Za wcześnie, by skreślać Raków. Ale czas bić na alarm [PODSUMOWANIE 20. KOLEJKI]

Czekaliśmy od grudnia, ale wreszcie się doczekaliśmy. Ekstraklasa wróciła. I to z przytupem! Pierwsza kolejka w 2024 roku zdecydowanie dowiozła pod kątem emocji, jakości, ładnych bramek, ale i kontrowersji. No to co - czas na pierwsze podsumowanie tej piłkarskiej wiosny.

Dawid Szwarga
Obserwuj nas w
Mateusz Porzucek/PressFocus Na zdjęciu: Dawid Szwarga
  • Wróciła Ekstraklasa! I to w jakim stylu – otwarcie 2024 roku w polskiej lidze było naprawdę ciekawe
  • W jedenastce kolejki brylują piłkarze Cracovii, która rozbiła Radomiaka Radom aż 6:0
  • Pochylamy się też nad wyjazdową formą Rakowa Częstochowa, który doznał zaskakującej porażki z rąk Warty Poznań

Wyjazdowa niemoc Rakowa

To dość absurdalna ciekawostka statystyczna. Otóż Raków Częstochowa stracił na wyjazdach więcej goli w tym sezonie niż ŁKS. A żeby nie było, że łodzianie dobrze radzą sobie w delegacjach – na stadionach rywali przegrali wszystkie dziewięć meczów. Jednak to częstochowianie stracili podczas spotkań wyjazdowych więcej goli – po niedzieli jest ich już dwadzieścia, a ŁKS w poniedziałek stracił bramkę numer osiemnaście i dziewiętnaście.

Jasne, lepiej stracić więcej bramek, ale mieć jakiekolwiek punkty w delegacjach. Raków z wyjazdów przywiózł osiem punktów, ŁKS żadnego. Natomiast trzeba się natrudzić, by znaleźć w górnej połowie tabeli zespół, który podczas meczów wyjazdowych punktuje tak miernie, jak zespół Dawida Szwargi. Jest nim tylko Stal Mielec z bilansem 2-2-6. Tyle samo oczek zgromadziła Korona (1-5-4). Nawet Piast zebrał ich więcej przy niecodziennym bilansie 1-8-1.

W niedzielę Raków przegrał 1:2 w Grodzisku Wielkopolskim z Wartą. I mocno utrudnił sobie zadanie walki o mistrzostwo Polski już na samym starcie rundy wiosennej. Podczas wszelakich programów zapowiadających start rundy bardzo wielu ekspertów wskazywało Raków w roli faworyta do zdobycia tytułu. Bardzo szeroka i jakościowa kadra, możliwość skupienia się wyłącznie na krajowym podwórku, zażegnana część problemów zdrowotnych. Argumenty zwolenników tezy “Raków obroni mistrza” nie wydawały się pozbawionymi logiki.

Ale Raków był kompletnie bezproduktywny do przerwy, przegrywał 1:2, a jedynego gola strzelił z rzutu karnego. Po przerwie goście bili głową w mur, opierali się na tuzinach dośrodkowań, które z rzadka dochodziły celu. Oczywiście Warta broniła się mądrze, świetnie wyglądał Jędrzej Grobelny, natomiast przyzwyczailiśmy się do tego, że Raków w zamkniętych meczach jest w stanie strzelić gola z kurzu. Ot, chociażby jak w jesiennym starciu z ŁKS-em, gdzie też częstochowianom szło jak po grudzie.

Tak się jednak nie stało. Piotr Klimek, który po każdej kolejce na podstawie modelu matematycznego prowadzi tabelę z prawdopodobnymi rozstrzygnięciami w Ekstraklasie, donosi o ciekawej zmianie w czubie tabeli. Otóż przez układ wyników 20. kolejki Raków wypadł poza podium. Wciąż ma ponad 50% szans na zajęcie miejsca w TOP3, ale rzut oka na te rzeczywistą tabelę podpowiada, że wiosną ekipa Szwargi margines błędu na minimalny. Lub wręcz nie ma go wcale, gdy mówimy o obronie tytułu.

Do Jagiellonii i Śląska częstochowianie tracą już dziewięć punktów i choć mają mecz zaległy, to nie jest to stratą, którą odrabia się w jeden szczęśliwy weekend. Wątpliwości wciąż budzi regularność Rakowa, obsada ataku, rywalizacja na kilku pozycjach. I choć trzeba bić na alarm, to jednak widać w tym wszystkim światełko w tunelu. Definiując problem widzimy, że Raków ma problemy na wyjazdach, ale… wszystkie mecze z czołówką ligi mistrzowie Polski zagrają u siebie. Kolejno – Lech, Legia, Pogoń i Śląsk będą musiały się wybrać do Częstochowy. Z Jagiellonią zespół Szwargi grał już dwa razy.

W złym bilansie bramkowym są zatem też pozytywy na przyszłość.

Jedenastka 20. kolejki Ekstraklasy

Cracovia zagrała z Radomiakiem tak, że spokojnie moglibyśmy tu zmieścić jeszcze kilku piłkarzy “Pasów”. Chociażby Kakabadze czy Atanasova. Ostatecznie jednak w jedenastce kolejki znaleźliśmy miejsce dla trzech graczy z Krakowa – dla duetu napastników Kallman-Makuch oraz jednego z największych bohaterów weekendu, czyli Pawła Jaroszyńskiego. Show w Gliwicach odstawił z kolei Adrian Kapralik, który jesienią był transferowym rozczarowaniem, ale z 2024 rokiem przywitał się dubletem i asystą.

