Olkiewicz w środę #49. Ile żyć ma Legia Warszawa?

Dariusz Mioduski - prezes Legii Warszawa
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Dariusz Mioduski - prezes Legii Warszawa

“Zbyt wielcy, by upaść” to slogan dość popularny i uzasadniony pewnymi przykładami z historii, zwłaszcza jeśli chodzi o świat biznesu. Zanim kryzys finansowy z końca pierwszej dekady XXI wieku wstrząsnął Stanami Zjednoczonymi hasło było normalnie używane w stosunku do firm, które miały być zbyt głęboko zakorzenione w systemie, zbyt znaczące dla zbyt wielu podmiotów, by kiedykolwiek zejść ze sceny. Potem – już z przekąsem – wykorzystano je w tytule książki oraz filmu o hucznym upadku firmy Lehman Brothers. Wnikliwi obserwatorzy polskiej rzeczywistości piłkarskiej od paru sezonów mogą sobie zadawać pytanie – czy Legia Warszawa też jest zbyt wielka, by upaść?

  • Wyniki finansowe Legii oraz – co gorsza – komentarz władz klubu do ujawnionych kwot, wskazują wprost na to, że problemy warszawiaków z każdym sezonem się pogłębiają
  • Lista problemów sportowych się wydłuża, co zresztą zawsze jest szybką konsekwencją kryzysu finansowo-organizacyjnego
  • Mimo to Legia, która chwieje się już od paru sezonów, jako jedyna z topu wygrywa na inaugurację, ściąga z powrotem Tomasa Pekharta a od lata prawdopodobnie wzmocni ją Marc Gual

Legia i jej problemy

Pamiętam doskonale, że po raz pierwszy temat ewentualnego “bankructwa” Legii Warszawa pojawił się na Weszło, w głośnym artykule z połowy 2018 roku, gdy warszawiakom groził kolejny już sezon bez fazy grupowej europejskich pucharów, która jak powszechnie wiadomo: dla drużyn średniej europejskiej półki jest podstawowym środkiem przetrwania na wysokim poziomie sportowym. Dariusz Mioduski dzień po publikacji tekstu groził pozwami, pieklił się, że to ohydna kampania medialna wymierzona w jego działanie, gdzieś w tle pojawiał się wątek niezabliźnionych ran po bolesnym rozwodzie wspólników współtworzących Legię w czasach prosperity. Stan pisał wprost – dwa sezony Legii bez europejskich pucharów muszą oznaczać nadejście księcia z bajki, który stratę wyrówna – księciem może być zagraniczny klub skupujący nagle kilku piłkarzy za 15 milionów euro, albo majętny biznesmen, czy grupa biznesmenów, którzy załatają dziurę budżetową z własnej kieszeni.

Reakcje na tekst wśród kibiców Legii były różne, od tych, którzy wieszczyli upadek szybszy, niż najczarniejszy scenariusz rozważany na Weszło, do tych, którzy zarzucali nam kłamliwą działalność propagandową wymierzoną w najlepiej zarządzany klub w Polsce.

Ja sam obserwowałem całość z zaciekawieniem. To jest bardzo odpowiednie słowo, choć jednocześnie stawia mnie w niezbyt korzystnym świetle – jak człowieka, który z zaciekawieniem ogląda np. gnicie jedzenia, albo jeszcze bardziej obrzydliwe rzeczy. Ale tak, patrzyłem na Legię z zaciekawieniem, bo przecież takich klubów w Polsce nie ma zbyt wiele. Od tego momentu są w gruncie rzeczy dwie strony medalu – z jednej strony zapewnienia Dariusza Mioduskiego, że działalność klubu w żaden sposób nie jest zagrożona, nawet w przypadku chwilowej absencji od europejskich pucharów, okazały się prawdziwe. Legia Warszawa nie tylko zaliczyła dwa sezony bez fazy grupowej – ona zaliczyła jeden sezon w fazie grupowej w całej kadencji Mioduskiego. A mimo to klub nadal gra w Ekstraklasie, nie upadł, nie zbankrutował, nawet nie został oddany innemu podmiotowi. Ale jest też druga strona medalu – Stan miał zupełną rację w temacie księcia z bajki z pokaźnym portfelem i niestety dla warszawiaków – w pełni widać to szczególnie dzisiaj.

