Wisła popłynęła, pan trener Maciej Skorża | Dwugłos Tetryków

Wisła Kraków
Obserwuj nas w
PressFocus.pl Na zdjęciu: Wisła Kraków

Stało się. Wisła Kraków spadła z Ekstraklasy, Lech Poznań został mistrzem Polski, a Zagłębie Lubin Piotra Stokowca zaczęło przypominać Zagłębie Lubin Piotra Stokowca, a nie typowego spadkowicza. Czy Amaral to najpiękniejsza historia w Lechu, czy jednak bardziej warto podkreślić maestrię Macieja Skorży? Co może czekać Wisłę Kraków w I lidze i dlaczego są to przede wszystkim ból, znój i trud? Czy Kmicic byłby zadowolony z Pucharu Polski i wicemistrzostwa Rakowa? Odpowiadają jak co tydzień tetrycy, czyli Leszek Milewski oraz Jakub Olkiewicz.

  • Wisła jak za Jakimowicza
  • O czym będzie druga książka Brzęczka
  • Lech Poznań: walka z genem przegrywu
  • Pan trener Maciej Skorża

Leszek Milewski: Kuba, sprawdziłem. Gdy poprzednio Wisła Kraków grała w pierwszej – ówczesnej drugiej lidze – odbywały się w niej również derby Lublina, a także derby Warszawy pomiędzy Hutnikiem i Polonią. Znany i lubiany 1996 rok. Rok debiutu Disco Polo Live na Polsacie i “Młodych wilków”, a więc rok, gdy Jarosław Jakimowicz był królem życia. Zleciało.

Jakub Olkiewicz: Wczoraj uciąłem sobie sympatyczną pogawędkę na szeroko rozumianym Twitterze, znanym portalu fizycznym, z jednym z kibiców Wisły. Generalnie mój przekaz w sprawie Krakowa jest następujący: najgorsze wciąż przed wami. Spadek to nie jest zarycie głową w dno, spadek to dopiero przyjęcie tafli wody podczas skoku na tzw. “blachę”. Dno jest o wiele niżej i pierwszym krokiem do tego, by w nie trzasnąć z pełną prędkością jest przekonanie, że “wszystko było w miarę okej, tylko że…”.

Nie ma “tylko, że”. Wisła, kibice Wisły, jej właściciele, wiele osób związanych z Białą Gwiazdą może tłumaczyć – bo tutaj sędzia zaszkodził. Bo tam była nietrafiona decyzja transferowa. Bo gdzieś piłka uderzyła w złą stronę słupka i zamiast wpaść do bramki, wróciła w pole. Nie, spadek Wisły jest bolesny, bo spadek Wisły jest dość logiczny. Można już z całą pewnością stwierdzić, że kompletnie nietrafiony był szereg decyzji w obsadzie pionu sportowego klubu. Nie chcę się pastwić nad Jerzym Brzęczkiem, ale to tak naprawdę czas, gdy obiektywny ekspert może się pastwić nad Jerzym Brzęczkiem. Nie chcę dokładać razów Jarosławowi Królewskiemu, który jako najbardziej aktywny z tercetu właścicielskiego i tak najmocniej obrywa w mediach społecznościowych. Nie chcę wreszcie pouczać kibiców, którzy fachowo już osądzili, że tylko Jakub Błaszczykowski, Radosław Sobolewski i Kazimierz Kmiecik są godni podania ręki. Chciałbym jedynie, by środowisko Wisły Kraków zrozumiało, że popełniło cały szereg błędów, kompletnie zawaliło serię egzaminów z dojrzałości, ze znajomości piłki nożnej i procesów, które w niej zachodzą. Solidny rachunek sumienia z polityki transferowej, z polityki budowania drużyny, z polityki konstruowania struktur klubu, od skautingu po marketing. Jak sobie przypominam, ile pasji i pracy poświęciło środowisko Wisły Kraków, by udowadniać, że Wisła jest starsza od Cracovii… Pokuta za te wszystkie większe i mniejsze błędy oraz grzeszki to sezon bez kroplówki telewizyjnej. Najgorsze, co Wisła może zrobić, to uwierzyć, że JUŻ NA PEWNO, NA STO PROCENT, będzie to tylko jeden sezon. Teraz uwierzyła, że walka o utrzymanie zniknie, tak jak zmniejsza się jej słynny dług. To był błąd.

