Paweł Jaroszyński: Jestem na siebie wkurw…

- Możemy dyskutować czy piłkarsko dałem radę, czy byłem za słaby na Serie A, czy podejmowałem dobre decyzje, czy zagrałem więcej dobrych niż słabych meczów. Ale ja już to przeżyłem. Nie wyciągniesz mi tego z życiorysu - mówi Paweł Jaroszyński, obrońca Cracovii, w wywiadzie dla Goal.pl.

Paweł Jaroszyński, Cracovia
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Paweł Jaroszyński, Cracovia
  • Paweł Jaroszyński w Serie A i w Serie B rozegrał łącznie ponad 110 spotkań. Rok temu został wypożyczony do Cracovii, a latem przeniósł się do Krakowa już na stałe
  • W naszej rozmowie mówi między innymi o tym, że każdego ligowcowi poleca wyjazd na zachód, bo nawet w przypadku powrotu wracasz jako lepszy piłkarz i mądrzejszy człowiek
  • Wahadłowy Cracovii mówi też o tym, że jest rozczarowany swoją dyspozycją oraz zapewnia, że “Pasy” utrzymają się w Ekstraklasie

Paweł Jaroszyński o Cracovii

Damian Smyk: W 2018 roku na łamach Weszło zostałeś zapytano o to, czego najbardziej się boisz. Pamiętasz swoją odpowiedź?

Paweł Jaroszyński (Cracovia): Chyba nie…

Że najbardziej boisz się powrotu do Ekstraklasy. Dlaczego zatem wróciłeś?

Decydowały już kwestie życiowe. Mogłem zostać we Włoszech i tułać się po wypożyczeniach. W Salernitanie dostałem jasny przekaz: Paweł, nie ma dla ciebie miejsca w drużynie, poszukaj sobie wypożyczenia. Ale przemyślałem to sobie wszystko. Miałem już wtedy żonę, dwójkę dzieci. Usiedliśmy, porozmawialiśmy i uznaliśmy, że potrzebujemy stabilizacji. Na stole leżał trzyletni kontrakt od Cracovii, więc wybór był prosty.

Ponoć jest tak, że jeśli zagrasz w Serie A te 30-40 meczów, to trudno wypaść na aut. Zawsze ktoś cię weźmie czy to z Serie A, czy Serie B.

Też mam takie wrażenie. Nawet z autopsji – miałem propozycje wypożyczeń. Na pół roku, na cały sezon.

A to cię nie interesowało.

Gdyby się pojawiła opcja transferu definitywnego z klubu włoskiego, to pewnie byśmy tam zostali. Chodziło o stabilizację. Dostałbym kontrakt na trzy lata w klubie, gdzie miałbym perspektywy na regularne granie, to na pewno byśmy zostali. Ale takich propozycji nie było. Dostałem telefon z Cracovii i zdecydował rozsądek. Poza tym – to jest Cracovia. Dla mnie klub wyjątkowy.

Coraz częściej dyskutuje się, że niektórzy piłkarze niepotrzebnie wyjeżdżają z Ekstraklasy. Oś sporu przebiega między tezą “zostań w Polsce, zagraj 300-400 meczów w jednym klubie, zostań jedną z legend” i “wyjedź na kilka sezonów, bujaj się po klubach, najwyżej wrócisz po czasie do Polski”. Teraz ta rozmowa wraca przy wyjeździe Slisza z Legii do Atlanty.

Gdybym miał wybrać coś z tych dwóch opcji, to każdemu powiem: “jedź, nawet nie zastanawiaj się”. Rozwijasz się jako człowiek, chłoniesz kulturę, poznajesz świat, uczysz się języka. A piłkarsko… Słuchaj, ja też mógłbym wtedy powiedzieć “nie jadę teraz, zostaję w Cracovii, może trafi się coś ciekawszego”. A dzień później bym zerwał więzadła i już bym na ten poziom nie wrócił. Do końca życia bym sobie wypominał odmowę. Dostałem ofertę z ligi TOP5 Europy i miałbym powiedzieć, że nie chcę? Nie ma szans.

Czyli Sliszowi też byś powiedział: jedź, Legia zawsze będzie.

