojawia się porażka. Jedna, druga, obecność w strefie spadkowej. Tak jak boiskowo jest totalny przeskok, tak i pod względem głów następuje obrót o 180 stopni. A jak jeszcze do tego dojdzie presja w postaci uciekających bezpośrednich rywali do utrzymania? Sytuacja nie do pozazdroszczenia, bo na obu frontach wciskasz piłkarzy w buty, których nie nosili – boiskowo, gdy ich styl gry napotyka na twardy opór doświadczonych rywali, oraz pod względem psychiki, gdzie po raz pierwszy od dłuższego czasu muszą sobie radzić ze składaniem się do kupy po porażkach, czy nawet seriach porażek. Nie, to wcale nie łza nad ŁKS-em 2019/20, coś mi do oka wpadło.

To o tyle interesujące, że w sumie w podobnej sytuacji jest też drugi beniaminek chwalony za ładną, odważną grę, nawet z najmocniejszymi rywalami. Pamiętasz tę kultową tabelę z expected points ŁKS-u, gdy okazało się, że strzeliliśmy jakieś 30 goli mniej, niż by to wynikało ze statystyk, że kolejne punkty pouciekały na niewydrukowanej tabeli, a finalnie “gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”? Śledzę trochę tę dyskusję wokół Widzewa i tam też już się pojawiają słowa “expected goals”, “expected points”, “expected decisions from Marciniak”, “gdyby nie ten niewykorzystany rzut karny”, “gdyby nie ten milimetrowy spalony” i tak dalej. Nie chcę widzewiaków przekonywać, że czas na panikę, nie chcę straszyć, ale są pewne punkty, które dają powody do niepokoju. Z drugiej strony jednak – kolejny raz Widzew wygląda nieźle, momentami nawet dobrze, goni wynik, jest bliski remisu z faworyzowanym rywalem. Sam jestem ciekawy, jak ty do tego podchodzisz, bo takie scenariusze w sumie prognozowałeś już dawno.

LM: Ale spokojnie, przyjdzie Łukasz Zjawiński i da ten potrzebny impuls. Patrzysz w CV Łukasza Zjawińskiego i od razu myślisz: nie no, z nim to musi odpalić. Panaceum na wszystkie problemy.

Nie mam nic do Łukasza Zjawińskiego, w innej konfiguracji byłby to transfer, który uważałbym za w porządku. Mam nadzieję, że do tej innej konfiguracji dojdzie, czyli będzie to Zjawiński i przyjaciele, a nie Zjawiński i tyle, względnie Zjawiński i ktoś w stylu Zjawińskiego. W stylu, czyli może wypali, może nie. Widzew gra w porządku, ale jest ewidentne, by do gry w porządku dołożyć punktowanie, potrzeba konkretnych wzmocnień pierwszej jedenastki, a nie uzupełnień czy piłkarzy na rozwój.

JO: Step by step – najpierw uwinięcie się z rozwijaniem transparentów wymierzonych w miasto, potem transfery! Natomiast pozasportowe atrakcje, jakich dostarczyły nam ostatnie dni w Łodzi omówiliśmy w Poranku, nie będziemy tutaj przepisywać naszych wypowiedzi sprzed trzech godzin, zapraszamy do oglądania tutaj poniżej:

Wracając z kolei do tematów świeżych, których jeszcze nigdzie nie omawialiśmy: czy Robert Lewandowski strzeli kiedyś w Barcelonie jakiegoś gola, czy raczej nie ma na co w tej kwestii liczyć? Czekamy już długo, zbyt długo, na to premierowe trafienie, chyba się ze mną zgodzisz.

LM: Strzeli. Kiedyś strzeli.

Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski

Komentarze