Starcie z Legią? “Przygotowuję się jak do każdego innego meczu” [WYWIAD]

Grzegorz Tomasiewicz spędził w Legii Warszawa 4 lata. Dziś, już jako zawodnik Piasta Gliwice, w meczu z ekipą Kosty Runjaicia ma szansę udowodnić, że w stolicy niesłusznie go skreślono. Jaką drogę musiał pokonać, by znaleźć się w Ekstraklasie? Czy długo zastanawiał się, gdy Piast zadzwonił z ofertą? I jak czuje się w roli ojca?

Grzegorz Tomasiewicz
Obserwuj nas w
Fot. Pressfocus Na zdjęciu: Grzegorz Tomasiewicz
  • – Fajnie byłoby pokonać Legię. Musimy wyjść tak jak do starcia z Rakowem. Bez respektu i grać swoje – mówi przed meczem Piast – Legia Grzegorz Tomasiewicz.
  • Grzegorz Tomasiewicz wychowywał się w Jaworznie i tam stawiał pierwsze piłkarskie kroki.
  • W juniorskich i młodzieżowych reprezentacjach Polski Grzegorz Tomasiewicz rozegrał prawie 50 spotkań. W pierwszej kadrze nie udało mu się jednak do tej pory zadebiutować.

Odzyskać skuteczność

Rozmawiamy po meczu z Radomiakiem, a przed spotkaniem z Legią. Domyślam się, że ten czas poświęciliście na treningi strzeleckie. Jeśli nie liczyć samobója strzelonego przez Zorana Arsenicia, to Piast jest jedyną drużyną, która nie zdobyła w tym sezonie gola z gry.

Wiemy, ile mamy tych sytuacji, ale mimo iż są one dogodne, to nie zdobywamy goli. Szkoda, bo moglibyśmy znajdować się znacznie wyżej w tabeli. Nasza praca się nie zmienia. Mamy treningi strzeleckie i skupiamy się na poprawie skuteczności. Na pewno te bramki z gry szybko się pojawią. A jak dla mnie, to możemy wygrywać wszystkie mecze po 1:0 po rzucie karnym.

Pewnym wytłumaczeniem dla Was może być brak Kamila Wilczka.

Wiadomo, jak groźny i bardzo potrzebny drużynie jest to napastnik. Liczymy na jego doświadczenie. Wie, kiedy przytrzymać piłkę, kiedy zagrać, potrafi dojść do sytuacji w polu karnym.

Mocno byliście na siebie wkurzeni po meczu z Radomiakiem? Przy odrobinie szczęścia mogliście spokojnie strzelić trzy gole, a zdobyliście tylko jednego.

Z perspektywy tego, co działo się na boisku, możemy cieszyć się z jednego punktu. Pamiętajmy, że przegrywaliśmy 0:1. Z drugiej strony do przerwy mogło być 2:0 dla nas i wtedy spokojnie kontrolowalibyśmy to, co działo się na murawie.

Za chwilę mecz z Legią. Przygotowujesz się jakoś szczególnie do tego pojedynku? Spędziłeś sporo czasu w klubie z Warszawy.

Nie. Przygotowuje się do tego spotkania jak do każdego innego meczu. Aczkolwiek wiadomo, że fajnie byłoby pokonać Legię. Musimy wyjść tak jak do starcia z Rakowem. Bez respektu i grać swoje.

Boisko obok domu

Pochodzisz z Jaworzna. Tam stawiałeś pierwsze piłkarskie kroki. Jak wyglądały te początki u ciebie?

Zacząłem jak miałem 6 lat. Pod blokiem było boisko i tam kopałem piłkę z innymi dzieciakami. Podpatrywał nas trener Grzegorz Stadler, który był także nauczycielem WF-u. Zaprosił nas na testy na halę w Jaworznie, by sprawdzić, czy w ogóle jest sens to kontynuować. Okazało się, że tak i dostaliśmy do szkółki Szczakowianki.

Byłeś kibicem Szczakowianki?

Tak, chodziłem na mecze. Potem, jak już byłem w szkółce, to miałem okazję podawać piłkę, gdy Szczakowianka grała w I czy II lidze. Fajne czasy, dużo ludzi na stadionie, mocny skład. Szkoda, że to nie przetrwało.

Pamiętasz jeszcze jak Szczakowianka grała w Ekstraklasie?

Tak, pamiętam inauguracyjny mecz w Ekstraklasie. Grali przeciw Wiśle Kraków. Było 1:1. Późnej jeszcze przypominam sobie spotkanie z Polonią Bytom o utrzymanie w starej II lidze. Szczakowianka strzeliła na 2:0 w 90. minucie, ale w doliczonym czasie gry Polonia zdobyła kontaktowego gola. Wtedy liczyły się bramki strzelone na wyjeździe, więc to bytomianie zostali w lidze, a my spadliśmy. Od tego momentu wszystko się posypało.

