Olkiewicz w środę #106. Wzlot i upadek polskiego Clairefontaine

Sławomir Nitras, obecny minister sportu, od początku był bardzo zasadniczy w kwestii projektu "polskiego Clairefontaine". Mimo że PZPN robił przez dłuższy czas dobrą minę do złej gry, publikacja Szymona Jadczaka dość jasno pokazuje, że klimatu do tej inwestycji już nie ma i raczej prędko ten klimat się nie pojawi. Przy całym rozbawieniu wszystkimi absurdami wokół tej inwestycji, odczuwam przede wszystkim żal, że znów straciliśmy całkiem interesującą szansę.

Cezary Kulesza Konferencja
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Cezary Kulesza Konferencja
  • Od początku projekt budził kontrowersje, a gdy dowiadujemy się dzisiaj o szczegółach, takich jak koszt 5-gwiazdkowego hotelu czy plan założenia szkoły – widzimy, że plan był pisany właściwie na kolanie.
  • Smaczki takie jak dyskusje na zarządzie PZPN-u czy ten mocno prowizoryczny plan podboju świata edukacji mogą na lata przekreślić wspólne inwestycje ministerstwa ze związkiem piłkarskim.
  • Środowisko piłkarskie tymczasem cały czas potrzebuje nie tyle polskiego Clairefontaine, co rzetelnie zorganizowanego ośrodka szkoleniowego – zarówno dla piłkarzy, jak i przede wszystkim: dla działaczy.

Na przypale albo wcale

Popularne wśród młodzieży, przynajmniej w czasach, gdy sam byłem przedstawicielem tej grupy, było hasło: “na przypale albo wcale”. Odnosiło się zazwyczaj do przedsięwzięć ryzykownych, ale jednak na tyle atrakcyjnych, że grzechem było nie spróbować, nawet narażając się na daleko idące konsekwencje. Z dzisiejszej perspektywy mam wrażenie, że hasło “na przypale albo wcale” bardziej odnosi się do polskiej polityki, a konkretnie – do sfery szeroko rozumianego inwestowania. Jedni chcieli budować “na przypale”, z pominięciem procedur, przepychając projekty kolanem, tworząc różnorakie obejścia i skróty. Drudzy nie chcą budować “wcale”, co w sumie niekoniecznie musi być rozwiązaniem o wiele lepszym.

Zacznijmy jednak od budowania na przypale, bo tak się składa, że Szymon Jadczak w Wirtualnej Polsce bardzo dokładnie opisał kulisy projektowania polskiego ośrodka szkoleniowego na miarę naszych możliwości. Polski Związek Piłki Nożnej oraz Ministerstwo Sportu mieli wspólnie wybudować polskie Clairefontaine. Spoiler: nie do końca zbudowali, nie do końca Clairefontaine.

Oglądaj także wideo na ten temat: Hotel PZPN

Pierwsza rzecz, która moim zdaniem jest jeszcze “jedynie” kontrowersyjna, to sposób organizowania całego dofinansowania, sposób procedowania całej inwestycji. Komentujący jego tekst oraz sam legalista, którym z pewnością czuje się Szymon Jadczak, zwracają uwagę na szereg dyskusyjnych posunięć Ministerstwa Sportu pod wodzą Kamila Bortniczuka. Nadzwyczajne wydłużanie terminów, omawianie wniosku w ministerstwie z udziałem samych wnioskodawców, wyjątkową wyrozumiałość na opieszałość i niedbałość przy składaniu dokumentów. Wytyka się choćby dość dziwną operację dotyczącą samych terenów, w którą zaangażowane były Lasy Państwowe i władze Otwocka.
Pozwolę sobie na niepopularną opinię – nie rusza mnie to. Nadrzędny cel w postaci budowy czegoś trwałego, co będzie w stanie wznieść futbol na nieco wyższy poziom jest dla mnie istotniejszy niż papierowe drobne przeszkody, które ostatecznie i tak udawało się w końcu usunąć. Po czasie i z wyraźnym parasolem ochronnym ministra, ale jednak. Te formalne niedoróbki są irytujące, to nieskrywane faworyzowanie PZPN-u może być niezręczne, ale w gruncie rzeczy chodzi o projekt epokowy – a w takich okolicznościach nie czas żałować róż, bo przecież wciąż płoną lasy.

