Skarb Euro: Rumunia, czyli co się dzieje, gdy nowe pokolenie nie nadchodzi

Rumunia nie będzie faworytem do wyjścia ze swojej grupy, ale posiadła jedną cechę, której zazdrościć może jej każdy zespół na świecie. Nie przegrywa meczów.

Radu Dragusin i Edward Iordanescu
Obserwuj nas w
Action Plus Sports Images/Independent Photo Agency/Alamy Na zdjęciu: Radu Dragusin i Edward Iordanescu

Reprezentacja Rumunii z naszej polskiej perspektywy zawsze była tym surowym nauczycielem, na którego lekcje nie lubiło się chodzić. Nic z tego nie wynosiliśmy, poza kolejnymi “pałami”. Długo Rumuni mieli z nami absurdalnie dobry bilans bezpośrednich spotkań, ale o załamaniu ich pokolenia niech najlepiej świadczy fakt, że ostatnio to my ich ogrywaliśmy gdzie chcieliśmy i jak chcieliśmy.

Nazwa kapeli: Rumunia

Kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów – mogliby powtarzać kibice reprezentacji Rumunii. U schyłku XX wieku Rumunia była zespołem, na którego koncerty chętnie się chodziło. Z naszej, polskiej perspektywy, mogliśmy patrzeć z zazdrością na to, w jakim stylu tamtejsi rockmani szarpią za struny, i zastanawiać się, czemu w kraju, który wcale nie jest bogatszy od naszego, da się zmontować taką kapelę. Rumunia zakwalifikowała się na wszystkie trzy mundiale lat 90. i za każdym razem wychodziła z grupy (raz osiągając nawet ćwierćfinał). Na wieńczącym XX wiek Euro 2000 także połakomiła się o miejsce w najlepszej ósemce zespołów na kontynencie. Każdy kibic w Europie znał jej głównych frontmanów.

Milewski & Olkiewicz o szansach Rumunii na Euro 2024


Zobacz także: terminarz Euro 2024

I nagle wszystko runęło. Świetne pokolenie odsunęło się w cień, a nowe nie nadeszło. To było jak zastąpienie dobrego gitarowego grania zespołem O-Zone. Podmienienie “Highway to Hell” na “Dragostea Din Tei” (tak, wiemy, że to utwór mołdawski, ale skala jest zachowana). Od opisywanego wyżej czasu Rumunia nie dostała się na żaden mundial, a awans na Euro 2024 jest dopiero trzecim w pierwszym ćwierćwieczu XXI wieku. Po żadnym z dwóch pozostałych nie udało się wyjść z grupy. Ba – nie udało się wygrać żadnego turniejowego meczu (bilans 0-3-3). Teraz też Rumunia, pozbawiona wielkich gwiazd europejskiej estrady, nie będzie faworytem.

Tyle że obecna kadra udowadnia, że może zaskakiwać. W eliminacjach wyprzedziła Szwajcarię, a w całym cyklu liczącym 10 meczów nie przegrała ani raz (6-4-0). Bazuje przede wszystkim na defensywie (zaledwie pięć straconych goli!), ma też ten jeden legendarny czynnik – charakter. Dwukrotnie w eliminacjach odwracała losy spotkań, w których przegrywała (od 0:2 do 2:2 w Szwajcarii oraz wyjazdowa wygrana z Izraelem 2:1, mimo szybkiej bramki dla gospodarzy). Ale czy będzie w stanie znów zagrać koncert porywający tłumy?

Dyrygent: Edward Iordanescu

Na początek polski wątek – rumuńskie media jeszcze w kwietniu łączyły rumuńskiego mistrza batuty z Legią Warszawa. Edward Iordanescu miał być ponoć jednym z głównych kandydatów do zastąpienia Kosty Runjaicia po Euro 2024, ale już wiemy, że polskie wątki skończą się jedynie na tej plotce.

Ciekawych wątków w przypadku tego trenera jednak nie brakuje. Pierwszy z brzegu – to syn Anghela Iordanescu, prawdziwej legendy rumuńskiej piłki, autora (też jako selekcjoner) pamiętnego ćwierćfinału mistrzostw świata w 1994 roku. Pewnie niewiele jest zespołów na świecie, których na przestrzeni lat dyrygentami było międzypokoleniowe kombo rodzinne, a już na pewno jeszcze mniej takich, których praca jest jednoznacznie uznawana za sukces.

Iordanescu jest też częścią rumuńskiej popkultury. Przez lata był związany z jedną z najpopularniejszych piosenkarek w tym kraju – Delią Matache. Para ostatecznie rozstała się w 2006 roku, ale przy naszych nawiązaniach do muzyki, wspomnienie o tym było koniecznością.

