Polak z Benfiki nie widzi szans dla Lecha. “Będzie 4:1, może 5:1”

SL Benfica
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: SL Benfica

Lech Poznań w czwartek podejmie Benficę w meczu inaugurującym fazę grupową Ligi Europy. Bartosz Kubica, szef COMT Coaching Club (Centrum Odkrywania Młodych Talentów, przyp. red.) w rozmowie z Goal.pl nie daje większych szans Kolejorzowi, opowiada o najlepszej akademii świata, swoich dzieciach w drużynach młodzieżowych Orłów i tłumaczy, dlaczego Polacy nie trafiają do Lizbony.

Czytaj dalej…

  • – Moi synowie są związani z Benficą. Realizują swoje pasje. Jeden się bawi, drugi trochę więcej niż bawi – mówi Bartosz Kubica
  • Szef COMT Coaching Club nie daje większych szans Lechowi w starciu z portugalskim klubem
  • – Trzeba wiedzieć, o jakim rozmiarze kapelusza mówimy. Z Polski zawodnicy są transferowani za 3-5 mln, z Benfiki za 70 mln i więcej. Klubowa akademia została najlepszą na świecie w poprzednim roku – zaznacza Kubica

Jak długo współpracuje Pan z Benficą?

Rozpoczęliśmy współpracę w styczniu 2013 roku. Trwa to do dzisiaj. Wiadomo, że pandemia koronawirusa częściowo popsuła nasze plany, ale nawet teraz komunikowali się z nami ludzie z Benfiki, chcemy zrobić zgrupowanie do końca tego roku lub na początku przyszłego.

Na czym dokładnie polega Pana praca?

Zaczęliśmy od organizowania stażów dla trenerów w Portugalii w 2013 roku i one są kontynuowane po dzień dzisiejszy. W przeciągu tych ośmiu lat skorzystało z tego ponad 300 polskich trenerów, ale także szkoleniowców z kilkunastu innych krajów. Byli Chińczycy, Amerykanie, Chorwaci, Słoweńcy, Niemcy, Szwajcarzy, Holendrzy czy Hiszpanie. Oni wszyscy za naszym pośrednictwem przebywali na stażu w Benfice lub akademii Benfiki. Uczestniczyli w różnych projektach. Niektórzy w tygodniowych, inni nawet w dwumiesięcznych.

Drugim obszarem działalności są programy dla piłkarzy, jakie organizujemy w ramach naszego projektu, który nazywa się Camp Portugal. Odbywają się one na obiektach Benfiki, czasami z trenerami tego klubu, często rozgrywane są także sparingi z drużynami Orłów. Projekt nie nazywa się Camp Benfica, ponieważ angażujemy w niego również struktury Sportingu czy innych klubów z Lizbony.

Trzeci obszar to edukacja polskich trenerów przez przedstawicieli Benfiki i Sportingu, którzy na specjalnych warsztatach i konferencjach mają okazję przedstawić model działania swoich klubów. Poza tym udział polskich trenerów i ich drużyn w campach, które organizujemy w Polsce dwa razy w roku. Czasami również opiniujemy zawodników, którzy mogą trafić na testy do klubu. Mamy dużą siatkę skautów i trenerów w Polsce w ramach programu COMT Coaching Club.

Oprócz tego z Benficą związani są moi synowie. To jest zupełnie niezależne od tego, co robimy. Oni realizują swoje pasje. Z różnym skutkiem. Jeden z dobrym, drugi z bardzo dobrym. Jeden się bawi, a drugi trochę więcej niż bawi, ale trzeba pamiętać, że to ciągle dzieci.

Właśnie, pana synowie są związani z klubem. Na jakim obecnie są etapie?

Młodszy syn jest częścią zespołu competition w kategorii U-8. Rozpoczął zabawę, jak miał niecałe trzy lata. Obecnie ma siedem, spędził już ponad cztery lata w szkółce Benfiki. Od początku trenuje w silnych grupach. Był w tak zwanym zespole selekcyjnym, a teraz jest w grupie competition, najwyższej w danym roczniku, która występuje w rozgrywkach. W tej ostatniej gra drugi sezon. Starszy bardziej bawi się piłką, jest częścią Benfica Soccer School. Jest bramkarzem. Wierzę, że obaj traktują to jako dobrą zabawę.


Syn Bartosza Kubicy na Estadio da Luz
(fot. Archiwum prywatne Bartosza Kubicy)

Pojawiają się w głowie jakieś marzenia związane z przyszłością synów?