Smutek po degradacji

Byłeś dzieckiem, gdy Szczakowiankę zdegradowano. Pamiętasz, co czułeś, gdy dowiedziałeś się, że twój klub nie utrzyma się w lidze?

Było mi przykro. Żyłem w tym klubie, podawałem piłki na meczach, a potem przyszły te baraże, które stały się początkiem końca.

Gdy myślisz o tamtych latach, masz żal, że nie wszystko odbywało się uczciwie?

Takie były czasy. Dobrze, że już minęły… Cieszę się, że przed meczem nie wiadomo, jaki będzie wynik.

Pierwsza zmiana klubu

Potem kontynuowałeś swoją karierę w Ruchu. Wybrałeś Niebieskich przez sentyment czy po prostu stworzyli ci najlepsze warunki?

To była decyzja sportowa. Grałem w kadrze Śląska i tam trenerzy zachęcali mnie, bym poszedł do szkoły do Chorzowa, która funkcjonowała pod patronatem UKS Ruchu Chorzów. Oprócz mnie jeszcze dwóch chłopaków przeszło testy i we trójkę zaczęliśmy jeździć do Chorzowa.

Przeskok poziomów był duży?

Nie. W Jaworznie mieliśmy bardzo dobry rocznik. Grałem z chłopakami urodzonymi w 1994 roku [Grzegorz Tomasiewicz urodził się w 1996 roku – red.] i zdobyłem z nimi mistrzostwo Śląska. Mieliśmy dobry skład, fachową kadrę szkoleniową. Nawet gdybym tam został, to też mógłbym się rozwijać.

Daleko od domu

Kolejnym krokiem w twojej karierze była Legia. Nie bałeś się jako 16-latek przenosin do stolicy, kilkaset kilometrów od domu?

Zauważono mnie, gdy występował w reprezentacji Polski U-15. Legia zaprosiła mnie na testy, wystąpiłem w dwóch sparingach, zobaczyłem jak wygląda sam klub i internat. Wtedy uznaliśmy, że warto zrobić ten kroczek w karierze. Oczywiście było mi smutno opuścić rodzinny dom, pojawiła się jakaś łezka.

Jak wyglądały te pierwsze dni w internacie w Warszawie?

Łatwo nie było. Doskwierała rozłąka z rodzicami. Dobrze, że mogłem o tym wszystkim zapomnieć w czasie treningu.

Nie miałeś chwil zwątpienia? Że może lepiej wrócić do Jaworzna i poszukać klubu bliżej domu?

Raczej nie. Miałem swój cel i na tym się skupiałem. Z rodzicami i menedżerem przemyśleliśmy ten ruch. Trafiłem do najlepszego klubu w Polsce, który zapewniał mi najbardziej dogodne warunki do rozwoju.

Twoim menedżerem był wtedy Cezary Kucharski. Jak wspominasz z nim współpracę?

Pan Kucharski dostrzegł mnie na meczu reprezentacji Polski U-15. Potem mieliśmy dwa, trzy spotkania. Rozmawiało się dobrze, przedstawił mi plan działania. Współpracowaliśmy razem kilka lat. Jako zawodnik nie mam mu nic do zarzucenia. Był wobec mnie w porządku.

Doświadczenie życiowe

Co, poza aspektem piłkarskim, dał ci pobyt w Warszawie?

Przechodziłem wtedy z etapu dzieciństwa w etap dorosłości. Rozwinąłem się na pewno pod względem doświadczenia życiowego. Byłem przygotowany do chwili aż osiągnę pełnoletniość.

Warszawa i jej możliwości nie kusiły?

Nie, w internacie mieliśmy dobrą opiekę i musieliśmy wracać o konkretnej godzinie. Rano była szkoła, po południu treningi, do bursy wracaliśmy na kolację. Nie było czasu na inne rzeczy.

A szkoła? Jak sobie dawałeś w niej radę?

Szczerze mówiąc, dużo czasu nie poświęcałem na naukę. Były stopnie dostateczne i zdawałem z klasy do klasy. W tamtym czasie często bywałem na zgrupowaniach czy to kadry wojewódzkiej czy reprezentacji Polski. Dochodziły też mecze ligowe. Po obozie trzeba było wrócić do szkoły i jakoś nadrabiać, a nie wszyscy nauczyciele byli wyrozumiali.

Trener kontrolował oceny w szkole?

Tak, co jakiś czas trener sprawdzał nasze oceny. Jeśli z czymś był problem, przeprowadzał rozmowę. Przeważnie po takiej rozmowie trzeba było usiąść, nauczyć się i poprawić.

Kierunek: Arka

Zastanawiasz się czasem, dlaczego nie udało ci się przebić w Legii? Cezary Kucharski mówił, że jesteś talentem na miarę Leszka Pisza.