Hitowy transfer Legii Warszawa, latem pozyska czołowego napastnika Ekstraklasy
Marc Gual

Marc Gual zostanie latem nowym zawodnikiem Legii Warszawa. Hiszpański napastnik miał już podpisać porozumienie ze stołecznym klubem – informuje Paweł Gołaszewski. Marc Gual przebywa na wypożyczeniu w Jagiellonii Białystok Formalnie Hiszpan jest zawodnikiem ukraińskiego Dnipro-1 Latem Gual zostanie napastnikiem Legii Warszawa Hitowy transfer wewnątrz Ekstraklasy Marc Gual trafił do Jagiellonii Białystok na wypożyczenie w marcu

Czytaj dalej…

Marcin Żuk z Legia.net przeanalizował raport finansowy Legii – w bardzo szczegółowy, holistyczny sposób. Co przykuwa uwagę najmocniej? Ano strata 10 milionów złotych, pomimo że przychody na poziomie 155 milionów złotych, z uwzględenieniem przychodów związanych z grą w fazie grupowej Ligi Europy, stanowią najwyższy wynik od pamiętnego sezonu 2016/17.

Innymi słowy – latami wylewano wiadrami wodę z coraz mocniej przeciekającego statku, zapewniając, że jak tylko na chwilę przestanie padać, statek zostanie bardzo szybko osuszony. Zamiast tego – nawet przy jaśniutkim niebie – Legia nadal nabiera wody. W mniejszym tempie, pozwalając na delikatne odsapnięcie kapitana statku, który do tej pory dzielnie wylewał wodę wraz z marynarzami, ale jednak. A przecież faza grupowa Ligi Europy to tylko część nie do końca spodziewanych zastrzyków finansowych ze strony Legii. Trzeba przecież doliczyć bardzo dobrą sprzedaż Luquinhasa oraz Juranovicia.

Lektura tych raportów, zwłaszcza nakładając je na wykres, gdzie punktem odniesienia jest sezon 2016/17, to właściwie powtarzanie sobie pod nosem pytania: jak? Jak z poziomu, gdzie 19-milionowe zadłużenie towarzyszyło 233 milionom przychodów rocznych, przejść do poziomu, gdzie blisko 200-milionowemu zadłużeniu towarzyszy 155 milionów przychodów? Okej, rozrzutność, COVID, złe decyzje, inwestycja w centrum treningowe. Faktycznie, da się szybko zmniejszyć przychody i jednocześnie bardzo pogłębić zadłużenie. Ale jak to możliwe, że to wszystko jeszcze w ogóle stoi? Największe wrażenie robi ten sezon 2020/21 – zaledwie  96 milionów złotych przychodu, dług już wywindowany do granic, 191 baniek.

Przy czym trzeba pamiętać – trudno to zamknąć jak w Wiśle Kraków krótkim: to pożyczki właścicielskie. Tak, duża część zadłużenia Legii to długi wobec samego Dariusza Mioduskiego i wobec podmiotów, które raczej nie staną jutro u drzwi Łazienkowskiej z wezwaniami do natychmiastowych rozliczeń. Ale czy to cokolwiek zmienia w kwestii prowadzenia samego klubu, jeśli nawet w sezonie z sukcesem sportowym, z grą w Lidze Europy, z niezłymi wynikami w tejże Lidze Europy, za co też przecież są sowite nagrody, klub notuje straty? Co by musiała zrobić Legia, by odwrócić ten trend, co jeszcze musiałoby się wydarzyć? Nie chcę już snuć wizji o powolnej spłacie zadłużenia – a jest tam między innymi bardzo duży kredyt Legia Training Center wobec Banku Gospodarstwa Krajowego. Ale żeby chociaż wyjść na zero! Zwłaszcza, że klub zaznacza – w omawianym okresie i tak zarobił na transferach zbyt mało, w stosunku do własnych oczekiwań. Sprzedaż Luquinhasa i Juranovicia w momentach, które trudno nazwać optymalnymi, to ZA MAŁO w stosunku do oczekiwań. Ktoś mógłby zażartować, że żaden problem, teraz się opędzluje Josue i Mladenovicia za tyle samo, albo i więcej. Ale potem trzeba byłoby spojrzeć na wiek, jakość i wreszcie długość kontraktów…