LM: Ale przyznaj, malowniczy ten spadek. Już abstrahując od boiska, gdzie Wisła prowadziła 2:0 z wyśmiewanym Radomiakiem, by przegrać 2:4 i dostać ostatnią bramkę od Abramowicza. Ten spadek był rozciągnięty do późna w nocy. Przez wracających z Radomia piłkarzy, których kierowca miał lawirować po Krakowie tak, by uciec kibicom; ci – bo twitter.tsw to mistrzowie szydery – napisali, że biegnąć za autobusem zrobili więcej km niż Fazlagić w całej rundzie. Nocne rozmowy z Jarosławem Królewskim, królem IT, który aby założyć pokój na Twitterze, musiał budzić żonę… Nie wiem czego w tym wszystkim brakowało. Czy ogłoszenia, że Jerzy Brzęczek napisze posłowie do nowej książki Małgorzaty Domagalik, która tym razem napisze biografią Kibica z Gdańska, oczywiście w formie skrinów Messengera?

Marcin Ryszka mówił mi, że ten budżet w przypadku spadku ma być na poziomie tegorocznego budżetu Miedzi Legnica. Pytanie jednak: czy to taki budżet spuchnięty, by zrobić awans i zapomnieć, czy grozi w wypadku braku awansu poważnymi problemami finansowymi w kolejnym pierwszoligowym sezonie. Jeśli rozpatrywany jest taki scenariusz, powiem śmiało: nie idźcie tą drogą. Miedź, zawsze mając rozsądny budżet, nie zawsze robiła awans. Wymienicie za chwilę całą szatnię. Nawet mając dobry na pierwszą ligę budżet, będzie budować zespół de facto od zera. To może okazać się trudniejsze, niż wam się wydaje. Życzę Wiśle rychłego powrotu, ale tu nie można grać va banque. To dopiero grozi katastrofą.

JO: Coś o tym wiem. Co prawda wystarczyło tylko wygrać z Odrą Opole u siebie i wywieźć punkty z Katowic, ale no nie udało się, cztery razy się nie udało w jednym meczu. Kończąc wątek Wisły dodam jeszcze, że najlepiej w wypadku właścicielskiego tercetu założyć od razu dwa sezony w tej lidze i zastanowić się, na ile ich stać. Wzbogacony doświadczeniami ostatnich lat na zapleczu Ekstraklasy mam wrażenie, że jeśli masz do wydania 8 złotych, to lepiej wydać pięć w pierwszym sezonie i trzy w drugim, niż pożyczyć jeszcze dwójkę od kolegi i wpakować okrągłą dychę, by “być pewnym awansu”. To jest dobry moment, by tercet właścicielski odciął już definitywnie metkę ratowników, jeźdźców na białych koniach, którzy uratowali klub przed upadkiem. To już było, ten etap został zamknięty, czas mozolnie, sumiennie i przede wszystkim z pokorą budować własny projekt. Nikt im zasług nie zapomni, ale by te piękne karty nie pożółkły, teraz trzeba już iść do przodu z ciężarem pierwszego spadku od lat na koncie.