Jakiś lekki żal miałem. Czułem, że zasługuje na szansę, ale mimo to grali inni. Uznałem w końcu, że trzeba szukać próbować przebić się gdzie indziej.

No właśnie. Dorosłej piłki zasmakowałeś w Arce, do której trafiłeś z Legii. To był dobry ruch?

Z perspektywy tego, ile rozegrałem minut, może nie był to jakiś bardzo udany czas. Ale z drugiej strony wyciągnąłem dużo wniosków. Był to dla mnie przede wszystkim pierwszy kontakt z drużyną seniorską, z bardzo doświadczonymi zawodnikami. Nauczyłem się grać ze starymi wyjadaczami. Jeśli weźmiemy pod uwagę kwestię przestawienia się z piłki młodzieżowej na seniorską, to można powiedzieć, że zrobiłem dobrze, przenosząc się do Arki. Wywalczyliśmy się też awans do Ekstraklasy. Pamiętam, jak przejeżdżaliśmy otwartym autokarem przez miasto i świętowaliśmy z mieszkańcami.

“Nie zastanawiałem się ani chwili”

Regularnie w pierwszym składzie w I lidze zacząłeś występować u trenera Dariusza Banasika, którego ponownie spotkałeś na swojej drodze w Pogoni Siedlce. To człowiek, któremu najwięcej zawdzięczasz w karierze?

Wyciągnął mnie z dołka. Czułem smutek i gorycz, gdy zawodnicy w moim wieku, z którymi grałem w kadrze narodowej, i od których nie odstawałem, są już po sezonie lub dwóch w Ekstraklasie. Trener Banasik mi zaufał, dzwonił i namawiał, żebym do niego przyszedł. Jak zaproponował mi grę w Siedlcach, nie zastanawiałem się ani chwili. Wiedziałem, że stwarza się dobra okazja. Tym bardziej, że byłem młodzieżowcem, a kluby pierwszoligowe muszą wystawiać młodzieżowców w pierwszym składzie. Współpracę z nim wspominam bardzo pozytywnie.

Grzegorz Tomasiewicz w czasach gry w Pogoni Siedlce (fot. Pressfocus)

Czas w Siedlcach dał ci transfer do Mielca, a stamtąd już droga do Ekstraklasy nie była długa. Ciężko było ci się przestawić na to, jak gra się w elicie?

Może nie był to szok, ale różnicę wyczuwałem. Kultura gry, tempo gry. Po pewnym czasie dałem radę się przestawić. Ten awans był dla mnie niesamowicie ważnym momentem w karierze. Bałem się, że jeśli wtedy się nie uda, to mogę nigdy nie posmakować Ekstraklasy. Na szczęście udało się.

Zmiany trenerów

W Mielcu przeżyłeś zwolnienie trenera Dariusza Marca, a w Gliwicach zwolnienie Waldemara Fornalika. Która z tych sytuacji była dla ciebie większym szokiem?

Gdy trener Marzec został zwolniony, byłem na wakacjach. Mocno mnie to zaskoczyło, bo przecież byliśmy po awansie do Ekstraklasy. Ale w sumie chyba tak musiało być. Z kolei gdy zwalniano Waldemara Fornalika, to my, zawodnicy, graliśmy źle i zawodzimy. Jak się okazało, że zarówno nam, jak i trenerowi Fornalikowi, ta sytuacja ostatecznie wyszła na dobre.

W Stali miałeś ugruntowaną pozycję. Gdy zgłosił się po ciebie Piast, długo zastanawiałeś się nad transferem?

To była szybka decyzja. Od razu wiedziałem, że to jest klub dla mnie.

Teraz prowadzi was Aleksandar Vuković. Jak różni się praca z nim od pracy z trenerem Fornalikiem?

Na pewno z trenerem Vukoviciem pracujemy intensywniej. Chcemy grać bardzo agresywnie, wysokim pressingiem. Trener Fornalik miał inny styl, choć oczywiście te zajęcia też były na dobrym poziomie. Co do warstwy psychologicznej – trener Vuković częściej z nami rozmawia. Niemniej jednak złego słowa o Waldemarze Fornaliku nie powiem złego słowa. 

Lubisz rap? Niedawno wystąpiłeś w teledysku do utworu „Scenariusz istnienia” jaworznickiej grupy NWZ.

Lubię słuchać rapu. A jeśli chodzi o nagranie, to o występ poprosili mnie znajomi. A ja chętnie się zgodziłem. Było to dla mnie bardzo sympatyczne doświadczenie.

Reprezentacja, czyli temat wciąż niezamknięty

Rozmawiamy tuż po meczach reprezentacji Polski z Wyspami Owczymi i Albanią. Nasza kadra nie popisała się, a już szczególnie zawodnicy grający na twojej pozycji. Ale do rzeczy: czy myślisz jeszcze o pierwszej reprezentacji?