Zobacz także: Powrót Ekstraklasy. 2077 rzeczy, które nas zaskoczyły

Mistrzostwo Polski, Puchar Polski, wysokie frekwencje na wszystkich meczach, potem awans do fazy grupowej, jeśli nie Ligi Mistrzów lub Ligi Europy, to chociaż Ligi Konferencji. Tam przynajmniej dwa zwycięstwa (i premie za zwycięstwa), a po drodze dwie duże sprzedaże przy jednoczesnym bardzo oszczędnym, praktycznie bezkosztowym wzmacnianiu zespołu. Przy takiej wyliczance nie sposób nie dopisać – a poza tym hawajska dla wszystkich i dla małego lody. Spełnienie marzeń kibiców już o krok – jedenastu wychowanków na boisku, grających nie za pieniądze, a z potrzeby warszawskiego serca, którzy wspólnie zdobywają Mistrzostwo Polski, a następnie Ligę Mistrzów. I cyk, po problemie, pora na Baldur’s Gate’a.

Z pewną melancholią patrzyłem na Legię ostatnich kilkunastu dni. Zbliżał się start ligi, w Rakowie zastanawiali się, kogo by tu jeszcze ciekawego wyjąć z ligowej konkurencji, w Pogoni robili wywiady z nowymi nabytkami, a przecież każdy ma interesujące przygody za sobą. W Lechu spoglądali z dumą na lutowe czerwone daty w kalendarzu – dwumecz z Bodo/Glimt. W międzyczasie sieknęli jeszcze briefing dla mediów, podczas którego ujawnili swoje finansowe bebechy, wpędzające w kompleksy wiele innych polskich klubów. Legioniści w tym czasie odświeżali rubrykę transfery na 90minut.pl, gdzie długo utrzymywali się jedynie trzej gracze przeniesieni z rezerw. W wolnych chwilach spoglądali na zdjęcia murawy, ewentualnie odsłuchiwali wywiady, podczas których przedstawiciele klubu narzekali na stan trawy przy Ł3. Grande finale stanowiła zbiórka funduszy na operację dla zawodniczki Legii Warszawa w piłce kobiecej, bo klub nie ubezpieczył jej, ani nie zapewnił środków na rekonstrukcję ACL. Oczywiście, gdy zrobił się raban, Legia zreflektowała się i zaoferowała pokrycie kosztów, ale nakładając to na szerszy kontekst warszawskiej rzeczywistości 2022/23 – to było jak wielka brudna kałuża pośród listopadowego ubłoconego blokowiska. Niewiele już zmienia w ogólnym rozrachunku, gdy zasypał ją śnieg.

Co z tą murawą na Legii? Ekstraklasa: takiego ryzyka nie ma 
Legia Warszawa - Korona Kielce

Spore emocje w meczu Legii Warszawa z Koroną Kielce (3:2) zupełnie nie korespondowały z jakością murawy na stadionie przy ul. Łazienkowskiej. Ta po zimie jest w opłakanym stanie i nawet jeśli z tygodnia na tydzień powinno być lepiej, na poprawę o 180 stopni czekać trzeba będzie do rozpoczęcia nowych rozgrywek. Spytaliśmy w Ekstraklasie, jak liga

Czytaj dalej…

Co mnie dziwi, a może nawet w pewien sposób fascynuje? W tym właśnie czasie, w tym okresie, Legia jako jedyna z topu wygrywa na inaugurację ligi. Podpisuje Tomasa Pekharta, czyli – jakkolwiek spojrzeć – niedawnego króla strzelców Ekstraklasy. Puentuje zaś przeciekiem do mediów, że od lata klub wzmocni Marc Gual z Jagiellonii. Na jednej karcie otwarta tabela i terminarz Pucharu Polski, gdzie Legia jest jedynym obok Rakowa klubem z topu ligi w grze. Na drugiej karcie wspomniany artykuł Marcina Żuka.

Zbyt wielcy, by upaść. Może coś w tym jest? Zbyt wielki, by upaść, miał być bank Lehman Brothers. Ale oddam tutaj głos trenerowi Legii, Koście Runjaiciowi, który w rozmowie z TVP Sport powiedział: Nie wolno nam patrzeć tylko na pieniądze, nie jesteśmy bankiem.

Legia nie jest bankiem, widać napisane, czarno na białym. Więc może i faktycznie jest zbyt wielka, by upaść.

Komentarze

Na temat “Olkiewicz w środę #49. Ile żyć ma Legia Warszawa?

“bardzo duży kredyt Legia Training Center wobec Banku Gospodarstwa Krajowego”. To ja już wiem po co ten Chłopik w Legii. Do tej pory dziwiło mnie, że Mioduski facet na poziomie zadaje się z takimi typami. Już nie dziwi.