Ale tu jest ten drugi problem, z mojej perspektywy poważniejszy. Mój stosunek do rac jasno pokazuje, że prawa i ustawy nie są dla mnie najwyższą świętością, więc i tutaj nie zagłębiałbym się w terminy czy inne duperele istotne dla prawników i urzędników. Problemem o wiele trudniejszym do przeskoczenia jest jednak sam kształt projektu, gdzie pewnego rodzaju klejnotem w koronie jest 5-gwiazdkowy hotel za 100 milionów złotych, w którym w teorii mieliby mieszkać uczniowie zakładanej w 2027 roku Szkoły Mistrzostwa Sportowego.

Bo tutaj absurd stoi na absurdzie.

Dla kogo ta szkoła, dla kogo ten hotel?

Jeśli prawie 1/3 środków, które miały zostać pozyskane dla projektu to 5-gwiazdkowy hotel, pojawiają się poważne wątpliwości. Oczywiście, polska szkoła przetargów, budowania i pozyskiwania środków widziała już naprawdę wiele różnych bajerów, by wspomnieć choćby stadion Pogoni Szczecin, budowany praktycznie jako dodatek do obiektów treningowych. Ale trudno, by nie zapaliła się czerwona lampka, jeśli 25% inwestycji (bo swoją pajdę miał też dołożyć z własnych środków PZPN) to hotel, który w najlepszym wypadku da się uzasadnić potrzebami reprezentacji Polski.

Ale czy to właściwie miałby być na stałe dom samej reprezentacji Polski? Tu szybko z odpowiedzią spieszy Wirtualna Polska – otóż nie, bo we wniosku zawarto, że w hotelu ma na stałe mieszkać 200 uczniów Szkoły Mistrzostwa Sportowego. SMS miałby powstać razem z hotelem, rozpocząć działanie gdzieś od 2027 roku.

I tak jak wcześniej można się było spierać o jakieś papierkowe formalności, tak tutaj mamy pomieszanie z poplątaniem. Nie jestem zdziwiony, że projekt ewentualnej Szkoły Mistrzostwa Sportowego od razu przykuł uwagę Karola Klimczaka na zarządzie PZPN-u. Ze szkolenia młodzieży w Polsce żyją bowiem przede wszystkim kluby, a najlepiej żyje z tego szkolenia młodzieży poznański Lech. Długo próbowałem sobie odpowiedzieć na pytania, które momentalnie rodzą się wraz z projektem ewentualnego PZPN-owskiego SMSu. Przede wszystkim: dla kogo?

Publiczna kasa na piłkę. Choć tu Polska może walczyć o miano lidera
Stadion Górnika Zabrze

Publiczne pieniądze a zdanie polityka W świetnym cośrodowym felietonie Kuby Olkiewicza pojawił się wątek Stali Mielec i pożegnania z nią Tomasza Poręby – europarlamentarzysty Prawa i Sprawiedliwości, który bardzo mocno przysłużył się do doprowadzenia tego klubu w miejsce, gdzie jest obecnie. Pozwolę sobie zacytować krótki fragment: Tomasz Poręba w swoim pożegnaniu z Mielcem jest wręcz

Czytaj dalej…

Jeśli miałaby to być w miarę poważna szkoła zajmująca się w miarę poważnym szkoleniem, ci uczniowie faktycznie fizycznie powinni przebywać w Otwocku – nawet jeśli założymy, że przedmioty szkolne mogą zaliczać zaocznie czy online, to jednak trudno sobie wyobrazić, by każdy trenował na co dzień w innym klubie, w innym mieście. Ale skoro fizycznie mają być w Otwocku – to z kim mają rywalizować na co dzień w rozgrywkach ligowych i przede wszystkim – czyje barwy reprezentując? Powołanie nowego klubu sportowego, który wystawiłby swoje ekipy w każdym roczniku? System przymusowych bądź nieobowiązkowych wypożyczeń do centrali? A może trenowanie od poniedziałku do piątku w Otwocku, a w weekendy mecze w macierzystych klubach?

Podobne dyskusje towarzyszyły już zdecydowanie drobniejszym pomysłom jak Akademie Młodych Orłów – w teorii wymyślone przecież zaledwie jako uzupełnienie treningu w klubach poprzez zajęcia dla najlepszych pod egidą PZPN-u. Kluby nie do końca ufały licznym zgrupowaniom AMO, z kolei ludzie prowadzący projekt nie zawsze mieli dość czasu i swobody, by faktycznie wpływać na szkolenie tych młodych łebków. W efekcie z AMO nie zawsze korzystali ci najlepsi i nie zawsze w najkorzystniejszy sposób. A tutaj przecież mówimy o AMO na sterydach, o AMO, które zimowe zgrupowanie rozciąga do dziesięciu szkolnych miesięcy. Inne opcje trudno sobie nawet wyobrażać – PZPN chciałby postawić na młodzież z Otwocka? Albo prowadzić po prostu drużyny szczebelek po szczebelku, bez wzmocnień z całego kraju?