Zawsze sobie jakieś cele. Nigdy nie mówi „nigdy”. Muszę robić swoje, ciężko pracować, a kto wie… Może kiedyś to powołanie przyjdzie.

Dużo grałeś w reprezentacjach juniorskich i młodzieżowych. Niemal 50 spotkań. Jest taki mecz, który wyrył ci się najbardziej w pamięci?

Przede wszystkim debiut w reprezentacji U-16 z Belgią. I może pamiętam jeszcze mecz eliminacyjny U-17 w Bułgarii. Wygraliśmy 2:1. Strzeliłem gola z główki, a potem wyłożyłem piłkę Pawłowi Stolarskiemu.

Był też taki mecz z Włochami U-20 w Pile. Strzeliłeś wtedy gola, a my wygraliśmy 3:1. Przeciw wam grali Matteo Pessina, Federico Dimarco czy Riccardo Orsolini.

Pamiętam bardzo dobrze ten mecz. To był mój powrót do kadry. Wcześniej grałem w drużynie U-19, potem mnie trochę pomijano. W zasadzie na to starcie z Włochami zostałem dowołany.

Nieciecza, rok 2017. Grzegorz Tomasiewicz w walce o piłkę z reprezentantem Węgier U-20 Bence Lenzserem.

Przyjaźnie z boiska

Zostały przyjaźnie z młodzieżowych reprezentacji?

Może nie przyjaźnie, ale utrzymuję kontakt z kilkoma chłopakami. Czasami rozmawiamy. Przyjaźnie nie przetrwały, bo wszyscy się porozjeżdżaliśmy w różne miejsca. Inni już nie grają w piłkę i mają inne zajęcia.

A z klubów, w których występowałeś?

Tak, w Stali Mielec zaprzyjaźniłem się z Krystianem Getingerem i Bartoszem Nowakiem, który dziś gra w Rakowie. Mamy świetny kontakt i jeśli tylko jest czas, to się spotykamy rodzinnie.

Rozumiem, że pogratulowałeś Krystianowi Getingerowi ładnej asysty w meczu z Radomiakiem?

Oczywiście, od razu wysłałem mu SMS-a. Jak już wszedł do szatni, to wiadomość na niego czekała.

Hiszpania lub Holandia

Gdy patrzysz na to, co już osiągnąłeś, to jesteś zadowolony ze swojej kariery?

Jestem zadowolony. Wiadomo, że jako młody chłopak miałem większe oczekiwania. Kiedyś interesowały się mną zagraniczne kluby, ale nie zdecydowałem się na wyjazd. Ale być może jeszcze uda mi się spróbować gry w innym kraju. Jednak teraz nie myślę o tym, bo mam kontrakt z Piastem. Jeśli przyjdzie oferta, to wtedy się zastanowię. 

Masz jakąś ligę, do której chciałbyś trafić?

Dla niewysokiego i ofensywnego zawodnika jak ja dobra byłaby liga hiszpańska albo holenderska.

Jako młody chłopak nie przyjąłeś ofert zagranicznych klubów. Gdyby teraz młody zawodnik zapytał cię o radę w tej kwestii, to co byś odpowiedział?

Myślę, że doradzałbym mu wyjazd.

Tata od niedawna

Od niedawna jesteś tatą. Jak zmieniło się twoje życie od momentu urodzenia syna?

Moja forma poszła w górę. Jest to doświadczenie życiowe, moje życie przewróciło się do góry nogami. Cieszę się bardzo, że syn jest z nami. Oby fajnie rósł i mógł obserwować, jak gram. Jak podrośnie, to będziemy sobie kopać piłkę.

Wysypiasz się przed meczami?

Tak, bo klub zapewnia hotel przed meczami.

Chciałbyś, żeby syn też poszedł w twoje ślady?

Nie myślałem o tym. Będę szanował jego wybory. Jeśli będzie chciał grać, to będę go wspierał. Jeśli nie, to tęż będę go wspierał.

Na co w tym sezonie stać Piasta? Jesteście w stanie pomieszać szyki Legii, Rakowowi, Lechowi i Pogoni?

Myślę, że tak. Tym bardziej, że dobrze prezentujemy się w meczach z drużynami z TOP4. Pokonaliśmy Raków, od Lecha byliśmy niewiele gorsi, z Pogonią w zeszłym sezonie dwa remisy. Codzienną, ciężką pracą możemy to osiągnąć. Worek z bramkami musi się otworzyć. Nie chcemy jednak wyznaczać sobie jakichś celów. W grudniu, po rundzie jesiennej, usiądziemy i wtedy będziemy wiedzieć, o co walczymy.

Komentarze