Jak Górnik Łęczna wyznacza trendy. “Nie mogłem zaakceptować oferty przysłanej przez Legię”

Michał Macek
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Michał Macek

– Myślę, że rynek będzie otwarty na takie rozwiązania, ale problem jest póki co inny. Brakuje trenerów zajmujących się tą częścią piłki – mówi w rozmowie z Goal.pl Michał Macek, jeden z bardzo nielicznych trenerów w Polsce specjalizujących się w doskonaleniu stałych fragmentów gry.

  • Górnik Łęczna zaczął regularnie punktować dzięki stałym fragmentom gry. Zbiegło się to w czasie z zatrudnieniem trenera od tego elementu
  • Michał Macek w rozmowie z nami zdradza, że był bardzo bliski podjęcia pracy w Legii Warszawa, ale nie mógł zaakceptować umowy, którą klub podesłał mu na maila. I tak z sukcesem wylądował w Łęcznej
  • O tym, jak istotna jest rola stałych fragmentów gry i jak podejście do nich w Górniku wyciągnęło zespół ze strefy spadkowej, szeroko opowiada w wywiadzie

W Polsce nie jest łatwo być fachowcem

Jak się w Polsce zostaje fachowcem od stałych fragmentów gry?

Nie wiem, czy nie użyłeś zbyt dużego słowa, bo ja ze stałymi fragmentami dopiero wchodzę na salony, w Ekstraklasie jestem ledwie od kilku miesięcy. W Górniku Łęczna zostałem zatrudniony przed meczem z Wisłą Płock, więc to dopiero początek mojej drogi. A jak się zostaje? Przez pasję. Będąc w Pelikanie Łowicz otrzymałem zielone światło na zajęcie się stałymi fragmentami i one się we mnie zakorzeniły. Na początku czerpałem z własnych pomysłów, geneza tego, co później działo się na boisku, była w mojej głowie. Teraz się to trochę zmieniło, bo nawiązałem kontakt z trenerami SFG z całego świata – z ligi angielskiej, brazylijskiej, rosyjskiej, czeskiej – z którymi utworzyliśmy na WhatsAppie grupę liczącą kilkanaście osób. Wymieniamy się materiałami, szukamy wspólnych inspiracji, analizujemy poszczególne warianty rzutów wolnych, rożnych, czy nawet wrzutów z autu. Próbowałem założyć podobną grupę w Polsce, ale ona przetrwała tylko kilka miesięcy, bo z prawie 30 osób na koniec zostały trzy. W dodatku działało na zasadzie „wyślij jakiś stały fragment gry” i tyle. Nie ma w naszym kraju szkoleń dotyczących stricte stałych fragmentach, nie ma książek, wszystkie materiały pozyskuję z Włoch lub Anglii, bo tam ten kierunek jest najbardziej rozwinięty.

Zatem to Górnik Łęczna wyznacza w Polsce nowy trend – posiadanie trenera od SFG?

Trochę zostałem do tej roli zaszufladkowany, a ja zajmuję się też analizą przeciwnika, czy kilkoma innymi aspektami. Natomiast co do sedna pytania, z tego co wiem, to w Lechu Poznań jest Maciek Kędziorek, który ma podobną specjalizację do mojej, a o innych klubach nie słyszałem. To coś, co dopiero wchodzi do Polski, dlatego wielkie ukłony dla Kamila Kieresia, że zdecydował się dać mi szansę w swoim sztabie.

Czyli fakt, że inni nie korzystają ze specjalisty od SFG to jest wasza przewaga nad resztą stawki, dzięki czemu utrzymacie się w lidze.

Trener Kiereś mówi, że aby to się udało, stół musi mieć cztery nogi. Jedną z nich stanowią stałe fragmenty gry. Natomiast ja to widzę tak, że jestem tylko dodatkiem. Służę swoimi pomysłami i pomocą, ale ostateczną decyzję podejmuje trener. Akceptuje moje uwagi lub nie. Co dla Górnika faktycznie jest przewagą, bo to świetny szkoleniowiec, który już wiele razy wychodził z kryzysów, utrzymywał drużyny, a poza tym nie wiem, czy da się wskazać wiele osób awansujących rok po roku z II do I ligi i później od razu do Ekstraklasy.