Natomiast trochę niekulturalnie zaczęliśmy od Wisły Kraków, podczas gdy poznaliśmy mistrza Polski. Okazał się nim Lech Poznań i trzeba wprost napisać – to jest moment wielkiego zaskoczenia, jak w tych memach ze Scooby-Doo. Tam też zawsze pod maską wampira krył się ktoś zupełnie spoza kręgu podejrzeń, tak i tutaj – Lech Poznań okazał się mistrzem Polski. Jestem bardzo dumny z konstrukcji tego komunikatu: Lech okazał się mistrzem. Bo to cały czas jeszcze nie było oczywiste, nawet ten gol Kopczyńskiego, po tragicznym zachowaniu van der Harta – mieliśmy przyjemność oglądać to spotkanie razem, zapachniało typowo wielkopolskim scenariuszem, typowo poznańskim wyrżnięciem na glebę. Tymczasem Kolejorz Macieja Skorży zrobił to, co choćby w meczu ze Stalą, ale i w wielu innych momentach sezonu. Podniósł się, otrzepał, po czym zabrał do rzetelnej roboty, nie pozostawiając złudzeń co do tego, kto jest w lidze najlepszy. Szczerze – po Pucharze Polski straciłem wiarę, założyłem, że Maciej Skorża tego nie poukłada, że będzie się zakopywał w kompleksie Marka Papszuna, o czym przecież dużo mówiliśmy, o tym pragnieniu taktycznego “utemperowania” Rakowa. Jestem naprawdę pełen podziwu dla całej tej przygody, od samego początku, gdy przecież Skorża zapowiadał dublet narażając się na śmieszność. Klocek po klocku, element po elemencie, Skorża budował ten projekt i finalnie niemalże dopiął swego. Natomiast w kontekście tego, jak często Lech usztywniał się i przepalał w kluczowych momentach – tym większy szacunek za reakcję za przegrany finał. Leszek – TOP 3 ludzi do pochwalenia z Poznania? Skorża chyba otwiera listę, kto dalej?

LM: Na pewno Skorża otwiera listę. Dzisiaj w poranku Wojtek Bąkowicz zwrócił uwagę na to, ile razy Lech w tym sezonie odwracał losy meczu. Pamiętam jeszcze nie tak dawne liczenie kuriozalnej liczby spotkań, kiedy Lech, jeśli pierwszy nie strzelił, to nie robił trzech oczek. W tym sezonie jest zupełnie na odwrót. Oczywiście to nie tak, że Maciej Skorża zawarł pakt z futbolowymi bogami, i to tylko jego zasługa, bo piłkarze coś tam dorzucili. Ale jednak, wszyscy podkreślają, że Skorża stanął na wysokości zadania pod każdym względem. Jeszcze pod koniec zeszłego sezonu, gdy Lech żenował, a by przyprzeć go do lin wystarczył rzut z autu Stali Mielec, Skorża mówił, że na stulecie mistrzostwo. Podczas sondy w Skarbie Kibica – też informacja od Wojtka – Skorża, jako jedyny trener, na pytanie “kto będzie mistrzem” wymienił swój zespół. Papszun lawirował, a Skorża “Lech mistrzem” i koniec tematu.

To były bardzo mocne stwierdzenia, bo pamiętam przecież, że latem, mimo wzmocnień, wciąż sądzono, że fatum nie uda się tak łatwo odpędzić. Pamiętasz jak Damian Smyk w Weszłopolskich powiedział, że Warta wygra mistrzostwo Poznania? Nie mówię tego, by uprzykrzyć Damianowi życie – on pewnie mógłby odbić piłkę kolejny raz wypominając jak grałem w Sensible w Żelechowie – ale by zauważyć nastroje. Bo Damian może zagrał wtedy grubo, ale to chybione proroctwo oddawało poznańskie nastroje. Nastroje, którym Skorża ani na chwilę się nie dawał, szedł w poprzek nich.

Skorża to też wielki wygrany, bo przecież gdyby zawiódł w Lechu, mógłby wstąpić na ścieżkę… No, nie powiem, że Mariusza Rumaka, a więc trochę pierwszej ligi, trochę zagubienia. Ale Skorża w ostatnich latach to egzotyczne przygody, nawet jeśli z jakimiś sukcesami, a wcześniej klęska w Pogoni Szczecin, brzydkie pożegnanie z Lechem. To było jego być albo nie być, złoty bilet na karuzelę, ale też z wyrzutnią pod siodełkiem. Obronił się całkowicie, znów jest Skorżą, w którego warsztat nikt nie ośmieli się wątpić. Trener roku.

JO: Tak, nigdy dość przypominania, w jakich bólach się rodził ten sukces. Bojkot kibiców, którzy byli wściekli na bezruch transferowy, wcześniej ten kuriozalny finisz, obawa przed popełnieniem kolejny raz tych samych błędów, gdy Kądziora zwijał sprzed nosa Piast Gliwice. Jestem szalenie ciekawy, jak to wyglądało od środka, w prywatnych rozmowach na linii Skorża-Rutkowski. Możemy się opierać jedynie na medialnych wypowiedziach oraz wizerunku obu panów, ale dałbym wiele za jakieś stenogramy. Pamiętasz, jak analizowaliśmy te zamówienia Skorży typu “czwarty stoper”? A ostatecznie tak niewiele brakowało, by dublet uciekł przez niedostatki bramkarskie, gdzie przecież Lech wcale nie ma jakichś kasztanów, ale po prostu fachowców słabszych niż bezpośrednia konkurencja ze Szczecina i Częstochowy.