Przechodząc już do rzeczy, Iordanescu nie był oczywistym kandydatem do pokierowania zespołem narodowym. Pierwszym wyborem federacji był Laszlo Boloni, doświadczony trener prowadzący obecnie Metz. Związek nie dogadał się jednak z 70-latkiem i musiał szukać dalej. Później było jak obecnie w Bayernie – każda zaproszona na rozmowy osoba odmawiała. Aż ostatecznie padło na Iordanescu, mimo że w kraju nigdy nie kojarzył się z sukcesem – wyłączając powiązania rodzinne. Z FCSB w 2021 roku wyleciał po zaledwie trzech miesiącach pracy, mimo całkiem niezłej średniej punktowej (2,17). Wcześniej prowadził CFR Cluj, gdzie jedynym zdobytym przez niego trofeum był mało istotny Superpuchar Rumunii. Ale w kadrze odnalazł się doskonale i mimo początkowych perturbacji i bardzo słabych wyników w 2022 roku, zespół zaliczył niespodziewany skok jakościowy w roku 2023. Wystarczy powiedzieć, że po porażce w listopadzie 2022 przeciwko Słowenii, Rumuni na kolejną czekali do marca 2024, gdy towarzysko ulegli Kolumbii (2:3).

Edward Iordanescu
Edward Iordanescu, fot. DPPI Media/Alamy

Solista: Radu Dragusin

Nie ma obecnie w rumuńskim zespole nikogo, kogo aktualną karierę i potencjał można by przyrównać z Radu Dragusinem. W Juventusie, do którego trafił jeszcze jako nastolatek nigdy na dobre nie zaistniał (choć to tam zaliczył debiut w Serie A), ale nie przeszkodziło mu to, by w wieku 22 lat mieć już za sobą transfery warte 10 mln euro (do Genoi) oraz 30 mln euro (do Tottenhamu). W północnym Londynie potrzebował dwóch miesięcy na zaliczenie pierwszego pełnego meczu, ostatnie dwie kolejki sezonu to też występy po 90 minut.

Osoby wierzące w symbolikę powiedzą zapewne, że nieprzypadkowo obrona stała najmocniejszą stroną reprezentacji Rumunii akurat wtedy, gdy pozycja Radu Dragusina w europejskiej piłce zaczęła rosnąć. Sam pochodzi ze sportowej rodziny, z której rodzice też reprezentowali Rumunię – ojciec w siatkówkę, matka w koszykówkę. Najlepszą cechą Dragusina jest jego umiejętność gry w powietrzu. Na półmetku obecnego sezonu – czyli w chwili, gdy Tottenham już był na niego zdecydowany – pod względem wygranych pojedynków nad ziemią był drugim najlepszym zawodnikiem Serie A. Ma świetny timing także w ofensywie i stanowi olbrzymią wartość dodaną przy stałych fragmentach gry. To musiało się skończyć transferem, choć niekoniecznie do Tottenhamu, bo Dragusin znalazł się też na liście życzeń Manchesteru United i Bayernu Monachium. A fani piłki w Rumunii wreszcie mieli okazję, by emocjonować się takimi nazwami w kontekście rodzimego futbolu.

Radu Dragusin
Action Plus Sports Images/Alamy

Mogą fałszować: ofensywa

Rumunia nie jest zespołem grającym z przodu heavy metal. Iordanescu uznał, że skoro największą gwiazdą jest obrońca, a z przodu z trudem można znaleźć duże nazwiska, postawi na defensywę. To zdaje egzamin i jednocześnie sprawia, że trudno liczyć na fajerwerki z przodu. Kiedyś wiązano bardzo duże nadzieje z Ianisem Hagim, synem tego Hagiego. W kadrze debiutował w wieku 20 lat, zaliczył transfer do Genk, później do Glasgow Rangers, jednak stracił cały 2022 rok na leczenie zerwanych więzadeł w kolanie. Obecnie przebywa na wypożyczeniu w Alaves, ale w La Liga nie grywa regularnie.

A jednocześnie Hagi wciąż jest jednym z największych nazwiski w zespole, jeśli chodzi o piłkarzy ofensywnych. Pewnie ze względu na ligę, w jakiej gra, bo wielu jego kolegów, którzy również mieli potencjał, z poważnej piłki zrezygnowali. Kapitan Nicolae Stanciu występuje na scenach w Arabii Saudyjskiej, podobnie zresztą jak Florin Tanase, który – wydawało się – miał papiery na większe granie.

Scena debiutów: Radu Dragusin

Nikt inny nie pasuje, bo w kadrze powołanej na marcowe mecze towarzyskie, Dragusin był… najmłodszy. Rumunia najwidoczniej nie dysponuje młodzieżą na wyższym poziomie, a już na pewno nikim, kto gwarantowałby eksplozję talentu podczas kluczowego koncertu. Dla Dragusina Euro też będzie turniejem prawdy, bo do tej pory na żadnym nie miał okazji zagrać, a 15 występów w kadrze to też nie jest dorobek, który na dziś imponuje.

Gdyby byli utworem: O-Zone – Dragostea Din Tei

Już w tym tekście się rzekło raz, rzeknie się i drugi. Rumunia dziś to już nie jest zespół na wyższym poziomie niż O-Zone, choć trzeba przyznać, że z jakichś powodów – czy ktoś w ogóle to rozumie? – ta piosenka wielu ludziom się podobała. Więc nie wszystko stracone.

Miejsce na liście przebojów: faza grupowa

Rumunia wszystkich zaskoczyła wyprzedzając w eliminacjach Szwajcarię, więc jak najbardziej możliwy jest scenariusz, że w grupie z Belgią, Słowacją i Ukrainą zajmie drugie miejsce. Przypuszczamy jednak, że presja wielkiego turnieju oraz najmniejsze doświadczenie spośród wszystkich tych ekip zadziała na niekorzyść Rumunów.

Komentarze