Zdarza się, że macie jakieś spięcia, bo pewne boiskowe sytuacje widzicie zupełnie inaczej?

Nie. Jest fajna swoboda działania, ale ja znam swoją rolę w zespole. To Kamil Kiereś jest kapitanem tego okrętu, poza tym ma na tyle duże doświadczenie, że wie doskonale, czym są stałe fragmenty. Jeśli mam jakiś szalony pomysł, on go po prostu poddaje weryfikacji. Od tego właśnie jestem – od pomysłów, na bazie których trener podejmuje swoje decyzje. I jak widać po wynikach, te wybory są bardzo dobre.

Mogłem być w Legii

Tak jak ustaliliśmy, jesteś przedstawicielem nieznanego wcześniej trendu w Ekstraklasie. Jak to się stało, że w ogóle tu trafiłeś?

Jakiś czas temu prowadziłem Hetmana Zamość, ale po pięciu meczach zostałem zwolniony przez panią prezes, a pewne sprawy zmusiły mnie do przeprowadzki do Warszawy. Wtedy jako pierwszy odezwał się do mnie trener Czesław Michniewicz, który zaprosił mnie do siebie na rozmowę. Szybko złapaliśmy dobry kontakt, pojawił się temat przyjęcia mnie do sztabu. Spotkałem się z ówczesnym dyrektorem sportowym. Uzgodniliśmy warunki, podaliśmy sobie ręce, na odchodne jeszcze popatrzyliśmy sobie w oczy i przybiliśmy piątki, ale życie potoczyło się trochę inaczej… Warunki, które dostałem na umowie były trochę inne. Mówi się, że nigdy nie odmawia się takiemu klubowi jak Legia Warszawa, ale ja to zrobiłem. Bez wdawania się w szczegóły – po jej przeczytaniu, a dostałem ją na maila jako gotową do podpisu, nie mogłem jej zaakceptować. Później zupełnym przypadkiem odezwał się do mnie trener Kiereś. Nasza rozmowa potrwała kilka godzin, a na drugi dzień już mogliśmy podpisywać kontrakt.

Wyobrażałem sobie to trochę inaczej. Że w klubie nie do końca wiedzieli, z kim mają do czynienia, a ty podczas rozmowy w Łęcznej występowałeś w roli akwizytora, który musiał przekonać potencjalnego klienta do zakupu.

A było tak, że to trener Kiereś mnie wyszukał, za co chylę przed nim czoła. Samo dogadanie się z Veljko Nikitoviciem, dyrektorem sportowym Górnika, było błyskawiczne.

W zdobyciu rozpoznawalności, a idąc dalej – pracy – pomogła współpraca z TVP, na antenie której analizowałeś rzuty wolne i rożne uczestników Euro 2020?

Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad tym, natomiast cała współpraca zaczęła się od tego, że wrzuciłem tweeta z analizą, jak będą atakować grupowi rywale Polaków. Przewidziałem bramkę Skriniara, choć zamysł na tę akcję Słowacy mieli zupełnie inny – chcieli zagrać na pierwszy słupek. Wrzuciłem analizę i… jakoś poszło. Powiedziałbym, że lawinowo, bo to nie był tylko TVP Sport, ale też Weszło, Kanał Sportowy, pojawiło się mnóstwo zapytań i zaproszeń do studia, by analizować SFG.

To nie była desperacja

Miałeś poczucie, że szukanie przez Górnika nowych rozwiązań, to pewien akt desperacji? Takie: kurczę, musimy zrobić coś niestandardowego. Bo gdy cię zatrudniano, klub zajmował ostatnie miejsce w tabeli, nie miał żadnego zwycięstwa na koncie.

Trener chciał poszerzyć swój sztab o osobę zajmującą się rzutami wolnymi i rożnymi. Na pewno nie nazwałbym tego aktem desperacji. I przede wszystkim nie uważam, że Górnik wtedy był w tak złym momencie, jak na pierwszy rzut oka mogło to wyglądać. To, że zajmował ostatnie miejsce, nie było winą ani zawodników, ani trenera. Zespół miał bardzo mało czasu na okres przygotowawczy, bo po poprzednim sezonie trzeba było jeszcze grać baraże o awans. W następny sezon drużyna weszła poniekąd z biegu, grając jeden sparing.