Dlatego u mnie to drugie miejsce jednak przypadłoby Amaralowi, za to, w jaki sposób powrócił do naszej świadomości. Przecież ten gość naprawdę tu był już wcześniej, ba, pamiętam jak pozbawił ŁKS awansu w Pucharze Polski golem w dogrywce meczu przy al. Unii 2. Teraz wspominam z rozrzewnieniem te czasy, natomiast jeszcze większy rollercoaster od tamtej chwili zaliczył sympatyczny Portugalczyk. Czego tam nie było. Problemy osobiste, które okazały się osobistym problemem ze szkoleniowcem, wypożyczenie, niechętny powrót, przełamywanie barier i lodów, w końcu nawet ta ławka w finale Pucharu Polski. Finisz? Taki jak prawie cały sezon. Wrzucenie drużyny na swoje barki i jedziemy po tytuł. Podium domykają Piotr Rutkowski i Karol Klimczak. Za to, że wreszcie ich TAMTO słynne zdjęcie straciło na aktualności. A doskonale wiemy, że TAMTO zdjęcie, to jedna z najlepszych rzeczy, jaka spotkała polski futbol.

LM: To prawda. Co do Amarala – nie sposób się nie zgodzić, ale zobacz. I tutaj sukces Skorży. Że podszedł do niego z otwartą głową, odkurzył, dał szansę. Wielu pewnie się pogodziło już z tym, że Amaral to przeszłość. A Skorża zrobił z niego najlepszego piłkarza zespołu. Zgadzam się też w pełni, ze trzeba pochwalić duet Rutkowski-Klimczak. Z tego co słyszę, przede wszystkim Piotra Rutkowskiego, który rzeczywiście bardzo, ale to bardzo dużo serca i pieniędzy włożył w to, żeby ten sezon był zwycięski. O Klimczaku usłyszymy pewnie mniej, pełni on moim zdaniem do pewnego stopnia funkcję prezesa-zderzaka, który ma skupiać na sobie zło, a odciążyć Rutkowskiego. Przyjdzie czas rozłożyć ten sukces na czynniki pierwsze – myślę, że jest taka potrzeba. Nie będzie to słodzenie sobie, tylko faktyczna analiza, dlaczego tym razem wyszło. Wykraczająca poza: wydaliśmy najwięcej w historii na stulecie. Bo to jednak musi być bardziej złożone, Raków był godnym rywalem.

Chciałbym też, by padło w podsumowaniu bohaterów nazwisko Bartka Salamona. Nie tylko dlatego, że robiłem z nim wywiad jakieś dziewięć lat temu, i był to jeden z moich pierwszych wywiadów, a ja zawsze pamiętam, kto był gotów poświęcić mi swój czas “za gówniaka”. Salamon to najlepszy obrońca ligi, postać dodająca kolorytu lidze, ale w pozytywny sposób. I nie wiem czy nie odważny dowód, że w tym momencie można powrotem do ESA wiele zyskać? Przyznajmy, Salamon gdzieś z Serie B wokól kadry by się nie zakręcił. Teraz? Spodziewam się go w czerwcu na Lidze Narodów.

JO: Pamiętajmy, że Salamon doszedł do tego momentu, gdy cała strategia reprezentacji Polski opierała się na nim, a mianowicie na długiej piłce od Salamona w stronę Milika. Fantastyczny to był czas, szkoda, że potem kontuzje złapali Salamon i Milik, co utrudniło realizowanie strategii. Jak już tak sobie rzucamy nazwiskami, to ja jeszcze strzelę Kamińskim. Jeden z tych niewielu wielkich produktów Akademii Lecha Poznań, który zdążył coś wygrać przed wyjazdem. Biorąc pod uwagę w jakim wieku obecnie pojawiają się w piłce wielkie pieniądze i propozycje wielkich transferów – to duża sztuka, gdzie swój kamyczek na pewno dołożył wspomniany duet Rutkowski-Klimczak. Zresztą, co tu dużo pisać, skoro mamy tzw. historię najnowszą choćby w przypadku Kacpra Kozłowskiego.