Każdy rodzic chciałby, aby jego dziecku w życiu się udało, obojętnie w jakiej dziedzinie. Natomiast jesteśmy świadomi, jak to wygląda w piłce. Nie jesteśmy w niej od wczoraj i znamy statystyki. Nie podchodzimy do tego jako rodzice, tylko na chłodno, bo wiemy, jak jest w rzeczywistości. OK, można powiedzieć, że obecnie młodszy syn jest w gronie kilkudziesięciu chłopców w Lizbonie, którzy zostali wyselekcjonowani. To się jednak zmienia, bo selekcja trwa cały czas, a przygoda z piłką dla tych dzieci może się skończyć za rok, dwa czy pięć lat. Niektóre dzieci tak mają, że dzisiaj piłka, jutro skrzypce. Wejście do akademii to jedno, potem przejście do profesjonalnej piłki na poziomie 13-14 lat to drugi krok, który jeśli się uda, przybliża dziecko do tego, aby stało się profesjonalnym piłkarzem. Dlatego nie chorujemy na to, aby nasze dzieci były piłkarzami. Mamy kontakt z setkami rodziców w Polsce i część dzieci jest faktycznie utalentowana, a część rodziców jest po prostu przekonana, że ich dzieci będą grały zawodowo w piłkę. To jest lekka przesada. Ja zawsze powtarzam, że w piłkę grasz zawodowo, kiedy pokazują cię w telewizji. O karierze piłkarza myśli miliard ludzi. Łatwo sobie wyobrazić, jak mały jest odsetek tych, którym się udało i spełnili marzenia.

My podchodzimy do tego spokojnie. Natomiast w wielu krajach, nie tylko w Polsce, rodzice patrzą na to zbyt optymistycznie, a nawet życzeniowo. Dzieci różnie się rozwijają pod kątem fizycznym, motorycznym, psychicznym, do tego dochodzą sytuacje losowe, jak kontuzje. Ważne jest także szczęście, czy ktoś wypatrzy talent na pierwszej stacji, czy wsiądzie on do dobrego pociągu i dojedzie do końca. Nie można być nigdy pewnym tego, że dziecko będzie zawodowym piłkarzem. My również staramy się w tym uświadamiać rodziców.

Ale nie powie mi Pan chyba, że nie ucieszył się, kiedy syn podpisywał kontrakt z Benficą na Estadio da Luz, o czym mówił Pan w rozmowie z smsrzeszow.pl?

Nie widziałem tego momentu, ponieważ nie było mnie akurat wtedy w Lizbonie. Zdjęcie przesłała mi żona. Oczywiście, że się cieszyliśmy, ale podchodziliśmy z pewną rezerwą, ponieważ syn nie do końca radził sobie ze wszystkimi sytuacjami na etapie selektywnym. W swoim środowisku wyglądał dobrze, ale już wśród obcych dzieci wypadł przeciętnie. Też pewnie wpływ na Benficę miało to, że Sporting zaczął o niego zabiegać. Natomiast po okresie aklimatyzacji już się odnalazł i wyglądał dobrze, a nawet bardzo dobrze.


Syn Bartosza Kubicy podpisuje kontrakt z Benficą
(fot. Archiwum prywatne Bartosza Kubicy)

Zanim jednak nastąpiło podpisanie umowy, stresował się, czasami płakał. Mówiliśmy, że nic nie musi robić na siłę, może wrócić do zabawy z kolegami. Najważniejsze w tym wieku jest to, aby dziecko miało radość z tego, co robi. Wiadomo dochodzi pewna odpowiedzialność, ale musi być również przyjemność.

W czwartek Lech Poznań zmierzy się z Benficą na inaugurację fazy grupowej LE. Jak Pan widzi szanse obu zespołów?

Widziałem, w jakim składzie wybrała się Benfica do Polski. Jeżeli Lech zagra piłkę, jaką preferuje trener Dariusz Żuraw, to myślę, że Benfica będzie miała szanse na strzelenie bramek. Jeżeli będzie skuteczna, to stawiam na 4:1, 5:1 dla portugalskiej ekipy, która jest w świetnej dyspozycji. Po letnich zakupach skład jest bardzo mocny. Nowi wkomponowali się w zespół, strzelają gole. Mam na myśli Lucę Waldschmidta, a kwestią czasu jest kiedy odpali Darwin Nunez. Być może w meczu z Lechem Jorge Jesus postawi na trochę inny skład, niż wybiegał w ostatnich meczach, ale nie znaczy, że gorszy. Może szansę dostanie Goncalo Ramos, który jest wychowankiem Benfiki. Był najlepszym piłkarzem Młodzieżowej Ligi Mistrzów i jej królem strzelców, a obecnie strzela w drugim zespole gola za golem. To może być klasyczna dziewiątką, na którą Portugalia czeka od czasów Nuno Gomesa. Za 2-3 lata będzie podstawowym wyborem w kadrze. Jeżeli zagra w Poznaniu, to nie będzie słabszy od Waldschmidta czy Harisa Seferovicia.

Słyszałem również, że Lech ma problemy w formacji defensywnej, zwłaszcza ze środkiem obrony. Będzie im więc trudniej bronić. PAOK, z którym Benfica przegrała jedyny mecz w tym sezonie, postawił autobus i wyprowadzał szybkie kontry. Pozostałe 12 meczów było wygranych, Orły strzeliły 40 goli, a straciły dziewięć. Skoro mają taki stosunek, że strzelają ponad trzy gole w meczu, a tracą mniej niż jednego, to spodziewam się, że Benfica może jednego gola straci, a strzeli przynajmniej cztery. Tu nie chodzi o to, że źle oceniam polską piłkę. Benfica jest po prostu silnym zespołem. Jestem przekonany, że w tym sezonie jesteśmy znacznie mocniejsi niż Porto czy Sporting i wygramy ligę z dużą przewagą. Ma również skład na to, aby walczyć o zwycięstwo w Lidze Europy. Sprowadzeni zawodnicy prezentują wielką jakość, są w odpowiednim wieku i można w przyszłości na nich zarobić. Na pewno kibice mogą spodziewać się ciekawego meczu, jeżeli Lech zagra otwartą piłkę.