Mówiłeś, że szybko się dogadałeś ws. kontraktu, ale jakiegoś wielkiego zaufania na wstępie nie dostałeś. Raczej czas próbny, bo kontrakt miał obowiązywać przez niespełna cztery miesiące. Dopiero ostatnio został przedłużony, więc można powiedzieć, że twoja praca została oceniona pozytywnie.

Tak, przedłużyliśmy umowę po świętach. W międzyczasie pojawiła się propozycja z klubu Ekstraklasy i z I ligi, ale powiedziałem wyraźnie, że jeśli coś się zaczyna, trzeba to doprowadzić do końca. Abstrahując od tego, że będąc w tak zaangażowanym i pracowitym, choć nielicznym sztabie, praca jest czystą przyjemnością. Czuję, że się rozwijam przy trenerze Kieresiu, a Lubelszczyzna jest mi po prostu bliska sercu.

Zdradzisz, jaki klub próbował cię wyciągnąć?

Wolę nie… Zresztą to bez większego znaczenia. Rozmowa była bardzo szybka. Powiedziałem, że na dziś nie jestem zainteresowany. Jestem pewien, że podjąłem dobrą decyzję.

Rynek w Polsce się otworzy?

To może trochę inaczej, bez nazw. Masz wrażenie, że swoją pracą w Łęcznej otworzyłeś rynek? Skoro propozycja zmiany klubu już padła. Że patrząc na efekty w zespole, który zamykał tabelę, a ostatnio w dużej mierze dzięki SFG wyszedł ponad strefę spadkową, sprawiłeś, że inni też będą chcieli skopiować rozwiązania z Górnika?

Myślę, że rynek będzie otwarty na takie rozwiązania, ale problem jest póki co inny. Brakuje trenerów zajmujących się tą częścią piłki. Osobiście znam tylko Maćka Kędziorka. Inaczej to wygląda zagranicą. W grupie na WhatsAppie, o której mówiłem wcześniej, koledzy z Anglii i Rosji – którzy w swoich krajach wypracowali już naprawdę świetną opinię – piszą, że u nich to jest codzienność. W Polsce raczkuje. Natomiast tak rozmawiamy o stałych fragmentach gry, a nie zwracamy uwagi na to, jaką rolę pełnią w nich sami piłkarze. Bez nich w Łęcznej nie mielibyśmy tego wspaniałego grudnia. Każdy z nich był ważnym klockiem w układance, a jeśli moje pomysły na bramki znajdą przełożenie na efekty na boisku, będę miał z tego satysfakcję.

Na świecie jest to codzienność do tego stopnia, że Juergen Klopp miał przecież swojego fachowca od autów.

Tak, Thomasa Gronnemarka, z którym też koresponduję. Był długo w Liverpoolu i wypłynął do tego stopnia, że na Euro 2020 znalazł się w sztabie angielskiej kadry, a obecnie jeździ po całym świecie i „sprzedzaje” swoją wiedzę. Ostatnio był w Meksyku. Może coś się uda przechwycić od niego także nam?

Oczywiste jest, że piłka nie działa w ten sposób, że przyszedł trener od SFG i nagle zaczną padać po nich gole. Natomiast wszyscy wiemy, że cierpliwość nie jest w przypadku klubów Ekstraklasy cnotą, więc muszę spytać – czy po serii meczów, gdy tych goli ze SFG nie było, czułeś jakąś presję? Zwłaszcza, że kontrakt był bardzo krótki…

Gdy przyszedłem do Górnika, Kamil Kiereś przedstawił mnie przed drużyną słowami: to trener od stałych fragmentów gry, ale nie czarodziej, który dotknie was różdżką i spowoduje, że z miejsca przyjdą wyniki. Ale powiem, że faktycznie na początku czułem się zawiedziony, bo długo nic nie wpadało. Niby stwarzaliśmy sytuacje, mieliśmy bardzo duży procent celnych dośrodkowań z rożnych i wolnych, ale wszystko kończyło się albo niecelnymi strzałami, albo udanymi obronami bramkarzy. Odbyłem po jakimś czasie rozmowę z trenerem i usłyszałem: spokojnie, pracujmy tak dalej, a gole też przyjdą. I tak też się stało.