Oczywiście. MLS się rozwija, Ameryka to świetny kraj. Historia pokazuje, że z MLS też zawodnicy byli powoływani do reprezentacji. Ja nie widzę minusów. Poza tym, wiesz… Wyjeżdżasz za lepszym, nigdy za gorszym. Bartek na pewno swoje zarobi, stamtąd może przenieść się do lepszej ligi.

Tylko u nas

Była taka fala wyjazdów z Ekstraklasy do Włoch. Często kończyło się to powrotem po czterech-pięciu latach. Przypuszczam, że rozmawialiście też między sobą. Wracaliście jako lepsi piłkarze?

To idzie dwutorowo. Z jednej strony – wracasz jako lepszy piłkarz, bo trenowałeś kilka lat na wyższej intensywności. Mi nawet nie chodzi o to, co się czasami słyszy, że “na zachodzie się szybciej biega”. Raczej o poziom na na treningach, gdzie trenujesz z lepszymi zawodnikami, więc ta piłka szybciej krąży, margines błędu jest mniejszy. Doświadczenie meczowe też cię zmienia. W moim przypadku to jest ponad setka tych meczów na poziomie Serie A i Serie B.

Świetna jest ta historia z San Siro. Byliście tam razem z jeszcze twoją ówczesną dziewczyną, której powiedziałeś, że “kiedyś tu zagram”.

A później zagrałem, gdy już byliśmy małżeństwem. Wiesz, śmiechy śmiechami, to fajna anegdotka do sprzedania w wywiadzie, ale nikt mi tego nie zabierze. Usiądę sobie za ileś lat z rodziną i będę mógł sobie przypomnieć to spełnianie marzeń. Możemy dyskutować – czy piłkarsko dałem radę, czy byłem za słaby na Serie A, czy podejmowałem dobre decyzje, czy zagrałem więcej dobrych niż słabych meczów. Ale ja już to przeżyłem. Nie wyciągniesz mi tego z życiorysu.

Dlaczego warto wyjechać z Ekstraklasy?

A ta druga strona?

To jest ta strona powrotu jako lepszy człowiek. Ja wyjeżdżałem w wieku 23 lat. Może nie jako kompletny gówniarz, ale jednak masz wtedy mniej w głowie. Tuż przed wyjazdem wzięliśmy ślub, po wyjeździe urodziła nam się dwójka dzieci. Wyjeżdżałem jako chłopak, wróciłem jako mężczyzna.

Patrząc na kwestie piłkarskie – masz niedosyt po tych latach we Włoszech?

Mam, mam, mam… Ten pierwszy okres był kluczowy. Muszę podziękować trenerowi, że nie rzucił mnie na głęboką wodę, wdrożyłem się z zespół, przyzwyczaiłem się do tempa. Wprowadzali mnie etapami – sparingi, debiut w Pucharze Włoch, później liga. Ale żałuję tego, jak to się potoczyło po zmianie dyrektora sportowego i trenera z Salernitanie.

Pod koniec czułeś już, że jesteś po prostu pozycją na liście kontraktów?

Ładnie ujęte. Ale tak było. Zmieniły się kluczowe osoby w klubie, robili czystki w kadrze, odszedłem jako jeden z ostatnich z tej całej grupy. Ale sygnał był jasny – “Paweł, nie ma cię w planach klubu”. Został tylko Norbert Gyomer i gra do dziś. Ale reszcie z tej całej grupy powiedziano, że możemy się pakować. Wymienili właściwie wszystkich. Ale wspomnienia zostały, mam kontakt z niektórymi kibicami, więc wydaje mi się, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty, bo wciąż są w Serie A.

Skoro wspomniałeś o Salernitanie, porozmawiajmy o Rizie Durmisim, nowym piłkarzu ŁKS-u. CV bardzo mocne, ale z jakichś powodów trafił do Ekstraklasy. Jak go wspominasz?

Często łapał urazy. To też typ lekkoducha. Jak mu się coś nie spodobało, to wszystkim dookoła to komunikował – drużynie, trenerowi… Ale czysto piłkarsko – przepiłkarz. Kozak. Problem jest tylko taki, że całokształt już tak nie działał. CV naprawdę mocne, jeszcze nie tak dawno miał kontrakt z Lazio. W Salerno nie był pierwszym wyborem, więc musiało być coś nie tak.

Włochy to najlepsze miejsce do życia w Europie?