Po meczu we Wrocławiu głośno było o aferze butelkowej i o tym, czy Cojocaru symulował ból po trafieniu plastikiem w plecy. Ale patrząc tylko na kwestie sportowe, to Rumun wyglądał w tym spotkaniu świetnie. Osiem obronionych strzałów – coś takiego rzadko się zdarza w Ekstraklasie. Przed nim obok Pankova (grał ryzykownie, ale dwukrotnie uratował Legię oraz zaczął akcję bramkową) i Szymonowicza stawiamy na Hofmeistera. Po cichu facet wyrasta na jednego z najlepszych defensywnych graczy ligi. Bardzo skuteczny w pojedynkach, silny, nieustępliwy, a jeszcze potrafi dorzucić coś z przodu.

Bohater kolejki: Paweł Jaroszyński

– Nie wiem, jak to dobrze ująć, by to dobrze wybrzmiało. Szukam odpowiedniego słowa, ale mówiąc najszczerzej jak potrafię, to po prostu jestem wkurw… na siebie. Wiem, jak jestem w stanie grać, a widzę, jak grałem do tej pory po powrocie – mówił nam miesiąc temu Jaroszyński.

Nie ma przypadku w tym, że Cracovia rozglądała i nadal rozgląda się na lewym wahadłowym. Z jednej strony to pozycja, na której brakuje rywalizacji, a z drugiej – Jaroszyński od powrotu do Polski nie wyglądał dobrze. W dodatku jesienią przyplątały mu się problemy zdrowotne, stracił prawie pół rundy. W zimowych sparingach wyglądał przyzwoicie, był zdrowy, wszędzie było go pełno na boisku.

I jasne, że Radomiak grający w dziesięciu (a później i w dziewięciu) nie był najmocniejszym rywalem, na którego mogła trafić tego dnia Cracovia. Ale dwa gole i asysta lewego wahadłowego “Pasów” to wynik imponujący. Cieszą się ci, którzy mieli go w Fantasy Ekstraklasa, bo nikt nie zapunktował tak wysoko. A jeszcze dorzućmy do tego fakt, że ten pierwszy gol nadaje się do nominacji go gola kolejki i mamy występ niemal kompletny.

A, jeszcze czyste konto. No, dobra, w takim razie to był występ kompletny.

Zagranie kolejki:

Definicja wejścia do ligi z buta. Jasne, były w tej kolejce inne ładne gole – wspomniany Jaroszyński, petarda odpalona przez Podolskiego, strzał Murawskiego, główka Felixa. Ale ta bramka Danny’ego Trejo jest wyjątkowa. Po pierwsze – przywitał się chłop z kibicami z Kielc golem na wagę zwycięstwa. Po drugie – trafienie było naprawdę przedniej urody. A po trzecie – przewidział to Kamil Kuzera, który posadził Trejo na ławce, ale powiedział mu, że dostanie swoją szansę i będzie na koniec szczęśliwy. Nostradamus.

Mecz kolejki: Widzew Łódź – Jagiellonia Białystok 1:3 (1:2)

To już powoli robi się nudne – ileż można wybierać mecz z udziałem Jagiellonii na najciekawsze spotkanie weekendu? Ale cóż tu zrobić, jak ekipa Siemieńca jak zwykle daje show.

Jasne, były w tym starciu kontrowersje sędziowskie. Brak rzutu karnego dla Widzewa, bardzo trudna sytuacja do oceny przy trafieniu Marczuka, raz też zaśmierdziało przy okazji upadku Hansena. Ale jeśli tak odsiać te emocje związane z sędziowaniem, to wciąż dostajemy – jak zwykle – esencje świetnego widowiska.

Oba zespoły wykręciły liczbę ataków pozycyjnych powyżej swojej średniej z sezonu, mieliśmy sporo walki pod polami karnymi, łącznie dziewięć celnych uderzeń, ładne gole, świetna akcja Jagi przed trafieniem Marczuka… Białostoczanie dowożą, Widzew nie chciał być gorszy, ale jakość jest dziś po stronie współlidera.

Cytat kolejki: Jacek Magiera o Valentinie Cojocaru

Co do incydentu, który miał miejsce, wyglądało to trochę na aktorską grę ze strony bramkarza Pogoni. Widziałem sytuację na wideo. Nie wiem, czy ta butelka go w ogóle musnęła. Zagrał taktycznie. Nic się tam nie wydarzyło. Chociaż wrzucenie butelki na boisko nie powinno mieć miejsca. To jest coś, co jest naganne. Natomiast aktorska gra bramkarza Pogoni ogromna, który nie został uderzony butelką. (cytat za Transfery.info)

Nie sposób było pominąć sytuację z końcówki meczu we Wrocławiu. Jeden z kibiców Śląska rzucił na boisko butelkę, ta pofrunęła w okolice… no właśnie. Czy w okolice bramkarza Pogoni, czy jednak trafiła go w plecy? Możemy oglądać to sobie klatka po klatce, ale stuprocentowej pewności mieć raczej nie będziemy.

Tak czy siak – chyba za dużo energii tracimy na zastanawianie się nad tym, czy Cojocaru faktycznie zareagował przesadnie. Zachowanie kibica Śląska było skandaliczne, Komisja Ligi już nałożyła na klub kary i kropka.

Komentarze