Tottenham zepsuł święto Newcastle, strzelecki festiwal na St. James Park

Harry Kane
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Harry Kane

Na St. James Park panowała świetna atmosfera. Zgromadzeni fani pokazali się nowym właścicielom, którzy w części również oglądali mecz z trybun. Całe święto zepsuł jednak Tottenham. Co prawda, końcówka dostarczyła nam jeszcze sporo emocji, jednak ostatecznie zwycięstwo padło łupem Kogutów 3:2 (3:1).

Grad goli już w pierwszej połowie

Spotkanie znakomicie ułożyło się dla Newcastle. Callum Wilson pokonał Hugo Llorisa głową z kilku metrów. Zaraz po rozpoczęciu zawodów, Anglik idealnie w tempo wyszedł do zagrania Manquillo, po czym wpakował piłkę do bramki Tottenhamu.

Koguty zdołały jednak wrócić z dalekiej podróży, co zobaczyliśmy już po upływie kwadransa. Wówczas gola na remis zdobył Ndombele. Francuz zaskoczył golkipera gospodarzy strzałem z linii pola karnego. Futbolówka wleciała do siatki tuż obok prawego słupka, ale nie był to koniec strzeleckich emocji.

Kibice zgromadzeni na St. James Park mieli nadzieje, że ich piłkarze pokażą się z dobrej strony podczas debiutu pod banderą nowych właścicieli. Tymczasem piłkarze Nuno Santo szybko wybili te marzenia z głów gospodarzy.

Po krótkiej chwili od wyrównania rezultatu, Harry Kane niespodziewanie wpisał się na listę strzelców. Snajper efektownym lobem pokonał Karla Darlowa, jednak sędzia miał pewne wątpliwości, co do tego trafienia. Po dłuższej analizie VAR okazało się, że bramka została zdobyta zgodnie z przepisami, więc 28-latek zanotował właśnie pierwsze trafienie w tym sezonie Premier League.

Z kolei kilkadziesiąt sekund przed przerwą, Heung-Min Son na wślizgu zamknął akcję zapoczątkowaną przez Kane’a. Koreańczyk z kilku metrów pokonał bramkarza Newcastle, przez co Sroki znalazły się w niemałych tarapatach.

Koguty zabiorą trzy punkty do Londynu

W drugiej połowie goli już nie zobaczyliśmy. Steve Bruce zapewne inaczej planował uczcić własny jubileusz trenerski. Co więcej, Newcastle nie spełniło oczekiwań swoich fanów. Większość kibiców oczekiwała nieco innego wyniku. Na trybunach obecna była m.in. prezes nowego zarządu, Pani Amanda Staveley. Dodatkowo czerwoną kartkę w samej końcówce otrzymał Jonjo Shelvey.

Pomimo gry w osłabieniu, Sroki zmobilizowały się i zdobyły bramkę kontaktową. Temperatura na stadninie sięgnęła zenitu po tym, jak Eric Dier umieścił piłkę we własnej bramce. Samobój dodał skrzydeł gospodarzom, którzy prawie doprowadzili do remisu. Ostatecznie Tottenham utrzymał korzystny rezultat do końca i awansował na piątą lokatę w tabeli.

Komentarze