Czym Lech może postraszyć rywali? Gdzie jest słaby punkt Benfiki?

Środek obrony Benfiki jest najsłabszą formacją od lat. Przyszli do nas Jan Vertonghen i Nicolas Otamendi, jest Jardel i Ferro. Ten ostatni jest wychowankiem. Jest młody, ale bardzo niepewny. Z kolei Jardel to doświadczony obrońca, powoli przymierza się do kończenia kariery. Vertonghen również nie jest najmłodszy. Obaj nie są zbyt zwrotni. Do Otamendiego także nie jestem przekonany jeżeli chodzi o jego szybkość. Jeżeli Lech zagra mądrze w środkowej strefie, to stoperzy Benfiki mogą się pogubić.

Patrząc na skład Benfiki, jakim przyjeżdża do Polski, wychodzi na to, że nie zamierza odpuszczać LE. W co celuje w tym sezonie?

Benfica zawsze myśli o wygrywaniu wszystkiego, co jest możliwe. Jorge Jesus narzeka wprawdzie, że przydałoby się jeszcze kilku piłkarzy, ale mamy szeroki skład, którym można rotować. Można zatem wygrać trzy trofea w kraju. Co do Ligi Europy, to istnieje klątwa Beli Guttmana (śmiech). Od tamtego czasu i pamiętnych słów, że klub nie zdobędzie europejskiego pucharu przez 50 lub 100 lat, bo różnie jest to podawane, Benfica rozgrywała 12 finałów i wszystkie przegrała. Trzeba jednak w końcu to przełamać.

Zakładam, że wyjście z grupy jest pewne. Jeżeli nie będzie niespodzianek i zmian przez COVID-19, w fazie pucharowej nie będzie decydował jeden mecz, w którym wszystko może się zdarzyć, to wierzę, że Benficę stać na finał w Gdańsku.

Powiedział Pan, że trener twierdzi, że paru zawodników jeszcze by mu się przydało. Może jakiś Polak? Czy Benfica śledzi polski rynek? Dlaczego nie mamy rodaków w tym klubie?

Na poziomie seniorskim zawodnicy występujący w Ekstraklasie są za słabi na Benficę i nie ma co o tym dyskutować. Żaden z piłkarzy z polskiej ligi nie jest na poziomie tych, których klub kupił przed sezonem. Natomiast trochę inaczej wygląda sytuacja z młodszymi piłkarzami w wieku 14-17 lat. Jestem przekonany, że w perspektywie 12-24 miesięcy tacy zawodnicy trafią do zespołów Benfiki. To nie jest tak, że Benfica nie monitoruje Polski. Mamy sieć skautów, czasami nas pytają o opinie. W Benfice był przecież Paweł Dawidowicz w drugiej drużynie, czy Przemysław Macierzyński w młodzieżówce. Niestety nie przebili się, nie byli na tyle dobrymi zawodnikami, aby wejść do pierwszego zespołu.

Benfica ma wysokie wymagania.

Akademia Benfiki została w poprzednim roku najlepszą akademią świata. Produkuje świetnych piłkarzy i sprzedaje ich za wielkie pieniądze. Ostatni przykład to Ruben Dias, który poszedł do Manchesteru City za blisko 70 mln euro. Który z polskich zawodników został za tyle sprzedany? Wcześniej Joao Felix za 126 mln euro… Liczni zawodnicy są wypożyczani do bardzo dobrych klubów. I to trwa cały czas, to nie są jednorazowe strzały. Ciężko porównywać, to do polskich klubów. Jeżeli wziąć ranking akademii, to któraś z polskich może by weszła do pierwszej setki. Akademia Benfiki jest w TOP3.

Trzeba wiedzieć, o jakim rozmiarze kapelusza mówimy. Z Polski zawodnicy są transferowani za 3-5 mln euro, ale trzeba mieć świadomość, że na Zachodzie to nie są jakieś wielkie pieniądze. To są piłkarze drugiego-trzeciego wyboru. Często ci chłopcy nie są przystosowani do zmian, trudniej im się zaaklimatyzować, jednakże wierzę, że z generacji urodzonej w latach 2003-2009 są w Polsce zawodnicy na miarę Akademii SLB oraz w dalszym etapie pierwszego zespołu z Lizbony. Projekty takie jak nasz Camp Portugal gdzie wyszukujemy utalentowane 8-12 letnie dzieci, pokazują, że w Polsce są bardzo zdolni piłkarze, tylko trzeba z nimi mądrze pracować, a efekty przyjdą.

Komentarze