Zresztą, jakkolwiek ten SMS wymyślić – kluby musiałyby stracić. Albo traciłyby najbardziej utalentowanych zawodników na kilka tygodni zgrupowań w centrali, albo traciłyby talenty przesiedlane do Otwocka, albo traciłyby środki na rywalizowanie na rynkowych zasadach z napompowaną budżetem PZPN-u konkurencyjną akademią. Zakładam, że ludzie z klubów, w tym Karol Klimczak, na razie nie poruszali szerzej tematu, bo w ogóle nie wierzyli w powodzenie tej inwestycji. Zresztą, problemy z komunikacją nawet wewnątrz organizacji to nie jest dla PZPN-u pierwszyzna – dzisiaj bardzo szczegółowo przeszkody w kontakcie z własnymi piłkarzami opisał Przemysław Langier.

Polskie Clairefontaine w takim kształcie pewnie dałoby się jakoś zorganizować – przy współpracy z klubami, w ściśle określonej formie, na jakiś okres w roku, gdy kluby akurat nie potrzebują zebrania wszystkich swoich talenciaków na miejscu. Ale jeśli miałoby to być coś w rodzaju zgrupowań reprezentacji młodzieżowych czy nawet wielkich zgrupowań wszystkich kadr wojewódzkich – to po cholerę hotel, po cholerę szkoła z nauczycielami, po cholerę bursa na stałe?

Czym to powinno być, a czym jest?

Skoro SMS to lipa, a w najlepszym wypadku plan nieprzemyślany, to pozostaje uzasadnienie obecności hotelowej bazy różnego rodzaju szkoleniami, kursami i innymi aktywnościami, które wymagają nocowania w Otwocku. I tu powoli zbliżamy się moim zdaniem do sedna – po pierwsze, dlaczego tego Otwocka jako polska piłka potrzebujemy i po drugie – dlaczego ten temat totalnie zawaliliśmy.

Otóż moim zdaniem “dom dla polskiej piłki” miał być faktycznie domem dla polskiej piłki – czyli baronów, działaczy, tam przeniesione zostałyby zapewne wszystkie możliwe zjazdy, tam toczyłyby się długie kampanie wyborcze. Oczywiście, tam zapewne nocowałaby reprezentacja Polski, tam trenowałyby młodzieżówki, tam odbywałyby się konsultacje szkoleniowe, pewnie też kursy. Ale moim zdaniem – to ledwie prześlizgnięcie się po potrzebach, które faktycznie polska piłka ma.

Czy reprezentacji aż tak potrzebny jest jeden stały dom? Kurczę, za Adama Nawałki czymś podobnym był Arłamów, da się to zrobić bez 300 milionów z Ministerstwa Sportu, wystarczą niewielkie inwestycje infrastrukturalne u prywatnego partnera. Reprezentacje młodzieżowe? Okej, ale tu znów jak bumerang powraca – to po co 5-gwiazdkowy hotel. SMS już mamy za sobą, no nie do końca o to nam chodzi. Natomiast jeśli przyłożyć ucho w polskiej piłce, tej codziennej, klubowej – każdy wskazuje na brak kadr. Nie mamy szerokiej bazy trenerów. Nie mamy wystarczającej liczby kursów. Raczkuje szkolenie na dyrektora sportowego, raczkują kursy takie jak UEFA Youth, polska szkoła bramkarska, jedna z najlepszych na świecie, nie jest w pełni usystematyzowana, nadal bardziej to przypomina szkolenie wiedźminów w Kaer Morhen niż zamknięty uniwersytet z bogato zaopatrzoną biblioteką.

