Gdy w połowie grudnia 11-letni Ellis wraz ze swoim ojcem Stuartem, wsiadł w samochód, temperatura oscylowała wokół zera. Pogoda też była późnojesienna, a następnego dnia – mecz, a który się wybierali, był grany we wtorek – trzeba było wstać przed słońcem. Jeśli Ellis i Stuart by się nie zniechęcili, Matty Cash nie miałby okazji uczynić pierwszego z nich najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- 14 grudnia po meczu Norwich – Aston Villa (0:2) Matty Cash podarował koszulkę jednemu z kibiców
- Skontaktowaliśmy się z obdarowanym fanem, by przy okazji świąt poszukać pozytywnych emocji związanych z piłką
- Ta historia pokazuje, jak wielką moc mają piłkarze w najdrobniejszych gestach
Dwa światy
To nie jest wcale taki rzadki obrazek. Piłkarz po meczu podbiega pod trybunę, rzuca w kierunku swoich kibiców koszulkę – lub nawet daje ją konkretnej osobie – po czym wraca do szatni. Gdyby minutę później przejrzeć kadry, fotografie ostatnich zdarzeń zatrzymane w jego głowie, pewnie to, co wyżej, nie znalazłoby się w dziesiątce najbardziej wyrazistych. Przecież w czasie meczu było przynajmniej pięć akcji, w których mógł zachować się lepiej i drugie tyle, po których jest z siebie dumny. Do tego trener krzyczał coś z ławki, a facet z trójką na plecach uwziął się na niego, jakby chciał usłyszeć dźwięk łamanej kości. Słowem – trudno spodziewać się, by oddanie koszulki miało dla piłkarza jakieś większe znaczenie.
Ale jest też ta druga strona i to, co dzieje się w głowie obdarowanego. A tam rodzi się coś wielkiego. – Nie wyobrażam sobie, bym kiedykolwiek dostał lepszy prezent na święta – mówi nam 11-letni Ellis, chłopak, który całą swoją połową serca – tyle posiada – oddał Aston Villi. Wspomnienie tamtego wieczoru w Norwich, gdy Matty Cash podarował mu koszulkę, wyparło właśnie te z trzech operacji ratujących jego życie.
“Matty, daj mi koszulkę”. No i dał
Powrót z meczu nie był łatwy. Gdzieś za wyjazdem z Norwich był wypadek, który dwuipółgodzinną trasę wydłużył o kolejną godzinę. – Ale to był idealny wieczór. Villa wygrała, a mój chłopak wracał w koszulce Matty’ego Casha – wspomina dziś w rozmowie z nami Stuart Wall. Historia jego syna najlepiej opisuje emocje, które próbowaliśmy przemycić w akapicie wyżej.
– Ellis przygotował transparent z prośbą o tę koszulkę. Szczerze mówiąc nie wierzyłem, że mu się to uda, ale nie mogłem odmówić pomocy. Pojechaliśmy do Norwich, a po zakończeniu meczu Ellis wciąż stał za boiskiem i powiewał tym plakatem. Widziałem moment, w którym Matty nawiązał z moim synem kontakt wzrokowy, a później zaczął się do niego zbliżać. Wtedy rzucił mu koszulkę. Nie było czasu na radość, bo wiele osób próbowało mu ją wyrwać, więc szybko schowałem ją do kieszeni. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, Ellis od razu ją założył. Jeszcze śmierdziała potem wymieszanym z zapachem trawy – opowiada.
Pytam Ellisa, dlaczego Matty Cash. – Bo jest świetnym piłkarzem. Jednym z naszych najlepszych. Pewniakiem do gry w podstawowym składzie. Był już takim, gdy na Villa Park sprowadzał go Dean Smith, ale pod Stevenem Gerrardem wydaje się być jeszcze lepszy. Biega od pola karnego do pola karnego, ma bardzo dobre dośrodkowanie. Uważam, że Polska wiele zyska z nim w składzie.
– Zresztą, odkąd Matty został Polakiem, ma wielkie wsparcie wśród kibiców Villi – dodaje Stuart. – Na pewno to znasz: Matty Cash – polski Cafu. Tak o nim tu mówimy. W Birmingham mieszka sporo Polaków, więc jeszcze łatwiej nam teraz kibicować Polsce. Musicie pokonać Rosję w barażach o mistrzostwa świata!
Życie wywalczone kilka razy
W mieszkaniu Wallowie wygospodarowali metr kwadratowy przestrzeni. Za wieszakiem są zdjęcia z najważniejszych momentów rodziny, a na nim wisi koszulka reprezentanta Polski. Na razie bez podpisu, ale Stuart już zapowiedział, że zrobi wszystko, by go uzyskać. Dopiero wtedy trofeum zostanie oprawione w ramkę i powieszone w sypialni Ellisa.
Stuart: – Oczywiście napisałem do Matty’ego podziękowania. Zaznaczyłem, że są tym większe, że dał radość chłopakowi z chorym sercem. Matty dodał mały komentarz i podał ten wpis dalej, a cała reszta potoczyła się jak kula śnieżna. Tak zresztą trafiłeś do nas ty…
Gdy pytam o chorobę Ellisa, trafiam w czuły punkt. Na jedno z pytań Stuart odpowiada, że niezręcznie mu o tym mówić. Nie nakłaniam, ale cała historia ma przede wszystkim nieść nadzieję, więc wraca na moment do wspomnień, których wolałby nie mieć.
– Kiedy miał kilkadziesiąt dni, nic nie wskazywało, że dzieje się coś złego. Ale jednego dnia po prostu przestał oddychać. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, kilka razy prawie umarł. Okazało się, że lewa strona jego serca nie uformowała się prawidłowo. Była za mała. Fachowo nazywa się to syndromem hiperplastycznego lewego serca. Poźniej przeżył trzy operacje na otwartym sercu. Pierwszą we wczesnych momentach życia, drugą po ukończeniu sześciu miesięcy, ostatnią, gdy miał cztery lata. Poza tym miał siedem mniejszych zabiegów kardiologicznych. Zawsze był odważnym chłopakiem. Chyba bardziej ode mnie, bo on zawsze zwyciężał, a ja tylko zyskiwałem nowe siwe włosy.
Ellis kopie piłkę, podobno całkiem nieźle.
Stuart: – Ale nie możesz grać w drużynie.
Ellis: – Po prostu muszę więcej pić.
Stuart: – Serce nie pozwala ci na wielki wysiłek, więc nie dasz rady zagrać w Aston Villi. Ale w Birmingham City pewnie dałbyś radę.
Stuart zwraca się do mnie: – Pół serca sprawia, że szybko się męczy. W szkole są na to wyczuleni i wiedzą, kiedy musi odpocząć. Natomiast w pełni może się poświęcić na kibicowaniu Aston Villi. Ma karnet na cały sezon. Wcześniej próbował już zdobywać koszulki, ale bezskutecznie. Udało się dopiero, gdy przyszedł do nas Matty Cash. Dla mnie to też szczególnie ważne, bo Villa jest dla mnie niemal wszystkim. Kibicuję im od 1987 roku, gdy na pierwszy mecz zabrał mnie dziadek. Byłem wręcz zobowiązany przekazać tę miłość Ellisowi.
Mniej więcej w chwili, gdy kończymy rozmawiać, gdzieś w innej dzielnicy Birmingham Matty Cash robi sobie zdjęcie na tle choinki. Wstawia je na Instagrama dopisując „Merry Christmas”. Pod choinką leżą prezenty – wszystkie w identycznych, schludnych do bólu opakowaniach. To dość spora ironia losu, że ten najważniejszy był brudny i przepocony.
Komentarze