Górnik Łęczna w czołówce

Da się policzyć, ile punktów Górnik zyskał dzięki stałym fragmentom gry? Nie chodzi przecież tylko o gole strzelone, a też o niestracone.

Z tego, co liczyłem, to pod względem rzutów rożnych, łącznie z Pucharem Polski, broniliśmy 156 rzutów rożnych. To coś niebywałego, zwłaszcza jak zestawi się to z liczbą naszych kornerów, gdzie zdarzało się, że mecz kończyliśmy pod tym względem ze statystyką 1:10. Pod względem skuteczności bronienia się przed dośrodkowaniami z rzutów rożnych i wolnych, statystycznie jesteśmy w czołówce. Jeśli chodzi o ich wykonywanie, zajmujemy czwarte miejsce.

Mecz oglądasz jedynie przez pryzmat SFG i trwa dla ciebie jedynie pięć-dziesięć minut, podczas których są wykonywane, czy patrzysz na niego jak na 90-minutową całość?

Zdecydowanie oglądam przez 90 minut. Analizuję rywali, analizuję też naszą grę, sporządzam notatki wraz z trenerem Andrzejem Orszulakiem. Nie ma tak, że pracuję tylko przy piłkach kopanych z miejsca.

Ile czasu tygodniowo poświęcacie na doskonalenie SFG?

Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, bo cykl przygotowawczy do meczu uzależniony jest od terminarza. W niższych ligach grasz systemem sobota-sobota, a w Ekstraklasie mecze rozkładają się od piątku do poniedziałku. Czasem jest siedem dni na przygotowanie, czasem cztery. Ale to, ile pracujemy i w jaki sposób, wolę zostawić dla siebie, bo na razie fajnie to działa. Wiem, że inne zespoły bardzo dużo nad tym pracują. My w porównaniu do nich trenujemy mało. Co nie zmienia faktu, że nasza biblioteczka ze stałymi fragmentami jest dość pokaźna i daje możliwości wyjęcia asa z rękawa. I będzie jeszcze bogatsza, bo aktualnie powstaje nowy model rzutów wolnych i rożnych na rundę wiosenną, praktycznie już skończony i zaakceptowany przez trenera. Będziemy go wdrażać na obozie w Turcji. Nie ukrywam – mnie się podoba.

Wyobrażam sobie, że da się wytrenować ofensywne rozwiązania, bo w gruncie rzeczy najwięcej zależy wtedy od was – ustawienia, precyzji. Natomiast jak jest z defensywnymi, gdy teoretycznie nie wiemy, co przeciwnik zaraz zagra?

Jest wręcz przeciwnie. Naprawdę bardzo łatwo przewidzieć, co za chwilę zagra przeciwnik. W Polsce nie ma wielu wariantów rozegrania rzutów wolnych i rożnych, są one bardzo powtarzalne. Uważam, że my mamy fajny pomysł na bronienie SFG, wymyślony przez trenera Kieresia i jedynie lekko zmodyfikowany przeze mnie, ale przecież nie mogę go tu zdradzić…

W meczu z Zagłębiem Lubin na koniec rundy straciliście gola po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, ale sędzia po konsultacji z VAR anulował to trafienie. Tak szczerze – ile w takim spalonym Zagłębia jest przypadku, a ile celowości w waszym ustawieniu?

Nie okłamujmy się, tu często decydują detale. Jak na przykład nabiegnięcie rywala. Choć oczywiście linia defensywna może przygotować się na różne warianty nabiegu – na dwa albo na trzy tempa.

Ile macie wariantów na rozgrywanie SFG w każdym meczu?

Pomidor.

To na koniec spytam w takim razie – masz ambicję poprowadzenia w przyszłości samodzielnie klubu z Ekstraklasy, czy maksymalnie pójdziesz w swoją obecną specjalizację?

Nie myślę o tym. Żyję tym, co jest. Celem jest utrzymanie Górnika w Ekstraklasie i temu poświęcam się w 100 proc. A co będzie dalej? Wszystko jest zapisane gdzieś na górze.

Komentarze