Kwiatkowski krytykuje Kuleszę. “Nigdy w PZPN nie była tak mocno obecna polityka”
Jakub Kwiatkowski

PZPN upolityczniony? Najgorsza sytuacja w historii Jakub Kwiatkowski pracował dla Polskiego Związku Piłki Nożnej w latach 2012-2023. Pełnił rolę rzecznika prasowego, a od 2018 roku również team managera reprezentacji Polski. Pod koniec zeszłego roku doszło do bardzo głośnego rozstania, o którym miał zadecydować Michał Probierz, bowiem tak wynikało z opublikowanego komunikatu. Pod rządami Cezarego Kuleszy

Czytaj dalej…

Ten aspekt centrum szkoleniowego, gdzie PZPN mógłby sobie pozwolić na niemal bezustanne prowadzenie różnego rodzaju kursów, szkoleń, może nawet studiów, to coś, czego totalnie się nie podnosiło – a moim zdaniem to coś istotniejszego niż parking podziemny dla gości hotelowych. Biorąc pod uwagę, że przy powstających równolegle boiskach z pewnością przez cały rok roiłoby się od utalentowanych piłkarzy, trenerów reprezentacji młodzieżowych czy członków sztabu pierwszej reprezentacji – przez większą część sezonu miejsce byłoby szczelnie zapełnione trenerami, dyrektorami czy innymi działaczami na stażach. Wielka kuźnia kadr dla polskiej piłki brzmi zdecydowanie rozsądniej niż bajanie o uczniach SMS-u Otwock tworzących reprezentację za 10 lat.

Ten aspekt występował na konferencjach i w materiałach prasowych, ale na zasadzie kwiatka u kożucha, a nie tej najważniejszej, najpilniejszej potrzeby, na którą odpowiadałby ośrodek.

A przecież jest też ten drugi, równie ważny w nowoczesnej piłce aspekt badawczo-rozwojowy. Legia Training Center, ale i akademia Lecha Poznań coraz częściej podkreślają rolę analityków a nawet zwyczajnych naukowców zatrudnionych przy akademii, albo w samej akademii. Zaplecze złożone z lekarzy, fizjoterapeutów, analityków, trenerów przygotowania motorycznego, psychologów, pedagogów, pracujące wspólnie nad rozwojem piłki? Topowa diagnostyka, szczegółowe analizy dotyczące każdego młodego piłkarza przewijającego się choćby przelotem przez zgrupowanie najmłodszej z kadr? Ogromna baza danych, konferencje, wymiany doświadczeń?

To wszystko brzmi już zupełnie inaczej, a co najważniejsze – brzmi tak, jakby miały na tym skorzystać wszystkie kluby, od tych najmniejszych, po gigantów. Naukowe, badawcze podejście, centrum wymiany wszelkiej wiedzy i doświadczenia, swoista piłkarska szkoła wyższa, uczelnia, na której można nabyć najmocniej premiowane wykształcenie to coś, czego realnie potrzebujemy i coś, co realnie może pomóc i klubom, i reprezentacjom. Tak, ośrodek nawet w nazwie dorobił się “Badań i Rozwoju”. Ale rozwinięcia tej myśli, sprecyzowania potrzeb, a co najważniejsze – dostosowania kosztów – już nie.

Oglądaj także materiał wideo: Ślub z polityką. Dobra inwestycja futbolu

Siedzę nad tym… drugi wieczór. Nie jestem też ani najostrzejszą kredką w piłkarskim piórniku, ani najbardziej bystrym człowiekiem w historii Bałut. A mam wrażenie, że te szeroko zakrojone plany, które tutaj od jakiegoś czasu snuję, są i dużo tańsze, i dużo potrzebniejsze od Narodowego SMS-u w 5-gwiazdkowym hotelu. Pomijam już fakt, jakie są dalsze okazje, gdy już cały obiekt faktycznie powstanie. Darmowy obóz w luksusowych warunkach dla klubu ze złotą certyfikacją i największą liczbą wychowanków w kadrach U-19 i U-17? A dlaczego nie? Zgrupowanie dla wyróżniających się ligowych młodzieżowców z udziałem selekcjonera? No przecież centralna Polska, każdy ma blisko, pięć dni jakoś się uda wygospodarować.

Centrum Badań, Rozwoju, Szkolenia, ale nie z nazwy, tylko z rzeczywistego planu na to miejsce. Instytucja, która będzie wypuszczać w Polskę nowych trenerów, wychowawców, psychologów sportu, dyrektorów sportowych, prezesów, rzeczników prasowych i szefów marketingu. Dom, w którym każdy młody piłkarz otrzyma kompleksową i fachową opiekę, a to wszystko podczas dość klasycznego zgrupowania. Ośrodek, w którym nie przespacerujesz się bez spotkania jakiegoś autorytetu szkoleniowego, w którym nie rzucisz kamieniem, by nie trafić jakiegoś interesującego wykładowcy.

Tak bym widział polskie Clairefontaine. I ubolewam, że na razie szanse na taki projekt są niewiele większe niż na hotel za 100 baniek z 200 miejscami noclegowymi dla uczniów nieistniejącej szkoły mistrzostwa sportowego.

Komentarze