Nie, najlepsza jest Polska. Zwłaszcza Lubelszczyzna. Ale poważnie – Włochy są piękne. Zależy od gustu, wiadomo, ale wydaje mi się, że trudno znaleźć piękniejsze miejsce do życia. Ja też jestem takim gościem, który lubi dom, lubi odpocząć – przy żonie i dwójce dzieci to już w ogóle.

POLECAMY TAKŻE

Często nawiązujesz do rodziny. Tacierzyństwo zmienia piłkarza?

Oj, zdecydowanie. Uczy cierpliwości. Takiego wyrachowania. Zmieniają się priorytety. Jasne, kocham futbol, ale pamiętam siebie sprzed założenia rodziny – liczyła się tylko piłka. Dzisiaj futbol to zawód. Poświęcam mu się, robię maksimum na treningach, to samo w meczach, ale wracasz do domu i twoje myśli uciekają już od tego świata. Skupiasz się na żonie, na dzieciach, na byciu razem.

Co sobie myślałeś, gdy wracałeś do Polski już tak ostatecznie?

Że zamykam pewien okres. Że to już. Wspomniałeś te słowa, że bałem się powrotu. Wtedy się nie bałem, ale wiedziałem, że podbój świata się skończył, teraz stabilizacja i chęć pokazania się w Polsce. Ale miałem wobec siebie dużo większe oczekiwania niż to, co dawałem przez ostatnie półtora roku.

No tak. Wyobraźmy sobie, że przykładowa Jagiellonia ściąga – dajmy na to – Serba, który ma ponad setkę meczów we Włoszech. Oczekiwania byłyby takie, że przychodzi gość, który będzie ligową topką na swojej pozycji.

Nie wiem, jak to dobrze ująć, by to dobrze wybrzmiało. Szukam odpowiedniego słowa, ale mówiąc najszczerzej jak potrafię, to po prostu jestem wkurw… na siebie. Wiem, jak jestem w stanie grać, a widzę, jak grałem do tej pory po powrocie.

Zastanawiałeś się nad tym, dlaczego tak jest?

Gdybym wiedział, to pewnie byłoby lepiej. Moglibyśmy tutaj wyłożyć ileś czynników, ale ta ostatnia runda była zła, bo szwankowało zdrowie. Grasz, masz problem zdrowotny, wypadasz, tracisz rytm, wracasz, już jest okej, znów pauza… To rozregulowuje. Gubisz rutynę. Sam na siebie jesteś zły, chociaż nie masz na to wpływu. Nakręcasz się, głowa gdzieś ucieka.

Co się stało jesienią, że zagrałeś pół rundy prawie wszystko, a później kompletnie przepadłeś?

Miałem zapalenie oskrzeli. Akurat to nałożyło się na okres, gdzie mieliśmy sporo grania. Organizm odmawiał mi posłuszeństwa – trenowałem normalnie, ale nie byłem w stanie wyjść i zagrać 90 minut. To frustrowało, bo właściwie straciłem prawie połowę grania.

Przypuszczam, że rozmawiacie między sobą o tym, co się stało z drużyną w drugiej części rundy. Jakie macie wnioski?

Na pewno mocno dotknęła nas choroba i śmierć profesora Filipiaka. Czuć było między nami, w szatni, że żyjemy w zawieszeniu. Że odszedł ktoś najważniejszy w tym klubie. Nawet po przyjeździe na obóz wspominaliśmy profesora… Ale tych czynników jest więcej. Posypaliśmy się zdrowotnie, tych urazów było dużo. Daliśmy sobie zabrać punkty, których teoretycznie stracić nie powinniśmy. Ale ja wierzę w ten zespół. Widzę, że stać nas na dużo więcej.

Gdyby przechodził tutaj ktoś z otwartą stroną bukmachera, a ty miałbyś ze sobą portfel…

Nie mogę obstawiać!

Ale wiesz do czego dążę. Byłbyś w stanie obstawić dużo pieniędzy na to, że Cracovia się utrzyma?

Ja jestem o tym przekonany. Nawet nie mam takiej myśli, że spadniemy. Za bardzo wierzę w tych chłopaków, mam zbyt duże zaufanie do sztabu, by myśleć, że będziemy pod kreską. Cracovia nigdy nie spadnie.

Komentarze