LM: Kuba, chciałem też docenić Zagłębie Lubin. Jak Miedziowi ostatni wyglądali, wiemy wszyscy. Ale na finiszu udało się Stokowcowi redemption. 6:1 z Radomiakiem, teraz odciśnięcie piętna na wyścigu o mistrzostwo Polski, w dodatku ogranie niepokonanego tej wiosny Rakowa. Poważny skalp. I nie będzie w kontekście mistrzostwa mówienia o sędziach, jakichś kontrowersjach – Raków okazał się słabszy, nawet jeśli słabszy w wyścigu dwóch bardzo mocnych zespołów. Wiadomo, że dziś rozpamiętuje się głównie niewykorzystaną szansę, ale ten sezon to i tak wielki sukces. Dodam, że według 90minut, Raków jest najlepiej punktującą drużyną ESA w ostatnich trzech sezonach. Wielka sprawa, nawet jeśli trofeum za to nie dają.

JO: Tak, to jest coś, co moim zdaniem warto podkreślać. Wiele razy, zbyt wiele razy, mieliśmy przecież w polskiej lidze (o której mówił kwieciście Albin Mikulski), sytuacje, gdy wyniki tego typu meczów można było poznać jakiś czas przed pierwszym gwizdkiem. Ten tutaj to już utrzymany o nic nie gra, tego tam właściwie to dobrze znają działacze, ci są już po słowie z tamtym. Szczerze? Trochę się tego bałem, bo naprawdę te osławione już derby Poznania, w których Warta miała się podłożyć Lechowi, były jedną z wielu podobnych propozycji. Tymczasem po Radomiaku, po Zagłębiu, nawet po Górniku Zabrze widać, że tamte czasy są już słusznie minione, że takie rzeczy się nie zdarzają. I dlatego też to utrzymanie Zagłębia pewnie tak smakuje. Gdyby lubinianie byli jedynie silni słabością Wisły Kraków, pewnie rozprawialibyśmy o tym jakim rozczarowaniem mimo wszystko był duet Stokowiec-Burlikowski. Teraz, po takim finiszu? Jest nadzieja, że tam już faktycznie pewne procesy mocno ruszyły, że duet, który dał Zagłębiu tak wiele, teraz też przypomniał sobie kurs i ścieżkę.

Raków… Jednak chyba żal. Jednak chyba rozczarowania. Mieli wszystko we własnych nogach, mieli szeroką kadrę, mieli doświadczenie w meczach o stawkę, ciągłość na wielu stanowiskach, no i przede wszystkim – ten mit ciągłego podnoszenia własnej poprzeczki. W tym sezonie po raz pierwszy od lat doszło “jedynie” do wyrównania wyniku, wicemistrzostwo plus Puchar Polski. Natomiast znam cię bardzo dobrze, wiem, że przygotowałeś sobie na koniec pewne ciekawostki statystyczne w obrębie wiedzy o Jasnej Górze. Powiedz, ile razy Szwedzi próbowali przerwać obronę, ile razy machnął szablą Kmicic, zanim Potop został odparty?

LM: Dokładnie tyle razy, ile powinien.

JO: To ja w takim razie dodam, co mi napisałeś w innym miejscu – że jeśli wierzyć 90minut.pl, Raków jest najlepiej punktującym zespołem ostatnich trzech sezonów. Nad Legią. Nad Lechem. Oczywiście nad Pogonią Szczecin. W ramach pocieszenia dla kibiców Pogoni – trofeum za to Raków nie dostanie. Przy okazji komunikat dla tych, którzy dobrnęli aż do teraz – jutro o 8.30 poranek Goal.pl na YouTube, gdzie przeczytamy to wszystko, co teraz napisaliśmy. Koniecznie bądźcie z nami, bo mamy szalony plan, by statystyki o Jasnej Górze były odczytane przeze mnie, a Leszek wówczas spuentował dorobkiem punktowym Rakowa.

Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski

Komentarze